Rozdział Siódmy


Hierarchia Wartości



Grupa uchodźców biegła w stronę lasu. Dziesięciu wieśniaków, w tym kobiety. Uciekali przed gniewem króla północy i natrafili na patrol wracających z wyprawy srebrnych rycerzy. Na ich nieszczęście był to elitarny odział prowadzony przez samego króla Algberta, władcę zachodu. Byłoby ciemno, gdyby nie blask księżyca, który był prawie w pełni, oświetlając polanę, po której biegli.

Strzała, płonąca niebieskim ogniem, przeszyła ciało jednego z uciekających. Z lasu wyjechali na koniach srebrni rycerze i zaczęli otaczać wieśniaków, zaganiając ich do środka. Wieśniacy byli przerażeni. W końcu, z lasu wyjechał majestatycznie na swoim białym koniu, otoczony przez dwóch wiernych żołnierzy, król Algbert. Ubrany w czarną królewską tunikę i karmazynowy płaszcz. Na ciemnych rękawicach było wiele przyozdobień ze srebra a na palcach miał złote i srebrne sygnety, zdobione różnorodnymi materiałami w ich rdzeniach. Srebrny łańcuch podtrzymywał jego płaszcz a ciemne zdobione srebrem spodnie, były uszyte z najlepszych materiałów. Król Algbert miał brązowe, krótko ścięte włosy i dość muskularne ciało. Był jeszcze przed czterdziestką. Widać było srebrną rękojeść miecza, zdobioną podobizną jastrzębia, trzymaną przy pasie króla. Jego rumak zatrzymał się przed grupą otoczonych ludzi. Wszyscy, wieśniacy i rycerze spojrzeli na monarchę. Ten przemówił zwracając się do otoczonych ludzi:
- Jesteście uchodźcami z królestwa północy - rzekł - Przekroczyliście granice moich ziem, bez mojej zgody.
- Najmiłościwszy panie! - zabrał głos jeden z otoczonych - Byliśmy zmuszeni przez króla Atherona do życia w nieludzkich warunkach! Było nam zimno i nie mogliśmy znaleźć nic do jedzenia! Błagam o litość panie!
- Znaj więc mą łaskę - powiedział Algbert a wieśniacy zaczęli się radować na wieść, że król chce darować im życie.
Po obydwóch stronach króla siedzieli rycerze ze zbrojami i odznaczeniami na nich, odróżniającymi się od reszty. Kornelius, wysoki z długimi ciemnymi włosami, przystojny i umięśniony mężczyzna. Był on generałem. Z lewej króla stał Igrahim. Był podobnego wzrostu co Kornelius, lecz był mniej umięśniony a także młodszy, zarówno rangą i wiekiem. Jego odznaczenia i zbroja wskazywały na to, że jest kapitanem.
- Co z nimi zrobimy panie? - zapytał Kornelius.
- Oni nie należą do mojego królestwa - oznajmił Algbert - Zamordujcie ich wszystkich!


Przez wieśniaków przetoczyła się fala różnych reakcji.
- Ależ miłościwy panie - odpowiedział Igrahim oni są tylko wieśniakami. Może powinniśmy ich tylko wygnać z powrotem w stronę północy.
- W imieniu mocy nadanej mojemu rodowi! - powiedział Algbert głośno, ignorując Igrahima - Z mojej łaski skazuję was na śmierć.
- Ależ wasza wysokość! - zaprotestował błagalnie jeden z wieśniaków - Powiedziałeś, że dasz nam łaskę!?
- Łaską dla ludzi mego wroga będzie szybka śmierć! - rzekł król i zwrócił się do Igrahima - Igrahim. Ty wykonasz pierwszy strzał!
Igrahim Zerraxar, kapitan srebrnych rycerzy, nie spodziewał się takiego rozkazu. Co się stało z królem, którego tak bardzo kochał. Kiedyś nie zabijał dla zabawy. Kiedyś nie zrobił by coś takiego.

- Nie słyszałeś! - warknął do niego Algbert - Moje rozkazy są jasne! Jeśli coś ci się nie podoba możesz dołączyć do nich. Nie będzie litości dla ludzi wroga! - Król wyszarpał kuszę od Korneliusa. Podał ją Igrahimowi - Masz zadać pierwszą śmierć! Jeśli sprzeciwisz się swojemu królowi, to czeka cię ten sam los co ich. Zrozumiałeś!?
- Tak mój królu - odpowiedział kapitan cicho i wziął od niego kuszę. Broń wzmacniana alchemią.
- Głośniej! - krzyknął król.
- Tak panie! - Igrahim wycelował w wieśniaka. Ten spojrzał na niego błagającym wzrokiem. Przecząco kiwał głową, lecz Igrahim musiał to zrobić. Pociągnął za spust. Kusza wystrzeliła. Bełt z końcówką płonącą niebieską strzałą przebił głowę wieśniaka. Cornelius i reszta kontynuowali atak, dźgając wieśniaków i strzelając z kusz. Igrahim patrzył jak niewinni ludzie umierają a król się śmieje. Nagle wszystko się rozpłynęło.


 ***


Chłopak obudził się cały zlany potem. W pokoju było ciemno, gdyż był to środek nocy. Przez okno wpadało światło księżyca. Krótkie włosy koloru ciemnego blondu, dziesięcioletniego chłopaka odstawały na wszystkie boki. Miał na sobie koszulkę i podwinięte spodnie z dwuczęściowej ciemnoniebieskiej piżamy. Zszedł z łóżka i wybiegł z pokoju. Zbiegł schodami i wszedł do pokoju swojej matki. Zaczął ją budzić.
- Mamo wstawaj! - krzyczał - Ojciec jest w niebezpieczeństwie! Musimy mu pomóc!
Kobieta z brązowymi włosami wstała. Natychmiastowo słysząc zaniepokojonego syna rozbudziła się.
- Co takiego? Co stało się ojcu? - zapytała będąc jeszcze nierozbudzona - Ojciec jest z królem. Na pewno nic mu nie jest.
- O to właśnie chodzi! - mówił chłopiec - Król mu groził! Widziałem to w śnie!
Kobieta westchnęła.
- Nic mu nie grozi - rzekła - To tylko zły sen. Nie musisz się martwić. Przyśniło ci się.
- No właśnie o to chodzi - odpowiedział dziesięcioletni chłopak - Moje sny już dwa razy się sprawdziły. Teraz ten był taki sam. Inny niż zwykłe. To coś się stało naprawdę. Albo stanie. Musimy mu pomóc!
- Posłuchaj - powiedziała uspokajająco do syna i chwyciła go za rękę. Twój ojciec jest na wyprawie z królem, bardzo daleko stąd. Jestem pewna, że nic mu nie jest. Wracaj spać i nie myśl o tym. To był tylko sen.

Chłopiec wyrwał swoją rękę z dłoni matki. Rzekł:
- Wiem co widziałem - wyszedł, będąc zły na matkę za zignorowanie go w ten sposób - To nie był sen!
- Idź spać Ergo - powiedziała do syna, matka - Ojciec niedługo wróci i zobaczysz, że wszystko jest w porządku.
- Zaczekaj aż wróci - odpowiedział Ergo - Wtedy zobaczysz, że to nie był tylko sen. O ile wróci.
Nie czekał na odpowiedź. Obrażony wyszedł z pokoju i wrócił do siebie. Poszedł spać i chociaż zadawało mu się, że nie zaśnie, zasnął od razu.
 

***

Ognisty Czarnoksiężnik Ergo obudził się. Był na grzbiecie białego wyverna, którego zdołał osiodłać. Leciał nad chmurami i był gdzieś nad Koreną. Śniła mu się scena z przeszłości. Kiedy był jeszcze dzieckiem. To był dopiero początek tej historii, która zaczęła wszystko. Wpadła mu do głowy pewna myśl. Kazał zanurkować stworzeniu w chmurach. Tam ukazało mu się miasto, w którym się wychował.

Była to Ithana.



 Część 1

Szkarłatny Wojownik wylądował i zostawił swojego wyverna przymocowanego w jaskini. Udał się do Ithany. Miał na szyi medalion otrzymany w Infernice od Robiona. Artefakt pozwalał mu być nierozpoznawalnym dla każdego człowieka, nawet takiego, który zna go całe życie. Chciał go przetestować w jakimś miejscu a jego stare domowe miasto, wydawało się do tego nadawać. Pomimo, że nie było go tu od dawna, znał to miejsce dobrze i wiedział jak i gdzie uciekać w razie czego. Wszedł do miasta przez drzwi frontowe, przedstawiając się jako kupiec. Miał na sobie ciemno czerwony płaszcz, który zakrywał jego ubranie. Zachowywał go na takie okazje, gdy potrzebował się nie rzucać w oczy. Strażnik go przepuścił. Nawet go nie podejrzewał. Ergo czuł, że medalion ma coś z tym wspólnego. Udał się w miejsce, gdzie znajdował się jego stary dom. Teraz była to gospoda. Jego były dom był powiększony i rozbudowany. Wszedł do środka i wynajął pokój. Udało mu się wynająć ten, który trzynaście lat temu należał do niego. Rozpakował się w nim i zaczął oglądać gospodę. Oglądał miejsca, które się zmieniły. Był w kuchni i paru innych pomieszczeniach. Zmieniło się oczywiście wiele. W końcu wrócił do swojego pokoju. Ułożył się na łóżku i pogrążył się we wspomnieniach...

Trzynaście lat temu
Ithana


Dziesięcioletni chłopak imieniem Ergo wstał wcześniej. Przez resztę nocy nie miał już koszmarów. Wstał i zaczął jeść śniadanie. Był piątek, ostatni dzień szkoły w tym tygodniu. Dodatkowo poniedziałek był dniem wolnym z okazji święta. Ubrał się do szkoły w swój codzienny strój. Niebieska koszula i czarne spodnie. Chłopak jadł śniadanie w kuchni. Jego matka również wstała od razu zapytała:
- Dalej nie możesz spać?
- Wstałem do szkoły - odpowiedział.
- Nie za wcześnie? - zapytała ponownie matka.
- Lubię wychodzić wcześnie - odpowiedział chłopak.


Ilena była wysoką kobietą, mającą brązowe włosy i wyjątkowo piękne szare oczy a także przyjemne rysy twarzy. Pomimo, że miała ponad trzydzieści lat, nadal była piękną kobietą. Gdy Ergo zjadł wziął swoja starą podniszczoną torbę i poszedł do szkoły. Szedł powoli i dalszą drogą, gdyż lubił spacerować. Uwielbiał także książki. Obydwa zajęcia były jego ulubionym zajęciem. Poza tym, lubił też trenować ze swoim ojcem. Gdy jego ojciec, który był srebrnym rycerzem, przebywał na wyprawach, lub po prostu poza miastem, dziesięciolatek musiał ćwiczyć samemu. Ojciec zostawił mu książkę, która była samouczkiem walki mieczem. Mimo to Ergo chociaż twierdził, że lubi trenować, nie miał do tego chęci. Jednakże, jego ojciec umiał go motywować. Poza tym w ten sposób spędzali więcej czasu razem.
Szedł przez rynek obok ludzi sprzedających przy swych stoiskach. W miastach, takich jak Ithana, znajdowała się, albo rezydencja, albo zamek. W Ithanie był zamek. Tydzień temu przybył do niej król. Ojciec Ergo jako srebrny rycerz musiał jechać z nim na wyprawę. Król darzy go zaufaniem, gdyż udało mu się przed nim niegdyś wykazać. Poza zamkiem znajdowały się budynki podzielone na dwa pierścienie. Bliższy zamkowi, zamieszkiwali bogatsi ludzie. Pozostali zamieszkiwali w dalszym. Ergo był jednym z nich. Mieszkanie tutaj jest bardzo wysokim osiągnięciem, gdyż inni mieszkają w miasteczkach, lub wsiach. Jest tu zawsze pełno srebrnych rycerzy a także niebiescy strażnicy, pilnujący prawa na ulicach. Ithana dodatkowo jest twierdzą, która jest okolona murem.

- Co tam młody - Ergo usłyszał czyjś głos i spojrzał w lewo na dach jednego z dwupiętrowych budynków, obok których przechodził. Zobaczył starszego o cztery lata znajomego. Chłopak miał ciemno zieloną koszulę i szare spodnie. Zeskoczył zwinnie, chwytając się krawędzi dachu i położył nogi na szczycie okna drugiego piętra budynku. Przytrzymując się wystającej części budynku, przeszedł na następny dach niższego budynku. Zeskakując na ziemię, odskoczył od dachu nieczynnego straganu, schodząc na ziemię. Zapytał:
- Ergo co tam u ciebie? Dalej łazisz za moim bratem?
- To on łazi za mną Rick - odrzekł.
- A to dziwne - odpowiedział czternastolatek - Bo mi się wydawało, że wy obydwoje łazicie za mną.
- To Edi chcę biegać z wami po budynkach - odpowiedział Ergo - Ja tylko nie chcę go zostawić samego.
- Szlachetne - powiedział Rick - Szkoda tylko, że szlachetnymi czynami nie zdobędziesz pięknej dziewczyny czy pieniędzy. Albo mając na nazwisko jak ty.
- Są inne sposoby na to - odrzekł Ergo.
- Tak. Edion wygadał się mi o tej, jak jej tam... - Rick spojrzał w niebo starając się przypomnieć właściwe imię - Elena. Tak się nazywała.

Ergo się zarumienił na dźwięk tego imienia. Rick to zauważył.
- To co Zerraxar? - zapytał - Może jednak przemyślisz ofertę. Obiecuję ci, że dam ci równe szansę. Wiesz, dziewczyny ciągnie do takich jak my. To prawdziwa odwaga a dziewki lubią odważnych. Wiesz mi, prawie każda chciała by mieć Ricka Raverga za chłopaka, ale nie każda może.
Ergo wiedział o tym dobrze. Popularność Ricka wśród dziewczyn była znana. Jego przyjaciel Edion, chciał dołączyć dla sławy do ich grupy, aby zyskać popularność. Z kolei Ergo, który cały czas podkochiwał się w koleżance z klasy Elenie, chciał się jej w ten sposób przypodobać.
Dziesięciolatek musiał przyznać, że Rick ma nie tylko powodzenie, ale także umie skutecznie przekonywać.
- Zastanowię się - odrzekł Ergo - Jakby co, to powiem Edionowi.
- Dobra - odrzekł Rick - Ja zmiatam. A ty wracaj do szkoły uczniaku.
W uśmiechu skręcił i zniknął pomiędzy budynkami. Ergo kontynuował drogę do szkoły, która znajdowała się w drugim kręgu. Ludziom w mieście przeważnie można było się swobodnie poruszać pomiędzy kręgami.


Chłopak dotarł do szkoły. Budynek szkoły był kamienny i szeroki. Uczęszczali do niego tylko ci, którzy mieli nazwisko. Rzadko ludzie bez nazwiska znajdowali tam miejsce. Ergo zbliżał się do budynku zbudowanego z zamkowego kamienia. Przed murowanym czerwoną cegłą murem spotkał swojego przyjaciela, Ediona. Przywitali się nawzajem.
- Spotkałem twojego brata - powiedział Ergo - Namawiał mnie żebym dołączył do ciebie podczas testu.
- I słusznie - odrzekł Edion - Powinieneś spróbować. Przynajmniej nie będę sam.
- Nie wiem - odrzekł Ergo. Usiedli na mniejszym murku zrobionym z tej samej cegły co mur otaczający szkołę znajdującego się wewnątrz terenu budynku - Bieganie po budynkach wydaje się być interesujące, ale nie wiem czy Rick traktuje to wszystko poważnie.
- A jak ma traktować. On chce tylko... - W tym momencie Edion przerwał, gdyż zobaczył, że Ergo go nie słucha. Chłopak patrzył się na ich koleżankę Elenę. Piękna mająca ciemno brązowe włosy i zielone oczy dziewczyna. Choć miała tylko dziesięć lat, Ergo uważał ja za najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Ubrana w stylową kobiecą białą bluzkę i beżowe spodnie. Wydawała się bardziej dojrzała niż rówieśnicy. Była też bardzo mądra a Ergo, zdawała się być ideałem. Chłopak kochał się w niej od dwóch lat. Ergo w przeciwieństwie do rówieśników o wiele bardziej był zainteresowany dziewczynami. Również zaczął się nimi interesować wcześniej. Chociaż się nie przyznawał, miał duszę romantyka.

Dzwon szkolny zaczął bić co oznaczało, że lekcję się już rozpoczynały. Ergo był zbyt zapatrzony na Elene, która rozmawiała z koleżankami, by zobaczyć jak ktoś podkrada się od tyłu i zabiera jego torbę z książkami.
- Nadal myślisz, że masz szansę u najładniejszej dziewczyny w Ithanie? - zapytał Edion.
- Ona nie jest najładniejszą w Ithanie, tylko najpiękniejszą - odrzekł Ergo - No i nie w Ithanie, tylko w na całym świecie.
- Nawet nie byłeś poza Koreną - odpowiedział Edion - Skąd wiesz, że gdzie indziej niema ładniejszej?
- Kiedyś, gdy się ożenimy pojedziemy na zachód - powiedział Ergo - Najlepiej na wyspy. A potem będziemy podróżować.
- Tak. Akurat - odpowiedział Edion.
- A tak w ogóle, to czemu powiedziałeś Rickowi o Elenie? - zapytał - Przecież miałeś... - W tym momencie Ergo przerwał, gdyż jego torba uderzył go w głowę. Chłopak nie wiedział co właśnie się stało. Spojrzał na torbę a potem na miejsce, gdzie powinna się znajdować. Obejrzał się i zobaczył wysokiego chłopaka. Był przystojnym opalonym brunetem, jak na dziesięciolatka. Stał z kilkoma kolegami i śmiał się. Ergo domyślił się, że to on w niego rzucił.
- Co tam Zerraxar, coś ci upadło - zaśmiał się z niego - Podałem ci to.
- Uważaj Tyrrel! - ostrzegł Ergo.
- Bo co? Rozpłaczesz się - odrzekł Tyrrel - Tylko to umiesz. No nie Vekto? - zwrócił się do barczystego kolegi po prawej.
- Tak - odpowiedział mu Vekto - Pamiętam jak płakał co chwilę pierwszego dnia. Mamo nie zostawiaj mnie tutaj - Uśmiechnął się i dodał - Ciota.
- Co tu się dzieję - powiedział wysoki łysawy mężczyzna z lekką łysiną siwych włosów w długiej brązowej szacie - Czemu jeszcze was niema w klasie.
- Już idziemy profesorze Dambling - odrzekł Tyrrel.


Udali się za nauczycielem do klasy. Profesor Dambling prowadził zajęcia historii. Wszedł pierwszy. Za nim koledzy Tyrrela. Poza nim i Vekto. Obydwoje się zatrzymali i Tyrrel spojrzał na Ergo i Ediona.
- Słuchajcie głupki! - powiedział - Jeszcze dzisiaj z wami nie skończyłem! - w tym momencie pomiędzy nimi przeszła Elena, chcąc wejść do klasy. Niosła stos jakiś książek. Tyrrel nie dokończył. Zamiast tego zwrócił się do niej - Piękną damę zawsze przepuszczę - odsunął się lekko - W przeciwieństwie tutaj do tych paziów - wskazał na Ergo i Ediona. Elena zachichotała. Dziewczyna podziękowała uśmiechem i weszła do klasy. - Może pomóc? - zapytał lecz ta zaprzeczyła i weszła do środka. Tyrrel wmaszerował za nią. Potem weszli Ergo i Edion.
- Proszę - Elena postawiła książki na biurku profesora.
- Dziękuję Eleno - profesor otworzył oprawiony czerwoną okładką księgę obecności - Więc tak. Nie zanotuję wam spóźnienia, ale żeby mi to było ostatni raz. Następnym razem nie będę tak łaskawy - spojrzał na księgę - Więc tak. Vekto Belkovicz obecny - Vekto kolega Tyrrela usiadł na miejscu potwierdzając - Tyrrel Grant obecny - Ergo i Edion siedzieli już na miejscu w podwójnych ławkach obok siebie. Klasa liczyła szesnaście uczniów - Elena Korelli. Wpisałem ci już obecność - Elena skinęła a Ergo nie mógł przestać się zachwycić sposobem, w jakim to zrobiła - Edion Raverg i to chyba już wszyscy.
- Jeszcze Zero-xar panie profesorze - dodał Tyrrel a klasa się roześmiała. Ergo z przykrością zauważył, że Elena też się zaśmiała. Choć przyzwyczaił się do tego, że wszyscy się z niego śmieją to i tak bolało go to, że Elena jest jedną z tych osób

- Tak. Ergo Zerraxar. Obecny - powiedział Dambling i wpisał to w księdze obecności a następnie ją zamknął - Więc tak. Kto zacznie opisem wypracowania domowego na temat naszej ostatniej lekcji?
Jedynie jeden uczeń podniósł rękę.
- W takim razie, niech będzie Lyrius Magnell - profesor wskazał na niskiego chłopaka w okularach o jasnych blond włosach, który podnosił rękę - Proszę. Przeczytaj nam co napisałeś.

- Lord Akerin był władcą z za mórz i dowódcą potężnych flot. Żył jeszcze przed kolonizacją Argonu... - Ergo nawet nie słuchał. Zaczął marzyć o Elenie i wyobrażać sobie jak poniża Granta - ...Arion Akerin stworzył system rangi dla rodu Ashfordów. Ludziom, zaczęto nadawać nazwiska na podstawie liter alfabetu. Pierwsza litera oznaczała wysokość rodu. Najwyżej było A. Ówczesny król Adonius przyjął ten system i rozpoczęto nadawanie nazwisk. Ród króla otrzymał nazwisko Ashford do dzisiaj utrzymujące się i rządzące w państwie zachodu. Nazwiska na A mieli najwyżej urodzona królewska szlachta. Dodatkowo imiona króli i ich potomków, były na A. Dalej starszyźnie i panującym nadano od litery B do C. Wyżsi rycerze mieli nazwiska od D do F. Od G do N należały do rycerzy. Od O do T do ważniejszych pracowników króla. Trochę niżej byli od U do W posiadacze podobnych funkcji w tym straż miejska i porządkowa. Na końcu byli ci od X do Z.
- Pomywacze stajenni, służący i eunuchy - przerwał Tyrrel - No nie Zerraxar?
- Tyrrelu Grancie, nikt nie udzielił ci głosu – reprymendował profesor a cała klasa zaczęła się śmiać.
- Hej Zerraxar - powiedział Vekto - Mój służący ma na nazwisko Velban. To cię czyni sprzątaczem łajna.
- Dosyć tego, albo pożałujecie - zareagował profesor Dambling, gdy cała klasa po raz kolejny wybuchła śmiechem - Różni ludzie mają różne nazwiska. Z czasem to wszystko wymieszało się i symbolizacja nazwiska nie jest już taka dokładna. Ashfordowie przywieźli to z za morza i pozostało do dziś. Jednak na przełomie czasu rody i tak się wymieszały i to znacznie bardziej niż w królestwach z których wywodzą się Ashfordowie.
- I pomyśleć, że takie coś, co ma nazwisko na Z jak jego ojciec został kapitanem - powiedział Tyrrel.
- Jeszcze jedno słowo Grant i cię wyślę do dyrektora - powiedział Dumbling.
- Przepraszam panie profesorze - powiedział Tyrrel fałszywym tonem, jakby tylko udawał, że mu przykro.
- Dziękujemy ci Lyriusie - Dambling zwrócił się do chłopca w okularach - Wszystko co najważniejsze zostało juz powiedziane. Możesz usiąść - zawiedziony Lyrius usiadł a profesor kontynuował - Dzisiejsza lekcja opowiadać będzie o czasach z sprzed roku pierwszego naszej ery, czyli pierwszego roku N.E. Jednakże skupimy się tym razem na stronię Argonu a nie jego założycieli - Ergo zaczął uważnie słuchać. Legendy o Argoroth były jego ulubionymi. Wiązały się z najdalszą historią Argonu - Przed czasami osiedlenia się ludzi, mieszkały tutaj różne istoty. Pochodziły z zapomnianych ras, które zaginęły. Wojny jednak doprowadziły do upadku tych ras. Następnie wyniszczyły ich a po pięciuset latach, gdy wojny ucichły, król Demiteriun Ashford przybył do Argonu. Mieszkali również tutaj ludzie, jednak byli oni dość prymitywni...
- A co z Klejnotami ras? - wtrącił Ergo - Przecież to legenda o magicznych klejnotach?
- To tylko legendy a nie żelazne fakty - odpowiedział profesor.
- Tylko, że to nie było tak - wykłócał się dalej Ergo - Dwanaście ras żyło w pokoju, ale pojawił się Mroczny Imperator. On zaatakował i wykradł klejnoty tych ras. Użył je i stał się wszechpotężny, ale potem zniknął. A reszta ras została wyniszczona przez wojny. Imperator i rasy przepadły wraz  z klejnotami. Podobno każdy dawał inną moc. Nazywały się klejnotami Argoroth.


Gdy tylko skończył połowa klasy zaśmiała się a reszta wtórowała śmiechem pozostałym.
- Muszę pogratulować ci wiedzy o legendach Ergo - rzekł Dumbling - Tylko, że my tu uczymy się faktów, nie domysłów. Co prawda potwierdzone jest, że magia istniała i istnieję. Jest też prawdą, że coś takiego jak Argoroth również istniało. Była to najczarniejsza z istniejących wtedy magii. W pierwszym, drugim i trzecim wieku naszej ery, użytkownicy magii o tej nazwie, czynili straszne rzeczy. Chcieli przejąć kontrolę absolutną. Jednak udało się ich zwalczyć i zabić. Wszystkich używających jej czarnoksiężników. Mimo to, pozostali użytkownicy magii zaczęli uważać się za lepszych i walczyć z naszymi państwami. Ród Ashfordów w końcu zaczął ją zwalczać a całkowitą anihilację przykłada się na lata od osiemset cztery, gdy Ashfordowie objęli całkowitą władzę na Korenie, aż do tysiąc dwusetnego dziesiątego roku. Pomimo, że magia występuję w innych królestwach, to nasze pozbyło jej się z istnienia. Magia zabijała i raniła ludzi. Jej wyznawcy próbowali zniszczyć wszystko i przejąć kontrolę. Mimo to, przez te wszystkie lata, najgroźniejszą i najcięższą a także najstraszniejszą, była Argoroth. Możesz już usiąść chłopcze.
- Bzdura! - wtrącił Ergo i usiadł - Magia cię nie zabiję! To znaczy... Ktoś kto ją ma, może, ale nie ona sama.


Przez klasę przetoczyła się kolejna fala śmiechu.
- W istocie masz rację - odpowiedział profesor - Jednak magia psuje ludzi. Zmienia ich w zło. Więc tak wracając do klejnotów Argoroth, niema żadnych dowodów na to, że istnieją. Niektórzy twierdzą, że alchemia, jest formą magii. Jest to jednak błędne twierdzenie, gdyż alchemia jest tylko bardziej zaawansowaną formą chemii. Sama z siebie nie jest magią. Inne formy magii, są na przykład uprawiane we wschodnim królestwie. Kto przypomni jak nazywa się jego władczyni? - kilka osób podniosło rękę - Elena. Tak.
- Królowa Alektia - odpowiedziała dziewczyna.
- A kto mi powie jak nazywa się król północy? - profesor wskazał na innego z uczniów - Kerin?
- Król Atheron - odrzekł chłopiec z kręconymi brązowymi włosami.
- Dobrze - oznajmił Dambling - Zapewne zastanawia was dlaczego wszyscy mają imię na A. Otóż wiele zwyczajów zostało przejętych przez innych kolonizatorów. W tym też dawanie władcą na imię na A. W odległych czasach...

Ergo nie słuchał nawet co było dalej. Był zbyt rozkojarzony tym, że wygłupił się przed Eleną. Dambling kontynuował lekcję, aż wreszcie nadszedł czas na przerwę.
Po zakończeniu wykładu odbyli drugą lekcję historii. Potem lekcja literatury i geografii a także biologii. Wreszcie nadszedł czas na ostatnią lekcję. Lekcje zbrojnictwa. Uczyła ona o różnych rodzajach broni. Ergo i Edion szli przez korytarz szkoły. Mijali innych uczniów. W tym mieście, musiałeś odbyć sześć lat szkoły. Następnie należało wybrać kierunek. Klas było więc sześć. Po korytarzach na przerwie chodziło więc wiele ludzi. W tym nauczyciele patrolujący, czy uczniowie się zachowywali jak należy. Ergo był w klasie czwartej. Przed nimi były jeszcze dwie. Lato i wakacje się zbliżały, więc niedługo zakończą tę klasę i będą w piątej.


Szli w stronę klasy gdzie odbywały się zajęcia.
- Grant coraz bardziej mnie denerwuję - mówił Ergo - I jeszcze chyba chcę mi ukraść Elene.
- I ma większe szansę od ciebie, by ją zdobyć - dodał Edion.
- Dzięki za wsparcie Edi - powiedział sarkastycznie Ergo - Przynajmniej teraz mamy moje ulubione zajęcia. Zbrojnictwo.
- Moje też - rzekł Edi - Tylko szkoda, że zajęcia praktyczne będą dopiero w szóstej klasie. Ty przynajmniej już ćwiczysz z broniami. Twój ojciec chyba bardzo chcę, byś został srebrnym rycerzem. Ciekawe co powie jak ci się nie uda.
- A kto mówi, że mi się nie uda? - zapytał retorycznie Ergo – Poza tym nawet jeśli nie, to mogę należeć do niebieskich strażników.
- Grantowi na pewno się uda - rzekł Edion - Jego ojciec podobno bardzo tego pilnuję. Tak w ogóle mógłby się ciebie nie czepiać. Twój ojciec też jest wysoki rangą.
- Jego ojciec jest wyżej - odpowiedział. Mój jest tylko kapitanem. To wysokie stanowisko, ale i tak jego ojciec ma wyższe. Tyrell uważa, że jak ma się gorszę nazwisko, to jest się gorszym. A tak nie jest. Jego ojciec zaszedł wysoko przez nazwisko a mój wywalczył pozycję swoimi dokonaniami - Ergo idąc, niechcący potrącił Gromleja Grigorisa. Był on starszy. Chodził do szóstej klasy. Był bardzo umięśniony jak na młody wiek. Także wysoki. Ergo był średniego wzrostu. Nie miał szans z Gromlejem. Ku ucieszę Tyrrela, Vekto i jego kolegów, którzy oglądali scenę z daleka, Gromley chwycił Ergo i przycisnął go do ściany. Ergo był w tarapatach, lecz czyjś głos go uratował. Dwudziestoparoletni posłaniec w złotej koszuli z zieloną kamizelką, zobaczył szarpaninę i powiedział.
- Co tu się dzieję? Co to za przepychanki - Gromley puścił chłopaka i się odsunął.
- Nic. Tylko taka zabawa proszę pana - odpowiedział. Ergo słyszał cichy śmiech grupy Granta.
- Grant, Belkovicz, Grigoris, Zerraxar - zwrócił się do ich czwórki - Wasi ojcowie powrócili z wypraw. Po lekcjach możecie się z nimi przywitać.

Posłaniec wyszedł. Dzwon na wieży obwieścił koniec przerwy. Posłaniec odszedł. Wszyscy weszli do klas. Ergo ucieszył się z powrotu ojca. Również dzisiaj na lekcji był temat, na który czekał. Były nim kuszę. Nauczyciel profesor Rukus, opowiadał o broni, opisując ją. Na tablicy były wywieszone rysunki pokazujące różne rodzaje kusz z dokładnym opisem. Na biurku leżała prawdziwa kusza. Była nienaładowana. Nauczyciel opowiadał:
- Pierwsze kuszę wynaleziono w czasach jeszcze przed Ashfordami, poza Argonem. Broń ta, przez lata była ulepszana i przybyła do Argonu wraz z kolonizatorami - podniósł kuszę z biurka i zaczął prezentować - Jest to broń miotająca. Jej działanie polega na wystrzeliwaniu bełtów, zwanych czasami potocznie strzałami, po prostym torze lotu. Mają zasięg do pięciuset stóp. Pierwsze kuszę ładowano za pomocą lewarka, który był dołączaną częścią kuszy. Później budowano kusze z wmontowaną korbą a następnie pojawiały się kuszę naciągane nawet ręcznie - pokazywał każdą z kusz na tablicy poza ostatnią - Po naciągnięciu wystarczy naładować kuszę. W przeciwieństwie do łuku cięciwę, czyli tą linkę, która wypycha strzałę, co powoduję wystrzał, można trzymać nawet w nieskończoność, gdyż nie trzyma jej człowiek, tylko mechanizm. Jej siła jest tak wielka, że jest w stanie przebijać się nawet przez pancerze. Z czasem pojawiły się ulepszone pancerze, mogące przed nimi bronić, wykonywane z rzadkich surowców, dostępnych tylko w Argonie. Potem zaczęły pojawiać się ulepszone mechanizmy kuszy. Dzięki bogatym złożą w Argonie, zaczęto ulepszać tą broń, modyfikując ją - wskazał czwarty obrazek na tablicy - a ona okazała się najskuteczniejszą bronią. Dlatego stała się częstym wyborem w ekwipunku naszych srebrnych rycerzy. Ród Ashfordów, zaczął używać srebrnego metalu, znanego jako Itrhal i budować z niego pancerze. Również bełty zostały ulepszone dodatkiem dagrantium, co umożliwiło palenie się na niebiesko końcówek grotów. To między innymi dzięki tym bronią, udało się zwyciężyć rodowi Ashfordów nad innymi królestwami na zachodzie. Z podobnych powodów, monarchowie z północy i wschodu, osiągnęli podobny sukces. Tyle, że oni używali innych środków. Ta kusza jest ładowana ręcznie, lecz specjalny mechanizm, który przyszedł do nas z regionu Vermilium, automatycznie naciąga za pomocą sprężyn cięciwę, pozostawiając tylko proces załadowania bełtu. Ten mechanizm zrewolucjonizował wojnę i dał ostateczne zwycięstwo rodowi Ashfordów.

Nauczyciel jeszcze jakiś czas opowiadał o mechanizmie działania kuszy. Potem pozwolił podejść każdemu, by ją obejrzeć z bliska. Po lekcji, klasa mogła udać się do domów. Edion podbiegł od Ergo i powiedział:
- Spotkamy się pod łukiem, na dolnym kręgu. Tam będą czekać Rick i jego koledzy.
- No dobra, ale dalej uważam, że to zły pomysł.




Część 2

Ergo szedł do domu. Przed drzwiami przywitał go jego ojciec. Igrahim, kapitan srebrnych rycerzy, stał bez zbroi w swoim srebrnym stroju. Przywitał swojego syna uśmiechem.
- Ojcze! Wreszcie wróciłeś - powiedział Ergo do Igrahima.
- Tak synu - rzekł Igrahim - Teraz wreszcie będę miał trochę czasu dla ciebie.
- Mam pytanie. Czy podczas twojej wyprawy nie zdarzyło się coś dziwnego? - zapytał Ergo a mina ojca się zmieniła.
- A co takiego dziwnego miało się stać? - zapytał Igrahim - Zapewne chodzi o ten twój sen. Tak?
- Mama ci powiedziała? - zapytał Ergo.
- Wiesz co - rzekł Igrahim - Chodźmy coś zjeść. Jeszcze nie jadłem odkąd wróciłem a matka robi obiad. Chodź.
Poszli i zjedli obiad. Po nim udali się do pomieszczenia w ich domu, które było salą treningową i zbrojownią jednocześnie i rozpoczęli trening. Igrahim jak zwykle prezentował jak walczyć. Najpierw jak zwykle walczyli na krótkie miecze. Ojciec pokazywał mu jak używać swojej szybkości w walce z silniejszym od siebie. Następnie trenowali dużymi mieczami. Ergo parował i odbijał ciosy. Jego ojciec uważał, że obrona to podstawa, więc chciał nauczyć syna głównie jak się bronić. Atakami mieli się zająć później. Dołączyła do nich Ilena i przez chwilę oglądała starcie.
- Jak wam idzie chłopcy? - zapytała.
- Ergo robi duże postępy - przyznał Igrahim.
Dziesięciolatek nagle przypomniał sobie o spotkaniu z Edim.
- Muszę kończyć. Umówiłem się z Edim - rzekł.
- Przykro mi Ergo - powiedział Igrahim - Musisz odwołać spotkanie trening jest najważniejszy.

Ergo spojrzał ze zdziwioną miną na ojca. Nigdy jeszcze nie zabraniał mu wyjścia.
- Żartowałem - przyznał Igrahim a Ergo odetchnął z ulgą - Pamiętaj jednak, że gdy rozpoczniesz szkolenie, to będziesz musiał poświęcić swój czas całkowicie. Teraz ci odpuszczam, ale w końcu to się skończy. Podczas szkolenia na rycerza nie będziesz miał możliwości tak po prostu wyjść.
- Wiem Tato - chłopak ruszył do wyjścia.
- Ergo - rzekł Igrahim - Używasz mojej książki, gdy mnie niema?
Chłopak spojrzał na podręcznik leżący luzem na półce w sali treningowej. Od czasu dnia wyprawy nawet go nie ruszył.
- Nie miałem za bardzo czasu - tłumaczył się Ergo - Szkoła i tym podobne. Również...
- Nie musisz się tłumaczyć - rzekł Igrahim - Pamiętaj, że to ty będziesz cierpiał w przyszłości przez brak doświadczenia. Jeśli chcesz być rycerzem musisz trenować.
Chłopak skinął głową i wyszedł. Udał się do miejsca, gdzie umówił się z Edionem. Czekał tam na niego z Rickiem i kilkoma innymi jego kolegami. Gdy przyszedł, Rick powiedział:
- Ileż można czekać. Mieliśmy zaczynać bez ciebie. Ruszamy.



***

Biegali po budynkach wspinając się i przeskakując. Ergo dotrzymywał im kroku, lecz ledwo. Gdy przyszło wykonać jakąś wspinaczkę, zajmowała mu ona o wiele dłużej. Edi nie radził sobie lepiej. Co chwila grupa Ricka musiała na nich czekać. Obydwoje byli zbyt mało doświadczeni. Najpierw wspinali się po murach. Potem przeskakiwali z budynek na budynek. Następnym etapem było zeskakiwanie i wspinanie się ponownie. Gdy wreszcie weszli, znowu zaczęli biegać po budynkach. Potem przechodzili po cienkim murku przylepieni do ściany. Następnie biegli przez dachy, przeskakując z jednego na drugi. Gdy Edionowi zaczęło brakować tchu, zatrzymali się pod murem budynku wyższego dachu.
- Muszę chwilę odetchnąć - rzekł - Co tam u twego ojca.
- Dobrze - odpowiedział Ergo - Nadal chcę, abym został rycerzem.
- A ty tego chcesz? - zapytał.
- Tak - odpowiedział - Tylko po prostu nie chce mi się. Chciałbym trenować, ale ciągle znajduje coś ciekawszego do roboty. Chociażby bieganie z tobą po budynkach.
- Na co czekacie mięczaki - na szczycie wyższego dachu stał
Rick, opierając się na jednej nodze na krawędzi - Ruszcie się!

Ergo i Edi wspięli się na dach. Podeszli do drugiej krawędzi tego samego dachu, gdzie stali wszyscy z grupy Ricka. W dole było widać targ i ludzi sprzedających a także kupujących.
- Widzicie tego starego z brodą - wskazał na niosącego wiadro ryb mężczyznę - To stary Warton. Sprzedawca Ryb. Niema nawet nazwiska, więc jest nawet niżej niż ty, Ergo - zerknął na chłopaka i kontynuował - Spójrzcie na jego szyld. Jest w nim ta wielka ryba. Ukradniecie ją a my was przyjmiemy. To będzie wasza inicjacja.
Spojrzeli na niebieską rybę, mającą długi nos, niczym szpada.
- Damy radę? - zapytał Edi.
- Mam złe przeczucia co do tego - odrzekł do niego Ergo, chociaż wiedział, że i tak to zrobią.
Zeszli z budynków i podeszli pod beczki ukrywając się. Edion zapytał:
- Masz plan?
- Tak - odrzekł Ergo - Jeden z nas odwróci jego uwagę. Drugi bierze rybę.
- Dobra. Ja biorę rybę, ty odwracasz uwagę - rzekł Edi i zaczął zachodzić od tyłu stoisko z rybami. Ergo nie miał szans zdążyć zaprzeczyć i powiedzieć, że chce najpierw obgadać szczegóły. Gdy wołał do Ediona, sprzedawca ryb go zauważył i zanim chłopak się zorientował, starszy pan z siwą brodą stał przy nim.
- Co tu robisz chłopcze? - rzekł - To moje zaplecze. Chciałeś coś ukraść?

Ergo widział jak za plecami Edi zdejmuje rybę. Musiał grać na zwłokę.
- Yyy... Eee... – nie mógł wydobyć z siebie słowa - Chciałem kupić rybę... To znaczy... Chciałem...
Gdy Ergo mamrotał, Edion nie mógł sobie poradzić z rybą, więc wyszarpnął ją a ta spadła. Sprzedawca się obrócił i krzyknął "Hej!". Edi wziął rybę i zaczął uciekać. Ergo zrobił to samo a sprzedawca krzyczał "Łapać złodziei!" Ergo biegł ile sił za Edionem. Roztrącali ludzi i beczki z towarami. Jakiś niebieski strażnik dołączył do pościgu. Ergo uciekał i wyprzedził w końcu Ediego. Gdy się obejrzał zobaczył jak znika w uliczce. Biegnąc z obróconą głową, nie zauważył gdzie biegnie. Przewrócił się na jakiś koszach. Zaczął wstawać, lecz zanim skończył, pochwyciły go ręce strażnika. Trzymał go silno. Zdążył tylko zobaczyć jak inny strażnik wychodzi z za rogu, w który skręcił Edi. Miał w rękach skradzioną rybę. Dopiero teraz Ergo mógł zobaczyć, że jest sztuczna. Dwóch strażników i sprzedawca odbierający rybę od strażnika, zgromadzili się przy nim.
- Ten drugi uciekł - powiedział trzymający go strażnik, zwracając się do sprzedawcy - Przynajmniej udało się odzyskać rybę. Co zrobimy z tym?
- Jak to co? - odezwał się sprzedawca - Wymierzcie mu kilka batów. Ta ryba to pamiątka rodzinna. Oduczy się psot.
- Nie - rzekł drugi strażnik - Znam jego ojca. Jest synem Igrahima Zerraxara. Zabierzemy go do niego i tam pomyślimy nad karą.


***

Strażnik zgodnie z umową odprowadził Ergo do ojca. Kwadrans później był już w domu. Strażnik go popchnął mówiąc:
- Wymyśl mu jakąś karę Igrahim i to dobrą. Poza tym stawiasz za to kolejkę w karczmie. Gdyby nie ja to pewnie by go wychłostali.
Igrahim podziękował a strażnik wyszedł. Ergo przebył długą rozmowę na temat tego co zrobił. Ilena przysłuchiwała się temu. Chłopak tłumaczył się tym, że chciał przypodobać się kolegą. Nie powiedział jednak którym. Igrahim wyjawił, że za karę weźmie Ergo jutro na zamek. Nie wydawała się to ciężka kara. W końcu ojciec wysłał go na górę do pokoju, gdyż chciał sam pogadać z matką.
Ergo siedział na górze. W końcu postanowił podsłuchać rozmowę. Uchylił lekko drzwi. Udało mu się usłyszeć o tym, że matce nie podoba się kara, gdyż niczego go nie nauczy. Igrahim tłumaczył, że to ma go odciągnąć od złego towarzystwa bardziej niż ukarać. W końcu usłyszał jak ktoś dobija się do okna w jego pokoju. Gdy obrócił się zobaczył Ediona. Stał na parapecie. Podszedł i otworzył okno otwierane do wewnątrz.
- Co ty tu robisz? - zapytał Ergo.
- Udało się. Rick mnie przyjął - odrzekł - A jak u ciebie?
- Wyląduje jutro na zamku - odrzekł chłopak.
- To chyba dobra kara - stwierdził Edi - Może nawet zobaczysz się z Eleną. Ona przecież tam mieszka.
Ergo pomyślał, że faktycznie może okazać się, że jego kara będzie całkiem opłacalna.
Pożegnał Ediego i wrócił, by zamknąć drzwi. Usłyszał jednak część rozmowy, która go zdziwiła.
- On kazał mi ich zabijać - mówił Igrahim - A ja patrzyłem i nic nie robiłem. Algbert nie zawsze taki był. Kiedyś zależało mu na państwie. Teraz jest coraz gorzej. Wojna z południem ustała, ale Algbert żąda krwi. Jakby coś go wtedy opętało. Krew tych ludzi jest na moich rękach.
Ergo wrócił do łóżka. To co usłyszał brzmiało jak jego sen. Przecież ojciec zaprzeczył. To niemożliwe!

Sny chłopaka jednak są prawdą.




 Część 3

Czas obecny
Ithana


Ergo, Szkarłatny Wojownik tego dnia testował medalion. Najpierw udał się na targ i wyjawił swoją tożsamość jakiemuś człowiekowi. Następnie przybył w medalionie, by sprawdzić czy ta osoba go rozpozna. Okazało się, że medalion działa. Testował go na różne sposoby i w różnych miejscach. Próbował nawet z kilkoma strażnikami.
Ergo spróbował nawet rozmawiać ze srebrnymi. Po kilku takich próbach strażnicy i srebrni rycerze szukali Ognistego Czarnoksiężnika. Medalion działał tak jak Robion mówił. "Szkoda, że niema Kara. Wypróbowałbym to na niego" Pomyślał Ergo. Chciał spróbować to na kimś, kto znał go dłużej niż kilka minut. Usłyszał nawet, że Vekto Belkovicz jest kapitanem oddziałów stacjonujących w tym mieście. Nie było go jednak aktualnie w Ithanie. Ergo powrócił do gospody, która niegdyś była jego domem. Wszedł do swojego byłego pokoju i wspomniał sobie pozostałe dni, które w nim spędził.

Trzynaście lat temu
Ithana


Nazajutrz  Ergo poszedł z Ojcem do zamku. Kamienny zamek był wielką budowlą i wiele z jego wzmacnianych dobudowanych części, było zrobione z żelaza a miejscami z Ithralu. Większość zamku była z kamienia, z którego budowano zamki w Argonie. Po drodze rozmawiali o tym co Ergo będzie w nim robił. Miał pomagać służbie przy nadchodzącym weselu kuzyna Vekto. Był on bardzo ważną osobą. Miał tutaj również niedługo przybyć młodszy następca tronu. Król był już na miejscu po powrocie z wyprawy. Ergo nie wspominał o tym co usłyszał wczoraj. Ojciec i tak nic by mu nie powiedział na ten temat.

Weszli do zamku. Igrahim zaprowadził Ergo do jego miejsca pracy. Przedstawił go Fierinie, nadwornej zarządczyni przygotowującej ślub lorda Seyrena Belzerdera. Ergo miał pomagać w kuchni skrobiąc ziemniaki. Choć już kiedyś to robił, przestraszył się trochę ilością ziemniaków, która tam zobaczył. Było ich bardzo dużo.
Chłopak pracował, ale po jakiejś pół godzinie zaczęło mu się to nudzić. Nawet jak zaczął się przekonywać, że lepsza taka kara niż biczowanie, to nie mógł się zmotywować, żeby wykonywać pracę jak należy. Widząc to kucharki, kazały mu iść gdzie indziej. Fierina kazała mu pomóc przy rozwieszaniu ozdób i dekorowaniu sali. Było tam kilkadziesiąt ludzi.
Chłopak rozpoczął proces dekoracji instruowany przez różnych innych ludzi, których nawet nie znał. Umieszczał dekorację jak chcieli. Po chwili zobaczył kogoś, kogo się tam zobaczyć nie spodziewał. Była to Elena. Oczywiście wiedział, że jej rodzina mieszka na zamku, ale myślał, że dziewczyna z wyzszych sfer nie będzie zajmować się przygotowaniami. Uważał, że robi to tylko służba. Po chwili krzątania się i zawieszania dekoracji, udało mu się podejść do Eleny i zdobył się na odwagę, by z nią porozmawiać. Dziewczyna rozścielała obrus na stole.
- Cześć Elena.
- Cześć Ergo - dziewczyna się obróciła i go od razu rozpoznała. Cieszył się, że zna jego imię, choć klasa była niewielka, więc wszyscy się znali. Dziewczyna była lekko zdziwiona - Co tu robisz?
- Pomagam przy dekoracji - odpowiedział - Ojciec postanowił mi zapewnić trochę zajęcia, żebym się nie nudził. A ty. Myślałem, że ty tu nie musisz pracować?
- Oczywiście, że nie muszę - powiedziała lekko sfrustrowana - No może faktycznie to tak wygląda. Zgłosiłam się sama, gdyż chciałam pomóc w przygotowaniach. Byłam ciekawa jak to wygląda. W każdej chwili mogę sobie stąd pójść.
- Przepraszam - powiedział Ergo - Chciałem tylko zapytać czy ty nie... to znaczy...
- Niema za co - odrzekła Elena - Pomóż mi z tym.


Ergo pomógł Elenie z obrusem i przez chwilę razem pracowali. Potem Ergo musiał iść pomagać w inne miejsce, lecz później powrócił do pracy z Eleną. Rozmawiało mu się całkiem przyjemnie. Bez kolegów wyśmiewających się z niego, chłopak czuł się całkiem pewnie. Nie uważał się za przystojniejszego od innych, lecz miał nadzieję, że Elena polubi go za jego osobowość. Gdy tylko dał rady rozmawiał z nią. Wydawało się, że dziewczyna nawet go lubi. Śmiała się nawet z kilku jego dowcipów. Rozmawiali również o weselu. Dowiedział się o tym, że król zarządził, aby wesele odbyło się w poniedziałek, gdyż tylko wtedy będzie mógł pobłogosławić związek i być na ślubie. Dzień ten był w ten sposób ustanowiony jednorazowym świętem. Oczywiście tylko dla ludzi z nazwiskiem, gdyż ludzie bez niego nadal musieli pracować. Dowiedział się również, że Elena będzie na ślubie i weselu, gdyż to jej kuzynka będzie panną młodą. Chciałby tam pójść. Gdyby udało mu się zatańczyć z Eleną byłby...
Nagle zauważył jak Tyrrel Grant wszedł na salę. Obok niego szedł Vekto i jeszcze jeden kolega. Zauważył go. Podszedł i przywitał się z Eleną. Ergo usłyszał tylko zdanie "Co on tu robi?" Wolał do nich nie podchodzić, gdyż straciłby całą swoją pewność siebie. Grant i jego kumple w końcu gdzieś zniknęli. Od Eleny dowiedział się, że tylko zaglądał tutaj, gdyż również mieszka na zamku. Z nudów chciał zobaczyć jak idą przygotowania .

Chłopak został znów wysłany do obierania. Tym razem obierał buraki. Po chwili obierania z jakimiś nieznanymi mu ludźmi dołączyła Elena. Wydawało mu się, że ona zna się tam ze wszystkimi. W końcu udało mu się znów porozmawiać z Eleną i miał ją przez jakiś czas tylko dla siebie. Śmiała się z jego dowcipów. Uśmiechała się do niego. Ergo mógłby powiedzieć, że poza czerwonymi rękami z buraków, jest to najlepszy dzień jego życia.
W końcu Elena pożegnała się z nim i poszła do siebie. Ergo w końcu wynudził, aby mógł wyjść wcześniej. Bez dziewczyny stracił zapał do pracy. Później żałował, że nie zapytał się jej, czy nie pokazałaby mu zamku. Po wyszorowaniu rąk z czerwonego koloru buraków, został zwolniony z obowiązków i ruszył korytarzem do miejsca gdzie pracował ojciec.
Gdy wchodzili Igrahim pokazał mu drzwi, lecz Ergo i tak zabłądził. Korytarze zamku były puste. Wreszcie dało się słyszeć czyjeś kroki. Ergo rozpoznał głos swojego Ojca. Ucieszony, że go znalazł podszedł do grupy, ale się zatrzymał, gdy zobaczył kto w niej idzie. Był to król Algbert. Ergo widział go parę razy, lecz nigdy z nim nie rozmawiał. Król i Igrahim stanęli i patrzyli się przez chwilę w milczeniu na Ergo. W końcu Igrahim przejął inicjatywę i rzekł:
- Wasza wysokość. Oto mój syn, Ergo.


Ergo zorientował się, że zapomniał o ukłonie. Skłonił się szybko, by przypadkiem nie urazić króla. Algbert położył mu dłoń na głowię i rzekł:
- Wyrośnie z niego silny młodzieniec. Widzę, że szykujesz sobie godne zastępstwo

- Mój panie - rzekł Ergo powracając do zwykłej pozycji - To będzie zaszczyt by móc służyć tobie jako rycerz.
- Wspaniale - powiedział król bez emocji i zwrócił się do ojca Ergo - Igrahimie. Dokończymy naszą rozmowę jutro przed nabożeństwem.
Król odszedł a Zerraxarowie mu się odkłonili. Ruszyli w stronę wyjścia.
- Jak ci się podoba król? - zapytał Igrahim.
- Jest wspaniały - powiedział Ergo, lecz przypomniał sobie o swoim śnie. Czy on faktycznie się zdarzył? Może tylko coś źle zrozumiał. Spojrzał na twarz ojca. Nie wydawała się zmienić wyrazu.


***

Ergo, już w swoim pokoju rozmawiał przez okno z Edim. Opowiadał mu o Elenie i o tym jak poznał króla. Dopiero po chwili zobaczył, że jego przyjaciel jest niezbyt wesoły.
- Co się stało? - zapytał Ergo - Czemu masz taką minę?
- To Rick - odpowiedział - Ciągle wykorzystuje mnie i traktuje jak służącego. Ciągle się ze mnie śmieją. Mówią, że to ciągle próby, ale mi powoli przestaje się to podobać.
Trzynastolatek ciesząc się, że jednak go złapali, pożegnał się z Edim i wrócił do łóżka. Przeczytał dwa rozdziały swojej najnowszej książki. Uwielbiał czytać. Zwłaszcza książki fabularne. Gdy uznał, że wystarczy na dziś, poszedł spać.


***

Nazajutrz umówił się z ojcem, że spotkają się przed wejściem do zamku. Ergo przyszedł pod wejście i tam zobaczył jak jego ojciec rozmawia z Tyrrelem i jeszcze jakimś wysokim rangą, srebrnym rycerzem z ciemnymi dłuższymi włosami. Chłopak podszedł do nich.
- Ergo poznaj Korneliusa Granta - powiedział Igrahim - To ojciec Tyrrela. Korneliusie, oto Ergo, mój syn.
- Miło poznać młodego Zerraxara - Kornelius uścisnął dłoń chłopaka. Miał albo, bardzo mocny uścisk, albo celowo zgniatał rękę Ergo. Chłopak nie chciał pokazywać słabości, więc udawał, że go to nie boli - Mój syn mi wiele o tobie opowiadał - Ergo domyślał się co. Kornelius zwrócił się do Igrahima - Możesz na chwilę porozmawiać ze mną na osobności?
Igrahim i Kornelius odeszli na chwilę dalej. W tym czasie Ergo chciał coś powiedzieć do Tyrrela, jednak ten go uprzedził:
- Mam dla ciebie radę Zero-xar. Nie zbliżaj się do Eleny. Ona i tak nie będzie chciała taką porażkę jak ty.
- A jak nie, to co mi zrobisz - Ergo po wczorajszym dniu nabrał pewności siebie. Grant nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Igrahiim i Kornelius już wrócili.
- Miło było poznać twojego syna, ale musimy już iść - rzekł Kornelius.
- Wzajemnie. Żegnaj - Ruszyli dalej a Ojciec pokazał Ergo, gdzie będzie na niego czekał. Chłopak udał się do sali.
Kontynuował przygotowania. Na początku przez jakiś czas nie mógł znaleźć Eleny. Gdy już zaczął wątpić, że przyjdzie, ona w końcu się pojawiła. Przywitała się i udało im się ponownie razem popracować. Cały dzień dobrze im się rozmawiało. Mówili o dzisiejszym przyjeździe młodszego syna króla, o książkach które przeczytali a także o szkolę i weselu. Z czasem gdy robiło się coraz później Ergo czuł, że nie może zmarnować takiej okazji. W końcu dobrze mu idzie. Może ona na prawdę go lubi. Krzątali się po kuchni, gdyż nie było nic lepszego już do roboty. Chłopak wiedział, że jeśli chcę ją zaprosić, to musi działać teraz. Siedział na szafce w kuchni. Elena usiadła obok niego. Miała w rękach kawałek jakiegoś placka.
- Spróbuj jest świetny - powiedziała. Czuł się przy niej coraz bardziej swobodnie. Oderwał kawałek ciasta i spróbował. Nie był taki dobry, ale odpowiedź w tym momencie była tylko jedna.
- Przepyszny. Masz dobry gust - siedzieli tak, aż w końcu Ergo postanowił zapytać. Wiedział od ojca, że niema szans wstępu na ślub, więc zaryzykował - Elena. Nie chciałabyś się ze mną przejść dzisiaj po zamku? To znaczy... oprowadzić mnie?

Elena spojrzała na niego.
- Czy ty chcesz mnie zaprosić na randkę? - zapytała.
- Nie. To znaczy tak... To znaczy... - Ergo zmieszał się całkowicie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Dobra - odrzekła - Możemy się przejść, ale daj mi chwilę. Muszę się przebrać.


 ***

Umówili się w pewnym miejscu przed zamkiem. Ergo poszedł jeszcze poinformować ojca o tym, że wróci później sam. Udał się do komnaty z otwieranymi drzwiami. Nie było tam strażników, więc wszedł od razu.
Nie było tam Igrahima. Był za to król i jakiś bogato odziany szlachcic. Chłopak rozpoznał go. Był to Lord Bregonis, To on zarządzał Ithaną i był ważną osobistością w Korenie. Obydwoje spojrzeli na chłopaka. Król przemówił, lecz tym razem nie był to spokojny ton, tylko zimne prawie niczym groźba pytanie:
- Co tu robisz dziecko?
- Ja tylko... To znaczy jestem... Szukam ojca.
- Co usłyszałeś!? - zapytał Bregonis - Gadaj!
- Ja nic... Nie usłyszałem - odpowiedział Ergo. Usłyszał kogoś za sobą.
- On tu przyszedł szukać mnie - rzekł Igrahim - Choć Ergo.
Chłopak poszedł z ojcem. Król był na niego zły. Co on takiego zrobił? Przecież tylko niechcący wszedł. Nawet nic nie słyszał. Król jeszcze wczoraj wydawał mu się wspaniały. Być może tylko na chwilę rozzłościł swojego monarchę. A tak się cieszył, że go poznał. Miał nadzieję, że władca nie przestanie go lubić. Przez wydarzenia z Eleną zapomniał już o swoim śnie.

Zajęło mu chwilę przekonanie ojca. Ten w końcu się zgodził gdyż, mając sprawy do załatwienia, musiał jeszcze zostać w zamku. Ergo poszedł w umówione miejsce. Siedział na niewielkim murku. Było już ciemno. Akurat w tę noc występowała pełnia księżyca. Czekał chwilę. W końcu Elena przyszła. Miała na sobie długą, błękitną suknię a włosy związała niebieską wstążką. Chłopak nie mógł wyjść z zachwytu podziwiając jej wygląd a także tym, że tak się dla niego ubrała. Usiadła obok niego.
- Wyglądasz przepięknie - rzekł Ergo a ona odwzajemniła to uśmiechem - To co? Masz ochotę pospacerować w świetle księżyca?
- Nie - odpowiedziała - Wolę tutaj zostać.
Ergo nie mógł tym razem powiedzieć nic. Jej wygląd go oszołamiał. Dla niego to już niebyła ta sama Elena. Wyglądała tak pięknie, że nie mógł wydusić słowa. W końcu to ona zapytała:
- Ergo całowałeś się już kiedyś?

Ergo nie wiedział co powiedzieć. Czy to w ogóle było możliwe. Chciała się z nim całować. Zaczął się jąkać i nie wiedział co odpowiedzieć.
- Chciałbyś się teraz całować? - zapytała. Zbliżyła się do chłopaka. Ergo nie wiedział co robić, ale wiedział, że chce się z nią całować - Zamknij oczy.
Chłopak zamknął oczy zbliżał się ustami do niej. Było cicho i tylko dźwięki z oddali były słyszalne. Był coraz bliżej i w końcu poczuł. Tyle tylko, że nie to, czego się spodziewał. Wylano na niego jakąś starą brudną wodę. Otworzył oczy i jeszcze przez chwilę nic nie widział, gdyż woda wlała mu się natychmiastowo do oczu i na kilka sekund go oślepiła.
Pierwsze co zobaczył to Elena śmiejąca się z niego. Wraz z Grantem i kilkoma jego kolegami w tym Vekto Belkoviczem. Mieli w rękach wiadro i najwidoczniej dowcip im się udał.
- I ty myślałeś, że Elena chciała by cię pocałować - mówił Tyrrel - Takie zero jak ty. Z nazwiskiem na Z. Musiałaby się więcej w mieście nie pokazywać. Poza tym i tak byłbyś dla niej za brzydki. Nawet jakbyś miał nazwisko na A.


Gniew Ergo narastał. Został poniżony i obrażony. Czuł jedno. Chciał zabić Granta. Chciał zadać mu ból.
- Ciesz się, że nie zdążyliśmy znaleźć głowy, albo odbytu świni, bo to ją teraz byś całował - powiedziała Elena. Jak w ogóle mogła być tak okrutna?
- Zastanów się Zerraxar - powiedział Vekto - Jesteś porażką. Która by cię chciała. Jak dla mnie to ty nawet na to nazwisko na Z nie zasłużyłeś.
- Tak jest - dodał Tyrrel - Nie tylko ty, ale i twój głupi ojczulek, hańbicie zachodnie królestwo. Jesteś...
Tyrrel przerwał, gdyż Ergo rzucił się na niego w furii. Ergo bił się parę razy, ale jego doświadczenie było zbyt małe. Uderzał rękami, nawet nie do końca złożonymi w pięści. Mimo to, jego gniew i zaskakująco szybkie uderzenia przewróciły Tyrrela na plecy. Wywrócili się oboje. Zerraxar wylądował trochę dalej. Wstali. Ergo podbiegł do niego, ale tym razem, Tyrrel złapał go i kopnął kolanem w przeponę. Rzucił nim o ziemię. Miał ogromną przewagę, gdyż był wyższy od Ergo, który był zaledwie średniego wzrostu. Wstał i rzucił się na niego jeszcze raz. Kopnięcie w brzuch odepchnęło go i znów upadł. Wstał i stanął przed Tyrrelem. Granta zaskoczyły ataki znienacka, ale teraz kontrolował sytuację. Przyszły czarnoksiężnik próbował zadać cios pięścią. Tyrrel zablokował a później oddał. Chłopak ciągle próbował zadać cios, lecz Tyrrel z łatwością blokował ciosy, zasłaniając się ręką. Zerraxar celował w głowę, lecz żaden z ciosów nie trafiał. Jego ciosy były jedynie blokowane. W końcu, Grant chwycił Ergo i popchnął go na ziemię. Tam uderzył go pięścią dwa razy i wyprostował się. Zaczął go kopać. Do ataku dołączyli się Belkovich i reszta. Ergo nie czuł bólu. Tylko ten wewnętrzny. Jak ona mogła go tak oszukać? Dlaczego oni go tak nienawidzą? Dlaczego rzekomi posiadacze błękitnej krwi są lepsi od innych? Wesoły czas z Eleną wydawał się odległy a dziewczyna, która go oszukała... To nie mogła być ta sama Elena.

Usłyszał jej głos. Przestali kopać i odeszli. Dziewczyna przestraszyła się, gdy zobaczyła co się dzieje. Na jej życzenie zaprzestali ataków.
- Ciesz się Zerraxar, że Elena cię uratowała - rzekł Tyrrel - Możesz teraz wylizać jej buty w podziękowaniu.
Odeszli a dziewczyna podeszła do Ergo.
- Nic ci nie jest? - zapytała, ale Ergo odtrącił jej wyciągniętą rękę i wstał.
- Tyrrel! - powiedział - Może wygrałeś, ale na miecze mnie nie pokonasz!
- Zatem sprawdźmy - rzekł ktoś z za pleców Granta siedzący wyżej.
Ergo przyjrzał się. Był to Arklin. Młodszy syn króla Algberta. Widział go już raz, gdy ten przyjechał do miasta. Siedział na murku położonym wyżej i oglądał starcie. Ergo wcześniej go nie zauważył, ale mógł tam siedzieć nawet cały czas. Obok niego stał srebrny rycerz. Najwidoczniej jego strażnik. Blond włosy chłopak w bardzo drogim złotym kaftanie, przyozdabianym różnymi kosztownościami, zwrócił się do strażnika.
- Egonie. Daj mu miecz!

Strażnik wykonał polecenie wyciągając jeden z mieczy i rzucając pod nogi Ergo. Arklin wyciągnął swój i rzucił do Granta tak, aby złapał. Tyrrel złapał miecz i zaczął okrążać Ergo. Ten podniósł swój. Nie był już taki pewny czy zdoła go pokonać. Miał pewne umiejętności, lecz były za małe.
Grant zaatakował. Ergo parował ciosy, lecz Grant był zbyt silny. Powtarzał ciosy a Zerraxar tylko blokował. Nie wiedział do końca co zrobić, by zaatakować. Gdy Tyrrel wyczuł jego niepewność zaczął się bawić z nim. Zadawał ciosy i go odpychał. Gdy chłopak w końcu zaatakował, ten przyjął cios i go kopnął w tułów. Ergo wylądował na ścianie muru. Grant zadał cios, ale Zerraxar go uniknął. Tyrrel ciągle się z nim bawił. Dziesięciolatek słabł. Ówczesne pobicie go sprawiło, że w tym starciu był bez szans. W końcu Tyrrel wytrącił mu miecz z ręki i zaczął go straszyć ostrzem swojego. Gdy przyparł Ergo do muru, kopnął go a ten ześlizgnął się powoli po murzę.

- Co teraz jaśnie panie? - zapytał zwracając się do Arklina wraz z niskim ukłonem.
- W imieniu mego ojca, monarchy zachodniego państwa, skazuję go na śmierć - powiedział książę.
Tyrrelowi zmieniła się mina. Wszyscy stali jak wryci i patrzyli na księcia.
- Na co czekasz? - zapytał Arklin - To mój rozkaz!
- Ależ panie - odrzekł Tyrrel – Nie mogę go tak zabić. To by było morderstwo.
Książę zszedł z murku i podszedł do Granta. Wyrwał mu miecz a ten się odsunął. Elena krzyknęła "Nie!", lecz książę się tym nie przejął. Podniósł miecz i zamachnął się nim, chcący zabić Ergo.
W momencie gdy miecz prawie sięgnął celu, ktoś złapał rękę z mieczem księcia. W jednej chwili zablokował w ten sposób atak i wykręcił rękę Arklina, uderzając go w twarz i rzucając nim o ziemię, rozbrajając go. Był to Igrahim. Tyrrel się odsunął. Natomiast strażnik księcia już ruszył by pomóc Arklinowi wstać i bronić go przed napastnikiem. Dobiegł i od razu pomógł wstać księciu. Igrahim zdążył za ten czas podnieść i przerzucić swego syna przez swoje ramię i zniknąć za murem.




Część 4

Igrahim niósł Ergo nic nie mówiąc. Zaniósł go do domu i położył w pokoju wejściowym na kanapę. Pojawiła się Ilena, Igrahim powiedział:
- Musimy uciekać. Bierz rzeczy. Ja zaraz wrócę. Pamiętaj żeby zamknąć drzwi.


 ***

Ilena poszła do pokoju obok i po chwili wróciła z kilkoma torbami. Znacznie szybciej niż mogła je spakować. Czyżby się przygotowywała do ucieczki wcześniej? Potem zaczęła opatrywać rany syna. Wtedy ktoś zszedł ze schodów. Był to Edion.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Jak tu wszedłeś Edi? - zapytała Ilena.
- Przez okno - odpowiedział - Co się stało?
- Musisz stąd iść - odpowiedziała. Za oknem było słychać głosy strażników. Jedynym światłem w pomieszczeniu była świeczka, która je rozświetlała. Edion obszedł kanapę, by zobaczyć co jest z Ergo. Stanął przed nim i rzekł:
- Co ci się stało? Wyglądasz jakby...
Jego zdanie zostało urwane. Przez okno, rozbijając szybę, wpadła strzała, płonąca niebieskim ogniem. Wbiła się w plecy Ediona przebijając jego ciało. Końcówka strzały wyszła mu z klatki piersiowej. Edi spojrzał w dół i zobaczył jak krew wycieka z jego rany. Następnie upadł. Ergo wstał i doskoczył do przyjaciela. Do domu, taranując drzwi, wpadł jakiś srebrny rycerz z kuszą. Ergo i jego matka spojrzeli na niego. Celował w Ilenę. Dziesięciolatek był pewny że zaraz zastrzeli jego matkę. Zobaczył jednak jak głowa rycerza zostaję przecięta i odpada od tułowia. Upadające ciało rycerza odsłoniło Igrahima. Rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok zatrzymał się na bagażach. Zwrócił się do Ileny:
- Wzięłaś książkę?
- Jaka książkę? - zapytała.
Ergo nie zauważył jak jego ojciec wybiega z pomieszczenia do pokoju obok. Klęczał przy swoim przyjacielu i patrzył jak powoli uchodzi z niego życie.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - powiedział do przyjaciela, lecz wtedy on zaczął krztusić się własną krwią, wypluwając ją przez usta. Igrahim wbiegł do pokoju. Trzymał w ręce swój podręcznik opisujący jak walczyć. Gdy go pakował, Ilena próbowała odciągnąć Ergo od Ediego. Gdy chłopak zobaczył jak jego przyjaciel powoli przestaje się ruszać, przestał walczyć z matką. Po prostu dał się odciągnąć. Nie płakał. Nie krzyczał. Wiedział, że Edion już nie żyje.

Wybiegli z domu i udali się do stajni sąsiadów, gdzie Igrahim trzymał swojego konia. Igrahim wsiadł na swojego a Ergo z matką na konia sąsiada. Udali się do drogi kanałowej. Pędzili przez nią a gdy dojechali do wyjścia, kratowane drzwi otworzyły się same. Chłopaka wtedy nie obchodziło, czy to jakiś kolega ojca, czy ktokolwiek inny otworzył je dla nich.
Pędzili przez pola a następnie przez las. W oddali słychać było dźwięki pogoni. Zbliżali się do nich. Przeleciało obok nich kilka strzał zakończonych niebieskim płomieniem. Jedna z nich utkwiła w drzewie.
- Pędźcie! - zawołał Igrahim - Ja ich odciągnę.

Ilena skręciła w prawo. Jechali dalej, lecz mimo prób Igrahima by odciągnąć pogoń, kilku z jeźdźców ruszyło za nimi. Nagle Ergo poczuł jak koń opada a po chwili znalazł się już na ziemi.
Koń przewrócił się, gdyż został trafiony ze strzały. IIena wstała i szybko zaciągnęła syna za drzewa. Jeźdźcy zaczęli ich szukać. Zsiedli z koni i rozglądali się. Ergo i Ilena stali przez chwilę, lecz dobrze słyszeli, że jeden z jeźdźców podchodzi do ich drzewa. Jego matka wyciągnęła sztylet. Gdy jeździec wychylił się, kobieta wbiła mu go w gardło. Jeździec upadł. Był to jeden ze srebrnych rycerzy. Drugi widząc co się dzieje, podbiegł wyciągając miecz. Illena wyjęła miecz upadającego rycerza i zaczęła walczyć z pierwszym. Zaczęła skutecznie parować jego ciosy. Rycerz był jednak zbyt silny i popchnął ją siłując się z jej mieczem swoim. Ilena wypuściła miecz z rąk. Rycerz uniósł swój miecz i zadał cios w kobietę. Ergo krzyknął "Nie!", sięgając ręką w jej stronę. Nagle wydarzyło się coś niezwykłego. Rycerz został odepchnięty jakąś niewidzialną siłą w tył. Uderzył plecami o drzewo. Nie wiadomo czy był martwy, czy tylko nieprzytomny. Ergo nie mógł uwierzyć w to co się stało. Czy to był on? Ilena chwyciła chłopaka i odciągnęła go. Wzięła bagaże i zaczęli biec przed siebie. Byli jednak bez szans. W końcu jeźdźcy ich otoczyli. Musieli się poddać. Srebrni rycerze chwycili ich i zaciągnęli w stronę brzegu lasu.

***

Zaprowadzili ich na polanę. Tam zgromadzeni byli srebrni rycerze. Ergo zobaczył swojego ojca klęczącego na polanie. Był pozbawiony broni i otoczony przez srebrnych strażników. Zaprowadzili ich i rzucili na kolana. Przed Igrahimem stał król Algbert, otoczony srebrnymi rycerzami. Obok niego stał Kornelius Grant.
- Igrahimie Zerraxarze  - przemówił król - Tu przy świadkach pozbawiam cię twych tytułów i wszystkich przynależności do zachodniego królestwa. Za zdradę i działanie przeciwko mojemu państwu i mnie, skazuję cię na śmierć.
- Nie! - krzyknął Ergo i zaczął się wyrywać. Srebrni trzymali go z łatwością - Proszę wasza wysokość! Błagam o litość!
- Nie będzie litości dla rodziny zdrajcy - rzekł Algbert, lecz nie do Ergo. Bardziej do swoich rycerzy. Jakby człowiek, którego dziesięciolatek uznawał za ideał, teraz nawet nie uważał go za godnego, by do niego przemówić. Król zwrócił się do Igrahima - Wraz z twoją zdradą nie tylko ty będziesz cierpiał. Twoja rodzina również zostanie skazana na śmierć. Przez twoje wcześniejsze zasługi, udzielę ci tej łaski i zabiję cię pierwszego, abyś nie musiał patrzeć na ich śmierć. Korneliusie!
Grant podszedł i wyjmując swój miecz zaczął go wbijać powyżej pachy Igrahima. Ten zawył z bólu. Kornelius wbijał miecz głęboko. Wchodził coraz głębiej a Ergo patrzył na to. Chciał tylko jednego. Zabić ich wszystkich! Jego gniew rósł. Czuł to w sercu. Czuł siłę, która miała mu pozwolić zabić wszystkich jednym uderzeniem. Nic nie mogło go zatrzymać.

Krzyknął a niewidzialna siła odrzuciła wszystkich srebrnych, w tym Granta a także króla, do tyłu. Fala rozsunęła się od Ergo. Mimo, że uderzenie odepchnęło wszystkich w zasięgu, nie zraniła ani Igrahima, ani Ileny. Znikąd pojawiła się mgła spowijająca całą polanę. Igrahim się rozglądał. Jak tylko się zorientował, kazał uciekać Ilenie. Gdy ta chwyciła rękę Ergo i zaczęli biec, chłopak zdążył zobaczyć jak król wstaję a jego ojciec wyciąga miecz z ramienia. Gdy doskoczyli do jednego z koni łapiąc po drodze bagaż i ruszyli, dziesięciolatek po raz ostatni się obejrzał.
- Zaczekaj! - krzyknął do matki ujrzawszy swego ojca, idącego w ich stronę - Pomóżmy tacie!
Ilena obróciła się. Ergo z radością patrzył jak Igrahim zbliża się do nich. Jego rana zapewne była bolesna, ale nie śmiertelna. Wyleczy się. Uciekną i będą żyli szczęśliwie.
Igrahim się zatrzymał. Ergo zamarł. Srebrny miecz przebił się przez tułów jego ojca. Ten ktoś wyciągnął miecz. Igrahim upadł, ukazując Algberta Ashforda. Król zachodu osobiście przebił jego ojca swym mieczem.
Ilena już nie czekała. Ruszyli. Obracając się po raz ostatni zobaczył jak król Algbert zadaję śmiertelny cios jego ojcu, odcinając mu głowę. Nagle wszystko spowił dym.


***

Ergo mknął wraz z matką. Nie wiadomo skąd pojawił się dym umożliwiający im ucieczkę. Pędził wraz z matką, jak najdalej od zachodniego królestwa i od króla Algberta Ashforda, mordercy jego ojca.

Czasy obecne

Ergo wstał przed rankiem. Wyszedł z gospody i opuścił miasto a potem udał się do miejsca gdzie zostawił wyverna. Trzynaście lat minęło od ostatniej wizyty w tym mieście. Przypominał sobie ostatnie dni spędzone w nim. Pamiętał jak jego umiejętności powoli objawiały się. Wtedy nie wiedział o możliwości podróżowania świadomością przez sen, która pozwoliła mu oglądać jak Algbert każe jego ojcu mordować niewinnych ludzi.
Mimo to pozostało nadal wiele pytań bez odpowiedzi. Nadal nie wiedział jak jego matka dała radę przygotować tak szybko walizki. Ucieczka była planowana. Wtedy myślał, że to przez uderzenie księcia jego ojciec musiał zginąć. Jednak z biegiem czasu, zaczął się zastanawiać czy może nie chodziło o coś innego.



***

Ergo leciał na wyvernie zostawiając miasto w oddali. Miasto gdzie się narodził i wychował. Nie wiedział dlaczego jego ojciec musiał wtedy zginąć. Wiedział jednak jedno. Tej nocy poznał swoje prawdziwe umiejętności. Miał już jeden z legendarnych klejnotów Argoroth. Teraz tylko jedenaście. A potem...
Potem przyjdzie po króla Algberta i tym razem... To jego głowa będzie ścięta.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz