Rozdział Drugi


Tablica Bohatera



- Karson! - krzyczał Elkmer - Karson! Obudź się wreszcie! Przyszła nowa dostawa! Towar sam się nie rozładuje!
Kar ledwo się rozbudził. Nie otworzył jeszcze oczu, gdy odkrzyknął:
- Zaraz przyjdę! - było mu ciężko się zwlec z łóżka, ale i tak wiedział, że niema wyboru. Trwało to chwilę. Kar wstał, ubrał się i zszedł na dół. Elkmer stał za ladą i jak Kar mniemał, tylko udawał, że coś robi.
- Zajęło ci to trochę czasu. Co nie? - powiedział do niego Elkmer - Może gdybyś nie siedział w tym swoim warsztaciku do późna, to teraz nie miałbyś problemów ze wstawaniem.
- Zamknij się Elkmer! - odpowiedział Kar - Jeszcze nie wstałem za dobrze, a ty mi już wykłady prawisz. Zachowaj je dla siebie.
- Dla ciebie, to panie Elkmer, dzieciaku - zaoponował sprzedawca - Kar. Ty to naprawdę nigdzie nie zajdziesz.
- A dla ciebie, to panie Karson - odpowiedział Kar. Otworzył drzwi na zaplecze. Zanim wyszedł zatrzymał się by kontynuować - Kar, mówią mi tylko przyjaciele i mam osiemnaście lat, więc jestem pełnoletni. A poza tym, kto w Argonie gdziekolwiek zaszedł, będąc miły i uprzejmy.
- Jestem twoim szefem - powiedział Elkmer - Należy mi się szacunek. Jak nie to cie zwolnię.
- A kto chciałby u ciebie pracować - odparł chłopak - Tylko ja jestem w stanie wytrzymać twoje zrzędzenie.
- Rusz się - pośpieszał Kara jego szef - Dostawca nie będzie na ciebie czekał wiecznie.
- A ty nie możesz sam rozładować? - zapytał ironicznie Kar - Albo mi chociaż pomóc?
- Jestem zajęty - stwierdził Elkmer - Poza tym, od czego mam ciebie. W końcu za coś ci chyba płace.
- Tak. Tylko trochę mało - odpowiedział Kar po czym wyszedł. Sprzedawca nie zdążył nawet odpowiedzieć. Zresztą i tak oboje mieli już dość tej konwersacji.

Karson wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się. Miasteczko Erkhan było zwykłym, średniej wielkości miasteczkiem w północno wschodniej części Koreny, największego regionu zachodniego królestwa, na północ od Kirre. Jak wszystkie miasteczka, utrzymywały się z przemysłu i sklepów. Niebyły tak bogate jak miasta, ale i tak żyło się w nich lepiej niż w wioskach. Praca niebyła lekka, ale i tak lepsza niż ta rolników czy górników. Kar pracował w sklepie już od śmierci rodziców. Czyli prawie pięciu lat. Niedawno skończył osiemnaście lat, co było w zachodnim królestwie uznawane za pełnoletniość. Sklep był jego domem. Kar był raczej niskiego wzrostu. Nie był strasznie niski, ale był minimalnie niższy od reszty osób w swoim wieku. Miał brązowe włosy średniej długości i przeciętny wygląd a także zielone oczy. Był szczupły i nie miał zbyt umięśnionej postury. Ubrany w brązową koszulę i ciemno szare spodnie, stał przed wejściem na zaplecze i rozglądał się na pobliską ulicę, widoczną z za innych budynków. Było wcześnie. Około piątej. Ulice były jeszcze puste. Tylko nieliczni przechodnie, byli na niej obecni. Byli to śpieszący się do pracy, lub innych obowiązków ludzie.

Kar zobaczył dostawcę, który wyszedł z za wozu z końmi. Wyglądał na niezadowolonego, co nie było wcale mu dziwne. Było dość zimno, jak to w przypadku wczesnej wiosennej pory. Gdyby on musiał czekać tak długo w takich warunkach, też byłby zły. Chłopak przeprosił dostawcę i zignorował jego mamrotanie pod nosem. Zaczął nosić do środka towary, które razem z nim rozładowywał. Choć chłopaka zastanawiało czemu dostawca nie zaczął sam rozładowywać w oczekiwaniu na niego, nie zamierzał się go o to pytać, żeby nie wywoływać kłótni, na którą nie miał ochoty. Kar był zatrudniony w tym sklepie jako pomocnik sprzedawcy. Elkmer był właścicielem sklepu. Miał około pięćdziesiątki, siwiejące włosy i łysinę w niektórych miejscach a także niewielka nadwagę. Razem ze wspólnikiem, prowadzili ten sklep. Oboje byli szefami Kara, który był jedynym pracownikiem. Chłopak sprzedawał i sprzątał od rana często do późnej nocy. Mieszkał na górze sklepu. Nie miał domu, bo jako nieletni nie mógł odziedziczyć domu po swoich rodzicach. Kolejne idiotyczne prawo króla Algberta. Nie miał bliskiej rodziny, ale Elkmer, który był szefem jego ojca, po jego śmierci zgodził się dać mu pracę. Miał w ten sposób pracownika a chłopak dom. Kar harował ciężko, bo wiedział, że niema dokąd iść, ale jego marzeniem było móc podróżować. Odkładał nawet na to pieniądze.

Sklep Elkmera zajmował się sprzedażą artykułów spożywczych, jak i eliksirów alchemicznych oraz różnych chemicznych produktów. Kar poukładał towar, zapłacił dostawcy i się z nim pożegnał.
- To ja idę - zwrócił się do swego szefa.
- Gdzie? - zapytał sprzedawca - Już szósta. Zaraz zaczynasz pracę.
- Mówiłeś wczoraj, że o siódmej - odpowiedział chłopak - Mam jeszcze ponad godzinę.
- Zmieniłem zdanie - Elkmer wstał i poszedł by zmienić tabliczkę na "otwarte" - Zaraz zaczynasz. Ja muszę wyjść w interesach - Otworzył drzwi i wyszedł nie czekając na odpowiedź swojego pracownika.
Kar rzucił kilka obelg w stronę pracodawcy. Poczekał aż Elkmer wyjdzie, potem jeszcze chwilę i zmienił tabliczkę z powrotem na "zamknięte". Poszedł do niewielkiej kuchni i zrobił sobie śniadanie. Zjadł i poszedł zmienić tabliczkę po raz kolejny. Wiedział, że nie może długo tak oszukiwać. Chciał tylko zjeść śniadanie. Nie było warto ryzykować dla chwili wolnego. Poza tym i tak wiedział, że nie będzie dużo pracy tak wcześnie. Nie było sensu aby wracać do łóżka, bo i tak by nie zasnął.
Dzień ciągnął się jak zwykle, długi i nudny. Monotonność dobijała Kara. Sklep był średnio popularny w Erkhan a Elkmerowi jak każdemu, marzyło się zbicie majątku i w ten sposób zdobycia miejsca w którymś z miast. Sprzedawcy z mieścin takich jak Erkhan, którzy zdobyli majątek, lub byli dostatecznie przydatni, dostawali szansę przejścia do miasta. Karson wiedział, że nawet jeśli sprzedawcy się uda, on najprawdopodobniej zostanie w Erkhan, gdyż pracownicy rzadko się wybijali. Jego szef twierdził, że załatwi mu również przeniesienie. Być może to prawda, być może to tylko sposób motywacyjny dla Kara. Chłopak wątpił w opcje numer dwa, bo wiedział, że nawet jak sprzedawcy się uda jakimś cudem, co przy ich średnich wynikach wydawało się i tak prawie nie wykonywalne. Kar miał jednak inne marzenia. Nie interesowały go bogactwa czy wysoki status. Chciał czegoś więcej. Przygody, lub przynajmniej polepszenia poziomu życia. Ale nie dla niego. W każdym razie, nie tylko dla niego. Gdyby było tylko coś co mogłoby zmienić sytuacje. Coś co mógłby zrobić, żeby pomóc wszystkim polepszyć ich życia.

Około jedenastej przed południem, Elkmer wrócił. Był wyjątkowo z siebie zadowolony. Z kolei Kar był o wiele mniej radosny. Nie było dużego ruchu, ale to nie praca czy niewyspanie się przygnębiało chłopaka.
- Jak idzie. Duży ruch? - zapytał sprzedawca.
- Słaby - odpowiedział Kar. Był jakby zmęczony życiem i kompletnie bez sił - A ty co taki zadowolony?
- Byłem z wizytą - zaczął Elkmer - Na śniadaniu z moim przyjacielem burmistrzem Erkhan. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.
- I co? - zapytał od niechcenia Kar - Znowu mu się podlizywałeś?
- Burmistrz - zignorował jego pytanie i kontynuował - Powiedział mi, że Kantred właśnie awansował i został wysłany do miasta. Widzisz. Mówiłem, że się da jak się chce. Czekał na to długo, aż wreszcie się doczekał. Jeśli on może to my też.
- Z takimi zarobkami to my jesteśmy dalej niż bliżej - odpowiedział Kar.
- Trochę entuzjazmu - zasugerował sprzedawca - Z takim podejściem nigdy nie spełni się nasze marzenie.
- Twoje marzenie - poprawił chłopak.
- Oho - melodyjnie powiedział Elkmer - Nadchodzi kolejny klient. Odsuń się. Pokaże ci jak to się robi.

Kar obserwował znużony, jak Elkmer obsługuje następnego klienta. Dzień jak co dzień. O pierwszej Kar wreszcie doczekał się przerwy. Ledwie zjadł a już jego szef zagonił go do roboty. Tym razem musiał zmiksować trochę alchemicznych mikstur. Nie protestował. I tak wolał tę funkcję, niż sprzedawanie. Nie był oczywiście najlepszy, ale szło mu to całkiem nieźle i o wiele lepiej niż Elkmerowi. Głównie dzięki książkom o alchemii, które przeczytał. Rodzice nauczyli go czytać i pisać jak wielu rodziców w miasteczkach. Marzyła mu się szkoła. Jednak ta była dostępna tylko w mieście. Prawie nigdy w miasteczkach. Poza tym, na nią było już i tak dla niego za późno.

Po kolejnych godzinach pracy przed ladą sprzedawcy, Kar był jeszcze bardziej znużony i zmęczony życiem. Około ósmej wreszcie dostał trochę czasu dla siebie. Poszedł na dół do niewielkiego warsztatu. Uwielbiał majstrować i budować różne urządzenia. Trzy lata temu odkrył, że ma talent do mechanicznych urządzeń. Był jednak amatorem. Czasami bawił się po godzinach alchemią, ale to było jego dawne zajęcie. Teraz zajmował się tym raczej w godzinach pracy, doskonaląc swoje umiejętności. Kiedy Elkmer rozszerzał działalność, Karson musiał sobie znaleźć nowe zajęcie, gdyż jego stare za bardzo przypominało mu o pracy. Zainteresował się mechaniką. Naprawiał stary miecz, który kiedyś odkupił w  miasteczku za grosze. Miecz ten zamiast alchemii, był napędzany energią błyskawicy. Działał jak "rozjemcy", bronie należące do niebieskich strażników. Tyle, że był to miecz. Strażnicy byli osobami pod władzą króla. Pilnowali porządku w mieścinach, czy wsiach. W miejscach gdzie srebrni rycerze po prostu nie mieli czasu przebywać. Miecz miał generator energii, który poskramiał "siłę błyskawicy", lub "sztuczną błyskawicę" jak to nazywano w Argonie elektryczność. W Korenie coraz częściej używano elektryczności a elektryczne pochodnie zastępowały zwykłe. Był to najnowszy wynalazek i nie wszyscy się jeszcze do niego przyzwyczaili. Na ścianach były dwie lampy, które dawały światło w warsztacie Kara za pomocą energii błyskawicy. Każde urządzenie tego typu musiało być ładowane, co zniechęcało ludzi do ich używania. Chłopak lubił się nimi bawić. Tym razem było podobnie. Udało mu się bowiem zbudować urządzenie, które było w stanie wytwarzać i kumulować tą energie, którą ładował je za darmo. Jednak generator był napędzany płynem alchemicznym, który z kolei kosztował. Kar podkradał go z dostaw. Nie było to uczciwe, ale przy wynagrodzeniu jakie otrzymywał za ciężką pracę, było to czymś w rodzaju rekompensaty.
W końcu skończył pracę na dzisiaj. Nie udało mu się naprawić broni, ale był już niedaleko. Czuł, że niewiele mu brakuje do dokończenia naprawy. Było już późno. Wrócił na górę umył się i poszedł do swojego pokoju. Wziął jedną ze swoich książek. Zaczął czytać na rozdziale gdzie skończył. Czytał o bohaterach. Wielkich wojownikach. Marzyło mu się, aby mógł zostać bohaterem. Wojownikiem, albo rycerzem, który przywróci pokój w Argonie i sprawi, że ludziom zacznie się dzięki niemu żyć lepiej a w nagrodę zdobędzie chwałę i rękę pięknej księżniczki. Był zmęczony, więc postanowił skończyć po jednym rozdziale. Pewnie znowu Elkmer obudzi go jutro wcześnie. Położył się spać i marzył o tym jak ludzie są mu wdzięczni za to, że wyzwolił ich spod niewoli. Jak piękna księżniczka całuję go za jego zasługi a dziewczyny z Erkhan zazdroszczą, że nie są na jej miejscu. Długo nie pomarzył, gdyż zapadł w sen.



Część 1

Późnym wieczorem kolejnego dnia, Ognisty Czarnoksiężnik Ergo, dotarł wreszcie do Erkhan. Było to pierwsze miejsce, które odwiedził od czasu wydarzeń w Kirre. Ubrany w ten sam strój, szedł przez ulicę miasteczka, rozglądając się za kimś kto mógłby mu pomóc odnaleźć to czego szuka. Spostrzegł starszego mężczyznę, około sześćdziesięciu lat, albo i więcej. Podszedł do niego i zapytał:
- Przepraszam pana. Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie można znaleźć tablice bohatera w tym mieście?
Starszy pan popatrzył na niego, jakby właśnie zapytał czy niema w swoim domu smoka na sprzedaż.
- W tej karczmie na przeciwko fryzjera - odpowiedział nadal zdumiony, pokazując palcem kierunek - Zaraz za rogiem. Niemożna przegapić.
- Dziękuję - odrzekł Ergo - Do widzenia.
Ruszył w stronę wskazaną mu przez starca. Ignorował to, że nadal się na niego patrzy jak na wariata. Po chwili starzec obrócił się i odszedł. Czarnoksiężnik widział różne reakcje dotyczące pytań o tablice bohatera, ale dawno nie widział takiego zdziwienia. Najwidoczniej nikt od dawna nie interesował się tą tablicą. Jeśli tak, to możliwe, że była nawet pusta.
Ergo przybył do Erkhan, gdyż dowiedział się, że jest w nim tablica. Szkarłatny Wojownik, jak zwano Ergo, był potężnym wojownikiem, jak i czarnoksiężnikiem, ale nawet i on potrzebował pieniędzy. Podróżował stale, jednakże taka podróż też ma wydatki. Eliksiry, pożywienie, nocleg, transport czy nawet bronie, lub cenne artefakty, to tylko nieliczne rzeczy, które kupował. Ze względu na swoje umiejętności, był jednym z niewielu, którzy mogli wykonać zadania z tablicy bohatera. Był to dla niego często łatwy sposób zyskania pieniędzy. Choć czasami misje okazywały się znacznie cięższe niż by się wydawało. Wojownik łatwo mógłby zrabować pieniądze od niewinnych ludzi, ale było to wbrew jego przekonaniom. Ludzie według niego cierpieli przez tyranie trzech królów. Nie było sensu zadawać im dodatkowego cierpienia. Mógłby kraść od bogatych, złych ludzi, albo srebrnych rycerzy, ale nie tylko chodziło mu o pieniądze. Chciał też przetestować swoje umiejętności jak i nabyć nowe. Poza tym zadania często były ciekawe. Dodatkowo im mniej przestępstw popełniał, tym bardziej nie zwracał na siebie uwagi.

Wszedł do Karczmy, która była czynna i.. pełna. Normalnie Ergo nie przeszkadzałoby duża ilość ludzi, ponieważ można się łatwo wtopić w tłum. W tym przypadku było trochę inaczej. Pijani mieszczanie po godzinach pracy i nieznajomy wkraczający do ich miastowego baru. To nie wróżyło nic dobrego. Czarnoksiężnik miał nadzieje, że przejdzie bez żadnych problemów obok nich, chociaż głośność ich śpiewów sugerowała, że są już dostatecznie pijani, aby wszczynać burdy z nieznajomymi podróżnikami.
Wojownik rozglądał się. Było tak głośno, że nikt go nawet nie zauważył poza nielicznymi. Jednak większość mieszczan bawiło się przy swoich stolikach i byli za bardzo zainteresowani sobą, by zwracać uwagę na Ergo. Szedł nie za szybko i nie za wolno. Obok jedna z ładniejszych kelnerek podawała najgłośniejszej grupce dostawę napojów alkoholowych. Brodaty pijak z grupy klepnął ją w pośladek, po czym grupa wybuchła śmiechem. Kelnerka nie była zadowolona, ale nie miała najwidoczniej wiele do powiedzenia w tej sprawie. Dziewczyna musiała przełknąć dumę i odeszła zawstydzona od stolika, zabierając tackę.

Wojownik podszedł do barmana i zapytał:
- Macie tu tablice bohatera?
- Na górze - odpowiedział barman bez emocji. W przeciwieństwie do starca nie zdziwiło go to, że Ergo jej szukał. Być może miał inny powód. Może po prostu miał co innego na głowie. Na przykład jak dopilnować, żeby mieszczanie nie roznieśli mu karczmy na kawałki. Gdy Czarnoksiężnik wchodził po schodach, ten sam brodaty pijak, który uderzył kelnerkę, zauważył go. Miał
pomarszczoną nieprzyjemną twarz a na niej gęstą ciemną brodę i włosy w tym samym kolorze. Wyglądał na czterdziestkę i był najgłośniejszy w grupie. Wydawało się, że jest typowym "przywódcą grupy", gdyż wszyscy przy stoliku go słuchali.
- A ten tu czego - powiedział - Takiego to ja tu jeszcze nie widziałem.
- Pewnie przyszedł tutaj, bo chce w mordę. No nie Retel? - odpowiedział mu jeden z towarzyszy zwracając się do niego po imieniu
- Cokolwiek tu robi - mówił Retel - Lepiej, żeby mi się tu nie pokazywał, bo tak go urządzę, że jego własna matka go nie pozna.
Grupa ryknęła śmiechem.
Ergo był już na górze. Nie było tam nikogo. Było tam znacznie ciszej. Zauważył tablicę natychmiastowo i przeczytał jej zawartość:

Tablica bohatera

Upolować giruka - 20 zt
Eksmisja przestępców - 40 zt
Odnaleźć zaginiony alkation - 35 zt
Zdobyć kaletione - 60 zt
Zaginęło dziecko. Pilne! - 30 zt



Do każdego zadania była dorobiona mała koperta. W niej znajdowały się szczegóły misji i adres gdzie można skontaktować się ze zleceniodawcami w celu dostarczenia obiektu zdobycia, więcej informacji, lub innych celów. Z kolei symbol zt oznaczał złoty talon. Waluta w Argonie pochodząca od rodu króla Algberta. Została ona przyjęta we wszystkich królestwach. Tablica bohatera  w zamierzchłych czasach, służyła wielkim wojownikom, lub magom, znanym jako bohaterom. Jednak te czasy przeminęły, gdy wojny wyniszczyły Argon. Każdy z imperatorów chciał mieć całkowitą kontrolę nad ludźmi i wrogami. Żadnemu z nich nie był potrzebny wolny strzelec używający magii, lub potężnych magicznych artefaktów. Bohaterowie dawali ludziom nadzieję a monarchowie chcieli, by byli oni uzależnieni tylko od nich. Teraz tablice są tylko pamiątką po tych czasach. Wojownicy są teraz rzadkością, zwłaszcza w zachodnim królestwie a czarodzieje jeszcze bardziej. Tylko najemnicy, przestępcy, śmiałkowie, lub czasami głupcy szukający chwały, łatwego, przynajmniej według nich, zarobku i rozgłosu podejmowali wyzwanie z tych tablic. Dla Ergo były doskonałym sposobem zarobienia pieniędzy na podróż, która może niebyła tak bardzo kosztowna, ale i tak wymagała pieniędzy. Tablice były tylko w nielicznych miastach. Wojownik mimo to nie miał problemu ze znalezieniem ich. Nie potrzebował też ich używać za często. Podejrzewał, że to one są przyczyną historii o Ognistym Czarnoksiężniku.

Każda koperta łatwo się rozkładała i składała. Ergo przejrzał wszystkie oferty i wybrał jedną z nich. Miał nadzieje, że nie są przeterminowane. Zszedł na dół. Wystarczyło teraz tylko wyjść. Niestety wychodzenie nie poszło tak łatwo jak wejście. Przy drewnianej ladzie ozdobionej kwiatkami w doniczkach i filarem podtrzymującym budynek. Stał brodaty mieszczanin Retel. Nie dało się go ominąć, gdyż obok były same stołki i Czarnoksiężnik musiałby chodzić ludziom po stopach, żeby przejść. Retel zastawił drogę i powiedział:
- Dokąd to nasz wystrojony przyjaciel zmierza?
- Do wyjścia - odpowiedział Ergo z odrobina cynizmu.
- Wiesz mój drogi kolego - zaczął Retel - My tutaj nie tolerujemy obcych i nie zamierzamy się z nimi przyjaźnić.
- To już twój problem - odrzekł, a że mieszczanin nie odpowiadał dodał - Zamierzasz się odsunąć, czy mam ci w tym pomóc.
Retel wybuchnął śmiechem. Ergo nie musiał się obracać, by wiedzieć, że go otoczyli. Retel zbliżył się do niego a ten poczuł nieświeży oddech mieszczanina. Wolał uniknąć kłopotów, ale bardzo chciał sprawdzić twardość szczeki mieszczanina swoją pięścią. Czuł przez wibracje podłogi i słyszał jak go otaczają. Wojownik chciał unikać kłopotów, ale mieszczanin wyjątkowo działał mu na nerwy.
- Taki jesteś mocny? – śmiejąc się wypowiedział Retel, po czym spoważniał - Ciekawe co powiesz, jak poczujesz moją pięść na twojej twarzy.
- Nie. Dziękuję - odparł Ergo - Wystarczy, że poczułem twój oddech i już mam dość.

Nieobrażanie nic by tutaj nie dało. Pijacy i tak chcieli zacząć awanturę. Ergo nie zamierzał dać im żadnej satysfakcji. Retel skinął na jednego z towarzyszy za plecami Wojownika. Ten tylko na to czekał. Uchylił się i obrócił. Na wszelki wypadek dostawił rękę, aby zablokowała atak, gdyby cios zmienił tor lotu. W ułamku sekundy, zobaczył jak mieszczanin z butelką w ręce atakuje go nią. Kopnął go, cofając nogę okrężnie, uderzając w twarz. Ten upadł. Bocznym kopnięciem lewej nogi, odepchnął Retela, który zmierzał w jego stronę. Prostym, kopnął w okolice przepony zachodzącego go od tyłu napastnika, a następnego z lewej, kopnął prostym kopnięciem w tułów. 

Ludzie obok nich zaczęli się szybko odsuwać. Wojownik zablokował kolejnego z butelką, nadchodzącego ze strony Retela, lewą ręką blokiem do wewnątrz i prawą natychmiastowo uderzył podbródkowym w napastnika. Ten upadł na plecy. Po kopnięciu następnego, obrócił się i zablokował atak butelką, prawą do wewnątrz. Następnie łapiąc rękę mieszczanina swoją lewą, przeniósł ją na drugą stronę siebie i pociągnął co wytrąciło z równowagi wroga, po czym uderzył szybkim rąbnięciem dłoni w nos i wywrócił przeciwnika na swoją lewą stronę, wyginając jego łokieć do przodu podczas gdy jego nadgarstek pociągnął w tył. Potem wystarczyło tylko go lekko pociągnąć w odpowiednim kierunku i mieszczanin leżał na plecach. Kopiąc kilku następnych różnymi wariacjami podstawowych kopnięć, co ich również odepchnęło, pozbył się kilku następnych napastników. Wysoki wzrost Ergo sprawił, że napastnicy niebyli nawet w stanie podejść do niego, żeby zadać jakikolwiek cios.

Kolejny dostał kopnięciem okrężnym z prawej nogi i przewrócił się na pobliski stolik. Upadając połamał przynajmniej jedną nogę stołu. Ergo po tym ciosie cofnął się odruchowo, żeby złapać równowagę i stanął tyłem do lady z doniczkami. Jeden z atakujących chwycił go od tyłu, tak aby móc go przydusić ramieniem, ale Wojownik był na tyle wysoki, żeby oprzeć się plecami i przetoczyć przez ladę, używając pociągnięcia napastnika, żeby nabrać rozpędu i łatwiej się przetoczyć, zwalając kilka kwiatków i uwalniając się w ten sposób od uścisku. Wylądował na nogach. Korzystając z faktu, że przeciwnik był po tym ruchu przygarbiony, bez chwytu kopnął go kolanem, przez co ten padł. Proste kopnięcie w następnego przeciwnika i przeskok z rozpędu przez ladę z wykonanym kopnięciem w tym samym momencie, sprawiło, że kolejny mieszczanin wylądował na ziemi. Ergo wykonał kolejny blok, pociągnął w dół napastnika i szybko kopnął go kolanem, pociągnął go, nadal trzymając za rękę i przetoczył się przez jego plecy, po czym przetoczył go po swoich plecach, co dało mieszczaninowi rozpęd i gdy Czarnoksiężnik go wypuścił, ten poleciał kawałek dalej, obracając się.

Mieszczanin ten wylądował na kolejnym stoliku, w tym przypadku rozwalając go całkowicie. Retel podbiegł jako następny i zadał trzy szybkie ciosy, ale Ergo wszystkie zablokował i w kontrataku zadał dwa proste uderzenia pięścią
w przeponę i trzeci sierpowy w tors, po czym cofnął rękę i zadał uderzenie w twarz backfistem pięścią. Potem posłał kilka ciosów pięścią i zbliżając się z każdym ciosem, zadał nokautujące uderzenie łokciem w twarz Retela.
Po tym wyczynie już chyba nikt, nie miał ochoty bić się z Ergo. Wojownik rozejrzał się i wyszedł z karczmy. Udał się do jakiejś spokojnej gospody, wynajął pokój i poszedł spać. Jutro czekał go dzień pełen wyzwań.




Część 2

Ergo wstał przed czwartą rano. To był jedyny sposób, aby wytropić giruka. Giruk to rzadki rodzaj ptaka. Najłatwiej go znaleźć wcześnie rano. Wojownik udał się do lasu. Gdy zmierzał do Erkhan, Czarnoksiężnik zauważył tego ptaka. Było to w południe. To z kolei oznacza, że prawdopodobieństwo znalezienia go rano, jest całkiem niezłe, gdyż tak ten występuje najczęściej o świcie i słynie z wielu rzeczy. Jedną z nich jest fakt, że wielu kucharzy jest zainteresowanych jego mięsem. Ergo musiał go upolować. Dodatkowo za każdego następnego giruka, dostajesz następne pięć złotych talonów, co jest najatrakcyjniejszym elementem wyzwania. Czarnoksiężnik zaczaił się w lesie, gdzie widział ptaka. Czekał jakiś czas. Brak dostatecznego snu z czasem zaczął dawać się we znaki Wojownikowi. Mimo to cierpliwość i skradanie się po lesie, opłaciło się. W końcu zauważył kilka lecących giruków. Wielokolorowe ptaki, były rozchwytywane ze względu na ich upierzenie, mięso czy chociażby rzadkość. Rozłożył swoją kuszę i wycelował. Broń zapłonęła czystym ogniem w miejscu, gdzie normalnie wkłada się bełt. Czarnoksiężnik dzięki swoim umiejętnościom, był w stanie strzelać ogniem, co ułatwiło wiele w obsłudze kuszy. Dodatkowo była to kusza wysokiej technologii. Z kolei brak potrzeby ładowania tylko ułatwiał wszystko. Nacelował i strzelił. Cichy płomień zestrzelił ptaka. Ergo celował w resztę i zadał kilka kolejnych celnych strzałów. Kilka z nich spudłował, ale trafienie spłoszonych giruków i tak jest ciężkim wyzwaniem. Wojownik dzięki swojej celności, nie miał problemów aby trafić kilka z nich.

Ergo podszedł do miejsca, gdzie upadły ptaki i zaczął szukać. Znalazł pierwszego. "Mam nadzieję, że zleceniodawca lubi smażone giruki", pomyślał, gdy zobaczył, że jego kusza upaliła połowę ciała ptaka. Była to cena strzelania samym ogniem. Szukał dalej. Ustrzelił trzy, cztery... Nie! Aż pięć giruków. To całkiem niezły wynik. Gdy kończył zbierać pozostałe, usłyszał warczenie za plecami. Obejrzał się i zobaczył dwóch wilkołaków. Warczały na niego z za drzew. Stojący na środku małej polany w lesie, Ergo podniósł rękę i wykonał lekkie szarpnięcie, jakby chciał coś z niej strząsnąć. Pojawił się na jego dłoni szkarłatny płomień.

- Spadajcie! - powiedział. Nieopancerzone wilkołaki nie chcieli ryzykować dla smacznej przekąski, więc się wycofali skamlając.
Czarnoksiężnik wrócił do miasteczka, składając wizytę osobie, która zawiesiła ogłoszenie. Był to kucharz, który z radością przyjął zdobycz i zapłacił dziękując. Wspominał, że już stracił nadzieje, że ktokolwiek odnajdzie te ptaki. Wynagrodzenie za pięć ptaków wynosiło czterdzieści złotych talonów. Szkarłatny Wojownik poszedł do karczmy, w której wczoraj wywołał, albo raczej został zmuszony do wywołania bójki. Zobaczył go barman z wczoraj i najwidoczniej obawiał się, że wrócił, aby dokonać więcej zniszczeń, albo pytać go o ludzi z  wczoraj.
- Nie chcę kłopotów proszę pana - powiedział barman. Czarnoksiężnik zignorował go i poszedł na górę. Obejrzał tablicę jeszcze raz. Wybrał trzy następne wyzwania i spisał szczegóły a tam gdzie się dało, wziął dokumenty z koperty. Wyszedł z karczmy i udał się do gospody, by odpocząć jeszcze chwilę. Będąc już w wynajmowanym pokoju, zrzucił część ubrania i sprzętu, po czym położył się i zasnął.


***

Obudził się parę godzin później. Następnie na jego liście, było zadanie odnalezienia dziecka, które zaginęło. Wiedział, że dziecko, które zgubiło się w puszczach wilkołaków, nie miało za dużo czasu aby przeżyć, więc wybrał to wyzwanie jako drugie. Nie było potrzeby by odwiedzać matkę chłopca, bo miał dosyć szczegółów. Mapa z zaznaczonymi miejscami ostatniego pobytu chłopaka i jego opis wystarczały. Czarna puszcza, była bardziej niebezpieczna od lasów i pełna wilkołaków a także innych niebezpiecznych stworzeń, jak i zwykłych przestępców. Większość ze zwierząt dało się odpędzić sztuczkami z ogniem, ale nie wszystkie. Nikt, nawet matka chłopaka nie zapuszczali się tak daleko w poszukiwaniach. Przeszukano większość terenu więc uznano, że dziecko weszło do czarnej puszczy i się zgubiło. Dlatego nadano ogłoszenie na tablicy w nadziei, że znajdzie się chociaż jakiś srebrny rycerz, który od czasu do czasu zagląda na tablice i pomoże w poszukiwaniach. Dziecko zniknęło dwa dni temu, co dawało średnie szansę na odnalezienie go.

Ergo szukał cały dzień po puszczy, która była bardzo ciemna za względu na dużą ilość gęstych drzew. Zapadał zmrok. Było już za ciemno, żeby szukać. Czarnoksiężnikowi to nie przeszkadzało. Wyjął nabytą w Kirre "szmaragdową aurę", wypił i po chwili jego oczy zmieniły kolor na błyszczący zielony. Dzięki temu alchemicznemu eliksirowi, można było widzieć w ciemnościach. Widział wszystko jak rozżarza się na zielony i szmaragdowy kolor z żółtozielonymi, żółtymi i czarnymi plamami. Kontynuował poszukiwania. W końcu zobaczył z daleka i usłyszał chłopca, wołającego o pomoc, który biegł w jego stronę. Za nim biegł grovel. Stworzenie przypominające dzika, skrzyżowanego z nosorożcem i stegozaurem. Mniejsze od nosorożca. Większe od dzika. Ciemnoszara skóra i kolce na grzbiecie i nosie. Bestia, która na pewno nie będzie się bała małego płomienia. Wojownik podbiegł i krzyknął do chłopca "Tutaj!". Sześcioletni chłopiec posłuchał i pobiegł jego stronę. Pędzący grovel biegł prosto na Czarnoksiężnika. Ten wyciągnął kuszę, rozłożył ją i wycelował w bestie. Kiedy chłopiec go minął, strzelił szybko sześć razy w grovela. Siła magicznych strzał z ognia sprawiła, że bestia zaczęła zwalniać, aż w końcu upadła na ziemię, w miejscu gdzie stał Ergo. Ten odsunął się spokojnie, wymierzając czas idealnie. Chłopiec tylko się obrócił i popatrzył na zwłoki bestii. Czarnoksiężnik zaprowadził chłopca do miasteczka.

Jego matka ze łzami w oczach powitała syna. Syn podbiegł do niej i się uściskali. Kobieta po długiej chwili zwróciła się do Ergo:
- Dziękuje. Dziękuje bardzo. Nie wiem nawet jak panu dziękować. Jak mogłabym się panu odwdzięczyć?
- Płacąc mi - odpowiedział chłodno Czarnoksiężnik.
Kobiecie zmieniła się mina. Zdziwiła ją jego obojętność.
- Proszę - podała mu sześćdziesiąt złotych talonów - Proszę wsiąść wszystko.
Ergo wziął tylko trzydzieści. Tyle, ile było umówione i odszedł bez słowa. Było już późno, więc wrócił do gospody, w której odpoczywał i poszedł spać.



***

Następnego dnia, dosyć wcześnie poszedł nad górzyste tereny dwie godziny drogi od miasteczka. Wstał wcześnie, bo nie chciał marnować za dużo czasu. Jego celem było szybko uporać się z wyzwaniami i opuścić wioskę. Kolejnym wyzwaniem było zdobyć kaletione. Była to rzadka roślina, występującą na górzystym terenie. Zadanie raczej proste pomijając fakt, że najpierw trzeba tam się dostać a potem wspinać. Ergo nie miał problemów, ani z jednym, ani z drugim. Był dzień i nic go nie zaatakowało po drodze. Wspinaczka okazała się prosta. Męcząca, ale dla niego była to raczej rozrywka, niż problem. Lubił i umiał się wspinać, więc nawet bez liny łatwo dostał się na odpowiednią półkę skalną. Zdobył roślinę i zszedł na dół. Również powrót na ziemie nie był problemem. Po powrocie do wioski, odebrał nagrodę i rozpoczął kolejne wyzwanie z tablicy. Musiał odnaleźć gang przestępców. Źli ludzie, którzy brali co im się podobało. Raczej nie podchodzili do miasta, gdyż bali się srebrnych rycerzy, ale zajmowali pewną lokację, która była ważna z jakiegoś powodu dla klienta. Klient chciał, by ich stamtąd przepędzić.

Wojownik udał się do ich obozowiska. Przestępcy zabawiali się przy ognisku, piekąc sobie najwidoczniej upolowanego, lub ukradzionego dzika. Byli pijani i głośni. Ergo wiedział, że może ich tylko przepędzić w jeden sposób. Wyszedł z za drzew i rozpoczął skomplikowany proces eksmisji.
- Przepraszam - zaczął a przestępcy popatrzyli na niego ze zdziwieniem - Mój klient chciałby żebyście opuścili to miejsce. Nadmieniam, że jeśli to zrobicie dobrowolnie, nic się wam niestanie.
 

Jak nieciężko się domyślić to nie podziałało, ale według Ergo był to i tak najlepszy początek. Banda zbirów zerwała się na nogi i podobnie jak pijani mieszczanie z karczmy, otoczyli Wojownika. Ich przywódca wyciągnął kuszę i wycelował w niego. Kusza była popularną bronią wśród piratów i przestępców. Przed strzałami z łuków można było ochronić się też cieńszymi pancerzami. Między innymi lekkim, takim jaki miał Ergo, lub niebiescy strażnicy. Czarnoksiężnik wiedział, że niestety strzały w głowę nadal są tak samo skuteczne. Zbir wycelował w jego twarz i podszedł do niego mówiąc:
- Coś ci się chyba pomyliło czerwony. To nasz teren i jeśli chcesz to pokażemy ci dlaczego tak jest. Z nami się nie zaczyna. Kazałbym ci to przekazać twojemu szefowi, ale i tak nie pożyjesz na tyle długo.

Odciągnął spust. Popełnił jednak błąd, gdyż podszedł zbyt blisko Ergo. Wycelował mu z bliska w twarz. Czarnoksiężnik dobrze wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Natychmiastowo rozbroił wroga nie przejmując się, że ten celował w niego. Ruch był szybki. Przestępca nie miał szans nawet pociągnąć za spust, gdyż jego ręka została wykręcona. Szkarłatny znał ten ruch rozbrajający na pamięć. Teraz on celował w szefa gangu.

Wojownik dał się jednak podejść. Ktoś jego wzrostu o potężnej muskulaturze, chwycił go od tyłu przyduszając. Ergo odrzucił kuszę, aby mu nie przeszkadzała. Natychmiastowo rozłożył ręce i okręcił się wokół siebie pionowo, z dziecinną łatwością wyrywając się z uścisku wroga, od razu uderzając go wyprostowaną dłonią w krocze. Napastnik się zniżył, trzymając się za miejsce ostatniego uderzenia a Ergo chwycił go za głowę i uderzył w nią kolanem. Działo się to tak szybko, że inni przestępcy nawet nie sięgnęli po swoje bronię, zagapieni na wydarzenie. Gdy oprzytomnieli, Czarnoksiężnik podniósł prawą rękę i korzystając z ciemno-złotej bransolety z czerwonym rubinem, wytworzył coś w rodzaju małej tarczy. Gdy przestępcy zaczęli strzelać, tarcza broniła go, wytwarzając coś co wyglądało jak czerwone szkło. Tarcza rozszerzała się i zmniejszała, by blokować strzały, które lądowały w różnych miejscach. Nawet te w nogi. Gdy przestali strzelać, najprawdopodobniej z powodu braku załadowanej amunicji, Ergo lewą ręką wyciągnął kusze, strzelając do kilku z nich. Przestępcy się rozbiegli. Czarnoksiężnik wskoczył na wyższy poziom,
którym była pobliska skarpa. Kamienie i stare deski, które się tam znajdowały, dawały mu w ten sposób więcej osłony. Podszedł do pierwszego z nich. Przestępca wyjął miecz a Wojownik sięgnął za plecy. W dolnej części swoich pleców trzymał składany miecz. Rozłożył go a ten, natychmiast zapłonął czerwonym ogniem w niektórych miejscach zamiast ostrza, jakby za szybą, gdzie normalnie powinien znajdować się płyn alchemiczny, zwiększający siłę broni. Ergo jednak nie potrzebował alchemii. Zbir zaatakował, Wojownik sparował i szybko chwycił za rękę przeciwnika, wykręcając ją najpierw, strącając przeciwnika z równowagi a potem robiąc kilka skomplikowanie wyglądających ruchów, unieruchomił go trzymając jego rękę za plecami. Przeskoczył przez jego zgarbione plecy i rzucił nim o ziemię.
Wyciągnął rękę i wycelował w następnych zbirów, trzymając dwa palce zgięte, wskazujący i kciuk rozłożone, a środkowy lekko zgięty. Wytworzyła się w jego ręce, krwistoczerwonego koloru ognista kula. Strzelił nią w przeciwnika. Następnie wytworzył i strzelił kilka następnych, z łatwością trafiając. Podbiegł do następnego kopnął go prostym kopnięciem w przeponę, nacierając z całą masą ciała na niego. Odepchnął go tak, że zbir upadł dziesięć stóp dalej. Kolejnym blokiem miecza, złapał rękę z długim nożem, następnego nacierającego i zatoczył nią młynka tak, że zbir wylądował na ziemi. Zeskoczył i zablokował bransoletą kolejną salwę strzałów z kuszy. Podbiegł i zadał kilka ciosów w tym kilka mieczem, raniąc lub podpalając wrogów.

W końcu przestępcy mieli dość i zaczęli uciekać. Ergo spalił ich rzeczy, żeby wiedzieli, że nie warto tu wracać. Niestety, nie miał głowy żadnego, żeby nabić ja na pal. "Muszę następnym razem pomyśleć o tym wcześniej" pomyślał. Po jakimś czasie, wrócił do wioski i odebrał nagrodę, pokazując na dowód, kilka zrabowanych przez przestępców rzeczy. Po otrzymaniu zapłaty, udał się do Karczmy. Uznał, że ostatnie zadanie wykona jutro.



Część 3

Karson siedział na krześle przy ladzie, gdy wreszcie przyszli klienci. Niewiele starsi od niego. Znał ich z widzenia. Wstał i zapytał:

- Czym mogę służyć?
- Poproszę coś na ból głowy - powiedział pierwszy.
- Tak - zwrócił się do pierwszego drugi - Łeb cię boli a przedtem mówiłeś, że jesteś odporny na ból. Jak tak dalej pójdzie to nie zostaniesz tym bohaterem.
Kar zajęty szukaniem towaru, natychmiastowo się obrócił na dźwięk słowa "bohater". Dwójka kontynuowała:
- E tam - odparł pierwszy - Ten od kucharza Marekka dał radę, to ja też mogę zostać bohaterem.
- Co on tam w ogóle zrobił? - zapytał drugi.
- Upolował giruka i podobno odnalazł to dziecko - rzekł pierwszy - Musi być niezły.
- A ja słyszałem, że właśnie przepędził tych ze skalistej ścieżki - odpowiedział drugi.
- Przepraszam - wtrącił Kar - Ale o czym wy mówicie?
- O tym podróżniku - zwrócił się do kara pierwszy klient - Podobno wykonał prawie wszystko z tablicy bohaterów w dwa dni.
- Naprawdę? - zapytał pracownik Elkmera - Jest nadal w mieście?
- Nie - dodał drugi - Podobno poszedł w stronę skalistych zbocz, żeby zrobić ostatnie zadanie z tablicy
Klienci podziękowali zapłacili i wyszli. Kar nie mógł w to uwierzyć. Czyżby Argon znowu miał bohatera? Wiedział co musi zrobić. Musi go poznać.


***

- Ten przeklęty dziwak musi zapłacić za to, ojcze - powiedział do ojca - Zobacz co nam zrobił.
- Wiem, ale nie możemy wszczynać wojny w środku miasteczka - odpowiedział Retel po tym jak jego syn Gento, wyjawił mu swój plan - Komendant nas zaaresztuje, albo ześle do kopalni.
Siedzieli w domu. Obydwoje brali udział w bojce w karczmie. Nadal nie mogli znieść, że człowiek, który ich pobił jest na wolności i jeszcze do tego ludzie zaczynają gadać o nim jak o bohaterze.
- Załatwimy to po cichu - zniżając głos zasugerował Gento - Nikt nie będzie wiedział, że to my. Wezmę chłopaków. Pomogą.
- Wiem, że twoja duma cierpi - odrzekł mu ojciec - Ale nie możemy tak ryzykować
- To będzie szybka przyjemna akcja - powiedział Gento - Gwarantuje. Zapłaci za to, co nam zrobił w karczmie.
Retel zamyślił się głęboko. Po chwili rzekł:
- No dobrze. Niech będzie. Mam tylko nadzieję, że się nie mylisz.


***

Ergo zbliżał się do półek skalnych. Były to inne skałki niż te, po których się spinał by znaleźć kaletione. Znajdowały się po drugiej stronie miasteczka. Tym razem, jego zadanie polegało na znalezieniu alkationu. Rzadkiego i cennego kryształu, używanego w alchemii. Zaginął podczas dostawy. Zadanie było opisane jako trudne. Dodatkowo szukanie czegoś nie większego od szklanki w wielkich trawach, było bardzo czasochłonnym zajęciem. Wojownik uznał, że zaryzykuje z powodu dużej nagrody a jakby nie znalazł kryształu, to po prostu pójdzie dalej. Już opuścił gospodę. Miał przy sobie torbę podróżną, gdzie trzymał zapasy. Zostało mu jeszcze trochę czasu do zmroku. Szukanie w tym miejscu, przypominało szukanie igły w stogu siana. Jednak nie dla Ergo. Ze starych zapasów wyjął "rubinową aurę". Czerwony płyn, odpowiadający "szmaragdowej aurze". Odkorkował, wypił i płyn zaczął działać od razu. Jego oczy zmieniły kolor na czerwony. Oczywiście jego oczy i tak były tego koloru, ale teraz jakby błyszczały i jarzyły się czerwienią. Widział na czerwono, czarno, karmazynowo i pomarańczowo. Widział też, kilka innych odcieni czerwonego. Wszystko mieniło się kolorami wokół niego. "Rubinowa aura" Miała wiele zastosowań. Nadawała się do szukania śladów obiektów magicznych i innych. Także, można było widzieć osoby, czy rzeczy przez pobliskie obiekty. Nie dawało to widoczności przez ściany, ale liście i trawa, to inna sprawa. Dodatkowo alkation, był kryształem alchemicznym a takie obiekty widać najlepiej za pomocą tego eliksiru. Czarnoksiężnik kontynuował poszukiwania, ale poza śmieciami nie znalazł nic ciekawego. W końcu jednak natrafił na trop. Magiczne przedmioty i te pochodzenia magicznego, zostawiały aurę niewidoczną gołemu ludzkiemu oku. Jednak płyn umożliwiał jej widoczność. Ergo podążał za aura. Opuścił las i szedł kamienną ścieżką. Aura była raz słabsza, raz silniejsza. Było to jak zabawa w ciepło-zimno. Droga robiła się coraz trudniejsza, ale Wojownik nadal nią podążał. W końcu droga zaprowadziła go na górę skałek. Wszędzie było skalisto. Trawa występowała tutaj jedynie w małych kępkach wyrastających spomiędzy skał. Na środku miejsca otoczonego głazami, był jakby kamienny stół. Kamień leżał na środku, wraz z kilkoma innymi rupieciami.

"Rubinowa aura" przestawała działać. Wojownik podszedł i wziął kamień ze stolika. Były tam też inne, cenne rzeczy.
- I to ma niby być takie trudne? - zapytał samego siebie Ergo na głos. Wtedy się zaczęło.
Z wszystkich stron zaczęły wyskakiwać najbardziej denerwujące stworzenia w Argonie. Gnomy. Ergo mógłby się domyślić, że do nich należą te obiekty, ale zmyliło go to, że leżały na widoku a nie w ukryciu. Wojownik nie miał czasu się zastanawiać nad tym czemu tak było, gdyż gnomy już go obskoczyły doczepiając się mu do nóg ramienia i czego tylko mogły. Próbował zrzucić z siebie małe potworki, ale te były uparte i waleczne. Gdy udało mu się pozbyć kilku, następne go obskakiwały.
Paskudne mające półtorej stopy długości, z ciemnozieloną skórą, spiczastymi nosami i krótkimi rękami, ubrane w łachmany stwory, bezlitośnie broniły swojego terytorium. Ergo cofnął się uderzając plecami w wysoki głaz w celu zrzucenia jednego z pleców a następnie kopnął kopnięciem okrężnym nogą, na której znajdował się gnom, w ścianę, pozbywając się go z nogi. Wredne stworzenia nie dawały za wygraną a Wojownik podjął bardziej zaawansowane środki. W obydwu rękach wytworzył ogniste kule i zaczął strzelać do każdego. Pozbył się ostatnich gnomów z siebie i zaczął biec w stronę wyjścia. Celował w prawą stronę lewą ręką i na odwrót. Biegnąc ustrzelił wiele z nich. Obrócił się przed wyjściem i powtórzył serię strzałów, celując tym razem normalnie. Gdy gnomy się rozpędziły, uznał, że czas opuścić to miejsce.
- Nienawidzę gnomów - powiedział Ergo do siebie i ruszył w stronę ścieżki wyjściowej. Wredne stworzenia, już nie zaatakowały w drodze na dół. Gdy Czarnoksiężnik zszedł, udał się w stronę wioski, by odebrać nagrodę za wykonane zadanie.



Część 4

Kar szukał bohatera. Miał nadzieje, że go odnajdzie, tylko nie wiedział gdzie szukać. Pomyślał, że zajrzy do karczmy, w której znajduje się tablica, aby dowiedzieć się gdzie mieszka zleceniodawca. Problem był w tym, że nie wiedział, które zadanie wykonuje. Musiał i tak to sprawdzić. Może wykonane zadania są już ściągnięte. Jeśli nie, to może ktoś z karczmy mu powie gdzie znaleźć bohatera. Zatrzymał się przed drzwiami i usłyszał kawałek rozmowy:
- Ta przygłupia parodia bohatera, dostanie na co zasłużył - powiedział pierwszy głos. Kar szybko zorientował się co się dzieje i schował się obok wejścia. Drzwi otworzyły się i wyszli z nich Retel i jego syn Gento. Chłopak ich dobrze znał. Najbardziej chamscy mieszczanie w całym Erkhan. Kontynuowali:
- Wiemy teraz gdzie go znaleźć - powiedział Gento - Musi przechodzić przez plac. Tam go dopadniemy i znikniemy w tłumie. Nawet nie będzie wiedział co go trafiło.
- A szkoda - odrzekł Retel - Chciałbym spojrzeć mu prosto w twarz, zanim go sprzątniesz.
- Niema po co ryzykować ojcze - odparł mu syn - Po prostu zastrzelimy go z dachu. Będzie bez szans. Jeden strzał w głowę i po nim.
Zaśmiali się głośno i się oddalili. Karson otrząsnął się i pomyślał. Tak. Musi uratować bohatera. W ten sposób bohater będzie mu wdzięczny. Do tego, bohater go polubi. Jak można nie lubić kogoś, kto uratował ci życie. Poza tym nikt nie zasługuje na to by być zamordowanym. Musi mu pomóc.
Zaczął podążać za Retelem i jego synem.


***

Ergo wracał przez rynek. Było popołudnie. Dopełnił już zadania dostarczając kamień. Teraz tylko wyjść z miasteczka i kontynuować podróż. Był już w Erkhan i tak dostatecznie długo. To przeważnie powodowało kłopoty.
Szedł spokojnie, pomiędzy czynnymi straganami. Nagle, znikąd ktoś się na niego rzucił krzycząc "Uważaj!” oboje wylądowali na ziemi. Jednocześnie, ktoś strzelił trafiając bełtem w pobliski stragan. Ergo spojrzał na osobę, która go przewróciła. Był to Kar. Chłopak uratował mu życie. Wstali a strzały zaczęły padać jak szalone z obydwu stron. 
Wojownik zasłonił się swoją bransoletą, wytwarzając tarcze z prawej a lewą ręką chwycił Kara za ramie i pociągnął go za jeden ze straganów, gdzie mieli większą osłonę. Przykucnięci chowali się tam przed bełtami. Napastnicy strzelali z kusz. Czarnoksiężnik wyciągnął swoją kuszę i zaczął również zwracać ogień.
- To Retel i jego syn - Kar zwrócił się do Ergo.
- Zostań tu! - nakazał mu Wojownik. Zasłonił się tarczą i nadal ostrzeliwując wroga, przeszedł skulony obok straganów tak, że uzyskał dostęp do budynku, na którym byli napastnicy. Odnalazł schody i ruszył na samą górę. Biegnąc po schodach znokautował jednego z nich, który najwidoczniej stał na czatach. Czterech mężczyzn na górze, w tym Retel wiedzieli dokąd Ergo zmierzał. Celowali w stronę schodów. Nie chcieli dać za wygraną. Poza tym, było to jedyne wyjście. Na ostatnim poziomie schodów Czarnoksiężnik odskoczył od ściany, wskakując na przeciwną, chwytając się kamiennego parapetu. Podciągnął się, wspiął dość szybko i przeskoczył za niego. Dzięki temu manewrowi, był na płaskim szarym dachu i to skryty za murem, który służył jako zasłona.
Wychylił się, wycelował i wystrzelił kulą ognia w głowę pierwszego z mężczyzn nokautując go, jak i spalając mu trochę włosów i zarostu. Blokując wystrzały swoją bransoletą, podszedł bliżej następnego. Stanął tak, aby plecy mężczyzny go zasłaniały przed bełtami pozostałych napastników, co zniechęci ich do celowania. Mieszczanin wycelował z bliska do Wojownika długą mechaniczną kuszą, ale ten tylko łatwo go rozbroił i uderzył kolbą broni w twarz. Mieszczanin upadł. Użył broni strzelając do trzeciego, który dostał w ramię i spadł z budynku. Pozostał tylko Retel.

Szedł powoli w stronę mieszczanina, blokując wystrzały bransoletą. Nieważne z jakiej odległości, ataki nawet nie odpychały Ergo. W końcu Czarnoksiężnik wystrzelił kulę ognia, wytrącając broń z ręki Retela. Wyciągnął kuszę i strzelił z niej do Gento, który był na przeciwległym dachu, trafiając go. Mężczyzna upadł. Złożył kuszę, podszedł do mieszczanina. Uderzył go pięścią w przeponę z całej siły. Potem, chwycił za gardło i za ubranie w okolicach brzucha i wyciągnął go poza obręb muru otaczający dach budynku. Retel udami, wspierał się na murku, co ułatwiało Ergo utrzymanie go. Gdyby jednak go puścił, mieszczanin spadł by w dół, jakieś dwa piętra niżej.

- Proszę, nie puszczaj mnie - zaskamlał Retel błagając - Ja nie chciałem. Przepraszam. Proszę. Odstaw mnie.
Że niby co? Niechcący celował w jego głowę a potem strzelał do niego otwarcie, gdy ten usiłował się bronić? To chyba było trochę za dużo, jak na przepraszam. Zażenowany tym Czarnoksiężnik odpowiedział:
- Dobrze, ale tylko jeśli obiecasz, że mnie już nigdy nie będziesz próbował zabić.
- O tak obiecuję - odpowiedział Retel. On chyba nie zrozumiał jego dowcipu. Wojownik spojrzał w dół. Uśmiechnął się i odarł:
- Albo nie. Zmieniłem zdanie. Spotkamy się na dole. Opowiesz mi jak się leciało.
 

Wojownik jednym ruchem popchnął Retela, puszczając go. Wylądował na dachu jednego ze straganów. Ergo celował dokładnie w ten dach, chociaż i tak wiedział, że mieszczanin musi spaść na jeden z nich. A gdyby nie trafił to trudno. Mieszczanin chciał go zabić, choć ten nic mu nie zrobił. Tylko się bronił. To on sprowokował i zaczął starcie w karczmie. W jego oczach zasłużył na mały lot. Mógł go zabić, ale wolał dać mu nauczkę. A poza tym, gdyby miał zabijać każdego, kto go próbuje zabić... Tak. To by trochę było czasochłonne. Poza tym, każda ludzka śmierć, pozostawia za sobą ślady. A Ergo i tak się już za bardzo rzucał w oczy.
Zszedł na dół, wyszedł na ulicę i zwrócił się do właściciela straganu, który co dopiero wyszedł z ukrycia:
- On zapłaci - wskazał na Retela wijącego się w zniszczonym straganie i odszedł, gdyż wiedział, że niebiescy strażnicy za chwile tu będą. Gdy się oddalił, dołączył do niego Kar. Chłopak zwrócił się do Wojownika mówiąc:
- A więc to ty jesteś tym bohaterem, o którym mówią? Słyszałem jak Retel i Gento mówią, że chcą cię zabić i nie mogłem stać bezczynnie. Musiałem ci pomóc.
- Wybornie - powiedział Ergo nie zatrzymując się i nie patrząc na rozmówce - Mam do ciebie jedno pytanie.
- Tak - powiedział Kar, nie mogąc ukryć podekscytowania.
- Po co za mną idziesz? - zadał pytanie Wojownik, szorstkim tonem.
Kar się zdziwił pytaniem, ale odpowiedział:
- Bo widzisz - zaczął Kar - Nazywam się Karson, ale ty możesz mówić do mnie Kar. Chciałem, żebyś mnie uczył jak zostać bohaterem.
Wojownik zatrzymał się i spojrzał na chłopaka.
- Dobra - powiedział.
- Naprawdę? - zapytał młodzieniec.

- Nie! - Szkarłatny odparł cynicznie, po czym zaczął iść dalej, jakby nie przejmując się obecnością chłopaka - Chyba ci się coś pomyliło. Poza tym, czy ja ci wyglądam na nauczyciela bohaterstwa, czy co?
- Ale myślałem, że... - urwał Karson - Że skoro uratowałem ci życie, to mnie czegoś nauczysz. Na przykład walki, albo...
- Tak. Marz sobie dalej - przerwał Czarnoksiężnik.
- Nawet nie podziękujesz? - zapytał - Przecież cie uratowałem!
- Dziękuje, że uratowałeś mi życie - powiedział Ergo sarkastycznie - A teraz spadaj.
- Hej. Chwila -
rozczarowany chłopak, zaczął czuć coś w rodzaju gniewu - Uratowałem cię. Coś mi się chyba należy.
- W takim razie, wyślę ci kosz z owocami - odparł - Teraz, kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, możesz już sobie iść.
- Nie pójdę - zaoponował Kar - Idę z tobą.
- Wątpię - odrzekł. Chłopak nadal za nim szedł więc dodał - Odczep się!
- Nie! Idę z tobą! - upierał się młodzieniec - Chce żebyś mnie szkolił!
- Znajdź sobie innego bohatera! - rzucił Ergo - Ja i tak wynoszę się z miasta.
- Dlaczego? - zapytał Kar.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział Czarnoksiężnik.
- W takim razie idę z tobą - zaproponował Kar - Gdziekolwiek pójdziesz, ja pójdę za tobą. Mogę ci się przydać mam wiele umiejętności. Na przykład...
- Dobra!
- powiedział Ergo zatrzymując się i obracając - Wezmę cię ze sobą i przeszkolę na bohatera. Tylko zabierz jakieś rzeczy pieniądze i zapasy ze sobą. Nie zamierzam cię utrzymywać.
- Naprawdę? - zapytał nie dowierzając.
- Tak - powiedział Wojownik po czym znów ruszył - Tylko się pośpiesz. Masz godzinę. Spotkamy się tam - wskazał na bramę wejściową - Będę za godzinę pod nią czekał. Tylko się nie spóźnij. Nie będę czekał ani minuty więcej.
- Dobrze. To ja lecę się spakować - powiedział, po czym pobiegł do swojego domu. Spakował się w pół godziny i ruszył pod wskazaną bramę. Jego marzenia wreszcie miały się spełnić. Wziął pieniądze, kilka rzeczy, miecz wspomagany sztuczną błyskawicą, który właśnie skończył reperować i zostawił krótką notatkę wyjaśniającą dla Elkmera. Udał się pod bramę i czekał.



***

Godzina już minęła. Musi się spóźniać. Może coś się stało? Może przesłuchują go niebiescy strażnicy? Czemu go tak długo niema? Kar czekał następne pół godziny pod bramą. Po chwili, podniecenie wyprawą i spełnieniem marzeń osłabło i chłopak zaczął myśleć logicznie. No tak! Idiota z niego. Jak mógł o tym nie pomyśleć. Przecież on za łatwo się zgodził.

Wojownik go wystawił.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz