Rozdział Ósmy


Dżungla Wilkołaków



Srebrny rycerz szedł przez las. Była ciepła wiosenna pogoda. Z pomiędzy drzew, przebijały się promienie porannego słońca. Rycerz ujrzał jakąś dziewczynkę w oddali. Podbiegł do niej.
- Hej ty! - zawołał. Dziewczynka obróciła się. Ujrzał miłą łagodną twarz i blond włosy, wychodzące spod kaptura ciemnego płaszcza. Srebrny zastanawiał się przez chwilę. Myślał co dziesięcioletnia dziewczynka robi w środku lasu. Nagle wszystko dla niego stało się jasne.
- Jesteś jedną z nich! - powiedział. Wyciągnął miecz ze srebrnej stali, świecący się w niektórych miejscach ostrza jasnoniebieskim płynem - Pójdziesz ze mną!
Rycerz nie zauważył jak z za drzewa ktoś wyskakuje i uderza go w dłoń grubą kłodą, wytracając mu z niej miecz. Srebrny spojrzał na niego. Młody chłopak z bujnymi, brązowymi włosami, był ostatnim co zobaczył, gdyż stracił przytomność, osuwając się na ziemię. Za nim stał wysoki młody mężczyzna z ciemnymi włosami i kuszą na plecach, który go ogłuszył. Podniósł jego miecz i spojrzał na chłopaka z kłodą a potem na dziewczynkę.
- Aira, Bolt - rzekł zwracając się do nich - Dobra robota.
Z za drzew wyłoniło się kilku innych ludzi, otaczając nieprzytomnego srebrnego rycerza.


***

W obozie rozstawione były namioty. Laurel stał przy palenisku i rozpalał ogień, żeby można było ugotować pieczeń. Kijek przyczepiony do dwóch pali, był prostym rusztem własnoręcznie zrobionym przez mężczyznę, aby można było smażyć złapana zwierzynę. Teraz tylko potrzeba było zwierza. Laurel miał ponad dwadzieścia pięć lat i ubrany był w jasną, niebieską koszulę, ciemnobrązową skórę i ciemne spodnie. Miał krótkie czarne włosy i przystojną twarz. Obok niego stała dziewczyna, pomagająca mu przygotować palenisko. Ubrana była w zieloną koszulę i ciemny gorset a także brązowe spodnie. Ciemne długie blond włosy, opadały na jej ramiona. Była bardzo ładna i miała około osiemnastu lat.
Grupa ludzi wyłoniła się z lasu. Młodzi mężczyźni ciągnęli złapanego, półprzytomnego, srebrnego rycerza. Pozbawili go broni i kilku ze srebrnych części jego pancerza, które z niego zdarli. Za nimi szła dziewczynka z blond włosami.
- Patrz kogo ci przyprowadziłem Laurel - rzekł człowiek z kuszą na plecach - Patrolował niedaleko nas.
- Kazałem wam złapać coś do jedzenia - powiedział Laurel - A ty wracasz ze srebrnym?
Dziewczyna podeszła bliżej i gdy przestała patrzeć na więźnia, spostrzegła dziewczynkę, uśmiechającą się do niej.
- Erik! - zwróciła się do chłopaka z kuszą - Zabroniłam ci ją brać ze sobą. Aira to jeszcze dziecko!
- Ale do nas należy - odrzekł Erik.
Rzucili rycerzem a ten upadł na brzuch - Powinna się uczyć.
- Wiem kim jesteście - przemówił srebrny rycerz, coraz bardziej przytomny - Jesteście tymi dzikusami z lasów Koreny. Buntownikami i zdrajcami. Zdradziliście nasze państwo i króla Algberta - zwrócił się do Laurela - A ty jesteś Laurel Stalion. Zdrajca i przywódca buntowników.
- Tak -  nachylił się nad leżącym rycerzem - Jesteśmy buntownikami, bo mamy dość głupich rządów i tyranii króla. A jeśli chcesz przez to, że chcemy tylko być wolni i by nas dobrze traktowano, nazywać nas zdrajcami. To tak. Jesteśmy zdrajcami.
- Co z nim zrobimy? - zapytał Erik i położył na plecach rycerza nogę, przytwierdzając go do ziemi - Obedrzyjmy go ze skóry - wszyscy na niego spojrzeli - No co? On zabiłby nas bez zastanowienia. Jak mają nas za dzikusów, to czemu by go nie obedrzeć - sięgnął po kuszę i wycelował w srebrnego - No chociaż go zabijmy.
 - Nie! Przesłuchamy go najpierw - rzekł Laurel - Zabierzcie go stąd! Niech Bolt i Hern go pilnują.
Podnieśli go i zabrali do jednego z namiotów. Aira chciała pójść z nimi, lecz drogę zasłoniła jej dziewczyna.
- Niech idzie - powiedział Laurel. Dziewczyna ją przepuściła - Kejila. Nie możesz ciągle jej zabraniać.
- Ona jest jeszcze za młoda - odrzekła dziewczyna. Dziewczynka udała się za resztą.
- Musisz dać jej trochę swobody - odpowiedział mężczyzna - Inaczej nie będzie samodzielna. Nie jesteś jej siostrą.
- Ale czuje jakbym była - oznajmiła, po czym odeszła zostawiając go samego przy palenisku.
Obozowicze spędzili dzień w spokoju. Byli buntownikami i koczowali w tych częściach lasu. Przygotowywali się by znów się przenieść. Gdy zapadał zmrok Laurel i Kejila siedzieli przy namiocie i wraz z Airą i innymi obierali warzywa. Przyszedł do niech starszy mężczyzna z grupy i oznajmił.
- Mamy towarzystwo. To Siwobrody.

Laurel podniósł się. Kazał dziewczynce znaleźć Erika. Kejila ruszyła wraz z nim. Gdy się zgromadzili podeszli do obrzeży obozowiska. Czekało tam dziesięciu ludzi. Byli ubrani w czarne i brązowe futrzane ubrania. Za gorące ubrania jak na lasy Koreny w czasie wiosny. Na ich czele stał starszy mężczyzna, około czterdziestki. Miał długą siwą brodę, która go postarzała. Miał umięśnioną budowę ciała a na jego bladej twarzy malował się fałszywy uśmiech.
- Aaa!  - zaczął mówić - Nareszcie was znalazłem buntownicy z Koreńskich lasów. Ty pewnie jesteś Laurel Stalion?
- A ty Lineus Siwobrody? - zapytał Laurel. Kilku buntowników w tym Erik dołączyli do nich - Patrząc na twoją brodę to twój przydomek pasuję.
- A patrząc na ciebie twoje imię też pasuję - odrzekł Lineus - Moja dziwka miała tak na imię.
Grupa Lineusa zaśmiała się a Erik trzymający kuszę groźnie zacisnął rękę na niej. Celował w ziemię, jednak był gotów otworzyć ogień w każdej chwili. Współtowarzysze Lineusa również trzymali kuszę i łuki w pogotowiu.
- Czego chcesz przemytniku? - zapytał Laurel.
- To bardzo prosty układ - odrzekł - Potrzebuję kilku ludzi na sprzedaż. Moi aktualni klienci to dwaj bracia baronowie. Mają jednak szczególne wymagania. Lubią młode - spojrzał w stronę Kejilli, więc Laurel zrobił to samo - Nie! Jeszcze młodsze. Jak ta tam - Siwobrody wskazał na Airę stojącą przy domku, przyglądającą się rozmowie - Sprzedaj mi ją a ja ci zapłacę. Mamy dużo pieniędzy.
Kejila otwarła usta by przemówić, lecz Laurel ją wyręczył:
- Ona nie jest na sprzedaż. Nie jesteśmy takimi szumowinami jak wy, by trudnić się handlem ludźmi.
- Tak - odrzekł Lineus - Tylko buntownikami dzikusami, którzy mordują wszystkich zwolenników Algberta.
- Jak wyrażasz się o waszym ukochanym królu - wtrąciła się mówiąc sarkastycznym tonem Kejila - Żadnego "Najjaśniejszy władca Algbert", albo "Nasz wspaniały król". To nie przystoi niebieskiemu strażnikowi jak ty.
- Algbert potrzebuje ludzi takich jak ja - odrzekł Siwobrody - To on powinien służyć mnie. Myślisz, że skąd bierze ludzi do swych kopalń w Orthanos. My odwalamy jego brudną robotę.
- Jesteście pozbawionymi honoru szumowinami - powiedziała Kejila - Nazywacie się niebieskimi strażnikami a porywacie i handlujecie ludźmi. Jesteście potworami!
- I to mówi dziewka, która morduje ludzi? - zapytał ironicznie Lineus - Strażnicy czy rycerze też mają żony i dzieci. Ile niewinnych dzieciaczków osierociłaś? Ile żon przez ciebie płakało, bo dobrze zarabiający mąż w mundurze, czy zbroi został zadźgany przez buntowniczą zdzirę? 
- Dość! - krzyknął Laurel – Nie będziesz obrażał moich ludzi!
- My walczymy z tyranią króla - odrzekła dziewczyna - Wy chcecie się wzbogacić na nieszczęściu innych ludzi.
- Jak nas w ogóle znalazłeś? - zapytał Erik.
- To moja mała tajemnica. To jak będzie? - zwrócił się do Laurela - Sprzedajecie ją czy nie?
- Oczywiście, że nie - odparł Stalion - Nigdy! Ona jest częścią naszej rodziny. Znajdź sobie kogoś innego! W Korenie brakuje już ludzi do porywania?
- Jest ich coraz gorzej znaleźć - odpowiedział Siwobrody - To jak? Podwoję cenę? Wezmę też parę innych w tym tą tutaj rozgadaną - wskazał na Kejile.
- Nie! - odpowiedział Laurel - To moja ostateczna odpowiedź!
- Jeszcze zobaczymy - przemytnik nakazał swym ludziom odejść. Mamrotał pod nosem, że jemu się nie odmawia. Już wiedział co zrobi, aby dostać to czego chcę.

Laurel nakazał by się pakowali. Jeśli Siwobrody ich znalazł, srebrni też mogą. Zaczęli się zbierać i zwijać obóz. Nakazał zabić rycerza, gdyż nie udało im się nic z niego wyciągnąć.


***

Lineus stał przed klatką w ciemnym lesie. Kazał ja otworzyć i wyszedł z niego jakiś młody wilkołak. Ludzie przemytnika trzymali go na obroży ze sztywnymi kijami, podpiętymi do niej. Dzięki temu kontrolowali bestię. Kazał przytrzymać wilkołaka i położyć jego dłoń na pniu.
- Ci debilni buntownicy niewiedzą z kim zaczynają - uniósł
do góry topór, który trzymał w ręce - Ja zawsze dostaje to czego chcę - Topór poleciał w dół rozcinając rękę wilkołaka. Bestia zawyła wniebogłosy.

***

Laurel i Kejila kucali przy namiocie i zaczynali go zwijać. Wtedy usłyszeli przeraźliwe wycie wilkołaka.
- Co to? - zapytała.
- Lineus. Chce tu ściągnąć wilkołaków - Laurel pobiegł w stronę wioski i nakazał się pośpieszyć. Kejila zaczęła szukać Airy. Erik i Laurel skupiali się na pomocy w ucieczce. Było jednak za późno. Wilkołaki zjawiły się natychmiastowo. O wiele wcześniej niż Stalion się spodziewał. Wpadli i w gniewie rozdzierali namioty i ludzi. Lekkie jednostki posiadały bransolety na łapach z ostrzami o długości ich przedramion i lekkie opancerzenie. Cięższe posiadały topory.
Przerażające stworzenia, owłosione szarą sierścią. Te z bransoletami miały po sześć i pół stopy wysokości. Te z toporami były barczyste i masywne. Miały około siedem stóp wysokości. Przeważnie ciemniejszą sierść.

Laurel ruszył do walki. Zajął się kilkoma mniejszymi. Wyjął swoją maczetę, ostrą jak miecz i podbiegł do lekkiego wilka. Przyjął kilka ciosów na miecz a potem przeciął jego ciało w kilku miejscach zabijając go. Erik strzelił z kuszy. Gdy w jego stronę zmierzał inny wilkołak, zamiast ją przeładować, odrzucił ją i wyciągnął łuk, który miał przy sobie. Naciągnął strzałę i zabił nacierającego wilka. Wysłał kilka następnych strzał, ułatwiając walkę Laurelowi. Ten w między czasie pokonał dwóch następnych wilkołaków, w podobny sposób jak pierwszego.

Gdy obóz został zaatakowany, Kejila biegła w stronę jego granicy, szukając i nawołując Airę. Nagle przez namiot wpadł wielki wilkołak. Jeden z mężczyzn z siekierą wskoczył, by zasłonić dziewczynę. Wilkołak staranował go i wbił mu swój topór w tułów. Kejila uciekła. Biegnąc, zatrzymała się nagle. Zobaczyła Airę. Jakiś mężczyzna ubrany jak przemytnik, w oddali ciągnął dziewczynkę w las. Pobiegła za nimi.

Biegła przez ciemny las, pozostawiając w tyle atakowany obóz. Przeskakiwała przez leśne nierówności i wypatrywała za Airą. Zatrzymała się. Nie mogli tak daleko odejść. Rozejrzała się. Usłyszała krzyk dziewczynki. Obejrzała się w tę stronę. Nie było tam nic widać poza drzewami i ciemnością. Usłyszała szelest i obróciła się. Jedyne co zobaczyła to kij i mężczyznę, uderzającego ją nim.


***

Obudziła się i zaczęła się rozglądać. Była przywiązana sznurem do drzewa wraz z Airą i kilkoma innymi ludźmi znanymi z obozu. Była jeńcem. Było już jasno. Wokół obozu byli ludzie ubrani jak przemytnicy. Zobaczyła Siwobrodego idącego w jej stronę. Trzymał starszego mężczyznę, którego znała. Miał związane ręce z przodu. Człowiek Siwobrodego rzucił go na ziemię obok niej. Zwróciła się do Airy:
- Nic ci nie jest?
- Nie - odparła dziewczynka.
- Aa. Nareszcie się obudziłaś -
odezwał się do niej Lineus - Witaj w naszych skromnych progach. Nie martw się. Wkrótce zajmie się tobą twój nowy właściciel - zaśmiał się - Co za ironia. Walczyłaś by być wolna a zostaniesz niewolnikiem.
Starzec podniósł głowę.
- Co się z stało w obozie Wiliamie? - zapytała się go, gdy Lineus był zajęty wydawaniem poleceń.
- Jo nie wiem - odparł Wiliam - Laurel chyba uciek, ale mnie złopali. Reszte zabiły wilkołaki. To Siwobrody je tu jakoś ściągnął.
Usłyszeli rżenie konia. Spojrzeli w prawo. Jeden z ludzi Lineusa miał go zaraz osiodłać, lecz nadal rozmawiał z innym. Starzec wyciągnął małe, ostre ostrze. Spojrzał na Kejilę.
- Uciekoj! - rzekł - Sprowadź pomoc. Słyszałem jak godali, że ido najpierw do wilczego króla. Teraz! Leć!
Wiliam rozciął jednym cięciem jej sznury. Była wolna. Gdy jeden z ludzi Siwobrodego to zobaczył, zamachnął się na niego mieczem. Starzec zrobił unik i rzucił się na napastnika, wbijając mu małe ostrze w szyję. Kejila pobiegła. Nie chciała zostawiać ani Wiliama, ani Airy. Nie było wyboru. Pobiegła w stronę konia. Zeskoczyła z podwyższenia i uderzyła w twarz przemytnika, biorąc jego tarczę. Gdy rozmawiający z nim człowiek podszedł do niej, ta zdążyła wstać i uderzyła ostrym kątem kwadratowej tarczy w twarz mężczyzny. Upadł a Kejila wskoczyła na konia i pognała zostawiając wszystkich w tyle. Lineus zakazał strzelać, gdyż mogli by zranić cennego konia. Wiedział, że i tak ją wytropią.



Część 1  

Pięść chłopaka trafiła Kara, prosto w nos. Ten upadł, plecami uderzając w deski stodoły. Wysoki umięśniony chłopak, chciał uderzyć go ponownie. Stał za nim kolega i był gotowy pomóc mu obijać Kara. Gdy Karson wstawał, wysoki chłopak chciał zadać kolejny cios. Tym razem zablokował go inny człowiek, w ciemnoczerwonej pelerynie z założonym kapturem. Mężczyzna zadał cios w twarz wysokiemu i kopnął nadchodzącego drugiego chłopaka tak, że ten wylądował na ścianie przeciwległego budynku. Mężczyzna cały czas trzymał za rękę wysokiego chłopaka, po czym pociągnął go za nią w dół i kopnął kolanem a następnie wykręcił jego ramię w prawo i rozpędził tak, że chłopak uderzył głową w ścianę i upadł na ziemię.
Dwójka szybko się ulotniła. Mężczyzna spojrzał na Kara. Chłopak zobaczył jego twarz. Był to jakiś człowiek z krótkimi włosami, niewiele od niego starszy. Chłopak widział go pierwszy raz w życiu. Z szyi zwisał mu złoty medalion na srebrnym łańcuszku. Kar patrzył na niego przez chwilę, jednak zamiast podziękować krzyknął "Uważaj!" Mężczyzna się obrócił i zobaczył jak wysoki chłopak powrócił, wychodząc z drzwi przeciwległego budynku, tym razem z nożem. Zaatakował, lecz mężczyzna zrobił unik. Uderzenie odcięło łańcuszek i medalion upadł na ziemię. Wysoki chłopak zaatakował jeszcze raz, lecz mężczyzna złapał jego rękę i wykręcił do tyłu a następnie rozbroił chłopaka i rzucił nim o ziemię. Rozpęd sprawił, że chłopak obrócił się w powietrzu przed upadkiem, lądując na ziemi. Gdy mężczyzna wykonywał ten ruch spadł mu kaptur z głowy. Tym razem coś było inaczej. Kar go rozpoznał. Był to Ergo, Ognisty Czarnoksiężnik.


Ergo spojrzał na niego po czym podniósł medalion i odszedł bez słowa. Kar wstał, podtrzymując się ściany i pobiegł za nim.
- Zaczekaj - Kar dobiegł do Czarnoksiężnika - Jak to zrobiłeś? Wyglądałeś inaczej. Wiem, że to nie było przewidzenie, tylko magia.
Ergo znany również jako Szkarłatny Wojownik zatrzymał się i obrócił.
- Krzycz głośniej, bo jeszcze wszyscy nie słyszeli - rzekł i ruszył dalej a Kar wraz z nim. Szli przez wioskę Mirta. Mała wioska z plenerowym krajobrazem w Korenie, znajdująca się nieopodal Koreńskich puszczy. Mijali zielone pola uprawne, gdzie niedaleko pracowali wieśniacy, doglądając upraw kapusty, kalarepy, buraków i tym podobnych. W co niektórych miejscach pola ozdabiały zielone drzewa pięknie kwitnące na wiosnę. W Argonie dzięki alchemii można przyśpieszać wyrost roślin, więc już teraz w środku wiosny warzywa powoli wyrastały.
- Z moją ręką jest już wszystko w porządku - mówił Kar - Mała kuracja alchemiczna i już jestem w pełni sprawny. Mogę znów z tobą podróżować.
- Czy ja kiedyś mówiłem, że możesz ze mną podróżować - powiedział Czarnoksiężnik a Kar poczuł się urażony. Myślał, że bohater już zaczął go lubić, jednak ten nadal traktował go tak samo - Wszystko przez głupiego dzieciaka. Dzięki temu medalionowi jestem w stanie być rozpoznawany jako inna osoba, albo raczej nierozpoznawany jako ja. Testowałem go wcześniej, ale jak cię zobaczyłem postanowiłem go sprawdzić na tobie. Nie rozpoznałeś mnie od razu. Tak?
- Tak - odrzekł Kar.
- Ten idiota musiał akurat trafić w łańcuszek - powiedział Ergo - Gdyby nie to, wcale byś mnie teraz nie rozpoznał. Mam po prostu pecha do ciebie. Niepotrzebnie cię ratowałem.
- Może to nie pech tylko przeznaczenie - powiedział Kar - Przybyłem tu gdy zobaczyłem w nocy kogoś lecącego na wyvernie i pomyślałem, że to ty.
- Bo to byłem ja - odrzekł.
- Skąd ty wziąłeś wyverna? - zdziwił się Kar - Mniejsza z  tym. Jak zdołałeś go osiodłać?
- Wiesz co? Po prostu idź w swoją stronę a ja pójdę w swoją - odpowiedział mu Ergo.


Zabiły dzwony w wiosce. Bohater pomyślał, że oznaczało to zapewne kolejny atak wilkołaków. Bestie ostatni coraz częściej atakowały małe wioski jak Mirta. Wojownik wiedział, że niema tutaj srebrnych. Ruszył więc by pomóc wieśniakom. Miał jakby co medalion. Kar poszedł za nim w stronę, gdzie wioska łączy się z lasem.
Kilku lekkich żołnierzy wilkołaków, atakowało wieśniaków. Ergo wyciągnął swój miecz z za pleców i go rozłożył. Jak zwykle w niektórych miejscach ostrza, gdzie można było zobaczyć alchemiczny płyn wlewany do nowszego rodzaju broni, zapłonął krwistoczerwony płomień. Wyglądało to jakby płynny ogień przelewał się wewnątrz ostrza. Bohater zaatakował wilkołaki.

Wilkołak uderzał swymi ostrzami na bransolecie a Ergo zablokował trzy szybkie ataki, odbijając wszystkie ciosy, po czym zadał trzy celne, szybkie cięcia, zabijając go. Pierwszy w okolicę gardła, drugi w okolicę brzucha i trzeci, ponownie w okolicę gardła.
Wyjął kuszę, którą rozłożył a w miejscu strzały zapłonął czerwony ogień, przypominający z kształtu bełt. Po naciśnięciu spustu i wystrzeleniu pocisku zabijającej wilka, mechanizm kuszy zaciągnął cięciwę automatycznie, w jakieś dwie, trzy sekundy. Normalnie należało w tym momencie przeładować kuszę, jednakże Ergo używając swoich magicznych umiejętności jest w stanie wytwarzać bełt z ognia, którym włada. Strzała, dzięki magii nie uszkadza, ani nawet nie stapia żadnej z części kuszy. Rani dopiero po wystrzeleniu.
Czarnoksiężnik powtórzył proces strzelania, zabijając jeszcze trzech wilkołaków. Następny, który podszedł, zaatakował go, lecz Wojownik łatwo zablokował swoją kuszą zrobioną z ciemnego metalu i zadał cios temu wilkołakowi mieczem, zabijając go. Następnie zrobił unik przed kolejnym, który go atakował. Ergo blokował mieczem i kuszą. Podczas bloku ustawił kuszę odpowiednio i strzelił mu w podbródek. Cios był zabójczy. Bohater zakręcił palcem wskazującym w powietrzu, co wytworzyło krąg jego nietypowego ognia, wokół nóg nadbiegającego wilkołaka. Pięć strumieni wyskoczyło z niego do góry i zaczęły one obracać się po okręgu, więżąc wilka. Czarnoksiężnik zastrzelił kuszą dwa kolejne i uwięzionego. Spostrzegł jak w oddali, na koniach nadjeżdżają srebrni rycerze. Byli zajęci zabijaniem wilkołaków po drodze, więc jeszcze go nie widzieli. Postanowił odejść niezauważony póki jeszcze może.


***

W tym samym czasie, Karson obserwował walkę Ergo z za budynków. W momencie gdy Bohater patrzył na nadjeżdżających rycerzy, usłyszał coś za sobą. Zobaczył jak ciężki wilkołak ściga jakąś kobietę. Poczuł przypływ odwagi. Rzucił jakimś drewnianym kijem w wilkołaka. Ten się obrócił. Kobieta uciekła, ale teraz to jego zaczął ścigać. Kar wybiegł na polanę, gdzie wcześniej walczył Wojownik, mając nadzieję, że mu pomoże, ale jego już tam nie było. Biegł w stronę pobliskich lasów, co było oczywistym błędem.

***

Czarnoksiężnik spojrzał za siebie i zobaczył jak Kar ucieka. Już miał ruszyć mu z pomocom, lecz przypomniał sobie o przeznaczeniu o którym mówił chłopak. Po chwili wahania spojrzał na rycerzy, którzy się zbliżali. Odszedł pozostawiając chłopaka samemu sobie.



 Część 2

Kar biegł ile sił w nogach. Wilkołak był tuż za nim. Nie pamiętał jak długo biegł przez las. Wilk go doganiał. Nagle pomyślał, że zachowuje się jak tchórz. Ucieka a powinien walczyć. Ma w końcu od tego swój miecz. Przebiegał obok trupa jakiegoś grovela. Postanowił zmienić strategię. Zatrzymał się i wyjął swą broń. Uaktywnił w niej przepływ energii pioruna. Miecz rozbłysnął małą niebieską iskrą, po czym pojawiła się na nim niebieska błyskawica, wzdłuż zbrocza miecza. Ciężki wilk ruszył na niego. Zamiast atakować toporem, popchnął go nim. Chłopak się wywrócił. Miecz wypadł mu z ręki. Wilk uniósł broń do góry by zadać mu śmiertelny cios. Kar mógłby przysiąc, że zobaczył w jego oczach czerwony blask. Odruchowo zasłonił się ręką. Wiedział, że to koniec.


Usłyszał świst strzały. Spojrzał w górę i dostrzegł ciało wilka z wbitą strzałą w głowę, spadającego na niego. Ciało stwora go przygniotło. Próbował się wydostać spod niego, lecz było zbyt ciężkie. Usłyszał czyjeś kroki. Od razu zrozumiał czyje. Bohater po niego wrócił.
- Wyciągnij mnie Ergo! - zawołał - Wiedziałem, że po mnie wrócisz.
Czarnoksiężnik nie odpowiedział. Szedł dalej w jego stronę. Jego kroki były ledwie słyszalne i nagle Karowi wpadło coś do głowy. Te kroki są cichsze od tych Wojownika. Poza tym Ergo nie nosi przy sobie strzał. Strzela krwistoczerwonym ogniem. W końcu wyłoniła się młoda ładna dziewczyna z długimi, ciemnymi blond włosami. Chłopak patrzył na nią w milczeniu. Ona zaś tylko rzuciła mu spojrzenie i zwróciła uwagę na jego miecz. Podniosła go i raz jeszcze spojrzała na chłopaka.
- Dzięki za miecz - powiedziała dziewczyna i zaczęła się oddalać.
- Zaczekaj! Uwolnij mnie! - wołał - Sam tego nie dźwignię!
- To twój problem - odpowiedziała - Ja potrzebuję tylko twojej broni. Poza tym on powinien się zaraz wypalić zmieniając w popiół.
- Coś to nie działa. Poza tym, co ci po mojej broni jak nie umiesz jej używać - próbował wyszarpać się spod truchła, ale to był za słaby - Mogę ci pomóc.
- Nie sądzę - odrzekła - Właśnie widziałam jak popisałeś się umiejętnościami przy tym wilkołaku.
- Nie miałem szczęścia  - spojrzał na cielsko martwego grovela - Ale to ja zabiłem tego grovela. Z nim dałem sobie rady - zaryzykował Kar kłamiąc. Dziewczyna przez chwile patrzyła na niego i nieznikającego trupa wilkołaka.
- No dobra. Przyda mi się pomoc - powiedziała, po czym podeszła do Kara i kopnęła trupa wilka a ten rozsypał się, zmieniając w popiół. Obsypany prochem po wilku Kar wstał.
- Nie zawsze rozsypują się od razu - powiedziała dziewczyna - Pomogłam ci, ale miecza ci nie oddam. Przynajmniej do czasu walki. Nie ufam ci.
- To mądre - Kar dopiero teraz przyjrzał się dziewczynie. Była bardzo ładna. Zwrócił też uwagę na jej imponujące kobiece kształty. Uznał że dziewczyna jest bardzo ponętna.
- Wiem - odpowiedziała - Chodźmy. Uratowałam cię i ci pomogłam, więc teraz ty musisz pomóc mnie. A tak przy okazji, nazywam się Kejila.


 ***

- Zaczekaj, bo nie do końca rozumiem - mówił Kar, po tym jak Kejila opowiedziała mu o swoją historie - Więc najpierw uciekłaś przed przemytnikami a teraz próbujesz ich odnaleźć? To niema sensu.
- Jak się zastanowisz to ma - odpowiedziała lekko oburzona Kejila - Musiałam uciec. Nie mogłam z nimi walczyć bez broni. Dlatego ją teraz zbieram. Poza tym teraz będę miała element zaskoczenia.
Szli przez gęstą puszczę. Puszcze w Argonie to bardziej intensywne lasy. Są ciemniejsze. Jest ich cała masa na wschodniej części Koreny. Kejila podeszła do drzewa i wyjęła kredę. Zaznaczyła jakiś znak na nim, przypominający strzałkę w górę.
- Po co to robisz? - zapytał Kar.
- Żeby moi mnie odnaleźli - odrzekła - Aira jest młoda. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Grupa Lineusa idzie do wilczego króla. Tak nazywamy przywódcę plemienia. W lasach jest wiele plemion. Oni idą do jednego z przywódców rządzących tym terenem. Znaczę to miejsce, bo mam nadzieję, że Laurel dotrze tutaj po znakach.
- Kto to jest Laurel? - spytał.
- Laurel jest naszym przywódcą - odpowiedziała - Ufam, że nas tropi. Pomagam mu tu trafić.
- A jak nie odnajdzie znaków? - zapytał chłopak.
- To sama pomogę naszym - odparła – Nie pozwolę skrzywdzić Airy. Jest dla mnie jak siostra. Zabiję Lineusa jeśli jej coś zrobi.
- Kim jest ten Lineus? - zapytał Kar.
- To przemytnik niewolników - odrzekła - Dostarcza ich klientom. Pracuje jako niebieski strażnik, ale wraz ze swoją grupą porywają ludzi. Czasem na zamówienie, czasem jacy się napatoczą. Chodzą po lasach i puszczach. Przerzucają ludzi z dolnych części Koreny i Atleanenu. Lineus Siwobrody, jak go nazywają, przerzuca ich do Orthanosu. Najczęściej do kopalni. Głównie przemyca ich po tych trzech regionach, lecz zależy od zamówienia.
- I król Algbert na to pozwala? - spytał.
- Przymyka na to oczy, gdyż Lineus dostarcza mu niewolników do kopalń w Orthanosie. Przy takiej ilości kopalń i złóż, królowi szybko by zabrakło chętnych do pracy. Siwobrody porywa najczęściej podróżników. Także biedotę. Twierdzi, że ma zamówienie na dziesięcioletnią dziewczynkę.
Dlatego porwał Airę. Musiał jakoś okaleczyć wilkołaka. Jego krzyk przyciągnął watahę a podczas zamieszania jego ludzie wtargneli do obozu i ją zabrali

Nagle Kar zauważył zmianę krajobrazu. Było jeszcze ciemniej i egzotyczniej. Drzewa i roślinność jakiej nigdy nie wiedział.
- Gdzie my jesteśmy? - spytał chłopak.
- W dżungli wilkołaków - odrzekł Kejila - Czyli tam gdzie mieliśmy się znaleźć. Jest ich tu pełno. Spotkałam trzech. Chcieli mi ukraść konia. Wyrwałam jednemu łuk, gdy zaczęli go jeść. Potem ich powystrzelałam.
- Mówisz, że wilkołaki żyją w plemionach? - zapytał Kar – Nie wiedziałem.
- Tak - potwierdziła dziewczyna - To jedno z większych plemion. Wiele z nich od niedawna zaczęło napadać wioski. Ashfordowie próbowali z nich wyplenić Korenę, lecz to tylko zepchnęło wilki głębiej. Żaden z Ashfordów nie był w stanie wejść tak głęboko do lasów i pokonać ich wszystkich. Dżungla to ich teren. Zbyt zdradziecki dla ludzi, którzy go nie znają. Srebrni nie mają tu szans. Algbert miał przez jakiś czas spokój z wilkami, lecz ostatnio plemienia wzrosły w siłę. Nawet bym może się cieszyła, ale wilkołaki są jeszcze gorsze od ludzi zachodu.
- Czemu? - spytał.
- Wilkołaki palą, zabijają i gwałcą - opowiadała - Przeważnie zabijają, ale u nich wygląda to tak, że wilczyc jest dość mało. Służą więc do rodzenia. Dlatego często wilkołaki lubią gwałcić ludzi. Zwykły gwałt, sam w sobie jest brutalny. A gwałt dokonany przez wilkołaka, jest podobno gorszy od wyrywania paznokci podczas przypalania gorącym żelazem. I nie myśl, że jak jesteś chłopakiem to cię to nie dotyczy. Dla wilkołaków płeć nie ma za dużej różnicy. Często gwałcą też mężczyzn.


Kar się zaśmiał, ale jak spojrzał na poważną minę Kejili zrozumiał, że to nie był żart.
- Powiedziałam ci wszystko - ciągnęła - Nawet to, że jestem buntownikiem. Jednak ty mi o sobie nic. Myślałeś, że to jakiś Ergo cię uratował. Kim on jest?
- To mój przyjaciel - skłamał ponownie Kejilli chcąc jej zaimponować - Razem podróżujemy i zabijamy różne stworzenia.
Kar kontynuował opowieść "lekko" naciągając fakty. Rozmawiało mu się łatwo z dziewczyną i uznał, że go lubi. Bardzo mu się podobała. Była silna i niezależna, jednak potrzebowała pomocy. Chłopak chciał mieć szansę by się jej wykazać.
W nocy założyli obóz nieopodal małego stawku-poidełka. Kejila z łatwością rozpaliła ognisko.
- Nieźle ci to poszło - stwierdził Karson.
- Laurel mnie tego nauczył - odpowiedziała - Tego i wiele innych rzeczy. To wspaniały przywódca.
- A więc to twój chłopak - zapytał, lecz pożałował od razu więc zmienił temat - Trochę mało drewna. Pójdę nazbierać.

Kar się ulotnił. "Co za głupek ze mnie." pomyślał. Zbierał drewno i starał się na nic nie wdepnąć. Oddalił się dość bardzo od ogniska rozmyślając. Nagle usłyszał warczenie. Obejrzał się. Zauważył, że coś jest w krzakach.


 ***

Kejila oglądała miecz Kara siedząc przy ognisku. Nagle usłyszała krzyk chłopaka i wstała. Zobaczyła jak ten wybiega z lasu machając rękoma. Przewrócił się obok ogniska i krzyczał coś o wilkołaku. Z za gęstych krzewów spomiędzy drzew wyszedł wilk. Był to jednak zwykły czteronogi wilk, zwierzę. Jak tylko zauważył ogień, zawarczał i się cofnął. Bywają one niebezpieczne, lecz zwykłe ognisko z łatwością go odstrasza.
- To tylko wilk - powiedziała Kejila - To znaczy zwierzę. On tu nie przyjdzie. Dopóki ogień płonie.

Kar się uspokoił a buntowniczka poszła po drewno. Nie oddalała się od ogniska i miała przy sobie miecz. Wróciła i dorzuciła drewna do ognia. Legła przy ognisku i spojrzała z uśmiechem na Kara, który z podkulonymi nogami nasłuchiwał wycia dziwnych zwierząt, lub stworzeń dobywających się z dżungli wokół nich.
- Jesteś bardzo dzielny. Wiesz? - rzekła nadal się uśmiechając, lecz Kar, nadal przestraszony, tylko na nią spojrzał, więc mówiła dalej - Wiem, że to nie ty zabiłeś tego grovela.
- Skąd? - zapytał.
- Od początku wiedziałam. Widziałam całe zdarzenie z wilkiem. Ten grovel już tam leżał wcześniej. Pomogłam ci, bo wydałeś mi się niegroźny.
- Tak. Świetnie - odrzekł smutny Kar.
- Muszę jednak powiedzieć, że jesteś odważny - rzekła - Zamiast uciekać postawiłeś się wilkołakowi i to dużemu.
- To nie odwaga tylko głupota - odparł - Zabiłby mnie jakby nie ty.
- No to dobrze, że masz mnie - powiedziała a Kar poczuł dziwne ciepło w brzuchu - Dobranoc.
Chłopak odpowiedział i sam ułożył się do snu. Był zmęczony więc zasnął szybko.


***

Karson wstał. Było już rano. Ognisko dogasało a Kejili nigdzie nie było. Uznał, że się co do niej pomylił. Zostawiła go jak Ergo. Udał się do stawku skąd wczoraj czerpali wodę. Stanął jak wryty. Zobaczył nagą Kejilę kąpiącą się w stawku. Dziewczyna pocierała swoje ciało i krągłe piersi. Chłopak stał osłupiały przez chwilę i się patrzył. Nagle dziewczyna spojrzała na niego i zorientował się, że tu gdzie stoi dobrze go widać. Natychmiast udał się z powrotem do ogniska.

Kejila powróciła i powiedziała tylko "Chodź!". Ruszyła a Kar zerwał się z kłody na której siedział i poszedł za nią. Dziewczyna nie odzywała się do niego. Szli przez dżunglę  Chłopak próbował zacząć rozmowę, lecz ona tylko go zbywała. Przeszli więc spory kawałek przez dżunglę w ciszy. Gdy Kejila zrobiła kolejny znak strzałki na drzewie zaryzykował i spytał:
- Nie lepiej by było gdyby te strzałki dokądś wskazywały?
Kejila rzuciła mu szybkie niemiłe spojrzenie, lecz nie odpowiedziała. Ruszyli dalej.

Nagle coś zaczęło ruszać się w krzakach. Obydwoje stanęli jak wryci. Buntowniczka powoli wyciągnęła miecz Kara i go uaktywniła. Podeszła do krzaków. Nagle wyskoczył na nią grovel. Przypominający połączenie dzika i nosorożca, występujący w Argonie, niebezpieczny zwierz. Zaatakował od razu, więc Kejila nie miała szans zadać ciosu. Odepchnął ją a ona się przetoczyła. Grovel ruszył na nią a ta przetoczyła się ponownie i zadała cios mieczem. Cios uderzył w twarde jak pancerz ciało bestii, zaledwie je uszkadzając. By przebić jego pancerną skórę, należało by uderzyć silnie i to parę razy a cios buntowniczki był raczej słabszy ze względu na jej niedogodną pozycję. Grovel uderzył ją bokiem. Dziewczyna upadła, lecz tym razem szybko wstała i odrzuciła miecz. Zaczęła się cofać wyciągając strzały, gdyż bestia zaatakowała Kara. Chłopak zaczął uciekać a Kejila wystrzeliła dwie strzały z łuku. Grovel poczuł ich uderzenie, lecz nie zrobiły mu one wiele. Skupił się teraz na dziewczynie. Ta celowała w jego oczy, lecz spudłowała. Staranował ją popychając na drzewa. Oparła się na korzenie a stwór zaczął próbować ją ugryźć. Grovele lubiły się pobawić z ofiarą, lecz gdy zamierzały zabić ofiarę, to preferowały ją zagryźć. Kejila broniła się łukiem, lecz zęby grovela powoli rozszarpywały nawet łuk z elementami z metalu.
Kar patrzył i nie wiedział co zrobić. Widział swój miecz, lecz wiedział, że nie przebiję grovela. Był za słaby a do tego trzeba było bardzo silnego mężczyzny. Nagle dostał olśnienia. Chwycił miecz i podbiegł do stwora, który był zajęty atakowaniem dziewczyny. Wbił mu swój miecz w odbyt. Bestia zawyła. Kar zaczął ruszać ostrzem by zabić bestię. Ruszał nim intensywnie, aż stworzenie zaczęło tracić oddech i powoli przestawało dawać oznaki życia. Grovel był martwy. Kejila tak głęboko oddychała, że jej klatka piersiowa się zapadała. Patrzyła intensywnie na Kara. W rękach trzymała już niezdatny do użytku łuk.


***

Siedzieli pod drzewem. Kejila nic nie mówiła, gdyż jeszcze do siebie niedoszła. Kar próbował naprawić łuk, zawiązując nową, skróconą cięciwę na niego. W końcu buntowniczka zaśmiała się i przemówiła.
- Zabiłeś grovela dźgając go mieczem w tyłek.
- Taaak - odrzekł Kar - Ergo zawsze powtarza, żeby zabić bestie, której nie da się zranić, trzeba jej zadać cios gdzie jest mniej opancerzona. On zawsze poleca celować w paszcze stwora. Tylko nie za bardzo miałem jak tam go dosięgnąć, więc dźgnąłem od tyłu. To było jedyne co mi przychodziło do głowy.
- Dziękuję Kar - powiedziała patrząc mu w oczy.
- Niema za co - odpowiedział po chwili powracając wzrokiem na łuk. Skończył naprawiać, więc go jej podał – Nie będzie działał tak dobrze, ale będzie działał - Wziął swój miecz i obtarł go o liście i podał Kejili - To chyba też powinienem ci oddać.
- Nie - odparła - Zachowaj go dla siebie. Poza tym, nie tknę czegoś, co było w odbycie grovela.
Kar się uśmiechnął. Wstali i ruszyli dalej.


***

Jakąś godzinę później, natrafili na trupy jakichś ludzi. Kejila klękła obok nich z ponurą miną. Chłopak domyślił się, że to jej przyjaciele.
- Byli tu - powiedziała - Lineus ich zabił. Zapłaci mi za to.



Część 3

Ergo wrócił do jaskini, nieopodal Mirty, gdzie pozostawił swojego wyverna. Wszedł do niej. Szedł korytarzami z wewnętrznymi, naturalnymi półkami skalnymi i doszedł do miejsca, gdzie przywiązał białoskóre stworzenie. Stanął jak wryty. Zobaczył bowiem zadźganego włóczniami stwora. Był nadal przywiązany tam gdzie go zostawił, lecz był martwy. Obok leżało czterech martwych ludzi. Nagle z za skał zaczęli wychodzić jacyś nieznajomi. Jeden celujący do niego kuszą, mający łuk na plecach, przemówił:
- Czego tu chcesz?
- Chyba zabiliście mój środek transportu - powiedział Ergo, powoli się obracając.
- A to szkoda - odpowiedział ten sam chłopak - Ale nie martw się, zaraz do niego dołączysz.
- Nie sądzę - odrzekł Czarnoksiężnik, po czym machnął obiema dłońmi i odskoczył, wypuszczając kilka fal płomieni w różnych kierunkach. Było to ryzykowne, lecz miał w pogotowiu swoje magiczne bransolety, chroniące go przed pociskami. Zaczął atakować swoimi płomieniami, wystrzeliwując je w stronę przeciwników i wbiegając w skały, żeby był trudniejszym celem. Był teraz jakby w wąwozie dość wysokich skałek. Z za skał wyłonił się inny chłopak z kuszą. Bohater zniżył się, unikając
potencjalnego toru lotu bełtu, łapiąc napastnika za kuszę i zadając cios łokciem w twarz. Wykręcił jego bronią w odpowiednią stronę, z łatwością ją mu odbierając. Uderzył nią go w głowę. Rzucił kuszą w drugiego, trafiając w jego twarz, co umożliwiło mu podbiegnięcie i kopniecie go z wyskoku okrężnym kopnięciem. Następny atakował mieczem od przeciwnej strony. Wojownik zrobił unik chwytając jego miecz oburącz i posyłając szybki cios w twarz a następnie wyrywając mu miecz z ręki, rzucił nim o ziemię i kopnął odpychająco leżącego już przeciwnika.

Gdy zobaczył, że wrogowie nadchodzą z dwóch stron, odbił się od jednej ze skał jedną nogą, po czym odbił się drugą nogą od nadbiegającego napastnika i wskoczył na skałki w kilka sekund, wspinając się na górę. Tam, już podbiegł do niego ktoś z mieczem, lecz Czarnoksiężnik zrobił unik i kopnął go okrężnie w twarz z prawej nogi. Potem następnego złapał, zablokował, i chwycił go za rękę i w pasie. Rzucił nim przez biodro o ziemię. Reszta nadbiegła i wycelowała w niego kuszami i łukami, krzycząc "Zostaw go!" kiedy Ergo nim ciskał. Wtedy poczuł jak coś wewnątrz niego chce walczyć. Czuł jak jego czerwony ogień chce mu pomóc. Coś było inaczej niż zwykle. Nie przejmował się przewagą przeciwników. Był w każdej chwili gotowy by ujawnić nowe możliwości, pomimo licznej ilości wroga, celujących z niego z kusz i łuków. Ktoś nagle się odezwał:
- Stop! Zostawcie go! - wysoki mężczyzna wyłonił się z za skał - Erik opuśćcie bronię - młody mężczyzna z kuszą spojrzał na mężczyznę - Już!
Wszyscy poopuszczali bronie. Dwóch mężczyzn, którzy zostali przewróceni, wstali i odeszli na bok.
- Wiem kim jesteś - powiedział mężczyzna - Jesteś Ognistym Czarnoksiężnikiem. Czyż nie tak?
- A ja wiem kim ty jesteś - odrzekł Ergo - Jesteś Laurel Stalion. Jesteście buntownikami z lasów Koreny. A ty jesteś dość sławny. Wyznaczyli dużą nagrodę za twoją głowę.
- Za twoją też - odpowiedział Stalion - Tylko nie mają twojej podobizny.
- Bo wszyscy co mnie widzieli zostali spaleni - odparł bohater - Twoi ludzie zabili mojego Wyverna.
- Bronili się tylko - odpowiedział Laurel - Chcieliśmy jedynie się tutaj schować a on nas zaatakował. Moi ludzie się przestraszyli.
- Tak samo jak on - Wojownik wskazał ruchem ramienia na zwłoki stworzenia - I co zamierzasz z tym zrobić?
- Niestety nie jestem w stanie zdobyć dla ciebie wyverna - odparł przywódca - Ale mam propozycję. Podobno można cię wynająć. Zostaliśmy zaatakowani a naszych ludzi porwano w jednym z naszych obozów. Tylko my uszliśmy z życiem. Teraz musimy ich odnaleźć - wyjął sakiewkę i rzucił ją w jego stronę. Szkarłatny złapał i podrzucił sprawdzając zawartość. Złote talony brzdęknęły w charakterystyczny sposób - To wszystko co mam. Pomożesz nam wytropić Lineusa Siwobrodego. To on nas napadł. Jak go złapiemy dostaniesz wszystko co będzie miał przy sobie. Nam zależy tylko na naszych towarzyszach.
- Lineus? Ten przemytnik? - powiedział Ergo - Jak on niby zdołał was napaść. Podobno jest was dużo.
- Istotnie mieliśmy duży obóz, lecz nie wszyscy byli z nami - mówił Laurel - Nasłał podstępem na nas watahę wilkołaków. Potem nas napadł, korzystając z chaosu i porwał kilku ludzi. Zapewne teraz ich sprzeda jako niewolników. Wygraliśmy starcie, lecz została nas tylko garstka. Chcemy wytropić Lineusa zanim będzie za daleko. Nie możemy sprowadzić wsparcia, bo nasz obóz znajduje się wiele mil stąd. Za ten czas już dawno ich zgubimy. Zatrzymaliśmy się na noc w tej jaskini.

Laurel spojrzał w czerwone, niczym jego płomienie, oczy.
- To jak? Pomożesz nam? - zapytał.
- Mogę - odpowiedział - Ale macie mi dać konia po wszystkim. I to szybkiego.

- Załatwione - odparł Stalion - Dziękuję.

Noc spędzili w jaskini. Buntownicy postanowili spróbować mięsa wyverna. Rozpalili ognisko w jaskini i ugotowali go. Wojownik siedział nieopodal na kamieniach, opierając się plecami o inną skałę. Wyprostował nogi, jakby leżał na łóżku. Dochodizły do niego odgłosy uczty. Laurel podszedł do niego i zapytał, czy nie dołączy, ale ten odmówił. Nie ufał im, podobnie jak nikomu kogo spotkał, lub nawet znał. Rozmyślał na temat dziwnego uczucia. Zamknął oczy, siadł ze skrzyżowanymi nogami i zaczął kumulować tą samą energie, którą czuł wcześniej. Jego moc rosła z czasem. Nowe moce objawiały się wraz z ich używaniem i skupianiem się nad różnymi aspektami magii. Zaczął wczuwać się w wewnętrzny ogień i słuchać tego, co ma mu do powiedzenia.


Podszedł do niego buntownik, którego nazywali Erik. To on z nim rozmawiał zanim go zaatakowali.
- Twój wyvern był bardzo smaczny - powiedział - Chcesz spróbować?
Czarnoksiężnik trzymał splecione do połowy palce. Gdy otworzył oczy, mała kula z ognia zapłonęła, utworzona przez mały wybuch.
- A może ty chcesz spróbować mojego ognia? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ergo.
- Masz szczęście, że Laurel cię chcę wynająć - rzekł Erik. Patrzył na ognistą kulę, lewitującą lekko na jego rękach - Gdyby nie to, już byśmy cię zabili.
- Nie rozśmieszaj mnie - uśmiechnął się bohater - Myślisz, że dlaczego żadnego z was nie zabiłem? Bo jesteście bandą dzieciaków. To mają być ci legendarni powstańcy? Myślałem, że jesteście jakąś nową grupą, albo nie wiadomo skąd, dobrze uzbrojonymi synami farmerów. Jesteście tak żałośni, że wiedziałem, że mi nic nie możecie zrobić.
- Uważaj, bo ci uwierzę - odparł Erik - Otoczyliśmy cię. Gdyby wtedy nie Laurel...
- Na początku też mnie otoczyliście - odpowiedział Wojownik - I jak wam to wyszło?
Erik nic nie odpowiedział. Popatrzył na Ognistego Czarnoksiężnika w milczeniu i w końcu odszedł. Ergo dodał:
- Gdyby któremuś z was przyszło do głowy, żeby podciąć mi gardło we śnie, pamiętajcie, że mam lekki sen a każdemu kto spróbuję, odetnę wszystkie kończyny i pozostawię go by się wykrwawił.
Buntownik rzucił mu groźne spojrzenie i odszedł. Szkarłatny Wojownik zaprzestał medytacji i ułożył się wygodnie na "niewygodnym głazie", wracając do odpoczynku.


***

Noc minęła bez problemów. Nazajutrz grupa buntowników wraz z Ergo wyruszyła. Szli przez las, potem przez puszczę. Czarnoksiężnik ciągle pilnował, czy nikt nie chcę go zaatakować od tyłu. Jedni mogą to nazwać paranoją, ale on woli nazywać to ostrożnością. Z rozmów, które usłyszał dowiedział się trochę o buntownikach. Słyszał też o Kejili, walecznej buntowniczce i o Airzę, małej dziewczynce, którą szczególnie Lineus Siwobrody chciał porwać. Wkroczyli do puszczy. Stamtąd kierowali się jeszcze bardziej w głąb. Przywódca buntowników był świetnym tropicielem. Siwobrody jednak starał się usuwać ślady, co utrudniało podążanie. Mimo to grupa Lineusa była dość duża, więc nie było łatwo usunąć mu wszystkich śladów. Po pewnym czasie Laurel zatrzymał się.
- To strzałki Kejilli - powiedział i wskazał na drzewo - Prowadzą w tamtą stronę.
Bohater przyjrzał się strzałce, jakby wrysowanej w trójkąt niebieską kredą. Zapytał:
- Skąd wiesz, że to gdzieś prowadzi? Ta strzałka wskazuję w górę.
- No właśnie to nasz szyfr - odparł przywódca - Zamiast strzałki w kierunku, strzałka jest narysowana na odpowiednim miejscu wokół drzewa. Pokazuję stronę, lecz jest jakby przekrzywiona w górę. Gdyby przekrzywić ją w dół, zgodnie z kierunkiem pnia, wskazywała by drogę. To nasz sposób na zaznaczanie drogi. A kredę tego koloru ma Kejila. To musi być ona.
- Może nie zdradzałbyś mu naszych tajemnic - warknął Erik. Jego przywódca nie odpowiedział.
 

Grupa ruszyła. Szli przez puszczę jeden za drugim. Erik znalazł się za Ergo.
- Szkarłatny. Mięso z twojego wyverna było przepyszne. Złap nam jeszcze parę to cię oszczędzimy - rzekł.

Bohater po prostu go zignorował.
Grupa znalazła kolejny znak. Ten też był Kejilli i prowadził do dżungli.
- Laurel! On ich prowadzi do wioski wilkołaków - powiedział Erik - Do wilczego króla.
- I tam właśnie idziemy - odpowiedział przywódca, spoglądając na podwładnego i ruszył dalej.
Wojownik go minął i powiedział:
- Nie martw się. Jakby co, to ich otoczycie - Erik zrobił wściekłą minę a grupa ruszyła dalej.
Przeszli duży kawałek i mijali wodospad. Minęli go, patrząc na dym w oddali. Laurel stwierdził, że wilkołaki są już blisko.


Szli przez dżunglę. Nagle z za drzew wyłoniły się wilkołaki. Biegły w stronę grupy. Ergo wyjął kuszę i zestrzelił kilka. Erik i inni mający kuszę, lub łuki również strzelali. Mimo to, kilkanaście lekkich jednostek wilkołaków doskoczyło do grupy. Jeden z buntowników wyjął miecz i przeciął brzuch wilka, lecz następny stwór podskoczył i atakiem z powietrza przeciął szyję mężczyzny, który chwycił się za rozcięte krwawiące gardło. Obrócił się padł na kolana, po czym osunął się na ziemię. Laurel wyjął swój krótki miecz i zaczął walczyć z dwoma wilkami naraz.
Jeden z łuczników wystrzeli do wilkołaka, lecz nie był to zabójczy cios. W momencie gdy człowiek sięgał po kolejną strzałę, wilkołak podbiegł do niego i wbił mu ostrzę naramiennika w brzuch. Erik strzelał z kuszy. Po wystrzale wyciągał bełt i przeładowywał. Ergo strzelał z podobnej kuszy tyle, że jego broń tworzyła bełt, za pomocą magii. Bohater, dzięki tej umiejętności zestrzelił najwięcej wrogów. Dwa wilkołaki nacierały na niego. Pierwszy został zastrzelony, lecz drugi był zbyt blisko. Wojownik wiedział, że kopnięcie w tułów nic nie da, przez lekki pancerz i dość masywne ciało wilka. Mimo to, wiedział co zrobić. Kopnął wilka w udo lewej nogi podeszwą buta, co zatrzymało go niczym niewidzialna ściana i lekko odepchnęło. Czarnoksiężnik wystrzelił kuszą z bliska w głowę wilkołaka. Następny chciał go zajść od tyłu, więc się obrócił. Podrzucił kuszę w tym samym momencie i złapał ją lewą ręką a prawą wyciągał miecz z za pleców. Zablokował kuszą atak wilka i jednocześnie swoim mieczem podciął wilkowi gardło.

Rozejrzał się i zobaczył jak wilki atakują buntowników. Wycelował i zestrzelił wszystkie sześć pozostałych w tym tego, który miał zaatakować Erika, gdy ten przeładowywał kuszę. Mężczyzna spojrzał na niego. Musiał mieć mieszane uczucia co do Wojownika, który właśnie uratował mu życie. Grupa zebrała się. Naglę z za drzew wybiegł ranny człowiek. Miał rozcięte ramię. Laurel go rozpoznał. Podbiegł do niego, gdy ten upadł i go przytrzymał.
- Metrel - powiedział przywódca - Co się stało? Gdzie reszta?
- Laurel - odparł mężczyzna - Kejila uciekła, ale reszta została sprzedana wilczemu królowi. Poza Airą. Musimy im pomóc.
- Opatrzcie go - rzekł do jakiś buntowników, po czym zwrócił się do Erika i Ergo - Musimy pogadać z królem wilkołaków. Nie mamy wyjścia.
- Oszalałeś! - odrzekł Erik - On nas zabiję.
- A masz jakiś lepszy plan? - zapytał Laurel.
- Zakatujemy, albo się wkradnijmy - odpowiedział - Cokolwiek byle by z nimi nie gadać.
- To też słaby plan - odparł przywódca - Co proponujesz Ognisty Czarnoksiężniku?
- Szczerze mówiąc - odrzekł - To wasze plany są nawet niezłe.
- Nasze plany? - zapytał zdziwiony Stalion - To znaczy które?
- Wszystkie - odparł.



Część 4 

Buntownicy szli przez wioskę podniszczonych budynków, zbudowanych niegdyś przez ludzi. Teraz korzystały z nich wilkołaki. Minęli wilczych strażników i zmierzali w stronę tronu króla plemienia, prowadzeni przez Metrela.
- Jesteś pewny, że wiesz co robisz? - szepnął Erik do Laurela.
Ten nie odpowiedział. Wśród grupy brakowało Ognistego Czarnoksiężnika. Zatrzymali się przed królem wilkołaków. Siedział na drewnianym tronie, który był imitacją królewskich. Przywódca buntowników przemówił:
- O wielki królu wilkołaków. Przybywamy by w pokoju złożyć ci propozycję.
- Czego chcecie? - odpowiedział chrapliwym niskim głosem. Z każdą sylabą było słychać warknięcie.
- Posiadasz naszych ludzi królu - mówił Laurel - Chciałbym z tobą dobić interesu.
Zwracając się do jednego ze swoich ludźmi wskazał by ten sprezentował mięso wyverna. Mieli go jeszcze spory zapas.
- Oto mięso jakiego jeszcze nigdy nie jadłeś - powiedział przywódca - Mięso białego wyverna - jego człowiek dał kawałek jednemu z jego wilków - Proszę. Niech twoi podwładni spróbują.

Buntownik ostrożnie podał mięso a strażnik je wziął. Wilk ugryzł kawałek i mu zasmakowało. Nagle drugi wilkołak rzucił się i zaczęli się o nie bić. Król ich uspokoił. Wskazał by przynieść mu mięso, co strażnicy uczynili. Spróbował i najwidoczniej jemu też zasmakowało.
- Ile tego jeszcze macie? - zapytał.
- Cały worek - odpowiedział - Wszystko to za uwolnienie ludzi, których kupiłeś od Siwobrodego. I za to jak powiesz nam gdzie zmierza.
Mając nadzieję, że wilkołaki ujawnią im wszystko za cenę tego mięsa, czekał na odpowiedź. Nie były one nigdy sprzymierzone z ludźmi i przeważnie łatwe do kupienia, więc zdrada nawet stałego klienta, którym mógł być dla nich Siwobrody była możliwa. Przynajmniej Stalion na to liczył.
- Ludzie - powiedział król - Chcecie ze mną paktować. Problem w tym, że ja już dobiłem targu.
Z za wyjścia wyszedł Lineus i jego ludzie. Za sobą usłyszeli jak wilkołaki rzucają ciało człowieka, który miał się wkraść od tyłu i podczas tego, jak oni zagadają króla, miał uwolnić jeńców, gdyby coś poszło nie tak. Plan Ergo, by użyć wszystkich planów na raz zawiódł.
- Przykro mi Laurel - powiedział Siwobrody - Ale ja już się dogadałem z królem. Twój plan się nie udał.
- Panie - rzekł występując z tłumu Metrel - Dostarczyłem ich. Gdzie moja zapłata?
- Tutaj - Lineus dotknął ramienia jednego ze swoich a ten strzelił do niego z kuszy. Trafił w ramię a zdrajca upadł.
- Brać ich - rozkazał król wilkołaków.
W tym momencie ognista kula, trzy razy większa od ludzkiej głowy, uderzyła w kilku strażników, rozsiewając po nich płomienie i odrzucając w tył.


*** 

Kejila i Kar leżeli na brzuchach i z ukrycia obserwowali jak Laurel i reszta stali przed królem wilków.
- Jak w ogolę udało im się tam dostać? - spytał chłopak - Dlaczego wilki ich nie atakują. Przecież weszli do ich wioski.
- Lineus wchodzi tam ile chcę - odparła - To znaczy, że się da. Wilkołaki wcale nie są takie głupie jak się wydaję. Brutalne, lecz wiele rozumieją.
- Wilkołaki same zbudowały to wszystko? - zapytał Kar patrząc na podniszczone chaty i kamienne jaskinie pośród nich.
- Nie - odparła - Musieli tą wioskę podbić. Te małe jaskinie. To w nich mieszkają. A o to czemu mieszkają tutaj a nie gdzie indziej, zapytaj ich samych.
- I mają króla - dopowiedział chłopak jak obserwowali dwa wilki bijące się o mięso - Pewnie nawet na niego głosowali. Albo jego ojciec był królem.
- Królem znanym również jako władcą wilków, zostaje najsilniejszy wilkołak - opowiadała Kejila - Jest ich kilka, może kilkanaście. Jeden na plemiona. Jeden woła na siebie królem, inny generałem. Niektóre wilkołaki znają nasz język. Niektóre nie. Niewiem czy dla tego, że nieumią, czy dla tego, że nie potrafią.
- Przecież mówiłaś, że są mądre? - spytał Kar.
- Nie - odrzekła - Tylko mówiłam, że nie są głupie. No przynajmniej większość, ale...
Kejila przerwała bo właśnie zobaczyła jak Lineus wyłania się z za zniszczonych chatek.
- Co! - zdziwiła się dziewczyna - Co on tam robi. Nie powinno go tu być.
Obserwowali scenę i patrzyli jak człowiek Siwobrodego strzela do jednego z ludzi Laurela. Potem ich uwagę przykuła wielka, czerwona, ognista kula, która wyfrunęła z za drzew trochę poniżej ich kryjówki. Następnie obserwowali jak mniejsze czerwono ogniste kule zasypują strażników wilkołaków.
- To Ergo! - oznajmił Kar.
- Twój przyjaciel umie ciskać ogniem? - zapytała Kejila a chłopak pokiwał głową - Idziemy tam! Musimy im pomóc!
- Ale... - Kar zaczął, lecz buntowniczka już ześlizgiwała się w dół po górce. Ruszył za nią.


*** 

Ergo atakował kolejnych wilkołaków swoim krótkim mieczem. Cios za ciosem następne wilki padały. Choć powalił ich dużą liczbę, było ich coraz więcej. Uznał, że nadszedł czas by uwolnić swój wewnętrzny ogień. Odskoczył i udał się za budynek. Zaczął rysować okrąg swym palcem wskazującym, podobnie jak przy wytwarzaniu ognistego kręgu. Teraz jednak obracał nim szybciej i cały czas. Wewnątrz zbierał się ogień o jego nietypowym kolorze. Formował się w kulę ognia. Ta jednak była inna niż pozostałe. Gdy skończył ta zatrzymała się, lekko lewitując na jego dłoni. Zauważył go wilkołak. Nadszedł czas by wypróbować nowe moce.

Buntownicy walczyli. Laurel zabijał stwory swoimi mieczami a Erik strzelał z łuku, odrzucając swoją kuszę, gdyż wilkołaków było za dużo i musiał zacząć używać szybszej broni. Ergo spostrzegł dziesięciu wilków walczących razem. Zaatakował ich. Latająca czerwona kula, otaczała go wokuł jego osi. Gdy stwory go zaatakowały, kula ruszyła do jego obrony. On ciachał przeciwników a kula osłaniała go przed atakami i uderzała jego przeciwników, ułatwiając walkę. W mniej niż minute, wszystkie dziesięć wilków walczących w jednej grupie, leżeli martwi na ziemi.

Bohater wbiegł na drewniany podest umieszczony wokół podniszczonych domów. Służył niegdyś zapewne ludziom, by ci mogli przedostawać się do wyżej zbudowanych mieszkań. Wilkołaki wbiegły tam za nim, lecz Ergo miał ułatwioną sytuację. Jego tyłów teraz strzegła kula czerwonego ognia. Zaatakowały go ciężkie jednostki wilków. Żołnierz z toporem doskoczył na niego a ten zrobił unik. Gdy ten uderzył po raz drugi, Wojownik odbił jego atak mieczem, spychając topór na bok. Zadał jeszcze jeden cios wilkołakowi i podciął mu gardło. W międzyczasie kula zablokowała drugiego nadchodzącego, lekkiego wilka. Z niższych poziomów wyleciało parę strzał, lecz żaden nie był celny. Wilkołaki z dołu strzelały z prymitywnych łuków.

Ergo przyjął kolejny, atak ciężkim toporem. Przytrzymał zaklinczowane bronie i wtedy kula zadała kilka ciosów w brzuch wilka, wypalając mu powierzchowne dziury. Stwór upuścił gardę. Bohater wykorzystał moment i przeciął jego gardło. Wilkołaki z tyłu zaczęły napierać, więc musiał się zacząć przemieszczać.

Wilczy król przyglądał się starciu a zwłaszcza Szkarłatnemu Wojownikowi. Ten wyjął małe bronie podobne do rączek sztyletów, z których wyskoczyły płomienie, zastępujące ostrza i urzył ich do walki z jego lekkimi żołnierzami. Stwór zerwał się ze swojego tronu i pobiegł w stronę Ergo, wyciągając dwa miecze. Po drodze przeciął kilku buntowników i kilku staranował. Wskoczył na podest. Bohater wybił kilkunastu kolejnych wilczych żołnierzy. Jak tylko król dołączył do starcia, wilki cofnęły się.

 
Podczas gdy buntownicy przegrywali na dolę, Ergo walczył na podeście z królem wilków. Atakował on dwoma mieczami a Czarnoksiężnik znów wrócił do używania swojego krótkiego miecza. Król wilków był szybki i silny. Kula bohatera wygasła i stracił swą przewagę. Król był o wiele cięższy do pokonania niż pozostałe wilki. Wojownik parował kolejne ciosy, odbijając je i starając się zadać jakieś uderzenie. Tyle, że jak tylko udało mu się odbić jeden miecz, drugi już się ku niemu zbliżał. Wilczy władca umiejętnościami mógłby dorównać wielu srebrnym rycerzom. Przez jego silne ciosy, Szkarłatny musiał zacząć się cofać. Było mu coraz ciężej parować. Czuł, że zaczyna przegrywać. Nie miał nawet czasu by rzucić jakiekolwiek ogniste zaklęcie. Dodatkowo wpadł w pułapkę w miejscu, gdzie przyszedł by ułatwić sobie walkę. Walcząc z kimś szybszym i silniejszym, preferował robić uniki a na to miał zbyt mało miejsca. Wojownik chciał zeskoczyć. Niestety król to przewidział i kopnął go. Poleciał dalej lądując na jakimś niewielkim budynku, może spichlerzu. Uderzenie sprawiło, że stracił przytomność.

***

Ergo obudził się dopiero po starciu. Klęczał wraz z innymi złapanymi w tym Laurelem, Erikiem, Karem i innymi. Była tam też Kejila. Wojownik jej nie rozpoznał. Słyszał jak Lineus i król negocjują na temat więźniów.
- Możesz sobie wziąć młodego - mówił wilczy król swym chrapliwym głosem - Ale dziewczyna i czarodziej zostają ze mną.
- Po co ci czarodziej? Przecież i tak go zabijesz - zapytał Siwobrody - A dziewczyna?
- Czarodziej zginie za wszystkich naszych których wybił - mówił król - A dziewczyna spodobała się moim wilkom.
- No dobra. Dziewczynę sobie weź, ale czarodziej jest mój - powiedział Lineus. Nie martw się. U mnie będzie cierpiał tak samo jak u ciebie. Albo i gorzej.
Wilczy król spojrzał na Wojownika.
- Zabieraj go zanim się rozmyślę - rzekł wilczy król.
- I chłopaka? - zapytał Siwobrody.
- Tak - król warknął z niezadowolenia.
Lineus kazał zabrać Ergo i Kara. Po co był mu chłopak? Grupa Siwobrodego ruszyła opuszczając wilcze plemię a Karson zobaczył jak zaciągają pozostałych jeńców za domki.


***

- To co się właściwie stało? - spytał Kara Ergo.
- Poddaliśmy się - odrzekł - Bez ciebie chyba zwątpili. Potem nas zebrali i zaczęli się targować - chłopak zamyślił się. Szli w kordonie otoczeni przemytnikami. Minęło jakieś piętnaście minut od opuszczenia wioski. Zrobiło się już ciemno. Obok nich szła jeszcze mała dziewczynka. Bohater domyślił się, że to Aira.

- Biedna Kejila - dodał Kar - Oni ją zgwałcą.
Ktoś z przemytników popchnął ich obydwu. Upadli na kolana. Stali przed starą, podniszczoną chatą. Na rozkaz Siwobrodego przemytnicy zaczęli oblewać Ergo jakąś cieczą. Wojownik rozpoznał ją. Była on łatwopalna.
- Osiem miesięcy temu Ognisty Czarnoksiężnik, podpalił mojego brata - zwrócił się do Ergo Lineus - Teraz zapłacisz za to, co mu zrobiłeś. Spłoniesz i wreszcie dowiesz się co to znaczy na własnej skurzę. Nie martw się o tych dwoję. Pewien baron zapłaci mi dużo za tą małą a ona dotrzyma mu towarzystwa w łożu. Za to jego brat woli chłopców. Trochę starszych. Ten dzieciak się nada, ale ciebie to już nie dotyczy. Ty zaraz spłoniesz.

Jego ludzi zaciągnęli go do budynku. Siedzieli tam chwilę i w końcu wyszli, wylewając ciecz za sobą na ziemi. Lineus zniżył się i odpalił ciecz. Ta od razu się zajęła a ogień powędrował do chaty. W mniej niż minutę, budynek stanął w płomieniach. Pożar powiększał się i w przeciągu następnej minuty, budynek już cały płonął. Kar nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel umiera w męczarniach. Odwrócił głowę.
- Patrz, bo przegapisz ognisko - przekręcił głowę chłopaka Lineus, zmuszając go do spojrzenia na pożar - Zemsta jest przyjemnością. Mam nadzieję, że teraz się przypieka. Szkoda tylko, że nie słychać jak krzyczy.
Przemytnicy śmiali się i patrzyli na płonący budynek. Lineus nadal trzymał Kara zmuszając by na to patrzył. Chłopak zaciskał zęby. Nagle zaczął się śmiać.

- Z czego rżysz? - zapytał przemytnik. 
Nagle zrozumiał gdy przyjrzał się dokładniej. Jakby postać wychodząca z budynku. Drzwi już dawno odpadły a przez nie wyłonił się Ergo. Lineus patrzył nie dowierzając.

Ognisty Czarnoksiężnik ruszył w stronę przemytników. Nie był w ogóle poparzony. Jego ubranie nie było nawet osmalone. Szedł powoli a wszyscy patrzyli się na niego, jakby zobaczyli ducha. Ergo zatrzymał się. Wszyscy stali jak wryci, czekając na to co się teraz zdarzy.
Wznosił powoli ręce. Płomienie za nim nagle zmieniły kolor. Z żółtawo-pomarańczowego naturalnego koloru ognia, przeistoczyły się w szkarłatne płomienie Ergo.
Kilku przemytników zaczęło uciekać. Bohater pochylił się do przodu i wykonał ruch rękoma jakby kazał płomieniom ich ściągać. Czerwony ogień wyskoczył z budynku i jak fala wody zalał przemytników podpalając ich. Czarnoksiężnik rozesłał płomienie tak, żeby ani Kar, ani Aira się nie poparzyli. Żar jednak uniemożliwił Karowi zobaczenie co się dzieję wokół niego. Gdy ustał, otworzył oczy. Podpaleni przemytnicy biegali w agonii i krzyczeli. Poza nimi i Lineusem, tylko dwóch stojących w środku przemytników nie zostało podpalonych. Ergo już się nimi zajmował przecinając ich swoim mieczem. Zbliżał się do nich.
- To niemożliwe - przestraszony Lineus się cofał - Ty nie możesz żyć. My cię spaliliśmy.
- Naprawdę jesteś takim idiotą by próbować spalić czarodzieja ognia - Ergo podszedł do przemytnika i posłał w jego stronę kulę ognia prosto w twarz. Ta rozbiła się na jego twarzy a przemytnik jęknął z bólu. Upadł i próbował się podnieść - Wiesz zdaję mi się, że masz za długą brodę. Czas ją trochę przyciąć.

Lineus spojrzał w jego stronę błagalnie a Szkarłatny Wojownik jednym cięciem miecza, odciął mu głowę. Kar podszedł do przerażonej Airy, która się bała i ją przytulił. Bohater rozejrzał się i zobaczył jak przemytnicy rozbiegają się, podpaleni po polu. Niektórzy wbiegli do lasu. Ergo podszedł w stronę Kara tulącego dziewczynkę.
- Wiedziałem, że ogień cie nie rani - powiedział Kar - Musimy pomóc reszcie. Masz jakiś plan?

- Tak - odpowiedział.
- Jaki? - spytał chłopak.
- Najlepszy jaki może być - odparł Czarnoksiężnik - Czyli taki sam jak ostatnio.


***

Wilkołak ciągnął Laurela przez wioskę. Słychać było krzyki chłopaka, którego wilki zaciągnęli za domy i zaczęli brutalnie gwałcić. Rzucili przywódcę buntowników na pień uciętego drzewa. Na ziemi leżeli zmasakrowani pobratymcy mężczyzny, leżeli w kilku kawałkach na ziemi. Obrazek wyglądał makabrycznie. Teraz przyszła kolej na niego. Wilki przytrzymały go i wyciągnęły jego rękę na pień. Jeden z ciężkich wilkołaków uniósł topór i przygotował się do ucięcia jego dłoni. Była to forma ich rozrywki. Torturowanie ludzi.
Ognisty bełt trafił prosto w głowę kata. Stwory zaczęły się rozglądać. Salwa kul ognia zaczęła ostrzeliwać kolejnych wilków i nokautować ich, lub zabijać w zależności od miejsca trafienia. W końcu znikąd pojawił się Ergo. Laurel wstał z pnia. Ognisty Czarnoksiężnik stał z rękami w czerwonych płomieniach.
- Głupcze - rzekł wilczy król - Zapłacisz za to śmiercią. Mamy całą armię a ty jesteś sam.
- Masz rację - potwierdził Ergo - Dlatego najpierw wpadłem po wsparcie.
Z za budynków wyskoczyła salwa strzał. Erik, Kar, Kejila i inni, którzy byli więzieni, atakowali wilkołaki z zaskoczenia. Kejila rzuciła miecz Laurelowi i ten też dołączył do walki. Gdy wilki ruszyły na bohatera, wilczy król zawołał:
- On jest mój!

Król wilkołaków wyjął dwa miecze i rzucił się w stronę Ergo. Wojownik wyjął swój miecz i zaczął walczyć broniąc się przed atakiem wroga. Tym razem walczyli na ziemi, gdzie było dostatecznie dużo miejsca. Król atakował mieczami bezlitośnie wykorzystując swoją siłę i szybkość. Gdy Szkarłatny tylko próbował odskoczyć, wilk doskakiwał do niego i atakował bezlitośnie. Ciało wilkołaka jest o wiele silniejsze od człowieka, więc Ergo mógł jedynie liczyć na swoją zwinność. Król odepchnął go a ten padł plecami na kamienny kopiec, w którym żyją wilki. Uniknął podwójnego ciosu w ostatnim momencie. Iskry posypały się pod mieczami, gdy te uderzyły w skałę. Bohater próbował przejechać mieczem po jego cielę wstając, lecz był zbyt daleko. Król był nie tylko wyższy od Czarnoksiężnika, ale miał siłę ciężkiego żołnierza wilków, oraz zwinność lekkiego. Za to Ergo miał magię. Gdy król ruszył od ataku ten wystrzelił fireballa, który wytrącił mu jeden z mieczy z ręki raniąc go. Wilk nie poczuł bólu w ferworze walki, ale był nauczony walczyć dwoma mieczami.
Jego ataki były teraz wolniejsze. Bohater odpierał uderzenia i gdy nadarzyła się okazja, cisnął czystym czerwonym żarem w twarz wroga. To oślepiło wilkołaka.

W międzyczasie Kar zestrzelił z kuszy kilku wilków. Choć nadal na nogach, buntownicy przygrywali. Byli otoczeni. Nagle wszyscy usłyszeli krzyk Ergo. Spojrzeli w stronę walczących. Czarnoksiężnik stał z głową wilczego króla, pomazany czarną krwią i ubrudzony. Upuścił głowę a ta rozpadła się w momencie gdy uderzyła o ziemie.


 *** 

Było już po starciu. Wilki widząc śmierć swego wodza i parę sztuczek z ogniem bohatera uciekły. Było w tym dużo szczęścia, gdyż Czarnoksiężnik nie miał już ani siły, ani many. Buntownicy opuścili opustoszałą wioskę i udali się jak najdalej od niej.
Po przejściu mili, zatrzymali się by odpocząć. Kar siadł obok Ergo, który regenerował siły siedząc na pniu.
Erik minął ich i spojrzał na Wojownika. Skinął lekko głową, co mogło oznaczać podziękowanie, które zapewne nie przyszło mu łatwo.
- Udało się. Twój plan zadziałał - powiedział Kar - A już myślałem, że się nie uda. A ty pokonałeś wilczego króla. Jesteś niezwyciężony i niezniszczalny.
- Nie jestem - odparł Ergo - Z królem miałem szczęście. Gdyby nie magia, zabiłby mnie a wy bylibyście wszyscy martwi. A plemię? Jakby się nie przestraszyli mojego ognia to by nas powybijali.
- To dzięki klejnotowi jesteś ognioodporny? Tak? - zapytał chłopak - Czy to dzięki twojej magii?
- Laurel Tak się cieszę, że żyjesz - Kar i Ergo spojrzeli jak Kejila rzuca się w ramiona przywódcy buntowników.
- Co? - zdziwił się Kar patrząc jak dziewczyna obrzuca go pocałunkiem - Oni są razem?
- Nie mówiła ci? - spytał się go Ergo, któremu Karson powiedział podczas drogi z obozu jako więźniowie Lineusa, że z nią podróżował.
- Nie - odrzekł - A on tobie o niej mówił?
- Cały czas - odparł Szkarłatny - Więc się domyśliłem.
- Ale myślałem... - Karsonowi przerwała para, która podeszła do nich. Kejila podziękowała im za uratowanie, ale chłopak nadal był smutny. Myślał, że dziewczyna naprawdę go lubi. Laurel sprowadził osiodłanego już konia i sprezentował go bohaterowi.
- Niestety nie mamy pieniędzy od Siwobrodego - powiedział.
- Wiem - odrzekł Czarnoksiężnik - Spaliły się wraz z jego ludźmi.
- Ale przynajmniej zgodnie z obietnicą mam dla ciebie konia - rzekł Laurel.
Ergo spojrzał na Kara. Skądś wiedział jak kobiety mogą działać na mężczyzn. Zaryzykował i rzekł:
- Potrzebuję dwa.


***

Ergo i Kar pędzili na koniach przez pola Koreny. Chłopak nadal był smutny z powodu Kejilli. Zapytał:
- Dokąd jedziemy?
- Do Atleanenu - odpowiedział bohater – Na razie wziąłem cię ze sobą, bo mi się przydasz. Potem zobaczymy. Jedziemy przez Fort Miraż.
Kar spojrzał na niego jak na szaleńca.
- Przecież tam jest teraz król Algbert? - zapytał - Chcesz tam jechać. Tam będą setki srebrnych.
- Dlatego to będzie dobre miejsce, by wypróbować medalion - Wojownik wyciągnął go z kieszeni, pokazując naprawiony łańcuszek. Pędzili przed siebie, zmierzając na wschód, pozostawiając za sobą lasy Koreny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz