Rozdział Piąty


Burzowe Pustkowia



- Laura! - wołał Kalif - Laura! Gdzie jesteś!? Potrzebuję cię tutaj! Choć tu na chwilę!
Laura zostawiła swoją starą, podniszczoną, szmacianą lalkę, wstała i pobiegła w stronę namiotu, gdzie stał jej dziadek. Laura była małą dziewczynką i miała siedem lat. Długie brązowe włosy zakrywał brązowo-szary kaptur, w którym chodziła. Biegła radośnie do swojego dziadka. Już dawno przyzwyczaiła się do burz i piorunów nad jej głową, które błyskały niemiłosiernie, cały dzień i noc. Vermilium jak zwykle było nie ubłagalnie zachmurzone i jak zwykle ciężko było stwierdzić, czy jest noc czy dzień. Przy namiocie stał dziadek dziewczynki, Kalif. Starszy mężczyzna, mający ponad pięćdziesiąt lat. Miał krótko ścięte, siwe włosy, również zakrywane przez kaptur, długi wzrost a także miła twarz i całkiem muskularna sylwetka, jak na kogoś w podeszłym wieku. Dziewczynka podbiegła do dziadka.
- Laura skarbie - zwrócił się do niej Kalif - Pomóż bratu przynieść wodę ze studni.
- Dobrze dziadku - odpowiedziała, po czym pobiegła w stronę studni, gdzie właśnie kończył wyciągać wodę jej brat.
Wzięła jedno wiadro a trzynastoletni piegowaty chłopak, wziął dwa i razem poszli w stronę namiotu. Mieszkali z dziadkiem i ojcem. Ich matka nie żyła. Zmarła wcześnie. Mała Laura nawet jej nie pamięta. Życie w środku Vermilium, na burzowych pustkowiach dla wielu oznaczało śmierć. Brak opieki medycznej sprawił, że dziewczynka nie mogła nacieszyć się swoją matką.
Szli w stronę namiotu. Minęli sąsiadów, którzy robili coś z namiotem. W oddali widzieli jak współmieszkańcy zrzucali głazy z pobliskiej skarpy. Ich wioska była otoczona skarpami z trzech stron. Była to dosyć bezpieczna lokacja chroniąca ich przed napastnikami. Mijali kolejne namioty gdy nagle, niecałe dziesięć metrów od nich uderzył grom. Laura upuściła wiadro, które się wylało. Była przyzwyczajona do piorunów, ale ten był inny, jakby bardziej złowrogi. W pierwszej chwili jej brat pomyślał, że to nic takiego i nawet się nie obrócił by spojrzeć w stronę uderzenia, ale po chwili, gdy usłyszał krzyki innych mieszkańców, domyślił się, że to coś co uderzyło nie było zwykłym piorunem.

Była to kula gromu. Wywołana przez smoka. Wielki fioletowo-niebiesko czarny smok leciał w stronę wioski. Miał przynajmniej dziesięć stóp wysokości i szerokie skrzydła, które gdy rozpościerał, wyglądały jak wielkie czarne zasłony. Krótka jak na smoka szyja i szeroka twarz miotająca gromem a także masywne, pokryte smoczymi łuskami w trzech mieniących się kolorach cielsko. Stworzenie zataczało kręgi nad obozowiskiem. Niebo rozdarło jego ryknięcie. Wystrzelił kolejną kulę niebieskiego gromu. Trafił w jeden z prymitywnych budynków w osadzie. Wybuch rozsadził budynek, rozwalając jego znaczną część na kawałeczki. Wszyscy zaczęli się rozbiegać. Smok był coraz bliżej. Miotał kulą gromu strzelając w namioty i ziemię, lub ludzi powodując całkowity chaos. Wszyscy zaczęli panikować i biegać jak szaleni. Kilku osadników chwyciło za łuki i oszczepy, jednak ich marne próby zaatakowania smoka były bezskuteczne. Oszczepy i strzały tylko odbijały się od smoka.
Brat Laury chwycił ją za rękę i zaczęli uciekać. Wpadali na ludzi biegających w panice. Starali się dostać do domu. W międzyczasie Kalif i ojciec Laury biegli w ich stronę. W końcu Kalif ich zobaczył. Podbiegli do siebie.
- Zabierz ich stąd! Szybko! - rzekł Kalif - Ja muszę pomóc zatrzymać smoka.
- Dziadku nie idź! - wołała Laura - Coś ci się stanie!
- Nic mi nie będzie - odrzekł jej dziadek z uśmiechem - Idźcie!

Ojciec wziął dzieci i skierowali się w stronę skałek, które zapewniały im więcej osłony. Ich namiot nie był już bezpiecznym miejscem. Smok zapalił już parę innych swoim gromem. Kalif biegł w stronę obrońców wioski. Smok podleciał do atakujących go obozowiczów. Uderzył kolejną kulą gromu, trafiając i anihilując kompletnie łucznika i kilka osób przy nim. Kalif wściekły rzucił oszczepem. Smok dostał w skrzydło. Było to jedyne miejsce, w które można go było jeszcze zranić. Jednak i tak było to trudne. Smok uderzył gromem a ten atak wywrócił mężczyznę. Na szczęście dla niego nie był to zbyt celny atak. Stwór podleciał dalej strzelając do niewinnych ludzi. Zaatakował tym razem Laurę a także jej brata i ojca. Jej ojciec widząc wcześniej, że stworzenie w nich celuję, popchnął dzieci, spychając je do rowu. Sam próbował uskoczyć. Dzieciom nic się nie stało, ale ojciec Laury, mimo że odskoczył i tak oberwał. Smok zawrócił, uderzając ogonem o szczyt domu, rozwalając dach. Odleciał.
Kalif krzycząc, podbiegł do rodziny. Laura i jej brat podeszli do ojca. Leżał zakrwawiony na ziemi i się nie ruszał. Podbiegli inni i pomogli im przenieść mężczyznę. Kalif kazał rodzeństwu pozostać przy sobie. Chciał zaoszczędzić im widoku ich ojca w takim stanie.

Osada uspokoiła się. Kalif biegał i starał się pomagać komu się da. Cały czas miał na oku rodzeństwo. W pewnej chwili podszedł do niego jeden z osadników i powiedział:
- Kalif. Mamy problem. Railey tu przyjechał i chce rozmawiać z tobą.
- Nie mam teraz czasu dla niego - rzucił przez ramię mężczyzna, sprawdzając czy kolejny obozowicz żyję.
- On nam groził - mówił osadnik - Mówi, że jeśli nie przyjdziesz to zacznie nas zabijać.
- Co!? - obrócił się Kalif - Co on sobie ubzdurał! Właśnie przeżyliśmy atak gromowładnego smoka! Czego tu chce!
Kalif udał się w stronę wejścia wioski. Stał tam umięśniony mężczyzna z krótkimi kręconymi brązowymi włosami. Szeroki w barach Railey, był przywódcą grupy. Jego zamiary nie mogły być przyjazne, gdyż to bardzo zły człowiek. Obok niego stali ludzie a za nimi kilkanaście soraków. Była to grupa Raileya nazywający samych siebie Barbarzyńcami Gromu. Wszyscy mieli ubrane podobne płaszczę co osadnicy. W przeciwieństwie do osadników nie zakrywali swoich głów.

Kalif stanął naprzeciw a jego współplemieńcy stanęli za nim.
- Czego chcesz Railey!? - zapytał gniewnie Kalif - Po coś tu przylazł!?
- Jakby to ująć? - zastanowił się Railey - Przyszliśmy po wasze, żelazo. Wszystko co macie.
- Co!? - zapytał mężczyzna zdziwiony - Chyba sobie żartujesz!?
- Nie - oznajmił Railey i skinął na swojego człowieka pokazując w stronę jednego z osadników. Ten wycelował kuszą, naładowaną niebieską błyskawicą. Bełt kuszy wystrzelił, zabijając wskazanego mieszkańca. Kalif tylko wyciągnął rękę jakby chciał w ten sposób mu pomóc. Nie mógł nic zrobić. Railey zaśmiał się - Teraz chyba zrozumiałeś, że nie żartujemy.
- Ty potworze! - powiedział wstrząśnięty Kalif - Zabiłeś go!
- Jeśli nie chcesz abym zabił więcej - zaczął Railey - To oddajcie mi wasze żelazo. Wasz metal. Wszystko co macie.
- Po co ci one? - zapytał Kalif - To ma coś wspólnego ze smokiem tak? Polujecie na niego dosyć długo.
- To nie twój interes! - odrzekł - A teraz dawaj metal, albo sami sobie weźmiemy! - tu skinął na kolejnego ze swoich ludzi i wskazał cel. Kolejny osadnik został zastrzelony. Tym razem Kalif skoczył na Raileya. Ten był zbyt silny i dodatkowo umiał się bić. Zablokował atak i uderzył Kalifa w twarz tak, że osadnik upadł. Następnie go kopnął, gdy ten leżał na ziemi. Wtedy z za namiotu wybiegła Laura. Podbiegła do dziadka. Jej brat też wybiegł za nią, chcący ja stamtąd zabrać. Raileya tylko to rozśmieszyło.
- Co za wzruszająca scena - powiedział wyśmiewając się z niego - Zaraz się rozpłaczę. Hmm. A może poza waszymi zapasami i żelazem weźmiemy sobie też parę dziewczyn - zwrócił się do swoich ludzi - Chłopaki, który lubi młode?
Słysząc te słowa brat dziewczynki podbiegł do niego wściekły i zaatakował. Railey tylko go złapał i kopnął w brzuch kolanem. Chłopak się zgiął. Mężczyzna kopnął go jeszcze w ten sposób trzy razy. Rzucił nim jak workiem ziemniaków o ziemię i się zaśmiał. Kazał swoim ludziom przeczesać najbliższe namioty i brać co im się podobało. Barbarzyńcy gromu, zaczęli plądrować osadę. Jak wspomniał ich przywódca porwali też kilka kobiet. Kalif próbował zatrzymać ich, ale znowu oberwał od Raileya.
- Proszę - powiedział Kalif - Weźcie co chcecie, ale zostawcie te kobiety w spokoju!

- Weźmiemy co nam się podoba Kalif - odrzekł barbarzyńca - A ty i twoi Ludzie Burzy nic na to nie poradzicie. Znudziło nam się napadanie przechodniów. Czas zemsty nareszcie nastanie. Zabijemy ich wszystkich i zapłacą za to, że traktują nas jak śmieci. Król Algbert zapłaci za swoje.
Wzięli to co zrabowali i odjechali. Osada, zniszczoną przez smoka, okradziona przez Barbarzyńców Gromu, była w okropnym stanie. Kalif wiedział, że będzie teraz ciężko odbudować wioskę. Nie podołał zadaniu chronienia jej. Wyglądało na to, że znów muszą się stąd wyprowadzić.


Część 1

Burza zwiększała się. Szkarłatny Wojownik podążał przez łąki Vermilium, aby dostać się do Inferniki. Obok niego gruchotały pioruny i uderzały zarówno w pobliskie górki jak i oddalone pola. Błyskawica uderzała niejednokrotnie w proste pole. Ergo nie bał się uderzeń, ale nadal nie mógł się przyzwyczaić do głośnego huku blisko uderzających piorunów. Przez pierwsze kilka razy, nawet na chwilę stracił słuch. Przy każdym razie jednak odzyskiwał ten zmysł po kilkunastu a później nawet kilku sekundach. Obracał w dłoni piorunochron, urządzenie, które dostał za wykonane zadanie w mechanicznym mieście. Wbrew mylącej nazwie, nie był to zwykły piorunochron. Małe urządzenie, wielkości trzonka od młotka i o podobnym kształcie, było przykryte metalową pokrywą i skrywało wewnątrz skomplikowany mechanizm. Ludzie go nie wynaleźli, lecz odkryli. Urządzenie pochodzi z miasta stworzonego przynajmniej półtorej tysiąca lat temu, przez szlachetną rasę, która żyła niegdyś w Vermilium. Ludziom udało się jedynie rozmontować to urządzenie i zmodyfikować je w celach przenośnych. Jeden z takich wynalazków był w rękach Ognistego Czarnoksiężnika.
Bohater szedł przez Vermilium, które należało do zachodniego króla. Król Algbert, nigdy tak naprawdę nie skolonizował tego miejsca. Było pozostawione niezamieszkane, ale i tak zostało uznane za część królestwa Algberta, gdyż zajął swoimi ludźmi jego niewielką część. Tyle tylko, że to to samo co powiedzieć, że zjadło się jabłko, chociaż zaledwie się je ugryzło.

Ergo był ubrany w czarną koszulę z czerwonym odcieniem, przykrytą ciemno czerwonym płaszczem, wyglądającym na materiał, jakby ze skóry, jednak były to tylko pozory. Pod płaszczem długości do połowy jego ud, miał wiele pasków z klamrami. Klamry służyły przeważnie do podtrzymywania pasków ze sprzętem i uzbrojeniem bohatera. Większość sprzętu trzymał pod płaszczem na koszuli. Płaszcz miał też wysoki kołnierz, którego końcówki, odstawały na długość pół stopy. Czarne spodnie ze szkarłatnymi elementami, występującymi na nich, które wyglądały jakby wzory, również miały powiązane paski z klamrami i zawierały niewielką część ekwipunku Wojownika. Wysokie ciemnoszare ciężkie buty i ciemnozłote bransolety, z wkutymi czerwonymi rubinami, na rękawach płaszcza dopełniały jego wyglądu, choć to nie on był najważniejszy w tym stroju. Pod koszulą Ergo miał kolczugę ochronną a sam płaszcz i spodnie nie tylko były jak pancerz, który dodatkowo nie ogranicza ruchów, ale też chroni przed większością ataków słabszych ataków. Jest w stanie zatrzymywać ciepło z wewnątrz i nie wpuszczać ciepła z zewnątrz co sprawia, że jest idealnym strojem na podróż gdziekolwiek. Jedynym minusem ubioru bohatera jest to, że to wszystko razem z całym jego wyposażeniem, waży dużo. Mimo to Czarnoksiężnik przyzwyczaił się do tego. Na ramię miał zarzuconą, ciemnoczerwoną torbę podróżną, w której trzymał zapasy żywnością i inne. Zostawiał ją w różnych miejscach, jednak zawsze po nią wracał.

Miał dwadzieścia trzy lata. Był wysokiego wzrostu mając ponad sześć stóp wysokości. Szeroki w barach i umięśniony, co nie było zauważalne z jego obecnym ubraniem. Bardzo krótkie włosy, utrudniały rozpoznanie ich koloru. Kolorem tym był ciemny blond. Miał oczy koloru czerwonego, przypominające jego krwistoczerwone płomienie, które był w stanie wytwarzać swoja magią. Rysy jego twarzy, która miała zimny wyraz, były przeciętne i sprawiały, że Ergo wyglądał poważnie. Czarnoksiężnik rzadko się też uśmiechał.
 

Szedł przez łąki Vermilium, w wysokich trawach, które były mierzwione przez silny wiatr. W oddali było widać pagórki i kamieniste tereny a także skałki również występujące w tym regionie. Jednak od innych regionów w Argonie, Vermilium odróżniał się ciemnymi chmurami, które prawie nigdy nie opuszczały nieba. Brak świecącego słońca to codzienność. Plusem jest to, że noce dzięki błyskawicom, nie są wcale takie ciemne. Czasami w miejscach bez chmur, które się rzadko pojawiały, można było zobaczyć ciemno błękitne, wręcz kobaltowe niebo. Ergo, idąc, minął zwiędłe drzewo. Roślinność poza trawą i najprostszymi roślinami, w Vermilium, była niewielka. Zwłaszcza drzewa, rzadko tam występowały. Niebieskie pioruny uderzały co kilka sekund w różnych odległościach. Raz daleko raz blisko, lub w średniej odległości. Czasami uderzały jednocześnie dwa a nawet i więcej naraz.

***
  
Wojownik mijał skałki. Widział jak pomiędzy głazami przemykają jakieś stworzenia. Wiedział, że prędzej czy później zaatakuje go coś niebezpiecznego. Pytanie było tylko kiedy. Starał się trzymać otwartych pól, aby widzieć co go otacza. Szedł dalej. Jakiś czas później, idąc przez wysoką łąkę usłyszał jak coś szarżuję w jego stronę. Obrócił się i ujrzał kilka stworów, zbliżających się w jego stronę z dużą prędkością. Najwidoczniej bestie, znudziły się czekaniem. Czarnoksiężnikowi wystarczyła chwila, by przyjrzeć się stworzeniom i je rozpoznać. Były to drimgloki. Białoszare i czarne bestie, można porównywać do wielu zwierząt. Połączenie tygrysa, lwa, geparda, hieny i dużej dzikiej świni to tylko próby opisania tego zwierzęcia. Drimgloki nazywane są tygrysami burz. Są one w jakiś zagadkowy sposób przetrzymać na burzowych pustkowiach i ani razu nie oberwać piorunem. Wyjątkowo niebezpieczne z wielkimi cielskami i wilczymi mordami. W paszczach mają mnóstwo ostrych jak brzytwy kłów. Szpony mają takiej samej długości. Ciężkie i silne bestie są dodatkowo bardzo szybkie i zwinne. Gruby białoszary tułów, Garb zakończony futrzanym irokezem, długie uszy i cztery łapy, które dopadają ofiarę z prędkością, której nie powstydziłyby się nawet gepardy.

Ergo zaczął działać. Podszedł do mającej dziesięć stóp wysokości skarpy, stając do niej tyłem. Wywołał czerwone płomienie machnięciem ręki i podpalił trawy w odpowiedniej odległości. Drimgloki zaatakowały. Pierwszy skoczył przez płomienie, pozostałe, albo zostały, albo pobiegły na skarpę, by tam zeskoczyć dopadając Wojownika. Zwierze doskoczyło, ale bohater rozłożył swój miecz, trzymany przy dolnej części pleców na pasku, będąc odwrócony lekko do góry ostrzem.
Zamachnął się na bestie, zadając cios w głowę, rozcinając ją drimglokowi. Mimo to Bestia nadal była sprawna. Szkarłatny odsunął się na bok i spróbował odrąbać zwierzęciu głowę. Szyja drimgloka była najmiększym miejscem, więc miecz przebił ją od razu. Ich skóra jest strasznie ciężka do przebicia. Nawet miecz, wzmacniany czerwonym ogniem, który płonął w niektórych miejscach ostrza, nie był w stanie przebić skóry stworzenia tak łatwo. Nawet ciosy w głowę często niebyły fatalne.
Ergo rozłożył kolejną broń. Było to koło z ostrzami znane jako chakram. Miało małą rączkę, która umożliwiała trzymanie ostrza. Drimglok zeskoczył ze skarpy prosto na bohatera, przewracając go, Wojownik przyłożył mu koło do twarzy i po przyciśnięciu małego przycisku w rączce, ostrze zaczęło się obracać. Niczym piła przecinało mordę zwierzęcia. Czarnoksiężnik wydostał się zgrabnie z pod bestii i rzucił ostrzem w kolejnego. Trafił w głowę. Przycisnął przycisk rozcinając głowę bestii. Piłował ją przez chwilę a drugą ręką rozłożył kuszę z za pleców. Strzelał czystym ogniem zamiast strzały a zmechanizowanie kuszy samo ją przeładowywało. W ten sposób miał nieograniczoną amunicję. Strzały nie zabiły drimgloków, ale je odepchnęły i zadały jakieś uszkodzenia. Jeden z nich nawet zaczął się palić czerwonym ogniem. Był to dodatkowy efekt mocy bohatera. Powrócił swój chakram z ostrzami do ręki, gdyż było połączone malutkim przewodem z rączka. Rzucił nim i wbił go do drimgloka piłując mu twarz.


Ogień chroniący go już się zmniejszył. Ergo kontynuował strzelanie a druga ręką zadawał ciosy dyskiem. Wykończył wszystkie sześć, które do niego podeszły. Zobaczył następne kilka biegnących z oddali. Kilka innych były już blisko. Wojownik schował sprzęt i wytworzył w dwóch rękach dwie falę swojego ognia. Posłał je w stronę dwóch drimgloków, po jednej na każdego, podpalając je. Bestie spłonęły. Zobaczył, że trzy nadbiegające są już bliżej. Wyciągnął i zaczął strzelać kuszą i kulami ognia z drugiej ręki jednocześnie. Padł najpierw pierwszy a potem drugi. Pozostał tylko jeden. Bohater strzelał trafiając, ale ten nie upadł. Zbliżał się i zaraz miał rzucić się na niego. Wojownik ciągle strzelał, aż bestia padła w ostatnim momencie. Mężczyzna tylko się odsunął, aby nie zostać przywalonym jego cielskiem
- Brawo! - powiedział głos za Ergo - Nieźle sobie poradziłeś. Szkarłatny obrócił się. Zobaczył grupę jeźdźców. Siedzieli na swoich sorakach, stojących na skarpie. Spojrzał na tego pośrodku. Mężczyzna przemówił:
- To bardzo ciekawe umiejętności i bronie. Posiadasz niezły arsenał. Przydałby mi się taki.
Ergo westchnął. Rzekł:
- Zapewne nie jesteście wędrownymi handlarzami broni? Znając moje szczęście to jesteście kolejnymi miłymi ludźmi, którzy mają ochotę mnie obrabować, lub zabić. A może jedno i drugie.
- Widzę, że jesteś domyślny przyjacielu - powiedział ten z którym rozmawiał - Nazywam się Railey a to moi ludzie. Nazywamy się
Barbarzyńcami Gromu.
 - Tak? - zapytał bohater - To chyba jednak nie zajmujecie się tym handlowaniem? No chyba, że jednak tak. W takim razie musicie zmienić nazwę na coś weselszego
- Widzę, że jesteś zabawny - powiedział Railey nie przejmując się obrazą.
- Posłuchaj mnie uważnie - rzekł Czarnoksiężnik - zabieraj stąd swoje Burzowe Gospodynie i się wynoście
.
- Nawet mnie bawisz, więc uproszczę ci to zabawny wędrowcze - powiedział Railey nie dając się zbić z tropu próbą naśmiewania się z nich - Możemy cię okraść, ale po tym co widziałem mam propozycję, nie do odrzucenia. Dawno nie miałem dobrego wyzwania. Dlatego zmierzę się z tobą. Jeden na jeden. Jak wygrasz pozwolimy ci odejść. Jak nie to wiesz co się stanie.
- A nie dorzucilibyście soraka za wygraną - zaproponował Wojownik, odrzucając swoją torbę podróżną - Byłbym bardziej zmotywowany.

Railey się zaśmiał. Zszedł z soraka i powiedział.
- Wiesz co. naprawde masz talent do rozśmieszania. Niezły z ciebie błazen, dlatego może nawet cię nie zabiję - zeskoczył ze skarpy - Bez broni i bez sprzętu tylko ty i ja, na pięści. Oczywiście, jeśli przyjdzie ci do głowy oszukiwać, to moi chłopcy zadbają o to, abyś tego pożałował.

Szkarłatny ledwie odrzucił część swojego wyposażenia a umięśniony mężczyzna o podobnym wzroście do niego zaczął go atakować. Railey zadawał ciosy sierpowe, pięścią. Czarnoksięznik blokował, ale wróg był nie tylko szybki. Był też silny. Uderzył kilka razy bohatera w tułów. Zakończył odpychając go kolanem.
- Tylko na tyle cię stać? - powiedział Barbarzyńca i ruszył do ataku.


Ergo zablokował kilka kolejnych ciosów i przeszedł do ofensywy. Zadał Raileyowi serię ciosów, ale ten łatwo większość przyjmował. Kontynuowali starcie wymieniając się ciosami, tymi trafionymi, lub tymi, które bohater blokował. Wojownik zadał kilka niskich kopnięć okrężnych w prawą nogę Barbarzyńcy, gdyż wiedział, że przeciwnik, który nie może stać przegrywa walkę. Jednak obydwoje po tej serii, zaledwie poczuli smak bólu. Po kolejnej seriach wymienianych ataków i bloków, Ergo kopnął okrężnie w okolice wątroby Raileya. Bandyta złapał jego nogę i przytrzymał ją. Chwycił Czarnoksiężnika i rzucił nim, o ziemię, w swoją lewą stronę. Szkarłatny przeleciał spory kawałek lądując na trawie, ale natychmiastowo, przetoczył się wstając. Tym razem Railey posłał kopnięcie. Jego jednak było mniej efektowne, chociaż jakby Wojownik go nie zablokował, zadało by mu trochę bólu. Bohater trafił w twarz i bandyta się cofnął, więc wykonał proste kopnięcie w tułów, a potem posłał kilka okrężnych kopnięć na różnych wysokościach. Barbarzyńca, albo je przyjął, albo zablokował. Niebyły jednak dostatecznie silne, aby go znokautować.
Walka trwała. Ergo nadal atakował jego prawą nogę. W pewnym momencie, gdy zadał atak pięścią, Barbarzyńca go chwycił i rzucił nim. Czarnoksiężnik przetoczył się po ziemi i wstał. Railey zaatakował sierpowym, ale ten zblokował. Posłał szybkie kopnięcie w tułów bandyty, zgiął jego rękę i spróbował przetoczyć się przez jego plecy, zwalając go na ziemię. Railey był zbyt silny. Wojownik źle wymierzył potrzebną mu siłę, by wywrócić wroga. Bandyta pociągnął go i bohater znów musiał przetaczać się po ziemi. Mężczyzna preferował trzymać się z dala od przeciwników o sile Raileya. Jedno uderzenie mogło przesądzić o walce.
Przywódca kopnął odpychająco przeciwnika i ten znowu się przetoczył. Uchylając się w dół, uniknął dwóch sierpowych i zrobił wymach prawej nogi do wewnątrz trafiając go w twarz. Podskoczył kopiąc okrężnie, znów w twarz i cofającemu się wrogowi, zadał skomplikowane kopnięcie wymagające najpierw obrotu. Szkarłatny znów trafił w twarz. Bandyta ponownie się cofnął a jego przeciwnik zaszarżował. Tym razem Railey zaatakował popychając Czarnoksiężnika do przodu, gdy ten chciał wykonać kolejny manewr. Bohater jeszcze raz się przetoczył, ale zanim wstał, Barbarzyńca był przy nim. Chwycił go i zaczął kopać kolanem. Wojownik starał się cofać swój tułów, aby kopnięcia go nie dochodziły. Dzięki temu manewrowi udało mu się również wyrwać z chwytu.
Kopnął Raileya, ale ten ponownie go złapał i pociągnął. Tym razem, Ergo dał się pociągnąć wskakując na bandytę i korzystając z tego, że lekko się ześlizgnął na prawą stronę bandyty, oplótł jego rękę swoimi nogami i własnym ciężarem ciała zepchnął go na ziemie. Tam trzymał jedną nogę na jego gardle nie wypuszczając ręki. Używał nogi, by przydusić przywódcę. Ten próbował się wyswobodzić. Był dość silny, by podnieść bohatera, ale nie na tyle, aby podnieść go i cisnąć nim o ziemię tak mocno, by Wojownik puścił. Próby bandyty stawały się coraz słabsze. Powoli brak tlenu dawał mu się we znaki. Czarnoksiężnik był już pewny, że wygra to starcie, ale poczuł ból rozbijającej się wzmacnianej błyskawicą strzały na jego ramieniu. Uderzenie było tak silne, że musiał puścić. Jakimś sposobem przetoczył się i wstał. Było już za późno. Barbarzyńca też wstał i uderzył przeciwnika. Wojownik nie miał ran dzięki pancerzowi, ale uderzenie bolało i go spowalniało. Kilka ciosów, które posłał Railey wystarczyły, by Czarnoksiężnik padł na ziemię. Dostał kilka kopnięć już na ziemi. Uszkodzenia były zbyt duże. Był niezdolny do walki. Został pokonany.

- Nie jesteś wcale taki twardy - powiedział Railey plując krwią i kopiąc bohatera jeszcze raz. Gdy ten próbował wstać Barbarzyńca wyciągnął jakieś urządzenie i przyłożył je do niego. Wojownik poczuł jak elektryczność przepływa przez jego ciało. Było to bolące i paraliżujące. Rozłożył się na ziemi. Próbował się poruszyć, ale urządzenie go sparaliżowało. Działało trochę inaczej niż porażenie "rozjemcą", bronią używaną przez niebieskich strażników. Po nich ma się drgawki i potem zapada się w nieprzytomność. Z kolei ten pozostawiał cię w pełni świadomym, ale sparaliżowanym. Wojownik już kiedyś takie coś widział.
- Podoba ci się moja zabawka - powiedział Barbarzyńca gromu - Nazywa się "pieszczoch". Zgadnij dlaczego - poraził Ergo jeszcze raz. Z oddali słychać było śmiech pozostałych. Podeszli do niego i na rozkaz Raileya zaczęli zabierać jego ekwipunek. Jego wszystkie bronie. Rozkładali je i składali. Pościągali z niego wszystko poza ubraniem. Z wyjątkiem płaszcza, w którym było przymocowane trochę sprzętu, więc wzięli go całego. Wraz z nim wzięli czerwony rubinowy klejnot, który jest źródłem magii bohatera. Po oczyszczeniu go z przedmiotów, Railey poraził go jeszcze raz. Powiedział coś o zostawieniu go drimglokom. Przywódca Barbarzyńców kopnął go na do widzenia w twarz dwa razy po czym odeszli. Szkarłatny mimo, że sparaliżowany, czuł narastający ból


***

Leżał przez jakiś czas słysząc błyskawice i wybuchy. Myślał. Co on sobie wyobrażał? Przestępcy pozwolą mu wygrać? To nie było honorowe starcie. Gdyby było, wygrałby. Pomimo, że niewiele brakowało by przegrał. Railey był silny i wiedział jak walczyć. Bandyci po prostu by go nie puścili. Wiedział, że kiedyś walka honorowa go zgubi. Trzeba było ich od razu po podpalać.
Wojownik usłyszał dźwięki. Zbliżały się. Były to hieny, albo drimgloki. Podchodziły coraz bliżej. Nadal nie mógł się ruszyć choć bardzo próbował. Duża ilość porażeń sprawiała, że był sparaliżowany całkowicie. Dźwięki narastały. Ergo wiedział, że niema żadnych szans w tym stanie.


***

Laura zapaliła kulę zwiniętej suchej trawy i rzuciła ją w hieny. Te zmieniły obiekt zainteresowania. Na szczęście Kalif był na miejscu. Nabił hienę na dzidę. Druga zaatakowała, jednak też skończyła martwa. Pozostałe trzy uciekły.
- Dziadku musimy mu pomóc - powiedziała Laura.
- Nie możemy - odpowiedział Kalif – Nie wiemy kim jest.
- Proszę cię dziadku! - błagała mężczyznę dziewczynka - On tu zginie! Proszę!
Kalifowi nie podobał się pomysł wzięcia nieznanego do osady. W końcu jednak podjął decyzję.



Część 2

Ergo obudził się w namiocie. Rozejrzał się i zajęło mu chwilę, aby przypomniał sobie co się stało. Namiot był duży i miał kilka łóżek. Wstał. Był bez koszuli. Ktoś musiał go uleczyć, gdyż nie odczuwał już bólu związanego z walką. Jego koszula i ciemna kolczuga, którą zawsze miał pod nią, leżała na niewielkim stole. Ubrał się i wyszedł na zewnątrz. Dwójka młodych chłopaków, którzy stali przy wyjściu zlękli się. Wojownik nie wiedział jakie mieli zamiary, ale gołym okiem było widać, że to oni boją się go bardziej niż on powinien ich.
- Przybyszu! - krzyknęła Laura. Podbiegła do wejścia namiotu, gdzie stał bohater wraz z oniemiałymi strażnikami - Obudziłeś się. To ja i mój dziadek ci pomogliśmy. Przynieśliśmy cię tutaj a on cię wyleczył. Nie musisz się bać.
- Laura nie podchodź! - powiedział jeden z nich - On może być niebezpieczny.
- Nie jest - odpowiedziała - Uratowałam mu życie. Nic nam nie zrobi.
- Jakun! - zwrócił się do drugiego chłopaka pierwszy - Idź po Kalifa! Ja z nimi zostanę.
Drugi chłopak poszedł. Dziewczynka zapytała Czarnoksiężnika:
- Jak masz na imię?
- Ergo - odpowiedział - A ty?
- Laura - odrzekła - Mieszkam w tym namiocie z moim tatą i bratem a także dziadkiem.
- Gdzie jestem? - zapytał Ergo.
- W naszej osadzie - odpowiedziała Laura - Mieszkamy tu odkąd się urodziłam, ale przez smoka i złych ludzi musimy się wyprowadzić.
- Smoka! - bohater zdziwiony w ogóle, że na środku pustyni jest osada a do tego atakuję ich smok.
- Tak - potwierdziła Laura - Atakuje nas często ostatnio. Ostatnim razem, zniszczył nam połowę wioski.
- Laura! - krzyknął Kalif - Co ty robisz. On może być niebezpieczny.
- Świetnie. Znowu to przerabiamy - powiedział do siebie Czarnoksiężnik a potem zwrócił się do Kalifa, który podbiegł do nich, odciągając swoją wnuczkę – Nie jestem niebezpieczny. To znaczy jestem, ale nie dla kogoś kto mi pomógł. Nic jej nie zrobię. 
- Wolałbym nie ryzykować - powiedział Kalif.

Wojownik rozglądnął się po wiosce. Faktycznie były zniszczenia i ludzie krzątali się między namiotami.
- Napadli cię Barbarzyńcy Gromu - rzekł osadnik - Czyż nie tak?
- Skąd to wiesz? - zapytał Ergo.
- Bo tylko oni tutaj maja paraliżujące urządzenie – Nie sądzę, aby hieny czy drimgloki cię tak urządziły. Znaleźliśmy cię sparaliżowanego. Chciałem cie zostawić, gdyż nie mamy za dużo zapasów. Zwłaszcza teraz po ataku smoka. Powinieneś podziękować Laurze. To ona mnie namówiła by cię zabrać.
- Jak długo tu mieszkacie? - spytał bohater.
- Przenieśliśmy się tutaj parę lat temu - mówił - Ale nasza społeczność istnieje od dawna. Nazywamy się Ludźmi Burzy. Nasza osada zapewnia nam ochronę. To znaczy zapewniała. Teraz będziemy musieli się stąd wynosić.
- Mogę się rozejrzeć po waszej osadzie? - zapytał Czarnoksiężnik.
- Jeśli chcesz to tak - rzekł Kalif i skinął na chłopaka. Ten poszedł do namiotu i po chwili wyłonił się z ciemnoszarym płaszczem - Musisz to najpierw włożyć.
- Po co? - zapytał Wojownik.
- Żebyś nie oberwał błyskawicą - odrzekł człowiek burzy - Nazywam się Kalif. Pokażę ci wioskę. Bez obrazy, ale nadal jesteś tutaj obcy, więc nie możemy ci pozwolić chodzić po niej samemu.
Ergo zgodził się. Założył trochę dziwnie pachnący płaszcz. Zarzucił kaptur jak polecał Kalif i poszli na spacer przez wioskę. Była otoczona z wszystkich stron naturalnymi ścianami skalnymi, wysokości trzydziestu stóp. Do wioski prowadziły jakieś dwa przesmyki, którymi zapewne wychodzono i wchodzono. Poza namiotami były też jakieś budynki i konstrukcje. Wiele z nich było podniszczonych, zapewne przez atak smoka. Czarnoksiężnik rzekł:
- Nie wierzę, że cała wioska była w stanie przeżyć w tym miejscu. Na burzowych pustkowiach? Jak wam to się udało? Jak wy tutaj funkcjonujecie?
- Zapewne wydaje wam się, że wygnani na burzowe pustkowia kończą śmiercią - odpowiedział osadnik - No cóż. My chcemy abyście tak myśleli. Polujemy na co się da a to czego tu niema, zastępujemy czymś innym. Nie wszyscy wygnani przeżywają. Nie wszyscy trafiają tutaj. Prawdopodobieństwo przeżycia bez porażenia wcale nie jest takie niska. Trafiając tutaj, masz duże szanse, aby przeżyć dość długo. My chronimy się tymi płaszczami. Są wysmarowane radionem. To coś co znajdujemy w jaskiniach. Fosforyzująca maź. Po rozsmarowaniu sprawia, że błyskawice w nas nie uderzają. W każdym razie nikt, kto go nosi, jeszcze nie został trafiony piorunem. Do dziwnego zapachu można się przyzwyczaić z czasem.


W oddali jacyś osadnicy wyciągali kamienie w górę, na czymś w rodzaju windy.
- Co oni robią? - Ergo zapytał, wskazując na nich palcem.
- To nasz nowy system obronny - odrzekł Kalif - Taka wielka proca. Zaprojektowana przez jednego z naszych. Kiedyś zrzucaliśmy stamtąd kamienie i rozkruszaliśmy. W celach budowlanych. Dzięki różnym ludziom mamy tu naprawdę dużo specjalistów. Jednak nikt nie wie jak pokonać smoka. On i Barbarzyńcy Gromu strasznie nam utrudniają życie.
- Czemu was atakują? - spytał się go Szkarłatny - To znaczy każdy z osobna. Barbarzyńcy chyba nie mają we władaniu smoka?
- Tak - odrzekł - Chociaż mają na celu odnaleźć go. Nie wiem po co im on.
- Kim oni są? - zadał pytanie.
- Kiedyś byli jednymi z nas. Ludźmi burzy. Teraz napadają każdego komu zdarzy się tutaj przechodzić. Kiedyś nas nie zaczepiali, ale teraz nakazują nam oddawać pożywienie, wodę, metal czy nawet nasze kobiety.
- Po co im metal? - zapytał.
- Nie wiem, ale zaczęli dopiero niedawno nas nachodzić. Railey nimi dowodzi. O wiele gorszy od nich jest jednak smok. Atakuje coraz częściej. Nikt niema pojęcia czemu. Nie kradnie nic. Diabelna bestia, tylko niszczy i zabija. Miota gromem i niszczy wszystko - byli już przy chacie - Zapraszam na obiad. Po nim opowiem ci o tym jak tu przeżyła cała osada a potem zdecydujemy, czy możesz tutaj zostać. To znaczy jeśli się sprawdzisz. Będziesz musiał ciężko pracować, ale jeśli jesteś godny zaufania...
- Zaczekaj! - przerwał Ergo - Dzięki za uratowanie, ale ja muszę odnaleźć grupę Raileya i odzyskać mój sprzęt. Potem ruszam do Inferniki.
- Infernika - powtórzył Kalif - Przecież tam jest jeszcze gorzej niż tutaj. To część wschodniego królestwa. Poza tym nie wiem gdzie Railey ma obóz. Ciągle się przemieszczają. A nawet jakbym wiedział to co im zrobisz?

Ergo nie odpowiedział. Weszli do domu i zjedli obiad. Bohater poznał brata Laury i jej matkę. Opowiedzieli mu o tym co się stało ich ojcu. Nadal próbuje wrócić do zdrowia. Nie przeżyłby przeniesienia. To główny powód dlaczego Kalif nie zarządził jeszcze opuszczenia osady. Kalif był przywódcą ludzi burzy. Po obiedzie Laura ułożyła się przy łóżku na ziemi. Uśmiechnęła się do Wojownika. Jej uśmiech był taki słodki, że on prawie go odwzajemnił. Mimo to tego nie zrobił. Siedział na krześle i czekał na to, aż Kalif zacznie swoją opowieść. W końcu zgodnie z obietnicą rozpoczął:
- Wiele lat temu, jak byłem młody, moja rodzina naraziła się ówczesnemu królowi zachodu. Musieliśmy uciekać, gdyż kazał by nas zabić. Udaliśmy się do Vermilium na burzowe pustkowia, gdyż wiedzieliśmy, że tam nas nie będą szukać. Wydawała się to wtedy desperacka decyzja. ale nie mieliśmy wyboru. Udało nam się przeżyć. Tylko mojego brata trafił piorun. Ja, rodzice i młodsza siostra przeżyliśmy. Odnalazł nas Herion. Zabrał do obozu. Tam szybko się zaprzyjaźniliśmy z reszta mieszkańców. Herion wyjaśnił nam, że wszyscy wygnani od kilkudziesięciu lat, założyli tu wioskę a jego pradziad odkrył sposób jak odpędzać pioruny. To znaczy odkrył działanie radionu. Herion był miłym i wspaniałym człowiekiem. Traktował mnie jak syna a mój ojciec szybko się z nim zaprzyjaźnił. Jednak to nie podobało się jego synowi, Kralowi. Z powodu jego charakteru, Herion nie chciał oddać mu władzy nad wioską, chociaż to zawsze syn przywódcy dziedziczył rządy.
Laura się poprawiła. Kalif napił się herbaty i kontynuował:
- Mimo to dorastaliśmy razem. Rywalizowaliśmy. Mijały lata. Herion kierowany rozsądkiem, wybrał mojego ojca na zastępcę. Kiedy to ogłosił, Kral zebrał ludzi wiernych mu i wszczął bunt. Było kilka ofiar, ale szybko Herion zatrzymał syna. Wygnał go i wszystkich jego zwolenników z osady. Kral powrócił. Szukał nowych zwolenników. Okazało się, że założył swój obóz, którym rządził. Wprowadzał w nim swoją politykę. To przez to przede wszystkim Herion nie chciał oddać mu władzy. Atakował wszelkie eskorty przemierzające Vermilium. Kradł im co się dało i zabijał. Dotąd nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Herion bał się, że przez to przestaniemy być niewidzialni i to sprowadzi na nas gniew zachodu, ale Kral twierdził, że tylko tak uda nam się wyżywić osadę. Jego ojciec wiedział, że chodzi o zemstę a nie o zapasy. Przegonił syna a obozy pozostały neutralne. My nie wchodziliśmy im w drogę a oni nam. Czas mijał a w końcu Herion umarł. Na jego miejsce wstąpił mój ojciec a potem ja. Doszły nas wieści, że Kral nie żyje. Nie wiadomo nam jak zginął. Jego miejsce zajął jego syn. Jednak parę lat temu pojawił się Railey. Twierdził, że zabił syna Krala i teraz on rządzi tą grupą. Zaczęli nazywać się Barbarzyńcami Gromu. Miejsce w którym znajdowała się nasza osada zaczęły napadać drimgloki. Nie mogłem sobie z tym poradzić, więc przenieśliśmy się tutaj. Wśród tych kamiennych ścian jesteśmy bezpieczni. A przynajmniej byliśmy. Wszystko było w porządku. Do czasu, gdy zaczął atakować nas gromowładny smok. Po ostatnim ataku Barbarzyńcy przyjechali i kazali nam oddać pożywienie i metal a także porwali nasze kobiety. Zgromadzili potężna broń. Nie możemy z nimi walczyć. Nie mamy szans. Railey kiedyś wspominał coś o smoku a ostatnio mówił o zemście na ludziach zachodu.


Na zewnątrz doszło do wybuchu a następnie dało się słyszeć krzyki osadników. Ergo, Kalif i Laura wybiegli na zewnątrz. Gromowładny smok atakował osadę. Obrońcy wioski rzucali oszczepami i strzelali z łuków do niego, ale to nic nie dawało. Smok wystrzelił kolejny pocisk gromu, który wybuchnął i zranił obrońców.
- Czy ta proca jest gotowa? - zapytał Czarnoksiężnik.
- Tak, ale nasz system celowania jest trochę słaby - odrzekł osadnik - To znaczy możemy strzelać tylko w jednym kierunku. Trzeba było by tam zwabić smoka.
- Zostaw to mnie! - powiedział bohater - Zabierz ja stąd! Zaraz będzie tu wybuchowo.
Ergo pobiegł w stronę smoka. Nie miał swoich broni, bransolet czy klejnotu. Nie miał nawet najprostszej broni. Miał przynajmniej jakiś plan. Tylko jak ma przeżyć starcie ze smokiem? Podbiegł do jednego z obrońców, którzy próbowali rzucić oszczepem w smoka z ukrycia. Pokazał, aby ten podał mu oszczep. Osadnik nie zastanawiał się nawet i rzucił mu oszczep. Wojownik odsunął się i rzucił bronią w smoka. Udało mu się zwrócić jego uwagę. Smok zaryczał i strzelił błękitnym thunderboltem w niego, ale ten oczywiście zrobił unik a pocisk rozbił, się o budynki z pomiędzy których, celował. Podniósł jakiś kamień i rzucił w smoka trafiając. Bestia ruszyła za nim. Smoki uwielbiają wyzwania i dlatego zawsze najpierw atakują tych, którzy stawiają opór. Szkarłatny o tym wiedział. Uciekał pomiędzy namiotami, starając się ukryć i unikać tam gromu. Tyle, że jeden wybuch zmiatał porządny kawałek ziemi. Czarnoksiężnik wybiegł na otwartą przestrzeń i strzelił wytworzoną przez siebie kulę ognia. Kula miała kolor zwykłego ognia. Trafiła w cel, ale takie coś nie mogło zranić smoka. Przyciągnęło jego uwagę. Stwór strzelił a Wojownik odskoczył. Wbiegł pomiędzy budynki. Smok chciał wlecieć tam za nim i wylądował na dachach. Ergo skoczył w uliczkę, unikając kolejnego thunderbolta. Zwabił smoka, który podchodził wspinając się po budynkach. Smok otworzył paszczę, ale tym razem wydobył się z niej strumień niebieskich błyskawic. Raził wszystko w zasięgu. Wojownik skrył się za budynkiem, ale nawet tam był w stanie czuć potęgę ataku rażenia gromem. Gdy zakończył, doskoczył do bohatera zahaczając o łuk z muru, łączący budynki. Bestia znalazła się dokładnie pod nim. Czarnoksiężnik strzelił fireballem w ten łuk, który rozsypał się i spadł na głowę smoka.     

Dzięki temu manewrowi, zdołał wybiec z budynków i zmierzał przez pole z namiotami. Smok poleciał za nim. Strzelał kulami gromu, ale Ergo minął już ostatnie namioty i dostał się do małej naturalnej jaskini. Gdy zniknął w grocie, smok skupił się na przebywających tam łucznikach. Pochwycił jednego dzielnego, lub raczej głupiego łucznika, który podszedł zbyt blisko. Jednym ugryzieniem pożarł biednego osadnika.
Ognisty Czarnoksiężnik wspinał się po skałkach jaskini z procą. Nie wiedział gdzie jest wejście a wyglądało na to, że w ogóle go tam nie było. Zamiast szukać zaczął się więc wspinać. Chwytał się skałek i belek, które podpierały tę jaskinię. Zaczął wspinać się na poziom, na którym znajdowała się wspomniana wcześniej proca. Smok go zauważył przez skalną ścianę, w której były otwory. Próbował ją zniszczyć gromem. Nie przebił całego kamienia, ale powiększył dziurę. Próbował dosięgnąć paszczą, bohatera. Wojownik wspiął się i wskoczył na równy teren, wydostając się na skarpę. Od razu zauważył kamień leżący przy procy. Jakiś materiał, zapewne guma, była przywiązana do dwóch skał. Korzystając z tego, że smok znowu zaczął atakować innego łucznika, Podbiegł i wskoczył na niego. Próbował go dosiąść, ale dosiąść smoka w powietrzu to prawie rzecz niemożliwa. Po krótkiej walce smok zaszarżował i strącił go z grzbietu. Na szczęście wylądował na skarpie z procą.
Ergo otrząsł się. Posłał kilka fireballi w stronę smoka. Zmienił taktykę. Podniósł kamień. Próbował donieść go do miejsca załadunku, ale stwór już się otrząsł. Wojownik upuścił kamień i ułożył ręce na wysokości brzucha, w odległości dwudziestu centymetrów. Pomiędzy nimi odpalił się płomień, który uformował się w kulę zwykłego ognia. Szkarłatny lekko popchnął ją w stronę głowy smoka. Wystrzelona poleciała, trafiając w cel. Stwór stracił widoczność przez atak. Czarnoksiężnik dokończył załadunek kamienia tak szybko, jak tylko dał radę i naciągnął go procą wystrzeliwując w smoka. Proca może nie była zaawansowanym urządzeniem, ale materiał był wytrzymały. Jego naciągnięcie było dostatecznie silne, aby wypuścić kamień tak, aby się roztrzaskał o ciało smoka. Podziałało. Smok zataczając się w powietrzu, odleciał.



***

Ergo zszedł z półki skalnej zrzucając linę a następnie zsuwając się po niej. Niebezpieczeństwo było zażegnane. Jak tylko zszedł z góry pojawił się Kalif.
- Dziękuję! - mówił - Uratowałeś nas wszystkich! Zawdzięczamy ci życie!
- Jesteśmy kwita - odrzekł - Wiesz gdzie jest leże tego smoka?
- Po co to chcesz wiedzieć? - zapytał osadnik. Laura pojawiła się i podeszła do swojego dziadka.
- Smoki nie atakują bez powodu - odparł bohater - Znajdę jego leżę i dowiem się czemu was atakuję.
- Nie wiem gdzie się znajduję - odpowiedział Kalif - Po co chcesz tam iść. Możesz zginąć.
- Mam przeczucie, że tam mogę znaleźć Raileya - odpowiedział - Poza tym to i tak jedyny plan jaki mam. A jeśli go tam niema poczekam na niego, albo dosiądę smoka i go znajdę.
- Wszyscy widzieliśmy dzisiaj, że ujeżdżanie smoka to zły pomysł - odrzekł mężczyzna.
- I tak idę - odwrócił się i założył kaptur. Nie patrząc dodał - Jak dojdę to tego czemu smok was atakuję, spróbuje temu zapobiec.
- Zaczekaj! - krzyknął Kalif i szepnął do jednego z osadników. Ten po coś poszedł - Nie mogę ci pomóc, ale chociaż mogę ci coś dać. Ergo poczekał chwilę w milczeniu. Osadnik wrócił z sorakiem - Weź go! Pieszo nigdy nie dogonisz smoka.
Szkarłatny podziękował i dosiadł soraka. Kalif życzył mu powodzenia i gdy już miał odjechać, wpadła mu do głowy myśl, więc zapytał:
- Jak to jest, że soraki mogą tutaj biegać i nie oberwać błyskawicą?
Kalif uśmiechnął się i odrzekł:
- To dlatego, że ciągle żrą radion. I to dużo.
Ognisty Czarnoksiężnik lekko się uśmiechnął. Pogalopował na soraku ścigając smoka, który fruwał w oddali.




Część 3

Szkarłatny Wojownik pędził na soraku, przez kamienne pola spośród, których wyrastały kępki traw. Ciągle miał na sobie płaszcz chroniący go przed błyskawicami, który dostał od osadników. Jaskinia, nie znajdowała się wiele dalej od osady. Mieściła się w skalnej górze, których było dużo w tej części Vermilium. Smok zatoczył koło i wylądował w tej, mającej ponad pięćdziesiąt stóp wysokości, skalistej górze. Ergo dotarł do niej i zatrzymał się przy jednym z licznych wejść. Nigdzie nie było śladu po Raileyu i jego grupie. Stał odwrócony do soraka, gdy się rozglądał. Zwierzę wbiegło do jaskini. Wszedł za nim. Jaskinia była rozświetlona fosforyzującym pyłem na ścianach. Sorak podszedł i zaczął ja lizać swoim długim, wąskim językiem. Czarnoksiężnik domyślił się, że to radion "Kalif faktycznie nie przesadzał" pomyślał i udał się w głąb jaskini.
Pobłądził chwilę, ale góra nie była duża, więc odnalazł wreszcie jaskinie smoka. Podchodził cicho, gdyż smok drzemał. Jego jaskinia miała otwór w suficie, przez który zapewne smok wylatywał i wylatywał. Były tam dwa wejścia wielkości człowieka w tym to, którym wszedł tutaj bohater. Pomieszczenie było dostatecznie duże, aby nawet pięć smoków się zmieściło. Miejsce w którym smok drzemał, okolone było naturalnym, kamiennym pierścieniem, wysokości czterech stóp. Jedyną niezwykłością były dwa urządzenia. Rozmieszczone w dwóch kątach jaskini, wyglądały jak złączone trzy kolce. Dwa były ustawione do góry, a trzecia łączyła się z nimi. Razem się splatały. Wojownik przyjrzał się obydwóm. Jedna była inna, jakby uszkodzona. Usłyszał jak ktoś się zbliża. Schował się za kamieniami tak, aby ani smok, ani nadchodzące osoby go nie zobaczyły, czy usłyszały. W końcu rozpoznał głos. Był to Railey. Przeczucie więc go nie myliło. Barbarzyńcy Gromu jednak zawitali w jaskini smoka. Ich przywódca rozmawiał ze swoim człowiekiem. Gdy wyłonili się, było ich czterech razem z Raileyem. Weszli i mówili coś o urządzeniu i jego naprawie.
Czarnoksiężnik przemieszczając się pomiędzy pierścieniem, tak aby go nie zauważyli, nie zapamiętał i nie zrozumiał wiele. W końcu ustawił się w dobrej pozycji by nasłuchiwać.
- Wymienicie tą część i zacznijmy proces! - mówił przywódca – Nie zamierzam długo czekać! Chce go wreszcie ujarzmić!
- To trochę musi jeszcze potrwać - odpowiedział mu jeden z jego ludzi - Poczekaj jeszcze parę dni. Osłabimy go i wtedy założymy siodło.
- Rzygać mi się chcę tym czekaniem - odrzekł - Pośpieszcie się.


Z ukrycia obserwował jak ludzie Raileya zakładają nową grupę zawijających się o siebie kolców. Smok nadal drzemał. Więc po to był im potrzebny metal. Przetopili go na części zamienne do tej maszyny. Gdy wszystko było gotowe, przywódca kazał uruchomić urządzenie. Potworny warkot wydobył się z maszyny. Ergo krzyknął z bólu, gdy usłyszał przerażający dźwięk wydobywający się z maszyn. Jego krzyk zgubił się jednak w ogromnym harmidrze. Obserwował jak smok wstaje i zaczyna wręcz skamleć z bólu. Patrzył nadal zatykając uszy jak Railey stoi i śmieje się. Najwidoczniej ludzie na pustkowiach przez błyskawice przyzwyczaili się do hałasu. W końcu maszyna ustała a smok padł osłabiony. Ta maszyna nie tylko zadawała mu ból, ale też go paraliżowała. Być może to ona wywoływała jego dzikie zachowanie. Może gdy odzyskiwał siły, atakował rozwścieczony osadników.
- Jorgen! - zwrócił się Railey do jednego ze swoich ludzi - Jedź do wioski! Atakujemy dzisiaj! To będzie tylko mała próba testowa. Najpierw zniszczymy ich a potem zachodnie królestwo. Z tym smokiem nic mnie nie powstrzyma. Jest dostatecznie słaby. Dosyć czekania. Każ naszym się przygotować. A ty Ichnar, włączaj to z powrotem!


Potworny dźwięk maszyny powrócił. Wojownik wiedział co ma robić. Podążać za człowiekiem Raileya i dostać się do obozu. Tam muszą trzymać jego rzeczy. Ani Railey, ani nikt z jego ludzi, nie miał przy sobie nic, co by należało do Ergo. Wojownik przemknął się obok przywódcy, co nie było trudne, gdyż wszystkie dźwięki były zagłuszane przez dwie maszyny. Po drodze zauważył, że część sprzętu Barbarzyńców, leży na skale na wyciągnięcie ręki. Wziął jego urządzenie, którym wcześniej go sparaliżował. Po chwili odłożył je na miejsce wychodząc.
Czarnoksiężnik podążał za Jorgenem. Mężczyzna wyszedł z jaskini, minął kolegę, pilnującego soraków, na których przyjechali. Wziął jednego z nich i odjechał. Bohater odczekał chwilę, zaszedł od tyłu pilnującego zwierzęta, Barbarzyńcę Gromu i przydusił przedramieniem. Po chwili walki mężczyzna stracił przytomność. Kradnąc im soraka, zaczął podążać za Jorgenem, starając się pozostać niezauważonym. 



***

Ergo jechał tropem Jorgena. Obóz barbarzyńców znajdowała się niedaleko od jaskini. Wojownik podchodził cicho przemykając się pomiędzy namiotami. Barbarzyńcy zabawiali się przy ognisku i chyba mieli ze sobą kobiety, które porwali z osady Ludzi Burzy. Zaglądał ostrożnie do namiotów. Było ich dziesięć w obozie. Miał nadzieję, że w jednym z nich znajdują się jego rzeczy. W końcu poszczęściło mu się. Wziął sprzęt i postanowił się trochę odegrać na zbójach.

Głośno krzycząc pili i zabawiali się z kobietami, które porwali z osady, mimo ich woli. Jorgen przekonywał ich by się zbierali, jednak ich rozmowa została przerwana, gdy zobaczyli Ognistego Czarnoksiężnika stojącego na środku ich obozu. Wytworzył w rękach dwa krwistoczerwone płomienie. Stał i patrzył z lekkim uśmiechem na zdziwionych ludzi Raileya.



***

- Railey! Mamy problem! - powiedział jeden z Barbarzyńców Gromu do swojego przywódcy - Ktoś nas napadł i ukradł nam soraka. Ogłuszyli Ediego.
- Co!? - wściekł się Railey - Te baranki chcą walczyć z lwem! Nie pozwolę się okradać! Mam dość czekania! Osiodłajcie go!
- Ale Railey - odrzekł ten sam zbój - Nie testowaliśmy go jeszcze.
- No to jest idealny moment, by to wreszcie zrobić - odpowiedział - Ruszcie się! Nadszedł czas by coś zniszczyć!
Choć wydał rozkaz to jego podwładni nie mieli chyba odwagi by nawet podejść do smoka. Railey sam osiodłał bestię i kazał wyłączyć maszynę. Barbarzyńca, dzięki siodłu, zmuszał bestię, aby była mu posłuszna. Najwidoczniej mógł mu zadawać w jakiś sposób ból, dzięki niemu. Wzlecieli i Railey pokierował smokiem w stronę osady.



 Część 4


Ergo odjeżdżał na soraku zostawiając za sobą palącą się czerwonym ogniem osadę. Oszczędził tylko kobiety, które uciekły, gdy zaczął "proces eksmisji" Barbarzyńców Gromu. Miał już swoje ubranie a na nim założony miał płaszcz anty piorunowy. Barbarzyńcy zepsuli jego piorunochron. Spojrzał w niebo. Smok leciał w stronę wioski. Był na tyle blisko, aby można było zobaczyć, że ktoś go dosiada. Miał już swój sprzęt. Ludzie Burzy go uratowali, ale on uratował ich. Może po prostu odpuścić. Ma swoje rzeczy, transport i nikt za nim nie będzie podążał. Mógł odejść, ale nadal ma rachunki do wyrównania. Poza tym Ludzie Burzy nie są niczemu winni. To tylko ludzie, którzy chcą żyć w pokoju. Takie ścierwo jak Railey zasługuje na śmierć.


***

Bohater dojeżdżał do osady na soraku. Już z daleka było widać jak Railey na smoku, siał w niej panikę. Za Wojownikiem podążało trzech ludzi na sorakach. W oddali za nimi jechało jeszcze kilku. Zaczęli do niego strzelać bełtami wzmacnianym energią, sztucznie wygenerowanej błyskawicy. Rozpoznał ich. Byli to ludzie z jaskini smoka. Czarnoksiężnik zasłonił się ręką z bransoletą, która chroniła go magiczna tarcza przed atakami. Wziął zakręt i sięgnął po swoją kuszę. Wystrzelił ogniem uformowanym w strzałę i trafił jednego z nich. Blokował strzały ta samą ręką. Strzelił ponownie, lecz nie trafił. Zwolnił i zmienił tor jazdy. Posłał kilka, tym razem celnych strzałów, które zwaliły dwóch Barbarzyńców z ich zwierząt.

Wjechał do osady zsiadając z soraka, zatrzymując się w miejscu przesmyku, pomiędzy skalnymi ścianami. Pierwsi z pozostałych towarzyszy Raileya, dogonili go, zsiedli z soraków i rozpoczęli walkę na miecze. Ergo kopnął okrężnie pierwszego w tułów potem druga nogą, również okrężnie w twarz i zakończył kopnięciem z pół obrotu. Chwycił rękę drugiego atakującego mieczem wroga, po tym jak uniknął jego zamachnięcia. Okręcił jego ręką tak, że napastnik wylądował na plecach. Następni dołączyli do starcia. Mieli również krótkie miecze. Pierwszy naskoczył atakując bohatera. Czarnoksiężnik momentalnie wyciągnął swój miecz, rozkładając go. Zablokował atak, popchnął przeciwnika kopiąc go kolanem. Barbarzyńca upuścił broń. Uderzył w krótki miecz drugiego atakującego i zadał trzeciemu ranę ciętą. Kopnął drugiego odpychająco i dwoma kopnięciami wyeliminował z walki pierwszego. Kolejny z napastników doskoczył do niego i machając mieczem, lecz Wojownik się uchylił i kopnął go w brzuch. Przeciął innego, który podszedł z mieczem ześlizgując się z jego broni, przecinając mu palce u ręki, w której trzymał miecz. Posłał kulę ognia w jednego z dwóch nadbiegających napastników i gdy ten, który był bliżej obejrzał się, Ergo kopnął go w twarz nokautując. Ostatni podszedł do Czarnoksiężnika uderzając maczugą, ale ten się uchylił wykonując obrót we własnej osi i korzystając z tego rozpędu wykonał kopnięcie z obrotu, które znokautowało wroga.

Wbiegł do osady. Railey go zauważył i rozkazał smokowi uderzyć gromem. Szkarłatny zablokował potężne uderzenie swoją bransoletą. Pobiegł w stronę pobliskiej groty. W tej były schody. Smok tylko włożył łeb w mały otwór groty, więc Railey kazał zionąć smokowi błyskawicami. Ergo był już poza zasięgiem. Schody prowadziły na półkę skalną. Jak tylko wstąpił na nią, kula gromu niebieskiego koloru trafiła w miejsce gdzie stał. Zablokował atak bransoletą. Wojownik zaczął zadawać ataki szybkimi seriami ognistych kul, celując w twarz smoka. Railey nakazał smokowi powtórzyć proces ataku falą ciągłych błyskawic. Bohater zablokował również ten atak. Cieniutkie niebieskie błyskawice spływały po jego czerwonej, wyglądającej jak szkło tarczy. Następnie skumulował większą kulę ognia, trzymaną oburącz. Rzucił nią w smoka a ten zakołysał się w powietrzu. Zanim zdążył odzyskać równowagę, Czarnoksiężnik wyjął kuszę i posłał serię ciosów, tym razem w skrzydło smoka. Siła magii Ergo, pozwoliła na przebicie skrzydła smoka, co utrudniło mu latanie. Zaczął się szamotać w powietrzu tracąc kontrolę nad lotem. Potem zaczął opadać. Wojownikowi dokładnie o to chodziło. Gdy Barbarzyńca był rozproszony próbami zapanowaniem nad smokiem, Ergo wskoczył w miejsce gdzie siedział i zaczęli się szarpać. Railey zaczął go kopać, żeby go zrzucić.
- Złaź! - wołał Railey - To mój smok! Znajdź sobie własnego!
- Wybacz Railey! - odkrzykiwał Ergo - Ale wysiadasz tutaj!


Smok wznosił się. Przy trzecim kopnięciu w wykonaniu Barbarzyńcy, bohater złapał go za nogę i pociągnął. Ten, zaczął tracić równowagę, na i tak rozszalałym smoku. Wojownik chwycił pasek utrzymujący siodło Raileya i zaczął go przypalać własną ręką. Jego wytworzony ogień w mgnieniu oka przepalił pas i obydwoje polecieli w dół, na płaski szczyt góry otaczający osadę.
Obydwoje wstali. Upadek był niski więc nic im się nie stało. Barbarzyńca zaszarżował na Ergo. Ten zrobił unik, chwytając przeciwnika rękami i kopiąc go kolanem. Barbarzyńca chwycił Wojownika i rzucił nim. Czarnoksiężnik upadł, przetoczył się i wstał. Railey nadal atakował. Szkarłatny blokował jego ciosy wytężając skupienie maksymalnie. Za każdą zadaną pięścią Wojownik oddawał celne trafienie w korpus, lub twarz. Blokował też jego niskie kopnięcia, podnosząc nogę. Ergo trafił w gardło przeciwnika pięścią. Odepchnął go kopnięciem prostym i zadał cios okrężnym, trafiając w twarz. Kolejnym okrężnym, tym razem w tułów, trafił tylko w rękę mężczyzny. Barbarzyńca oddał prostym uderzeniem, które odepchnęło Czarnoksiężnika. Powtórzył kilka ciosów a niektóre z nich Wojownik przepuścił. Railey zmusił go, by teraz on zaczął się cofać. Czarnoksiężnik zrobił wymach nogą zataczając koło w powietrzu uderzając do wewnątrz. Trafił w twarz. Posłał kopniecie okrężne, niskie w nogę wroga a potem druga nogą wysokie w twarz. Kopnięcie doszło do celu, ale zostało zablokowane. Szkarłatny zaatakował z półobrotu w brzuch Raileya a następnie zadał cios pięścią w twarz z wyskoku. Gdy podszedł do Barbarzyńcy, ten go złapał, wyciągnął "rozjemcę", paraliżujący krótki miecz i próbował go wbić Czarnoksiężnikowi a następnie go porazić. Ten zablokował atak, łapiąc jego dłoń. Siłowali się przez chwilę, ale w końcu bohater wbił ostrze lekko w brzuch Raileya, ściskając jego dłoń i włączając przepływ sztucznej błyskawicy na chwilę przez przypadek. Oboje zostali lekko porażeni i się rozdzielili. Raileyowi wypadł z ręki "rozjemca". Mężczyzna zaatakował z pieści prawie na oślep. Wojownik uniknął pierwszego ataku drugi zablokował a trzeci zablokował łapiąc rękę Barbarzyńcy. Pociągnął ją w dół i kopnął go kolanem, następnie popchnął na kamień za sobą. Gdy Barbarzyńca wylądował na nim plecami, Czarnoksiężnik podbiegł i kopnął go kolanem z wyskoku, jednocześnie uderzając łokciem w dół jego górną część głowy, znajdując się w powietrzu, zadając dwa ciosy jednocześnie. Odsunął się i zatrzymał patrząc na niego. Jego przeciwnik już słabł.

Nagle gromowładny smok pojawił się wspinając po skałach za plecami Ergo. Gdy ten go usłyszał obrócił się. Smok wypluł na niego serię błyskawic, więc zablokował swoją bransoletą. Railey skorzystał z okazji. Wyjął swój "pieszczoch",  urządzenie, którym uprzednio sparaliżował Czarnoksiężnika. Gdy tylko smok zakończył atak i zsunął się po skalę, zaatakował odwróconego Wojownika. Przyłożył "pieszczocha" do pleców Ergo i włączył przycisk. Sztuczna błyskawica przeszyła ciało Raileya. Tego się nie spodziewał. Szkarłatny nawet nie poczuł porażenia. Cała błyskawica wpłynęła na przywódcę Barbarzyńców Gromu. Oparł się o kamień a jego "zabawka" wypadła mu z rąk. Bohater z uśmiechem na twarzy obrócił się. Podniósł "pieszczocha" i spojrzał na Raileya.
- Jak? - zapytał sapiąc, ledwo mogąc otwierać usta Railey - Coś ty zrobił?
- W jaskini smoka - zaczął wyjaśniać Ergo - Pozwoliłem sobie poprzestawiać trochę twoją zabawkę - Rozłożył urządzenie i coś w nim poprzekręcał a następnie je złożył - Już kiedyś takim czymś się bawiłem - skończył składać i nacisnął przycisk przykładając do ciała Barbarzyńcy - O! Teraz działa! -

Powtórzył  proces jeszcze parę razy. Usłyszał jak smok znowu zdołał się wspiąć. Odsunął się tak, że smok z łatwością mógł zobaczyć swojego oprawcę. Natychmiast go rozpoznał. Wystrzelił w niego błękitną kulą gromu, która rozbiła się o skałę. Cios rozszarpał na kawałki ciało Raileya. Po ataku Smok znów się ześlizgnął po skalę.

 ***

Ergo zszedł na dół i powitali go osadnicy, którzy nieśmiało wyłaniali się z ukrycia. Powiedział, że Railey już nie żyję i że musi coś załatwić. Dodał też, że zaraz wróci. Poszedł w miejsce gdzie smok upadł. Wojownik podchodził delikatnie trzymając ręce w górze. Smok był ranny i warczał na Czarnoksiężnika. Trzymał butelkę alchemicznego płynu leczącego. Udało mu się uspokoić bestię i gdy ta rozwarła paszczę w niewielkim ryku wlał mu niebieski płyn leczący do gęby. Odsunął się powoli i obserwował jak skrzydło smoka, które uszkodził, zaczęło się leczyć. Smok zaryczał i odszedł. Ból w skrzydle się zmniejszył, gdyż zaczął podlatywać co kawałek. Czarnoksiężnik wrócił do osady. Powitali go Kalif i pozostali osadnicy. Obok niego stała Laura. Wszyscy wiwatowali na cześć wojownika, który ich uratował.
- Dziękujemy ci jeszcze raz - powiedział Kalif - Co możemy dla ciebie zrobić?
- Byłbym wdzięczny za nowy płaszcz przeciw burzowy - odrzekł bohater. Jego płaszcz uszkodził się podczas walk.
- Naturalnie. Każę po niego pójść - odpowiedział i szepnął do będącego tam osadnika a ten udał się w stronę namiotów.
- Smok nie będzie wam już przeszkadzał - mówił Czarnoksiężnik - To maszyneria Raileya go rozwścieczała.
- Wierz mi przyjacielu - odrzekł osadnik - Zamierzamy znaleźć i tak nowe miejsce. Gdybyś chciał możesz z nami zostać.
- Dziękuję, ale nie skorzystam z propozycji - odpowiedział - Ruszam na wschód.
W tym momencie przyszedł wysłany przez Kalifa człowiek. Szkarłatny wziął płaszcz od niego i założył go. Przyprowadzono również mu jego soraka z przymocowanymi lejcami. Zostawił na nim swoją torbę. Wsiadł na niego i ruszył. Laura wybiegła przed tłum.
- Zobaczymy się jeszcze Ergo - zapytała Wojownika dziewczynka.
- Nie sądzę, ale nigdy nie wiadomo - odparłbohater - Żegnajcie.
Wszyscy machali żegnając się z Wojownikiem, dziękując mu za to czego dla nich dokonał. Jego sorak pędził przez pola na wschód.

***

Ergo, siedząc  soraku, patrzył z daleka na ognie Inferniki. Opuszczał królestwo zachodu i wkraczał w tereny królestwa wschodu. Z wulkanów ognistego regionu wydobywał się dym a niebo było pokryte czerwienią i czernią. Wojownik uderzył lejcami soraka a ten pognał w stronę płonącej krainy. W stronę regionu Infernika.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz