Rozdział Pierwszy


Ognisty Czarnoksiężnik




- W imieniu króla Algberta! Otwierać! - powiedział rozkazująco Tarlo - Wiem że tam jesteście, jeśli nie otworzycie wyważymy drzwi!
- Już otwieram proszę pana - odpowiedział wójt - Muszę tylko usunąć barykady.
Niski krępy mężczyzna z zawijającym się wąsem i zaawansowaną łysiną na czubku głowy, w brązowym ubraniu, szybko odsuwał kolejne krzesła i stołki. Nie chciał sprowadzić na siebie gniewu srebrnego rycerza, więc jak najszybciej starał się usunąć blokujące wejście meble. Pomagało mu dwóch służących i gospodyni. Wójt, niespodziewający się wizyty ze strony rycerzy króla Algberta, w pośpiechu odryglował drzwi a następnie je otworzył. Zobaczył trzech srebrnych rycerzy podobnego wzrostu. W środku stał minimalnie niższy Tarlo. Był on kapitanem srebrnych rycerzy. Dowodził odziałem, który został wysłany do wioski Kirre, przed której wójtem właśnie stał. Miał on ciemne blond włosy i dobrze zbudowaną sylwetkę, ukrywaną pod srebrną zbroja z kilkoma elementami, świecącymi się na niebiesko. Poważny wyraz malował się na jego twarzy. Można było również na niej dostrzec, coś w rodzaju połączenia złości i zdegustowania. Trzej rycerze weszli do środka a za nimi do pokoju wkroczył komendant wioski, pan Warelt.
Kantar, wójt wioski Kirre, był wyraźnie zmieszany.
- Proszę usiądźcie - zaproponował po czym wskazał krzesła przy stoliku, które jeszcze minute temu były barykadą. Rycerze podeszli do stołu, jednak nie skorzystali z propozycji. Wójt usiadł po przeciwnej stronie a Warelt siadł w kącie po jego prawej stronie. Obydwaj, byli najważniejszymi osobami w wiosce. Kantar dowodził politycznie wioską a Warelt był komendantem niebieskich strażników, którzy byli odpowiedzialni za pilnowanie prawa w wioskach, miasteczkach i miastach a także odpowiadali za bezpieczeństwo ich mieszkańców i stróżowania porządku.
- Zatem, gdy wasza wioska jest w potrzebie Wójcie - zwrócił się do wójta Tarlo używając formy, którą zwykle stosowali rycerze do szefów wiosek - Wy barykadujecie się jak ostatni tchórz i pozwalacie, żeby wasi podwładni, zostali zamordowani przez stado krwiożerczych wilkołaków?
- Ależ proszę pozwolić mi wytłumaczyć kapitanie - powiedział ze strachem w głosie Kantar - Dbałem w ten sposób o interes tej wioski, bo czymże by była gdyby jej zarządca zginął. Chciałem tylko przeczekać tutaj do waszego przybycia.
- Dbaliście tylko o własny interes Wójcie - odpowiedział Tarlo - A jeśli chodzi o was, to nie jesteście niezastąpieni. Bądźcie pewni, że wspomnę o tym królowi Algbertowi w moim raporcie.

Kantar przełknął ślinę. Wiedział, że król zachodniego królestwa, może zapewnić mu za to coś gorszego, niż utratę jego posady.
- Ależ niema potrzeby mój dostojny panie - zaczął się podlizywać rycerzowi Kantar.
- Czy możemy przejść do rzeczy? - wtrącił się w rozmowę Warelt - Marnujemy cenny czas a przyszliśmy tutaj, żeby obgadać jak pozbędziemy się Wilkołaków.
- Słuszna uwaga Komendancie - stwierdził Tarlo - Zatem jak wygląda sytuacja w tej wiosce?
- Kirre jest atakowane przez watahę wilkołaków - rzekł Warelt - Co drugi dzień o różnej porze wieczorem. Zaczęło się tydzień temu. Wykazują się ogromną brutalnością. Czego można się zresztą spodziewać, po tak prymitywnych istotach.
- Wiem coś o tym - powiedział Tarlo - Wilki terroryzują coraz więcej miejsc w Korenie. Pozwalają sobie na coraz więcej i zapuszczają się coraz dalej. Dlatego król Algbert zdecydował się na bezpośrednią walkę z nimi.
- Właśnie - oznajmił Kantar - Nasze jednostki są zbyt mało doświadczone w walce i brakuję nam odpowiedniej broni i sprzętu, by powstrzymywać te potwory bez końca.
- Wilkołaki atakują tylko miejsca jak wasza wioska - stwierdził Tarlo - Takie, które nie mają silnych zabezpieczeń. Robią to tak często i w wielu miejscach, że król nie zamierza tego ignorować. Dlatego tu jesteśmy.
Wszedł właśnie jeden ze służących, aby podać herbatę. Młody chłopak, syn jednego z lokalnych chłopów, położył filiżanki na stolę i zaczął nalewać herbatę. Tarlo nie miał ochoty na trunki. Był dumnym rycerzem i uważał się za kogoś lepszego, jak większość z nich. Był bardzo ważnym kapitanem i działał w tej części regionu Korena. Był to region, w którym król Algbert miał stolice swojego królestwa. Oprócz niej, miał też w posiadaniu trzy inne regiony. Najwięcej spośród trzech imperatorów, rządzących w Argonie.
 - Jest jeszcze coś o czym powinien pan wiedzieć kapitanie - powiedział Warelt - Chodzą pogłoski, że pojawił się w okolicy dziwny mężczyzna. Nie wiemy kim on jest, ale niektórzy twierdzą, że może to być ten, którego zwą Ognistym Czarnoksiężnikiem.
Tarlo nagle się ożywił, gdy tylko usłyszał dwa ostatnie słowa komendanta.
- Ognisty Czarnoksiężnik! - powtórzył - Jesteście pewni?
- Nie Kapitanie - odpowiedział Warelt - Krążą tylko pogłoski. Mogą to być tylko zwykłe plotki.
- Co wiecie na temat Ognistego Czarnoksiężnika? - zapytał Tarlo
- Niewiele Kapitanie - odpowiedział komendant - Tylko to co inni opowiadają. Mówią, że posiada potężne magiczne umiejętności i potrafi palić ludzi samym spojrzeniem.
- To na pewno tylko wymysły wieśniaków - wtrącił Kantar - Nikt nie mógłby posiadać tak silnej magii w królestwie najjaśniejszego króla Algberta.
- Bajki czy nie - powiedział Tarlo - Ognisty Czarnoksiężnik jest prawdziwy i jest przestępcą, którego musimy jak najszybciej ująć. W dodatku jest bardzo niebezpieczny.
- Podjąłem już środki w tej sprawie - poinformował Warelt - Kazałem strażnikom ująć go w celu przesłuchania, jak tylko się pojawi.
- To za mało - powiedział rozkazującym tonem kapitan - Należy go zabić niezwłocznie.
- Z całym szacunkiem - powiedział Warelt - Co jeśli to tylko zwykły podróżnik, lub sprzedawca?
- Nie możemy ryzykować - powiedział Tarlo. Czyżby wiedział o nim więcej niż mówił? - Wydajcie rozkaz swoim strażnikom, by celować tak, aby zabić. Macie szczęście, że tu jesteśmy. Jeśli się pojawi to się nim zajmiemy.
- Tak jest kapitanie - powiedział Warelt nie będąc do końca pewny tej decyzji.
- Zatem może wróćmy...
Sygnał dzwonu alarmowego przerwał wójtowi w pół zdania.
- Wilkołaki! - stwierdził Warelt - Dzwon bije na alarm! Atakują nas!
Rycerze i komendant wybiegli na zewnątrz. Czekało na nich kilkunastu srebrnych żołnierzy. Cały odział został oddelegowany do wioski. Również z pobliskiej gospody wychodzili następni żołnierze. Zebrało się ich około pięćdziesięciu. Srebrni pobiegli w kierunku wskazanym przez komendanta. Wkrótce pojawili się w miejscu, gdzie wioska łączyła się z polami, które prowadziły do jednego z lasów. Na miejscu hordy wilczych potworów, rozszarpywały niewinnych mieszkańców. Wilkołaki. Niebezpieczne istoty zamieszkujące Korene. Miały około sześć stóp wysokości. Stoją na tylnych łapach a przednie mają bardziej jak ludzkie ręce i po mimo prymitywnych broni i technologii a także stylu życia, może się wydawać, że były mało inteligentne. Tak też było, jednakże ich inteligencja przewyższała zwierzęcą i w pewnym sensie była zbliżona do ludzkiej. Archaiczne i brutalne stworzenia o bardzo wysokiej sile fizycznej, często przewyższającej ludzką, mieszkały w głębi lasów, przeważnie w plemionach. Czerwone oczy i wilczy gruby pysk, ciała miały całe owłosione szarą, lub brązową sierścią. Mając wielkie zęby i ostre szpony nawet nieuzbrojone są bardzo niebezpieczne. Te tutaj, podobnie jak większość wilkołaków bojowych, dodatkowo posiadają uzbrojenie. Noszą lekki pancerz i mają żelazne bransolety, które mają płaskie ostrza wielkości i długości ich przedramienia. Inne używają łuków, lub czasami kusze, które podkradają pokonanym ludziom z zachodu.
- Atakować! - krzyknął Tarlo i rozpoczęła się bitwa.
Srebrni rycerze posiadają potężne pancerze, w kolorze srebrnym z niebieskimi świecącymi się elementami, które są efektem specjalnego płynu alchemicznego, znajdującego się w zbroi. Dodatkowo są zbalansowane do odpowiedniego stopnia, tak aby zapewnić im zarówno szybkość i mobilność jak i zabezpieczyć ich przed ciosami. Ruszyli do ataku. Ich srebrne miecze wzmocnione byłe podobnymi płynami alchemicznymi. Zamiast drugiej połowy ostrza, jakby za szybą była widoczna płynna energia. Broń wysokiej technologii wspierana bierną magią, jak to często nazywano alchemie. Wysokie wyszkolenie w walce i dobry sprzęt dało przewagę srebrnym. Lekkie ataki wilków były łatwo odpierane przez rycerzy a ich miecze przy dobrze wykonanym ataku, były w stanie przebić się przez prymitywny pancerz wilkołaków. Również srebrni, celując w odpowiednie miejsce zadawali śmiertelne ciosy. Zabite wilkołaki zamieniały się w popiół, jakby spalali się od środka. Było to bardzo częste w przypadku wielu ras pochodzących z Argonu. Strzelcy srebrnych, posiadający kusze, które były broniami o wysokiej zaawansowanej technologii z wzmacnianymi alchemią bełtami, z łatwością eliminowali kolejne stwory.

Tarlo atakował jednego za drugim. Jego umiejętności w walce były wysokie i wilkołaki nie miały wiele szans w bezpośrednim starciu z nim, podobnie jak z resztą rycerzy. Kolejno atakował następnych przeciwników, najpierw przyjmując uderzenie w miecz następnie, zsuwał go zadając kolejne cięcia, które dzięki technologii i dobrej jakości miecza a także dobrych umiejętności użytkownika, łatwo przecinały wroga. Pomimo
takiej ilości atrybutów, przewaga liczebna wilkołaków, umożliwiała im zabicie kilku rycerzy.
Tarlo rozglądał się i widział jak ilość trupów rośnie. Zapatrzył się na kilku poległych towarzyszy broni i nie zauważył jak trzymający topór wilkołak, mający siedem stóp wysokości, biegnie w jego stronę. Opancerzone stworzenie staranowało kapitana. Rycerz wylądował na plecach. Stwór zaatakował go. Ten się przetoczył w prawo. Wilk uderzył ponownie. Tarlo zablokował mieczem, lecz niewygodna pozycja i siła uderzenia wytrąciła jego miecz z ręki. Wilkołak zadał jeszcze jeden cios. Kapitan przetoczył się i zdołał wstać wyciągając drugi, zapasowy miecz, który był częścią wyposażenia prawie każdego srebrnego rycerza. Wstając przeciął nim jego nogę. Stwór przyklęknął a kapitan, już stojąc, zadał mu śmiertelny cios w kark. Wilkołak upadł na ziemię a jego głowa, lekko odchodząca od tułowia, pociągnęła go do ziemi. Ciało wilka zaczęło się wypalać w momencie, gdy uderzyło o grunt. Kapitan kontynuował starcie.
Walka trwała długo. Wilkołaki szybko jednak zdali sobie sprawę, że nie mogą jej wygrać i postanowili się wycofać. Srebrni ścigali ich jeszcze przez chwilę, jednak wiedzieli, że pościg niema sensu, gdyż wilki miały taktyczną przewagę w lesie.
***

Kapitan Tarlo przechodził po polach, rozglądając się. Było wiele trupów głównie wieśniaków i strażników, jednak na ziemi leżało kilku srebrnych rycerzy, którzy nie przetrwali tego starcia.
- Przeliczyć straty i przegrupować się! - zawołał do swych rycerzy Tarlo - Oni wrócą a ja chce być gotowy! To był tylko przedsmak! Nie spodziewali się tak silnego oporu! Jednak będą chcieli dokończyć to co zaczęli i tym razem przyjdą przygotowani. Wilkołaki tak łatwo nie odpuszczają. Szukajcie również tego tajemniczego mężczyzny a jak go znajdziecie atakować od razu! Chce go martwego!
Kapitan nie wiedział, że bitwę z daleka obserwował tajemniczy mężczyzna, o którym właśnie wspominał. Stał wysoko na skarpie patrząc na nich. Był wysoki i miał bardzo krótko ścięte ciemne blond włosy i oczy o krwistoczerwonym kolorze. Nosił ciemnoczerwony, rozpięty płaszcz o długości do jednej trzeciej jego ud. Miał czarną koszule z odcieniem czerwonego i czarne spodnie z szkarłatnymi elementami a także wiele czerwonych pasków na ramionach, które utrzymywały jego wyposażenie, większość z nich ukryte pod płaszczem. Do tego miał też czerwony pas, obszyty srebrnymi ćwiekami. Nosił także wysokie ciężkie, ciemno-szare buty podróżne. Nazywał się Ergo i w planach miał złożyć wizytę w tej wiosce. Niezależnie od tego, kto się w niej aktualnie znajdował.


Część 1
 
Ergo szedł przez rynek. Rozglądał się uważnie, wiedząc że musi omijać wszelkich strażników, by nie prowokować ich do walki. Szukał również  odpowiednich sklepów, lub straganów, aby uzupełnić zapasy. Było późno i zapadał już zmrok. Większość straganów była już więc pusta. Prawie wszystkie domy w wiosce Kirre były zbudowane z drewna. Nieliczne były zrobione z cegły, ale miały również drewniane elementy. Był to typowy wygląd wioski w tym regionie. Wioski w Argonie były przeważnie biedne, a w tym regionie było podobnie. Mieszkali w nich chłopi, rolnicy i najbiedniejsi ludzie, których głównie wykorzystywano do najcięższych prac. Ta wioska była rolniczą, a praca rolnika była i tak o wiele bardziej lekka od prac w kopalniach.

Kupił już jedzenie. Teraz szukał paru płynów alchemicznych. Kontynuując swoje poszukiwania, Ergo znalazł stoisko, przy którym siedział sprzedawca. Pomimo późnej pory i braku klientów, nadal wydawał się on być w pełnej gotowości do sprzedaży. Ergo podszedł do stoiska oglądając towar. Były tam różnorodne mikstury alchemiczne, które miały różne właściwości. Dokładnie to czego szukał. Wojownik przerzucał wzrok, czytając podpisy pod butelkami. Były tam między innymi: "płyn na porost włosów", "mikstura lecząca", "repelant", "płyn dymny" a także "szmaragdowa aura" czyli zielony płyn umożliwiający po wypiciu go, widzenie w ciemności. Sprzedawca był starym, prawie łysym, chudym mężczyzną z długą siwą brodą. Po chwili przyglądania się klientowi wstał i przemówił:
- W czym mogę pomóc?
- Potrzebuje parę eliksirów - odpowiedział Ergo
- Mamy najlepsze eliksiry w tej części Koreny - zachwalał swoje produkty sprzedawca - Interesuje pana eliksir na porost włosów? A może ten różowy? Nie jest to do końca alchemia, jednak zawsze mam go przy sobie. Jest świetny na stosunki damsko-męskie. Polecam, bo sam używam. Moja żona w każdym razie, jest z jego efektu bardzo zadowolona.
- Nie. Dziękuje - odpowiedział Ergo. Ten sprzedawca z pewnością nie miał problemów ze śmiałością  - Wezmę "miksturę leczącą", "płyn wytrzymałości" i "szmaragdową aurę". Wszystkiego po pięć razy.
"Płyn wytrzymałości" służył do zwiększania odporności broni i odnawiał jej zużycie a także zapobiegał wszelkim korozją i innymi czynnikami takimi jak na przykład czas.
- Jest pan pewien że nie chce pan "wzmocniciela"? - zapytał sprzedawca po czym spojrzał na butelkę z różowym płynem.

- Hej! Tam jest! Brać go! - Ergo obrócił się i zobaczył sześciu niebieskich strażników, idących w jego stronę. Mieli na sobie niebieskie mundury ze srebrnymi dekoracjami. Kilku z nich wyciągnęło swoje bronie, którymi były przypominające krótkie miecze, nazywane "rozjemca". Były one główną bronią niebieskich strażników. Niebyły jednak ostre poza ich zakończeniami i przypominały bardziej długie noże niż miecze. Niebieska błyskawica jarzyła się, otaczając i wirując wokół całej broni z wyjątkiem rączki. Siła tych broni polegała na tym, że paraliżowały zaatakowanego.
- Został bym dłużej i pogadał ale ci tutaj chcą mnie zabić - powiedział Ergo do sprzedawcy, rzucając pieniądze za eliksiry na stolik i chowając zakupione produkty w bezpiecznym miejscu, w swoim ekwipunku, po czym udał się jak najszybciej w stronę przeciwną udając, że ignoruje okrzyki sił porządkowych takie jak "Stać!". Było jednak za późno, gdyż szóstka podbiegła do niego.
- W imieniu króla Algberta, mamy prawo by cie zatrzymać i przesłuchać - powiedział jeden z nich - Jeśli będziesz się stawiał, użyjemy brutalnych środków.
- Chcecie mnie zatrzymać? - zapytał Ergo - Czemu? Przeszedłem ulicą po złej stronie?
Ergo wiedział, że żartowanie sobie ze stróżów prawa, może się skończyć tylko w jeden sposób: boleśnie. Zrobił to jednak, bo nie zamierzał z nimi nigdzie iść i dobrze wiedział, że i tak nie uniknie starcia.

Strażnik, który z nim rozmawiał, zareagował natychmiastowo, uderzając pięścią w twarz Ergo. To znaczy taki miał przynajmniej zamiar. Jego cios został zablokowany przez lewą rękę Ergo, w tym samym momencie Czarnoksiężnik złapał jego zablokowaną rękę swoją prawą a lewą rąbnął kantem dłoni, prosto w nos strażnika. Następnie przerzucił jego rękę, na swoją lewą stronę, trzymając ją i chwytając go za łokieć drugą ręką. Potem wykręcił jego ramię do tyłu, cały czas kontrolując jego rękę za pomocą jego dłoni i łokcia, pozbawiając równowagi i zwalając strażnika na ziemie. Pozostali strażnicy stali w osłupieniu przez kilka sekund, w których wszystko się potoczyło, ale w końcu się otrząsnęli i ruszyli na Ergo. Kopnięciem bocznym prawą nogą, Ergo uderzył pierwszego strażnika w okolice przepony, odpychając go a następnie, prostym kopnięciem w ten sam cel, odepchnął następnego, który szedł w jego stronę, będącego za nim podczas rozmowy. Trzecim kopnięciem, również bocznym, uderzył w szyje następnego strażnika. Wszystkie trzy kopnięcia zadał tą samą nogą. Blokując górnym blokiem atak kolejnego z nich, chwycił i pociągnął jego rękę trzymającą "rozjemce" w swoją stronę, rozbroił go i jednocześnie kopnął kolanem w twarz, którą ściągnął w dół, ciągnąc za dłoń i bark przeciwnika. Pociągnął go w dół tak, że teraz strażnik się zgarbił, a sam przetoczył się po jego plecach, co sprawiło że następny strażnik, który chciał go zaatakować, zaskoczony zatrzymał się. Zauważył, że następny atakuje go "rozjemcą". Zablokował atak, chwycił dłoń przeciwnika uderzając kantem dłoni, celując w nos a następnie wyrywając mu broń. Trzymając ją tylko za uchwyt, wbił lekko ostrze przyciskając mały przycisk, aby porazić strażnika, co go znokautowało, zmniejszając ich przewagę liczebną. Ergo uskoczył w prawo i kopnął z kopnięcia okrężnego w ramie następnego z atakujących, co ze względu na ich ciemno niebieskie ubranie, które spełniało rolę pancerza, nie za bardzo zabolało, lecz odepchnęło lekko strażnika dając kilka sekund, aby Ergo mógł ustawić się bliżej ściany jednego z domów, aby osłabić jeszcze bardziej przewagę liczebną niebieskich i uniemożliwić im zajście go od tyłu.

Kolejny z "rozjemcą" ruszył w jego stronę, Ergo blokując do wewnątrz jego atak i chwytając za broń, uderzając po drodze łokciem w twarz, wyrwał mu paraliżujące urządzenie i podobnie jak w przypadku tamtego strażnika, poraził go. Tym razem jednak zatrzymał broń w ręce, bo widział następnego nacierającego. Zablokował swoim "rozjemcą" jego uderzenie, a potem jednym ruchem obrócił swoją broń, blokując i prześlizgując nią po jego broni tak, że odepchnął jego "rozjemcę" i wbił mu własnego, paraliżując go. Odrzucił broń i poszedł w stronę pozostałej trójki, idącej w jego stronę. Prostym kopnięciem w przeponę odepchnął środkowego, strażnika po swojej prawej kopnął okrężnie w twarz a tego po lewej, uderzył niskim kopnięciem okrężnym w staw kolanowy z taką siłą, że strażnik klęknął. Okrężnym, średnim kopnięciem z drugiej nogi trafił w jego twarz, przez co upadł.
Środkowy strażnik wrócił, zadając cios z prawej ręki, zablokowany przez Ergo jego lewą ręką blokiem do wewnątrz i oberwał prawą ręką zaciśniętą w pięść, skontrowaną natychmiastowo. Cios prosto w twarz go znokautował, po czym Czarnoksiężnik, widząc jak leżący po prawej strażnik próbuję wstać, wyprostował w powietrzu prawą nogę jak najwyżej i opuścił ją na jego głowę, nokautując go. Lewy strażnik wstał, ale Ergo nie czekał na jego ruch, kopnął go w podbródek prawą nogą, co zapewniło strażnikowi błogi sen, zapewne z nieprzyjemną pobudką.

Ergo rozejrzał się. Sześciu strażników, leżało nieruchomo, albo ledwo przytomni tarzali się po ziemi. Wtem usłyszał głos, który przerwał mu podziwianie swojego dzieła.
- A więc to na ciebie mówią Ognisty Czarnoksiężnik? - zapytał kapitan Tarlo - Nic dziwnego, że wszyscy się ciebie boją. Niestety dzisiaj twoje szczęście się skończyło - zaczął iść w jego stronę wyciągając swój długi, srebrny miecz, jarzący się niebieskim płynem, widoczny przy tylnej części ostrza - Dziś zapłacisz swoim życiem, za przestępstwa popełnione przeciwko królowi Algbertowi.

Tarlo był już prawie tak blisko, by uderzyć swoją bronią Ergo, lecz ten stał bez ruchu. A przynajmniej do ostatniej chwili. Czarnoksiężnik sięgnął ręką za plecy, dobywając swojej broni, trzymanej w specjalnym pasie, który jako jeden z nielicznych był na jego płaszczu. Wyciągnął go i natychmiastowo rozłożył, przyciskając mały przycisk. Czarnoksiężnik zablokował atak w ułamku sekundy. Jego miecz był o wiele krótszy, niż ten którym posługiwali się żołnierze. Był niewiele dłuższy od maczety, a ostrze było podzielone na sekcje, które się składały. Rączka miecza była ciemno czerwona a samo ostrze ciemno-srebrne. Na ostrzu, niczym tatuaże, wyglądające jak płynąca ciekła alchemia, przypominające krwistoczerwony ogień, widoczne była w niektórych miejscach.
Ergo wiedział, że walka wręcz niema sensu, gdyż pancerz rycerzy był zbyt gruby. Chronił ich bardzo dobrze przed pięściami i kopnięciami, co uniemożliwia atak wręcz. Tarlo atakował z całej siły uderzając mieczem. Starał się pokonać przeciwnika czystą siłą, co dzięki wzmocnionemu mieczu i sile fizycznej użytkownika, dawało duże szanse na wygraną. Kolejne ataki Ergo przyjmował tylko defensywnie a otarcia ostrz często powodowały pojawianie się czerwonych i niebieskich iskier.

Tarlo po kolejnych nieskutecznych atakach, zorientował się, że jego strategia nie jest tak dobra, jak mu się zdawało. Zaczął się męczyć i postanowił zmienić strategię, atakując używając bardziej swych umiejętności. Ergo dorównywał jednak kapitanowi i każdy jego cios był w stanie sparować. W końcu odbił jego miecz, przecinając swoim po pancerzu na klatce piersiowej kapitana. To sprawiło, że tylko na chwilę kapitan przestał atakować, jednakże to tylko go rozwścieczyło.
Tarlo uderzył górnym atakiem mieczem, ale ten atak, też został zablokowany przez broń przeciwnika, który tym razem jednak skorzystał z nieuwagi kapitana, chwytając go za dłoń, obracając się szybko i przerzucając kapitana przez ramię. Tarlo leżał na ziemi a zanim jeszcze się zorientował, jego ręka została wykręcona a miecza już w niej nie było. Leżał na ziemi trzymany za rękę przez Ergo, który trzymał swój miecz na gardle kapitana. Pozostała dwójka rycerzy, zerwała się, ale zatrzymali się automatycznie widząc, że Czarnoksiężnik przycisnął swój miecz do szyi kapitana.
- Na co czekacie, zabijcie go! - warknął Tarlo do rycerzy.
- Proszę bardzo - odpowiedział Ergo - Jeśli chcecie mieć trochę n i ż s z e g o kapitana.

Stali przez chwile w milczeniu, aż ponownie zabrzmiał dzwon wioski Kirre. Rycerze popatrzyli w stronę wschodniego wejścia wioski. Wiedzieli, że ten sygnał oznacza kolejny atak.
- Idioci! Łapcie go! On ucieka! - krzyknął Tarlo. Srebrni popatrzyli w stronę kapitana. Tarlo wstawał z ziemi a Czarnoksiężnika, nigdzie nie było widać. Po chwili rozglądania się spojrzeli w lewo i tam zobaczyli jakiś ruch. Nieciężko było się domyśleć, że Ergo wykorzystał moment nieuwagi rycerzy, aby uciec.

- Zostawcie go - rzekł Tarlo wstając i otrzepując się w momencie, gdy żołnierze ruszyli w stronę, w którą uciekał Ergo - Niema czasu by go gonić. Pozwoliliście mu uciec. Teraz musimy się skupić na kolejnym atak wilkołaków. Ruszajcie się!
Strażnicy zmieszani szybką zmianą zdania Tarlo, nie mieli czasu, żeby się zastanawiać nad tym co nią kierowało. Ruszyli więc do wschodniej bramy wioski, podążając za swoim kapitanem.



Część 2

Walka już rozgorzała. Tym razem jednak, wilkołaki atakowały bezlitośnie. Sprowadziły znacznie większą ilość swoich żołnierzy. Przewaga liczebna była przytłaczająca. Dodatkowo pojawiły się więcej większych wilkołaków. Ta odmiana jest rzadziej spotykana. Około jeden na ośmiu wilków w plemieniu, jest znacznie bardziej masywnej postury ciała i wyższa od pozostałych. Wilkołaki te, posiadają z reguły wielkie topory z dwustronnymi ostrzami i są o wiele silniejsze od pozostałych. Mają też silniejsze pancerze. Tracą w ten sposób na szybkości, jednakże to zabójcza siła fizyczna, daje im potężną przewagę. Wilkołaki atakowały bezlitośnie. Sprowadziły do Kirre chyba całe swoje plemię. Nie tylko zabijały, ale i podpalały. Gdy Tarlo przybiegł, niewiele już pozostało z jego oddziału. Przybyło za nim kilkunastu następnych srebrnych rycerzy, ale było już za późno. Zaskoczenie armii zachodu było dobrą strategią. Rycerze niebyli dostatecznie skoordynowani, ani przygotowani na tak wczesny atak, lub na taką liczebną przewagę wilków. Jeden po drugim padali mimo przewagi umiejętnościach i doświadczeniu. Bitwa trwała około kwadrans i udało się srebrnym rycerzom osłabić przewagę przeciwnika, jednak była ona nadal zbyt duża. Tarlo był zmuszony wycofać się. - Odwrót! - krzyczał - Do tyłu! Wszyscy do tyłu. Wciągnąć ich w głąb wioski. Kapitan wiedział, że wioska zapewni im przewagę, która była tak bardzo potrzebna. Jednak miała ona swoją cenę. Gdy rycerze weszli w głąb wioski, również wilkołaki miały do niej pełny dostęp, co oznaczało brak jakiegokolwiek bezpieczeństwa dla ludzi. Tarlo wiedział jednak, że to jedyny sposób, gdyż wilki zajmą się wieśniakami i wielu z nich się rozdzieli, co zwiększy ich szansę. Dodatkowo w ciaśniejszym terenie, wokół domów przewaga liczebna będzie miała mniejsze znaczenie, niż w otwartym polu. Wiedział, że wieśniacy i tak zginą jeśli przegrają to starcie. Jak przypuszczał, wieśniacy zapłacili cenę jego strategii. Nie przejmował się teraz tak bardzo tym faktem wiedząc, że to jedyny sposób jak również, nie bardzo liczyło się dla niego ilu z nich zginie, byle bitwa została wygrana.


***

Z oddali stojąc na budynku bohater, znany jako Ognisty Czarnoksiężnik, lub Szkarłatny Wojownik oglądał starcie. Widział jak wilki rozszarpują kolejnych żołnierzy. Nie miał zamiaru im pomagać. Jednak kiedy zobaczył jak wilki atakują coraz więcej niewinnych wieśniaków, postanowił dołączyć do bitwy. Zeskoczył z dachu i pomimo dużej odległości w dół, nic mu się nie stało. Wylądował i udał się w stronę placu, nieopodal wejścia, tam gdzie teraz rozgrywała się bitwa.
Ergo zbliżał się do placu. Przed wejściem, wyskoczyło dwóch lekkich, wilczych żołnierzy. Bohater sięgnął po swój miecz, trzymany za dolną częścią pleców. Wyciągnął go i rozłożył, zanim jeszcze wilki było w stanie mu cokolwiek zrobić. Odparł atak jednego z nich, po czym przeciął jego szyję a drugiemu ześlizgnął swój miecz po jego ostrzu i zadał dwa ciosy, które były tak samo szybkie jak śmiertelne. Wbiegł na plac. Zaatakowało go kilku innych. Na polu bitwy nie pozostał już żaden srebrny rycerz. Ergo zadawał kolejne cięcia swoim przeciwnikom. Niektóre z nich, nie były śmiertelne, ale prawie natychmiast wilkołaki, które zostały przecięte, zajęły się krwistoczerwonymi płomieniami, co ostatecznie doprowadziło do ich śmierci i natychmiastowego rozkładu.

Z bezpiecznego miejsca w ratuszu oglądali to wszystko Tarlo, wójt Kantar, komendant Warelt i kilku srebrnych rycerzy, którym Tarlo nakazał całkowity odwrót. W czasie, gdy Ergo dotarł do placu, Kapitan zdążył się poddać i zarządzić nic innego jak ucieczkę, chowając się jak ostatni tchórz. Bohater kątem oka zobaczył ich, ukrywających się tam i gdyby tylko miał chwilę czasu, to zadrwiłby z nich. Czasu jednak nie posiadał, gdyż coraz więcej wilków zbliżało się w stronę placu.

Wilkołaki atakowały szybko, starając się pokonać Czarnoksiężnika, ale ten był za szybki. Zabijał lekkie jednostki dostatecznie szybko, aby żaden z nich nie był w stanie go zajść od tyłu. Kiedy jego miecz uderzał w słabsze miejsce ich ostrz, w niektórych przypadkach, zostały one wręcz odcinane a gdyby tylko akcja nie działa się tak szybko, można by było zauważyć, że są wręcz przepalane, jakby miecz Ergo płonął żywym ogniem. Co zresztą było niedalekie prawdy. Z za budynków wyszedł łucznik wilkołaków strzelając w Czarnoksiężnika. Kantar był pewny, że tym razem Wojownik nie poradzi sobie z atakiem. Lecz się mylił. Ergo podniósł lewą rękę i z jego bransolety z rubinowym kryształem, wyłoniła się jakby niewielka szklana tarcza szkarłatnego koloru a gdy strzała uderzyła, tarcza jakby rozbłysła, niczym na ułamek sekundy powiększając się. Magiczna tarcza zniknęła a bohater wyciągnął rękę. Trzymając lekko odgięte dwa ostatnie palce, do połowy zgięty palec środkowy i całkowicie rozszerzone palce wskazujący i kciuk, wycelował nią w wilkołaka łucznika a następnie pomiędzy jego trzema palcami, pojawiła się kula szkarłatnego ognia, która wystrzeliła prosto w łucznika. Powtórzył strzał dwa razy a siła każdego odpychała i raniła strzelca. Łucznik padł, po czym umarł. Napastników zaczynało być tak wiele, że Ergo złożył i schował miecz. Wycelował w wilkołaki po obydwu stronach, w ten sam sposób składając ręce i zaczął strzelać ognistymi kulami, celując w wilki. Następnie zmienił ręce, tak, że teraz lewą strzelał w prawo a prawą w lewo. Strzelał i biegł do przodu eliminując dużą ilość wilkołaków.

Machnięciem dłoni, wytworzył kolejny, jarzący się czerwonymi płomieniami ogień. Utworzył z niego falę ognia i posłał w stronę następnych wilków, podpalając ich bezlitośnie. Wojownik zauważył, następnego przeciwnika, pędzącego w jego stronę. Nakierował ręką w stronę płonącego, wywróconego stogu siana i z odległości, rzucił ogniem z niego, w stronę wilka, podpalając go tym płomieniem. Ergo był w stanie nawet kontrolować zwykły ogień, dodatkowo nawet się do niego nie zbliżając. Obrócił się w miejscu i
wytworzył następny płomień. Po czym skumulował go i posłał w stronę kolejnych wilków. Tym razem, płomień był cieńszy i ciągły, jakby bohater miał w rękach miotacz płomieni.
"To musi być magia" pomyślał Tarlo oglądając scenę. Kilku łuczników wilków zdołało wejść na dach. Strzelali w Ergo, ale ten tylko zablokował atak tarczą i posłał serię szybkich, ognistych kul w stronę kuszników, używając obydwu rąk, zabijając, lub zrzucając wszystkich, pozbywając się ich w ten sposób z tej dogodnej dla nich pozycji do strzału, jaką był dach. Ponownie wyciągnął i rozłożył miecz pokonując kilku następnych lekkich piechurów wilkołaków.


Tarlo oglądał z ukrycia jak Czarnoksiężnik opuszczał plac idąc w stronę bramy, ale biorąc dłuższą drogę, zapewne po to, aby wyeliminować jak najwięcej przeciwników i ocalić jak najwięcej wieśniaków. Tarlo zastanawiał się chwilę, aż wreszcie przemówił:
- Wychodzimy. Nie pozwolimy wilkołakom zdobyć tej wioski tak łatwo.
- Ależ kaptanie - wtrącił Kantar – Nie lepiej pozwolić, żeby ten wojownik wszystko za nas zrobił?
Rzucając mu gniewne spojrzenie od barykadował drzwi i nakazał wszystkim jednostką atak i ponowienie próby obrony wioski. Wiedział, że postąpił jak tchórz, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać. Zwołał tylu ukrywających się srebrnych żołnierzy, ile się dało i razem ruszyli w głąb wioski.



 Część 3

Ergo zabijał kolejne wilki, zbliżając się do bramy wschodniej. Wilkołaki niebyły dobrze zorganizowane, więc nie było ciężko przeciwstawić im się wewnątrz wioski. Również większość z nich została, albo wybita, albo czekała przed wejściem.

Na środku dużej ulicy, stała jakaś kilkuletnia bezbronna mała dziewczynka. Jeden z wilkołaków zauważył ją i podbiegł do niej. Natychmiastowo znalazła się przy niej jakaś kobieta, przytuliła ją i zasłoniła własnym ciałem przed nieuchronnym atakiem żądnego krwi wilka. Zamknęła oczy i już miała się żegnać ze swoim życiem, ale w ostatniej chwili Czarnoksiężnik zablokował atak wilkołaka i zsunął swój miecz, odcinając rękę wilka a drugim cięciem jego głowę, ratując życie kobiecie i dziecku.
- Zabierz ją stąd! - powiedział do niej Ergo. Kobieta niemogąca otrząsnąć się ze zdumienia, że jeszcze żyje, kiwnęła głową i oddaliła się z dziewczynką. Wojownik popatrzył w prawo. Jakiś starszy wieśniak, właśnie został przewrócony przez wilka. Potwór wbił swoje ostrze w jego plecy. Staruszek zawył w agonii. Nagle błękitny pocisk trafił wilka w głowę, wywołując niewielki wybuch, który go zabił. Ergo popatrzył w lewo na wyższy poziom wioski. Stał tam srebrny rycerz kusznik, który celował w następne wilkołaki a obok niego, byli już inni srebrni walczący ze stworami.

Na poziom bohatera wbiegł kolejny rycerz z mieczem, rzucając się na inne lekkie jednostki. Wojownik spojrzał raz jeszcze na wyższy poziom. Po jego lewej zobaczył Tarlo, zabijającego kolejnego wilkołaka. Kapitan spojrzał na Ergo w porozumiewawczym spojrzeniu. Czarnoksiężnik wiedział, że nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi, ale cieszył się że nikt mu nie strzela w plecy. Nagle wielki wilkołak wskoczył na wyższy poziom i jednym ciosem swojego topora, zabił kusznika. Również drugi na dolę. Popchnął dzielnego rycerza zwalając go z nóg. Następnie zadając mu cios w obojczyk swoim toporem przebił jego zbroję, głęboko wbijając swój topór. Rycerz nie mógł tego przeżyć. Ciężki piechur wilkołaków następnie rzucił się na bohatera.
Wojownik zrobił kilka uników przed toporem. Kolejny jednak cios, musiał przyjąć na swój miecz. Uderzenie było potężne. Następne przyjęcie ciosu, odepchnęło go w stronę ściany jednego z domów. Wilk zrobił zamach podnosząc topór do góry, ale Ergo przetoczył się po ziemi, dzięki czemu znalazł się w bezpiecznej odległości a topór utkwił w ścianie. Ciężki zbrojny wilków, wydarł topór ze ściany i obrócił się ruszając w stronę Czarnoksiężnika. Zadał podobny cios, ale Ergo odbił jego topór w bok, wbijając swój miecz w jego ramie. Było ono jednak za dobrze opancerzone. Wilk odepchnął go drugim ramieniem tak, że upadł. Podszedł do niego i zadał mu kolejny cios. Wojownik obrócił się w ostatniej chwili, przecinając nogę wilka w mniej opancerzonym miejscu. Ten przyklęknął na kolano a bohater zdążył wstać i zaatakować w szyję wilkołaka, przecinając mu ją. Stwór padł martwy.

Właśnie wtedy niebo przeszył przerażający wrzask bestii, która miała właśnie dołączyć do walki. Był nią armorack. Wielka bestia z lasów, mająca nawet do dwudziestu pięciu stóp wysokości. Jedno z najniebezpieczniejszych istot, jakie można spotkać w Argonie.
Kolejne dwa ciężkie wilkołaki pojawiły się w tej ulicy. Ergo machnięciem dłoni wytworzył i złapał w nią płomień, którym rzucił w jednego z nich podpalając go. Było to jednak za mało by go zabić. Drugi zaatakował toporem a on zrobił unik. Tym razem stanął na toporze wilka, który wbił się na chwile w ziemię, przytrzymując jego broń i wbił swoją w jego gardło. Stwór osunął się na ziemie, po czym rozpadł się na wypalające się kawałki. Podpalony wilkołak rzucił się w amoku na Czarnoksiężnika, ten odskoczył w prawo i zdążył zadać mu cios mieczem. Wilkołak zwolnił i powoli osunął się na ziemię. Nie wiadomo jednak, czy to uderzenie, czy płomienie się do tego przyczyniły.

Ergo popędził w stronę bramy. Po drodze napotkał kolejnych napastników. Sięgnął po swoją kuszę, do ekwipunku na plecach, rozkładając ją zaczął strzelać. Nie potrzebował strzał. Strzelał bowiem czystym ogniem, który przybierał formę strzały a dzięki zmechanizowaniu kuszy, podobnej do tych, które mają srebrni rycerze, nie musiał jej nawet naciągać. Kusza była wolniejszą bronią od kul ognia, ale silniejszą i miała większy zasięg.
Wojownik dotarł do bramy a na pozycjach strzelniczych, już było kilku srebrnych, w tym Tarlo. Bohater kontynuował strzelanie do wilkołaków ze swojej kuszy.
- Czym on strzela? - zapytał jeden z srebrnych rycerzy, przyglądając się Ognistemu Czarnoksiężnikowi w akcji.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział Tarlo - Ale to pewnie jakaś magia.

W oddali dało się widzieć straszliwą bestię. Armorack był potężny i pokonanie go wymagało wręcz cudu. Bestia przypomniała srebrnym o swoim istnieniu, wielkim przerażającym krzykiem. Widząc to rycerze o mało nie pouciekali. Sam Tarlo uznał, że nie mają szans z tą bestią. Nie chciał jednak znowu okazywać strachu.
Łucznicy wilków zauważyli Ergo i posłali kolejną salwę strzał w jego stronę, ale Czarnoksiężnik użył swoich tarcz, by zablokować wszystkie, tym razem używając obydwu rąk, gdyż na prawej też miał bransoletę z rubinem, blokując wszystkie strzały a następnie odwzajemniając się swoimi pociskami, które dosięgły celu. Kilka kolejnych strzał i Ergo postanowił zmienić broń. Schował kuszę, wyciągając dwa niewielkie, podobne do noży przedmioty spod swojego płaszcza. Wyglądały jak rączki bez ostrza. Choć wyglądały niepozornie, Wojownik szedł z nimi na armie lekkich wilkołaków. W ostatniej chwili z jego ostrz wyskoczyły cienkie krwistoczerwone płomienie, które raz to się wydłużały, raz pomniejszały. Płomienie te służyły jako ostrza.

Ognisty Czarnoksiężnik, poruszał się zwinnie i szybko pomiędzy kolejnymi wilkołakami, zadając im ciosy raz po raz. Jego sztylety ze szkarłatnego ognia zamiast ostrz, były niczym przedłużenie ciała dla bohatera. Trzymał je odwrotnie tak, że dzięki nim mógł imitować broń lekkich jednostek wilkołaków. Dzięki szybkości i mobilności, eliminował kolejne zastępy wilków, w tym też kilka dużych wilkołaków. Ostrzał z platform przy palisadzie otaczających wioskę, pomagał mu w eliminowaniu wroga. Dodatkowo kilku rycerzy walczyło w bramie i za nią. Odciążali w ten sposób Ergo. Ten z kolei i tak był za szybki, żeby dać zajść się od tyłu.
Jeszcze jeden przeraźliwy krzyk rozdarł niebo. Wszyscy jakby na kilka sekund przerwali bitwę i popatrzyli w stronę armoracka. Został uwolniony. Nacierał w stronę bramy a wilki natychmiastowo rzuciły się do ucieczki, aby nie zostać staranowanym. Rycerze zamarli. Było ich zbyt mało, by mogli walczyć z armorackiem. Skąd oni go w ogóle wzięli? Rzadko się zdarza, żeby wilki były w stanie złapać i zapanować nad taką bestią. Ergo ruszył w stronę bestii. Nadal znajdowała się dostatecznie daleko. Stworzenie zaczęło biec w jego stronę. "On oszalał" pomyślał kapitan. Zapewne nie on jeden miał to na myśli.

- Zamknąć bramę! - krzyknął, po czym brama zaczęła się natychmiastowo zamykać.


Część 4 

Ergo szedł w stronę armoracka. Bestia pędziła w jego stronę. Wielkie i długie ramiona, gruba, wręcz opancerzona skórą szyja, paszcza ukazująca ostre i długie jak miecze zęby, która po całkowitym otwarciu tworzyła otwór większy od połowy głowy potwora, były przerażające bardziej od jego straszliwego krzyku. Wielkie na ponad dwadzieścia stóp, stworzenie mające ostrza w miejscu palców i kolce na każdym z kręgów kręgosłupa a także ciemnozieloną i czarną skórę, szybko zbliżało się w stronę Czarnoksiężnika. Armorack był stworzeniem średnio inteligentnym, raczej pierwotnym, ale i tak był prawie niepokonywalny. Przynajmniej nie w pojedynkę.

Bestia była coraz bliżej tak, że ziemia pod stopami Ergo się trzęsła. Ten mimo to szedł dalej. Po chwili się zatrzymał. Wiedział, że ani strzały, ani miecz, ani kule ognia a nawet jego płomienie w tym starciu nic nie pomogą. Skóra armoracka była twarda jak pancerz. Jedynym nieopancerzonym miejscem, była jego paszcza i oczy, ale i tak ataki bohatera, lub rycerzy, w tamte miejsca mogły najwyżej armoracka rozwścieczyć.

Ergo wiedział, że niema wyboru. Tylko w jeden sposób będzie w stanie powstrzymać potwora. Mieszkańcy, rycerze i wilki. Wszyscy obserwowali pole bitwy. Większość z nich myślała pewnie, że Czarnoksiężnik jest samobójcą. Wyciągnął swój klejnot z wewnętrznej części kieszeni. Rubinowy kryształ, wystający ze złotej brożki, zdobiony innymi metalami przypominających kombinacje srebra, złota i platyny. Z zakończenia górnych boków brożki w kształcie przypominającym trójkąt wywrócony do góry nogami, wystawało coś co przypominało skrzydła. Patrzył na niego, zastanawiając się czy warto zaryzykować. Może jeszcze uciec i zostawić wszystkich na pastwę losu. Nie warto używać potęgi klejnotu. Wszyscy, w tym kapitan zobaczą, co tak naprawdę potrafi. Nie chciał ujawniać swojej "tajnej broni". Nie przed srebrnymi. Jeszcze nie. Kusiła go możliwość, znowu poczucia niewyobrażalnej mocy, która wzmacnia jego ciało podczas używania klejnotu. Nie. Nie może pokazać im swojej pełnej mocy. Musi się wycofać.

Bestia była już prawie przy Ergo. Jeśli ucieknie, zginą nie tylko rycerze. Zginą też niewinni wieśniacy.
"Ci ludzie i tak się już dosyć wycierpieli, przez tyranię zachodniego króla" - pomyślał - "Nie zasługują na jeszcze więcej cierpienia"
Ścisnął kryształ trzymany w prawej ręce. Był gotowy. Podjął swoja decyzje. Klejnot rozbłysnął karmazynowym światłem. Wokół nóg bohatera, zaczął zarysowywać się czerwony krąg z jakimiś runami wewnątrz kręgu. Po chwili wyskoczył z nich szkarłatny ogień, pędzący szybko w górę, jakby coś go wypychało. Ogień otoczył go całkowicie. Niemożna było zobaczyć, co dzieje się w środku. Nawet Ergo mógł to tylko poczuć. Czerwone płomienie, otaczały jego ciało, wypalając potężną zbroje. Nie było to złe uczucie, wręcz przeciwnie. Czuł jak potęga narasta wewnątrz niego. Było to najwspanialsze uczucie, jakie mógł sobie wyobrazić.

Na zewnątrz w pobliżu kręgu, było tak gorąco, że nawet armorack się zatrzymał gdy dobiegł do celu. W końcu płomienie ustały, ukazując nową formę Wojownika. Rubinowy pancerz wyglądał o wiele bardziej efektownie niż jakikolwiek inny. Nikt z obecnych nie widział czegoś takiego w całym swoim życiu. Była to zbroja stworzona z potężnego ognia. Tworzywo magiczne, potężniejsze niż metal i prawdopodobnie jakikolwiek inny materiał, który można znaleźć w Argonie. Odstające części zdobiły wygląd zbroi, która w wielu miejscach dodatkowo jarzyła się płynnym ogniem, jakby z za szyby, jak w przypadku miecza bohatera. Nietypowy hełm jak i kształty zdobne sprawiały, że zbroja była wyjątkowa. Emanowała z niej, nawet z daleka czysta moc. Nawet armorack, zatrzymał się i wpatrywał we wroga. Bestia po chwili przyglądania się ruszyła do ataku.

Zaatakował swoimi wielkimi ramionami. Ergo uniknął ataku, daszując do tyłu, mimo to bestia napierała. Daszował tak szybko, że wydawało się, że się teleportuje. Za nim pozostawała łuna czerwonych płomieni, która znikała po chwili. Kolejny cios zablokował. Siła fizyczna armoracka była potężna. Mimo to, uderzenie tylko popchnęły go po ziemi. Czarnoksiężnik przez odepchnięcie, zrył nogami spory kawałek ziemi, przesuwając się bez poruszania stopami. Stwór zaczął go uderzać pięściami. Potężne ciosy armoracka, zaledwie odpychały Wojownika, gdy ten blokował. Zaatakował wysyłając serię fal ognia w stronę armoracka, które były znacznie potężniejsze niż kule ognia.
Bohater pojedynkował się z bestią, odpychając ciosy falami ognia i posyłając je również w stronę głowy bestii a także unikając, lub blokując jego ciosy. W końcu bestia, nie mogąc zranić przeciwnika, zbliżyła głowę, otworzyła paszczę i zawyła w stronę Ergo. Czarnoksiężnik natychmiast wykorzystał moment i rozłożył ręce, jakby chciał dotknąć końcówkami opancerzonych palców niewidzialnej ściany, i wytworzył wielką krwistoczerwoną ścianę płomieni, która otoczyła przeciwnika, podpalając go. Armorack natychmiast cofnął głowę i zawył z bólu. Potwór rozgniewany, zadał cios lewą ręką tak silno, że pojawiła się widoczna, zielononiebieska fala uderzeniowa, ale Wojownilk jej nie zobaczył, gdyż skoczył na staw łokciowy stwora i gdy ten cofnął rękę po ataku, z łatwością doskoczył na głowę bestii. Chwycił jego głowę za dolną część otwartej paszczy i korzystając z faktu, że Armorack był pochylony, pociągnął go w dół tak, że stwór uderzył bardzo silno szczęką o ziemie.

Gdy Ergo wylądował na ziemi nie zdążył zauważyć, że armorack już się zdołał się otrząsnąć i od razu złapał go swoja wielką prawą ręką. Trzymał go w dłoni unieruchamiając go. Jednak zanim potwór zrobił cokolwiek, zdaszował do tyłu, zmieniając się w czysty ogień, uwalniając się z uścisku bestii. Armorack rozgniewany swoja niemocą, użył najbardziej zabójczej broni jaką miał. Uderzył z całej siły w ziemie wywołując niebieskozieloną falę, która pomknęła w jego stronę. Wojownik po raz kolejny zdaszował, tym razem do przodu, przechodząc przez fale pozostawiając za sobą ślad czerwonego ognia.

Podobnie jak poprzednio Ergo podskakując, chwycił się cofającej się ręki bestii i używając dodatkowego rozpędu, który dał mu ruch bestii, wskoczył mu na głowę. Obrócił się i posłał zerkającemu w jego stronę potworowi kilka masywnych fal ognia, co go oślepiła na krótką chwile. Lekko odskakując na kark bestii, żeby nie spaść, zaczął wytwarzać i kumulować płomienie korzystając z kilku chwil, które dostał dzięki oślepieniu stwora. Ku wielkiemu zdziwieniu się wszystkich z płomieni, w rękach Czarnoksiężnika, uformował się wielki miecz. Czerwony z ostrzem całym pokrytym płynącym krwistoczerwonym ogniem, wyglądającym jak płynny ogień z ostrza jego krótkiego miecza. Wojownik zaczął ciąć kark bestii i chociaż Rycerze, ani nikt inny z obserwatorów nigdy nie widzieli broni, która była by chociaż w stanie zadrapać armoracka. Patrzyli jak jego miecz, niczym nóż przez masło, przebijał się przez skórę potwora. Bestia sięgnęła rękami by złapać bohatera, ale ten najpierw przeciął prawą a następnie lewą łapę potwora. Następnie podrzucił miecz i chwycił go odwrotnie, wbijając go w kark armoracka. Z miecza zaczęły wytwarzać się płomienie i coś jakby lawa i wszystko zaczęło pompować się we wnętrze bestii. Potwór wył jak opętany. Mimo, że się szarpał, Ergo był tak ustawiony, że kolce na kręgosłupie stwora nawet go nie dotykały.

Po chwili Wojownik rozłożył ręce. Na ziemi pod potworem można było zobaczyć rysujący się krąg okalający dwójkę walczących podobny do tego, który rysował się pod nim w czasie transformacji. Gdy wreszcie skończył się rysować Ergo powiedział swoim głosem, pomnożonym przez sto, jakby mówiło kilka osób naraz:
- PIEKIELNY OGNISTY KRĄG
Z całego kręgu wyskoczyły w górę płomienie tak ostre, że nie dało się zobaczyć co się dzieje w środku. Trwało to jakieś kilkanaście sekund, jednak wszystkim podziwiającym mogło się wydawać, że nawet minutę.
Wreszcie krąg ognia wygasł a oczom widowni ukazał się bardzo przypalony szkielet armoracka. Rozpadł się na kawałki. Ergo już bez miecza stał na ziemi przez chwilę, po czym jego zbroja zamieniła się w płomienie i tak samo jak te z okręgu, po prostu się ulotniły, jakby nie miały czym już się palić. Wojownik nie był nawet osmolony.
Wilkołaki widząc to, rzuciły się do ucieczki tak szybko, że chwilę później nie było już ani jednego na polu bitwy. Wszystkie uciekały do lasu, lub jak najdalej poza obręb bitwy.
Tarlo oniemiały z wrażenia rozglądał się za Szkarłatnym Wojownikiem, którego stracił z oczu. Rozejrzał się i go w końcu spostrzegł. Zobaczył jak sam powoli oddala się w stronę dalszych polan.
- Jakie rozkazy kapitanie? - zapytał jeden z rycerzy patrząc na to samo co kapitan.
- Pozwólcie mu odejść - odpowiedział kapitan. Wiedział, że nie mają szans go pokonać i postanowił skupić się na polu bitwy i starciu, które wygrali. Wiedział jednak, że zwycięstwo to nie jego zasługa.


***

Ergo oddalał się od wioski Kirre. Patrzył na swój rubinowy klejnot, który trzymał w ręce. Wiedział, że nie powinien był pokazywać tej transformacji, ale nie miał za dużego wyboru. Ci ludzie i tak wycierpieli dużo. Terror trzech monarchów musiał się skończyć. Ktoś musiał im się przeciwstawić. A któż inny nadawał się lepiej niż on.
- " Nazywam się Ergo " - powiedział w myślach Wojownik - " Odnajdę wszystkie dwanaście klejnotów Argoroth i użyje ich mocy, aby pokonać władców tyranów. A wtedy ludzie i istoty w Argonie, nareszcie będą wolni. Odnajdę je wszystkie i użyje ich a wtedy trzech imperatorów zapłaci za wszystko. Nadszedł czas by ich osądzić. Moja podróż dopiero się rozpoczyna, ale nie skończę jej dopóki mi się nie uda, lub nie zginę próbując"
Ognisty Czarnoksiężnik kontynuował swoją podróż. Wiedział, że niema innej opcji. Musi pokonać trzech imperatorów i ich niekończące się armie. A jedynym sposobem było...

Znaleźć wszystkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz