Rozdział Dziesiąty

Emblemy Atleanenu



- Mamy dzisiaj piękną pogodę - powiedziała jedna z dwóch dziewczyn siedzących przy fontannie - Ten ogród wygląda przepięknie. Mimo to Czuję się jakoś nieswojo.
Obydwie siedziały przy fontannie wybudowanej w przepięknym ogrodzie. Od zamku Aselanii do wysokiego żywopłotu rozciągał się długi trawnik. Zdobiony był kwiatami różnych kolorów co podkreślało urok tego miejsca. Przez ogród, pomiędzy płytkami, płynęły małe strumyki, których źródłem była fontanna.
- Już niedługo będziesz panią tych włości - odpowiedziała brunetka - to wszystko będzie należeć do ciebie.
- Tak, ale najpierw muszę wyjść za młodego lorda Ceruda - szatynka spojrzała na swoją koleżankę - Gariff jest nawet przystojny, ale nie tak sobie wyobrażałam swoją przyszłość.
- Nie martw się Veruka - rzekła do szatynki brunetka - Teraz będziesz księżniczką a twój mąż będzie jednym z namiestników króla Algberta. Będziesz władać tym miastem.
- Wiem. Mimo to wolałabym sama wybrać sobie męża - rzekła Veruka - Czasami ci zazdroszczę Rebeka. Masz nazwisko na R a ja na F. To ja mam tytuł księżniczki, ale to ty możesz robić co ci się podoba. Jesteś królewską odkrywczynią. Możesz podróżować, przeżywać przygody i wyjść za kogo chcesz. Cały świat stoi przed tobą otworem a ja muszę zostać w Atleanenie.
- Mogę też zginąć - odparła Rebeka - Argon to bardzo niebezpieczne miejsce.
- Chciałabym mieć nazwisko na inną literę - powiedziała zamyślona Veruka – Nie musiałabym wychodzić za Gariffa Cerudę. Poza tym dopóki jego ojciec będzie żył, do tego momentu będzie władał Aselanią. Lord Winton jeszcze długo może pożyć - po chwili dodała - Nie żebym mu źle życzyła.
- Spójrz na to z innej strony - powiedziała do niej przyjaciółka - Pozostając w Atleanenie, nic nie będzie ci groziło. Ja z kolei muszę podróżować po kryptach i podniszczonych lokacjach, badając różne rzeczy dla króla zachodu. A ty będziesz królową Aselanii.
- Rebeka Rivers królewska odkrywczyni - zatytułowała koleżankę Veruka - Jest wiele zalet posiadania nazwiska za środka alfabetu - zaczęła recytować do siebie - Veruka Ceruda. Gariff i Veruka Ceruda. To nazwisko brzmi idiotycznie!
- Nie jest tak źle - odrzekła Rebeka – Poza tym każda księżniczka, nawet z Rivertrif, musi podlegać swojemu ojcu.
- Tak - Veruka znów rozmarzyła się opierając ręce na kolanach i podpierając nimi głowę - Jak ja tęsknie za tymi czasami gdy byłyśmy w Rivertrif. Miasto nie było może tak bogate jak Aselania, ale miało piękny zamek i przepiękną okolicę.
- Pomimo, że Rivertrif było dość dużym miastem to król prawie w ogóle się nim nie interesował, dlatego twój ojciec mógł nim władać do woli - Rebeka westchnęła i spojrzała w oczy koleżanki - To były dobre czasy. Niestety lata naszego dzieciństwa nie mogą trwać wiecznie. Ty musisz się żenić. Ja wyruszam na eskapadę odkrywczą w imieniu króla.
- Tak
- odrzekła Veruka - Niestety masz rację. To gdzie tym razem jedziesz? Pamiętaj! Mój ślub jest w sobotę. Nie może cię zabraknąć!
- Wiem. Nie zapomnę - Rebeka się uśmiechnęła do koleżanki - Mamy dopiero poniedziałek. Zdążę wrócić do tego czasu.
- Trzymam cię za słowo - odparła Veruka i odwzajemniła uśmiech.
Usłyszały nadchodzącą Keshnę. Dziewczyna w stroju służących, typowym w Rivertrif. Podeszła do dziewczyn i oznajmiła:
- Przyszły.


***

Rebeka zmierzała w stronę drzwi frontowych pałacu Aselanii, doganiając Verukę i Keshnę. Rebeka Rivers była wysoką dziewczyną mającą dwadzieścia dwa lata. Miała długie czarne włosy sięgające jej do połowy pleców i piwne oczy. Wąski nos i pełne usta a także kości policzkowe sprawiały, że dziewczyna była bardzo ładna. Miała teraz na sobie piękną błękitną suknię. Jak zwykle była ubrana stosownie do okazji. Jej długie proste czarne włosy były zaczesane do tyłu.
Stanęła obok koleżanki. Veruka była niższa od niej i miała brązowe włosy. Ubrana była w biało-złotą suknię z dodatkami. Obok nich stała Keshna. Była nie tylko służącą, ale też przyjaciółką dziewczyn. Miała długie proste brązowe włosy i ciemną sukienkę z założoną kamizelką, którą nosiły służące z Rivertrif.
Drzwi się otworzyły. Weszły przez nie dwie dziewczyny. Jedna miała jasne blond włosy a druga ciemnobrązowe. Blondynka miała zieloną sukienkę a druga była ubrana w biało-zieloną suknię, z pomarańczowymi i czerwonymi dodatkami.
- Veruka! Rebeka! - Jak dawno się nie widziałyśmy - powiedziała brunetka w biało zielonej sukni.
- Witaj Lena - odpowiedziała do niej Veruka i zwróciła się do blondynki - Cześć Irmina.
Dziewczyny zaczęły się witać nawzajem uściskami i pocałunkami w policzek.

- Jak tam przed ślubem? - zapytała Lena - I jak tam twój przyszły mąż?
- Opowiem wam wszystko przy posiłku  - odparła Veruka - Zapewne jesteście głodne po długiej podróży. Tędy proszę.


Dziewczyny udały się do jadalni znajdującej się w zamku. Rozsiadły się i czekały aż służący podadzą im posiłek. Keshna, jako pierwsza przyszła z talerzami. Lena, widząc to przemówiła:
- Keshna! Nie musisz nam usługiwać. Zjedz z nami.
- Nie - odpowiedziała służka - Dziękuję, ale wolę zjeść w kuchni. Wybaczcie.
Keshna pośpiesznie rozstawiła talerze po czym szybko wybiegła z jadalni. Lena zdziwiła się. Zapytała:
- Co jest z nią nie tak? Przecież nigdy nie odmawiała jak prosiłam.
- To nie jest Rivertrif - odpowiedziała jej Rebeka - W Aselani jest trochę inaczej. Za jedzenie przy stole ona może tu nawet zostać wychłostana.
- Co?! Przecież to absurd! - wzburzyła się Lena.
- Ona nie żartuje - rzekła Veruka - W tym miejscu są o wiele bardziej surowe zasady niż u nas.
- Kto to w ogóle wymyślił? - zapytała Lena.
- To prawa króla Algberta - odpowiedziała Rebeka - Keshna nie chce ryzykować. Gdyby się zgodziła ktoś mógłby o tym gdzieś donieść. Potem mogłoby skończyć się dla niej nieprzyjemnie.


Posiłek został podany. Dziewczyny zjadły. Podczas jedzenia rozmawiały o różnych sprawach. Gdy kończyły jeść pojawił się temat ślubu.
- Teraz będziesz panią Aselanii - powiedziała Lena - Będziemy cię tutaj odwiedzać.

- No i będziesz miała piękny ślub - dodała Irmina - Już ci zazdroszczę.
- No nie wiem - odparła Veruka - Zawsze chciałam sama sobie wybrać partnera. Dodatkowo to dość wcześnie. Mam dopiero dwadzieścia dwa lata.
- Powinnaś się cieszyć - rzekła Irmina - Będziesz miała ułożoną przyszłość a także wszystko czego zapragniesz.
- Sama tak bym chciała - dodała Lena - Tylko, że ja wolałabym księcia Azurela.
-
Następcę tronu? - zapytała Rebeka - Chciałabyś poślubić Ashforda?
- No a czemu nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Lena - Jest bardzo przystojny i niedługo będzie królem. Niestety na to jestem zbyt nisko urodzona, ale pomarzyć zawsze można.
- Ja wolę księcia Arklina, jego młodszego brata - powiedziała Irmina. Blondynka zarumieniła się - Jest taki przystojny.
- Ostatnio podobno podrywa wszystkie dziewczyny jakie tylko mu się nawiną - powiedziała Lena.
- Tak jak Azurel - dopowiedziała Veruka.
- Nie - odparła Lena - Teraz już tego nie robi. Podobno spoważniał. Podobno jest wymarzonym następcą tronu swego ojca. Silnym i mądrym. Za to teraz jego młodszy brat Arklin przechodzi przez to samo co jego brat wcześniej. Podobno mają być na ślubie?
- Tak - odpowiedziała Veruka - Będą. Król chyba nie. Tylko oni. Lord Winton Ceruda to jakiś ich wujek a Gariff to ich kuzyn
- To wspaniale! - Lena uśmiechnęła się - Możemy ich bliżej poznać. Co ty na to Rebi.
- Czy ja wiem - Rebeka posmutniała - Ashfordowie są dziwni. To znaczy... Oni są... Ich prawa i... Nieważne - Rebeka uśmiechnęła się do koleżanek.
- Hej czy to znaczy, że jak będą bracia to na weselu będzie też księżniczka Arabell? - zapytała się koleżanek Irmina - Ich młodsza siostra?
- Nie wiem - odparła Veruka - Chyba tak.
- Wielka pani księżniczka - rzekła Lena - Pamiętacie jak była kiedyś w gościnie u nas, w Rivertriff?
- Tego nie da się zapomnieć - odpowiedziała Rebeka - "Jestem księżniczką zachodu. Oddajcie mi pokłon"


Dziewczyny wybuchły śmiechem na wspomnienie sceny z czasów ich młodości.
- Tak - odpowiedziała Irmina - A potem było "Gdzie mój miś. Nie mogę zasnąć."
Kolejna fala śmiechu przetoczyła się przez salę jadalną.
- To były czasy - dodała Lena - A co tam u najładniejszej z nas - powiedziała zwracając się do Rebeki. Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Wcale nie jestem najpiękniejsza z was - odparła.
- Nie musisz być taka skromna - odpowiedziała Lena - Przecież wszystkie wiemy, że tak jest.
- Wcale nie wszyscy - odpowiedziała lekko zawstydzona Rebeka.
- Rebi wyrusza na kolejną wyprawę - odpowiedziała za koleżankę Veruka - Dobrze jest być królewskim odkrywcą.
- Gdzie tym razem idziesz? - zapytała Irmina.
- Do pewnej świątyni w Ateleanenie - odrzekł Rebeka - Na ślub i weselę zdarzę.
- Ona to ma dobrze - odpowiedziała Veruka - Może robić co jej się podoba. Wy zresztą też.
- Dopóki mój ojciec mnie nie wyda za mąż, to tak - odparła Lena.
- Poza tym Rebi poznała króla - powiedziała Irmina - Jaki on jest?
- Yyyh. Straszny? - po chwili zastanowienia Rebeka odpowiedziała i wszystkie ponownie się roześmiały.


***

Dziewczyny kontynuowały swoją rozmowę. Keshna już się nie pojawiła. Po zakończeniu Lena i Irmina zmęczone podróżą, udały się do komnat, by złożyć się do snu. Rebeka przebrała się i udała się w miejsce gdzie miała spotkać się z współtowarzyszami wyprawy. Odprowadzała ją Veruka. Rebeka miała na sobie swój struj podróżny. Niebieską tunikę, czarne spodnie i brązową kamizelkę. Używała go gdyż był bardzo praktyczny. Swoje ciemne włosy związała w ogon.
Było już ciemno. Szły do granic zamku.
- Wiesz Vera - powiedziała do koleżanki Rebeka używając zdrobnienia - Nawet cię rozumiem. To przykre, że nie dano ci wyboru i musisz poślubić kogoś kogo nie kochasz, ale taki już nasz los. Musimy podążać za prawami króla. Więc najlepiej będzie jak pogodzisz się z tym.
- Łatwo powiedzieć Rebi - rzekła do koleżanki.
- Ja jestem córką królewskiego odkrywcy - powiedziała brunetka - Miałam do wyboru niebezpieczne życie, albo spokojne. Wybrałam to pierwsze dzięki czemu mam trochę wolności i mogę podróżować. Ty nie masz wyboru. Przykro mi. Gdybym tylko mogła to zmienić to zmieniła bym, ale nie mogę.
- Wiem i
dzięki za te słowa. - odpowiedziała Veruka - Wyruszacie teraz? Czemu nie zaczekacie do jutra?
- Chcę zdążyć na ślub a droga daleka - uśmiechnęła się Rebeka.
Zatrzymały się a brunetka przytuliła koleżankę.
- Powodzenia na wyprawię - rzekła szatynka.
- Dzięki.


 ***

Rebeka Rivers szła przez przedmieścia Aselani. Kierowała się w stronę starego magazynu zboża, gdzie umówiła się z towarzyszami podróży. Wynajmowała grupę, którzy specjalizują się ochroną podróżujących.

Przywitała ją przed magazynem grupa ludzi ubranych w różne raczej niekolorowe stroje. Było ich około dziesięciu. Jeden z nich, grubszy i starszy wyszedł na przywitanie dziewczynie.
- Aa Rebeka - rzekł - Jak dawno się nie widzieliśmy. Byłaś wtedy taka mała. Podróżowałem z twoim tatą. To był wielki człowiek. Byłaś taką małą dziewczynką a wyrosłaś na piękna kobietę.
- Erquel - odparła brunetka - Pamiętam cie. Mój ojciec dobrze cię wspominał.
- Tak - odpowiedział mężczyzna - Teraz będę ochraniać
ciebie. Wiesz mi moja droga dam z siebie wszystko
- Dziękuję - odrzekła i zwróciła się do całej grupy - Ruszamy do ruin świątyni na wschód od Aselanii. Miejsce jest stare, więc może tam być niebezpiecznie. Gdy będziemy wewnątrz najlepiej jak nikt nie będzie niczego dotykał bez mojej zgody. Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie pomyślnie. Jeśli nikt niema żadnych pytań, możemy ruszać.




Część 1

Kar siedział na pniu drzewa i naprawiał mechaniczny chakram, który Ergo uszkodził w Infernice. Wojownik stał obok rozglądając się po lesie. Słońce rozświetlało zieloną roślinność a mały strumyczek spokojnie płynął wypadając ze skałek porośniętych zielonym mchem. Było jeszcze przed południem. Ptaki śpiewały z koron drzew. Mimo to bohater się niecierpliwił. Konie były przywiązane w pobliżu. Objadały coś, co rosło przy ziemi.
- Długo jeszcze? - zapytał Ognisty Czarnoksiężnik.
Kar obracał mechanizmem chakramu próbując coś naprawić swoimi narzędziami.
- Jeszcze chwila - odpowiedział – Co ty w ogóle z tym robiłeś? Ciąłeś tym głaz czy co?
Ergo przypomniał sobie jak walczył z golemem wielkości dużego człowieka, którego musiał pokonać jako część pewnej próby.
- Tak - odparł - Pośpiesz się!
Kar cały czas próbował uruchomić mechanizm, ale ten się zacinał. Rzekł:
- Może powinieneś uważać na swój oręż. Jak tak będziesz wszystko psuł to nie będziesz miał czym walczyć. Zwłaszcza, że większość twoich broni jest mechaniczna. Masz chociaż jakieś artefakty?


Artefakty to bronie z magicznymi właściwościami występujące w Argonie.
- Nie używam ich - odpowiedział Szkarłatny Wojownik.
- Czemu? - zapytał Kar nadal męcząc się nad naprawą.
- Bo większość się nie składa - odrzekł bohater - A ja, jak zauważyłeś preferuję bronię, które zajmują niewiele miejsca. Poza tym artefaktów nie naładujesz alchemią. Więc mój ogień ich nie wzmocni.
- Niech ci będzie - stwierdził chłopak - Jesteśmy już w Atleanenie. Możesz już zdjąć medalion. Ludzie Algberta już cie pewnie nie szukają.
- Atleanen też należy do Algberta - odparł Ergo - Możliwe, że wpadniemy tutaj na srebrnych rycerzy. Jest ich tu mniej niż w Korenie, ale ten region jest pod władzą zachodu. Wieści o poszukiwanym Ognistym Czarnoksiężniku pewnie już tu dotarły. Zwłaszcza teraz, kiedy Ashford wie jak wyglądam i kim jestem.
- Przecież wiem o tym. Tylko nie wiem po co chodzisz ubrany na czerwono. to przyciąga uwagę - rzekł Karson, po czym spojrzał na jego ubiór. Miał na sobie czarne spodnie ze srebrnymi ozdobami, Ciemnoczerwoną koszulę i długi płaszcz, niezapięty, w kolorze trochę jaśniejszej odcieni czerwieni. Do tego miał przy sobie wiele pasków w których trzymał swój ekwipunek. Kilka na płaszczu, w tym krótki miecz trzymany za dolną częścią pleców a resztę pod nim.
- Domyśl się - odrzekł bohater.
- Taa - odpowiedział chłopak - Jak to czemu jesteś odporny na ogień a mimo to musiałeś w kopalni się bronić, gdy smok zaatakował cię ognistym oddechem? Ostatnio mam dużo tego domyślania się.


Ergo spojrzał na Kara. Średniego wzrostu chłopak miał na sobie białą koszulę i ciemno niebieskie spodnie. Na plecach nosił podobny pasek jaki miał bohater. Trzymał w nim swój krótki miecz. Broń napędzana sztucznie wytworzoną błyskawicą. Poza tym obydwoje mieli torby podróżne. Czarnoksiężnik większą, ciemno czerwoną a kar mniejszą brązową. Trzymali je przy koniach.
- Gotowe - powiedział Karson obracając ostrzem. Tym razem mechaniczny chakram się nie zacinał - Widzisz bywam użyteczny.
- Niestety rzadko - odparł kąśliwie Ergo - Jedziemy!
Osiodłali ponownie konie i ruszyli drogą przez leśne tereny. Drzewa niebyły gęsto rozścielone. Jechali ścieżka w stronę północnego zachodu.
- Dokąd my w ogóle zmierzamy? - zapytał osiemnastolatek.
- Do ruin jednej ze świątyń - odrzekł Szkarłatny Wojownik.
- Takiego czegoś chyba jest dużo w Atleananie - odpowiedział chłopak - Czego tam w ogóle szukamy? 

Czarnoksiężnik wyjął swój klejnot. Rubinowy kryształ wkuty w złoto-srebrny metal. Wskazał na mały znak wykuty na złotej części oprawy klejnotu.
- Tego znaku - odparł.
- A po co? - zapytał Karson.
- Nieważne - odrzekł.
Kar coś mruknął i odwrócił głowę. Spojrzał na ziemię. Wszędzie było błotnisko a z górki przetaczały się liczne małe strumyki. Chłopak westchnął:
- Woda, woda, wszędzie woda. Co jest nie tak. Niedawno padało czy co?
- Tak jest zawsze w Atleanenie - odpowiedział Ergo - Ten Region ma mnóstwo strumyków jezior i wysepek. Spora jego część to wyspy a przez miasta bardzo często przechodzą rzeki czy strumyki. Zresztą zobacz.


Wyjechali właśnie na górkę. Droga spadała w dół a przed nimi roztaczał się malowniczy widok. Pola z licznymi stawkami, które przypominały krajobraz po długim deszczu. Miasta zbudowane wokół jezior. Powietrze było tak przejrzyste, że dało się widzieć nawet może w oddali. Kar patrzył na to z zapartym tchem. Widok był wyjątkowo piękny.
- Nawet tu ładnie - powiedział - Jedziemy tam?
- Nie - odpowiedział Czarnoksiężnik - Skręcamy.
Udali się w prawo. Teraz jechali inną ścieżką opuszczając ten las. Mijali trochę skalistych terenów i pól. Kar żałował, że drzewa zagradzają widok, ale musiał przyznać, że ten który teraz mijają, jest też efektowny.
Wjechali do trochę innego lasu. Było tam dużo krzaków i roślinności a także pnączy zwisających z drzew. Liczne, różnokolorowe, nietypowe kwiaty wyróżniały się spośród zieleni.

- Tu też ładnie - wypowiedział się chłopak - Ciekawa roślinność.
- To jeszcze nic - odparł bohater - Jest taki region na wschodzie gdzie wszystkie rośliny wyglądają wyjątkowo. Oglądanie ich to zaleta bycia podróżnikiem.


Jechali jeszcze kawałek. W końcu wyłoniła się przed nimi podniszczona świątynia. Zatrzymali się i przymocowali uzdy koni z boku budynku do konarów pobliskich drzew. Weszli do ruin dziwnej starożytnej świątyni. Zobaczyli szare ściany, których światło, wpadające przez okna i dziury po zapadniętych głazach, nadawało niebieskawą barwę.
- Jesteś pewny, że to miejsce jest bezpieczne? - zapytał Kar.
- Jestem pewny, że to miejsce jest niebezpiecznie - odrzekł Wojownik - Dlatego powinieneś zostać na zewnątrz.
- Nie ma mowy - odparł - Idę z tobą.
- Jak chcesz - Ergo odpowiedział i zaczął się rozglądać.
- Czego szukasz? - spytał się chłopak.
Nie odpowiedział. Rozglądał się powoli idąc. W końcu się zatrzymał.
- Spójrz! - powiedział - Ten posąg jest idealnie rozdzielony na pół - wskazał na kamienną figurę, która była dokładnie taka jak ją opisywał. Pomiędzy dwiema częściami znajdowało się wejście.
- No i co z tego? - spytał.
- To tajne przejście - odparł bohater - Tego właśnie szukałem. Wchodzimy!
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałował - powiedział Kar.
- Ja na pewno nie będę, żałował jak ty zginiesz - odrzekł Ergo po czym wszedł do ciemnego korytarza. Osiemnastolatek ruszył za nim. Ciągnące się przejście powoli się rozjaśniało. Weszli przez niego na schody prowadzące w dół. Zakręcające się stopnie prowadziły na trochę szerszy i wyższy korytarz, który następnie się rozdzielał. Wojownik wybrał drogę, ale okazała się ona ślepym zaułkiem. Wrócili i wybrali drugą ścieżkę. Ta okazała się być następnym rozstajem. Wybrali jedno z trzech przejść. Ponownie wybór okazał się nietrafny, gdyż natknęli się na kolejne miejsce bez przejścia. Krzątali się przez labirynt aż wreszcie udało im się opuścić długi korytarz i wejść do jakiejś jaskini. Grota była większa niż pomieszczenie z tajnym przejściem

- Gdzie my w ogóle jesteśmy Ergo? - zapytał Kar - Gdzieś pod ziemią? Te schody prowadziły nas w dół dość długo.
- Pewnie tak - odparł - Jesteśmy dokładnie tam gdzie powinniśmy być. To czego szukam na pewno jest dobrze ukryte. Jak chcesz możesz wrócić.
- Teraz? - zapytał ironicznie chłopak.


Ruszyli dalej. Droga tym razem była jednostronna. Szli przez jaskinie. Wyszli z niej i ukazał im się kamienny naturalny most. Na jego końcu znajdowało się wejście do ciasnej jaskini. Grota w której się znajdowali rozciągała się w dal. Padało tu niebieskie światło. Ani Ergo, ani Kar nie mieli pojęcia co jest jego źródłem. Osiemnastolatek zaczął zrzędzić na temat wchodzenia do kolejnego ciasnego pomieszczenia, które może znów być labiryntem, ale tym razem bohater uciszył go podniesieniem dłoni. Zaczął nasłuchiwać. Karson po chwili zrozumiał, gdy samemu usłyszał trzepot skrzydeł. Dziesiątek skrzydeł. Spojrzał w prawo i zobaczył stado dziwnych stworzeń lecących na nich. Ergo krzyknął "Biegnij!" i obydwoje ruszyli przez most. Stworzenia się zbliżały a oni pędzili ile sił w nogach. Czarnoksiężnik wiedział, że złym pomysłem było by walczyć z latającymi przeciwnikami na tak bardzo ciasnym moście. Wbiegli do ciasnej jaskini. Zatrzymali się i spojrzeli na chmarę stworów przelatujących przez kamienny most. Ciesząc się, że zdążyli Kar zapytał:
- Co to było? Nietoperze?
- Chyba nie - odparł bohater - Ale możliwe. Nietoperze są mniejsze. Co to było. Nie wiem. Nie przyglądałem się.
Rozejrzeli się po pomieszczeniu w którym się znaleźli. Dzięki pochodniom na ścianach było tam dość jasno. Stali jakby na podeście a zamiast schodów, trzy stopy w dół, prowadziła płaska powierzchnia.
- Wygląda to jak jakaś następna świątynia - stwierdził Szkarłatny - Te pochodnie palą się od jakiegoś czasu. Ktoś tu był przed nami.

Na wysoko położonym nieoświetlonym suficie coś się ruszało. I było tego dużo. Bardzo dużo. Dało się nawet słyszeć jak to coś zbliżało się po ścianach. W końcu wyłoniło się z cienia ujawniając się. Były to bardzo duże pająki brązowoczarnego koloru. Zaczęły schodzić po ścianach szybko się przemieszczając. Czarnoksiężnik wystrzelił w nie kilka ognistych kul .
- Co to jest?! - krzyknął do bohatera przestraszony chłopak.
- To tarantule - odpowiedział i wystrzelił kolejną serię w stronę pająków.
- To niemożliwe - odparł Kar - Tarantule nie są większe od pięści.
- Te są - odpowiedział Wojownik - I dodatkowo są na nas złe - wystrzelił kolejną salwę czerwonego ognia - Albo po prostu są głodne.


Jeden z nich wystrzelił z odwłoka pajęczą sieć łapiąc Ergo za rękę. Wojownik wyciągnął swój nowo naprawiony chakram i odciął ją kolistym ostrzem. Cisnął bronią w pająka. Dzięki bardzo cienkiej linie do której broń była przyczepiona, charkam z łatwością powracał do małej rączki trzymanej przez bohatera. Dzięki temu nie tylko powrót ostrza był możliwy, ale też uruchomienie jego obrotowych mechanizmów. Rzucał nim kolejne razy rozcinając tarantule za tarantulą. Kar wyjął swój miecz i rozłożył. Dwie części broni rozsunęły się i w tylnej części ostrza uaktywniła się jarząca, niebieska błyskawica. Szkarłatny zdążył wyciąć pająki po swojej stronie i rzucił ostrze strącając kilka kolejnych do niewielkich szczelin, znajdujących się przy ścianach.
- Ciekawe co one jedzą, że tak urosły! - krzyknął do Kara. Ten nie był jednak w nastroju do żartów.


Karson patrzył jak bohater zabija kolejne tarantule. Jeden zeskoczył na podłoże obok niego. Chłopak spojrzał na Ergo, ale ten był zajęty zabijaniem ostrzem i kulami ognia ciskanymi z drugiej ręki. Zrozumiał, że musi działać. Gdy pająk rozwarł paszczę by cisnąc pajęczyną, ten doskoczył i zamachnął się mieczem zadając cios stworowi. Zaczął go uderzać rozłupując ciało tarantuli. Pająk padł martwy. Karson obserwując to co z niego zostało otrząsnął się ze zdumienia. Ogarnęła go duma. Zawołał do Czarnoksiężnika:
- Ergo! Zabiłem jednego!
- To idź zabić jeszcze dziesięć - rzucił w jego stronę bohater, nie odrywając wzroku. Sam cały czas używał chakramu i kul ognia. Kar obrócił się i zaczął atakować kolejne pająki. Zadźgał następnego rozcinając odnóża pająka, które rozpadły się jak puszczone luzem patyki. Zadał kolejny cios mieczem i dobił pajęczaka. Walcząc w ten sposób nie zauważył wielkiego czerwonego płomienia za sobą. Wojownik miał już dość czekania aż zajdą ich z wszystkich stron. Wielka fala ognia została przez niego wysłana na ściany. Następnie powtórzył proces jeszcze raz. Część tarantul pospadała podpalona w dół. Część oddalała się po ścianach wpełzając do dziur przy górnej ścianie jaskini. Szkarłatny chwycił Karsona za ubranie i pociągnął go w stronę wyjścia. Zaczęli biec przez korytarz. Po przebiegnięciu odpowiedniego dystansu, zatrzymali się.

- Chyba nas już nie ścigają? Co nie? - pytał osiemnastolatek.
- Chyba nie - odpowiedział Czarnoksiężnik.
Ruszyli dalej.



Część 2

Szli przez jakiś czas a wiele pochodni nadal się paliło. Niektóre powoli już wygasały. Wspięli się po jakiś schodach i ponownie przeszli przez korytarz. Tam z kolei nie było już żadnych pochodni. Musieli polegać na czerwonych płomieniach Ergo. Kar idąc potknął się o coś. Gdy bohater przyświecił, okazało się to być ludzkie ciało. Człowiek w zwykłym podróżnym ubraniu, leżący na ziemi. Był martwy. Czarnoksiężnik oświetlił obszar dalej i zobaczył, że jest więcej ciał. Wystrzelił kilka kul ognistych podpalając pierwsze ciało. Następnie podpalił jeszcze drugie, trzecie i ostatnie leżące w oddali. Karson był wyraźnie zdegustowany tym co zrobił jego towarzysz podróży.
- Hej! - zawołał - To, że są martwi nie oznacza, że możesz z nimi robić co ci się podoba.
- No co? - odparł Ergo - Przecież oni woleli by być spaleni niż zjedzeni prze te tarantule. Poza tym ludzie to świetne pochodnie.
Kar nadal zdegustowany zachowaniem i odpowiedzią Wojownika zapytał:
- Myślisz, że to oni zapalili pochodnie? To znaczy, że nikogo tu już niema.
- Możliwe - odrzekł - Tylko, że ich rany powstały od ludzkiej broni. Poza tym pająki raczej wzięły by ich ze sobą... Na kolację.


Ruszyli dalej, pod drodze napotykając kolejne zwłoki. W końcu odnaleźli jakąś większą bramę. Była uchylona. Weszli przez nią ostrożnie starając się na wszelki wypadek zachowywać cicho. Nie było jedna takiej potrzeby. W wielkim kwadratowym pomieszczeniu poza nimi nie było żywej duszy. Byli tylko nieżywi. Przynajmniej sześć trupów, kilku podobnie ubranych jak zwłoki, które napotykali wcześniej. Leżeli rozrzuceni po całym pomieszczeniu. Kałuża krwi była obecna przy każdej z ofiar.
- Kto mógł zrobić coś takiego? - spytał się chłopak.
- Skoro ja byłem cały czas z tobą to nie mam pojęcia - odparł Ergo. Kar zaczynał mieć już dość jego dowcipów ze śmierci innych ludzi. Zanim zdążył odpowiedzieć, zauważyli jak jakiś człowiek próbuje wstać. Podeszli do niego. Był to starszy mężczyzna. Trzymał się za dość pulchny brzuch, który był rozcięty. Podpierając się drugą ręką, oparł się o kawałek przewalonej kolumny. Z trudem rzekł do dwójki:
- Znajdźcie... ją. Ona... potrzebuję waszej...
- Nic niemów - rzekł do niego bohater. Wyjął małą buteleczkę z zielonym alchemicznym płynem leczącym - Wypij to.
- To nic nie da - odrzekł mężczyzna - Już próbowałem alchemii. Nie wytrzymam długo. Nie wytrzymam... przeniesienia. Czekałem na pomoc. Kogokolwiek. Jestem Erquel... Przybyłem tutaj z grupą. Mieliśmy... ją ochraniać. Zaatakowali nas. Przemytnicy z... z Atleanenu. Czarne szable. Kevers. Ich przywódca... napadł nas... wziął artefakt. Rebeka uciekła. Proszę. Odnajdźcie ją. Kevers już wyszedł. Jego ludzie nadal jej szukają. I tego co tam jest ukryte... Jest ich z dwunastu, lub więcej... Chcą... Ją zmusić do... otwarcia. A potem...


Erquel przerwał wypluwając krew. Jego ręka powoli się osunęła. Mężczyzna umarł a z jego rany polał się strumień krwi. Trwało to kilka sekund, aż wreszcie krwotok ustał. Dwójka odsunęła się patrząc jak kałuża krwi pod jego ciałem powoli przestaje się rozszerzać.
Wojownik wskazał schody w dół. Ruszyli nimi w milczeniu. Prowadziły one do następnego znacznie mniejszego pomieszczenia. Dające słabe światło zapalone pochodnie, ujawniały pięć posągów. Kar dopiero po chwili zauważył, że posągi się różnią. Czarnoksiężnik podszedł by się im przyglądnąć. Wyglądało to jak ślepy zaułek. Widział jak Erquel wskazywał wejście przez tą stronę, gdy mówił o dziewczynie. Oznaczało to, że musi tu gdzieś być wejście.
- Nie ruszać się - dobiegł ich jakiś głos. Czterech ludzi wyłoniło się z za posągów. Mieli ciemno brązowe krótkie płaszcze z czarnymi pasami i białymi spodniami. Dwóch celowało kuszami a dwóch, w tym ten, który przemówił, miał szable z ostrzem o bardzo ciemnej stali. Szkarłatny założył, że to ludzie o których mówił umierający. Grupa przemytników z Atleanenu.
- Co my tu mamy? - mężczyzna, który wcześniej przemówił, jako jedyny miał ciemną sztywną czapkę na głowie. Przypominała ona kapelusz z obniżonymi bokami - Chyba się zgubiliście? Niestety nie...


Człowiek w czapce nie zdążył dokończyć zdania. Wojownik kopnął go w twarz w tym samym momencie jak chwycił jego rękę. Wystrzelił dwie ogniste kule w stronę dwóch przemytników trzymających kuszę, nie wypuszczając ręki przemytnika z czapką. Okręcił nią młynka w powietrzu a przemytnik wylądował na ziemi. Podbiegł do jednego z posiadaczy kusz i kopnął go okrężnie prawą nogą, raz w brzuch a potem bez dotykania ziemi tą stopą trafił w jego twarz. Dokończył okrężnym kopnięciem drugą nogą również w twarz. Wystrzeli jeszcze jedną kulę ognia do drugiego z kuszą, doskoczył do niego i złapał za jego broń. Rozbroił go uderzając przy okazji łokciem i strzelił mu prosto w czoło zabijając go. Obrócił się i rzucił kuszą w nacierającego napastnika z czarną szablą, po czym cisnął kulą ognia w jego głowę. Cios był śmiertelny. Zatoczył w powietrzu palcem, wytwarzając okrąg ognia. Cztery słupy ognia zaczęły krążyć wokół bandyty, który podnosił się po serii kopnięć. Bohater zgiął rękę a okrąg zamknął się. Cały ognień pochłonął mężczyznę.
Przemytnik z czapką był jedynym, który pozostał. Ergo uchylił się przed jego ciosem odskakując w tył. Gdy ten chciał cofnąć rękę bohater doskoczył i złapał go za przedramię i uderzył lewym łokciem w twarz. Obracając jego rękę, zadał jeszcze jeden cios, tym razem prawym łokciem i odwrócił się plecami do niego z dziecinną łatwością rzucając nim o ziemię, co udało się dzięki ówczesnemu użyciu dźwigni na jego ręce. W międzyczasie podpalony mężczyzna skończył swój atak agonii, padając na ziemie.

Czarnoksiężnik wyprostował ramię przemytnika w czapce i przycisnął jego gardło podeszwą buta.
- Ilu was tu jest!? - zapytał. Gdy nie usłyszał odpowiedzi przycisnął mocniej. Powtórzył - Ilu was tu jest!?
Przemytnik walczył, ale nie miał szans wyrwać się z uścisku. Ergo odsunął lekko nogę, po to by przemytnik mógł łatwiej coś powiedzieć.
- Słucham - rzekł bohater.
- Tylko tylu - odparł przemytnik a Szkarłatny powrócił do duszenia.
- Nie kłam - powiedział i przycisnął jeszcze mocniej - Wiem, że jest was więcej.
- Dobra. Dobra - sapał przemytnik a Wojownik zwolnił uścisk - Jest nas dziesięciu. Za tym posągiem. Ale nie wiem jak przejść. Kazali nam go pilnować, żeby się nie zamknął. Ale on się zasunął.
- Jak go wcześniej otworzyliście? - zapytał.
- To nie my... To ta dziewczyna, którą goniliśmy musiała - dusząc się próbował złapać oddech.
- Gdzie ten Kevers? - spytał bohater - Gdzie wasz przywódca?
- Jest w Mornie - odrzekł.


Wojownik puścił go i odszedł. Zbir zauważył, że leży obok niego jego broń, która wypadła podczas rzutu. Wziął ją i rzucił się na Ergo, który powoli szedł do przodu.
Kar widząc to nie mógł wydusić słowa. Po sekundzie może dwóch, był już koniec. Gdy przemytnik zaatakował, Szkarłatny w ostatniej chwili zrobił unik, odwracając się i w międzyczasie wyciągając swój miecz, podciął gardło napastnikowi. Zanim bandyta upadł, bohater już zdążył schować swoją broń. Zrobił obrót i zaczął przyglądać się posągom jakby nigdy nic. Karson nie mógł ukryć zdumienia.
- Ty w-wiedziałeś - wyszeptał - Ty wiedziałeś, że on cie zaatakuję. Pozwoliłeś mu by go zabić.
- Ty to nazywasz zabójstwem a ja treningiem - odparł - I tak bym go zabił. Tak dałem mu szansę. Mógł uciekać. Wybrał inną opcję.
- Ty chyba masz wytłumaczenia na wszystkie swoje zabójstwa? - zapytał sfrustrowany chłopak.
- Wcale ich nie potrzebuje - odpowiedział Czarnoksiężnik - A teraz możemy się skupić na tym jak przejść dalej? Tu gdzieś musi być tajne przejście.


Osiemnastolatek przyjrzał się pięciu posągom. Ergo wystrzelił kule czerwonego ognia podpalając zwłoki martwych przemytników. Dało to więcej światła.
Każdy posąg przedstawiał co innego. Pierwszy wojownika. Drugi strzelca. Trzeci czarodzieja a czwarty rycerza. Piąty umieszczony przy miejscu wejścia przedstawiał kapłana. Posągi były rozmieszczone tak, że otaczały stojących w środku Ergo i Kara. Bohater chodził od posągu do posągu. Chłopak nie miał pojęcia jak niby miałby tutaj znaleźć jakieś przejście.
- Czego ty tu w ogóle szukasz? - zapytał.
- Zauważ, że każdy z posągów stoi w podobny sposób - rzekł - I każdy ma ramiona spuszczone w dół. A w miejscu gdzie powinien coś trzymać jest obrazek.
Kar przyjrzał się, lecz niewiele w nich zobaczył. Faktycznie jakieś wyrzeźbione obrazki były widoczne. Posąg strzelca pokazywał miecz. Kar nie miał pojęcia co to znaczy.
- Co widzisz w tym posągu? - spytał się Szkarłatny Wojownik.
- Miecz - odparł.
- A co zwyczajnie mają strzelcy? - zapytał Czarnoksiężnik.
- Nie wiem. Łuk? - odrzekł.
- Właśnie - spróbował poruszyć coś przy obrazku. Nic jednak ani drgnęło. Szukał innego przełącznika za posągami, trzymając w ręce czerwony płomień. Patrzył dokładnie by niczego nie przeoczyć.
- Czego ty tam szukasz? - zapytał chłopak.
- Czegoś co pozwoli mi przestawić obrazek - odparł - Zauważ, że jest jakby mała szczelina przy bokach obrazka. Wydaje mi się, że da się je przesunąć. Pomóż mi! Szukaj przy innych!
Obydwoje głowili się nad posągami, ale minuty mijały a oni niczego nie mogli odnaleźć. Nie dało się w żaden sposób obrócić niczego w posągach.
- Musiałeś się pomylić - powiedział Kar - Tu nic nie da się przestawić. Może on kłamał z tym przejściem.
Choć pomyślał, że ma rację i już mieli wychodzić, obrócił się po raz ostatni i zauważył coś czego wcześniej nie widział.
- Sprawdzałeś posąg kapłana? - zapytał się go a chłopak zaprzeczył. Wojownik podszedł i przyjrzał się posągowi - Zauważ, ze niema tutaj żadnego symbolu. To by się zgadzało, kapłan niema broni. Ze wszystkich posągów tylko on jest właściwie ułożony.


Szkarłatny wyciągnął nóż i wsadził go do małego otworu. Tym razem udało się obrócić obraz. Ergo popchnął go w lewo a ten jakby wsunął się w ścianę po lewej stronie, jak gdyby jeden obrazek odpowiadał jednej ściance śruby. Obrazek wchodził w ścianę ujawniając następny. Ten ukazywał miecz. Czarnoksiężnik próbował przesunąć go jeszcze raz, ale to nic nie dało. Potem go olśniło i podszedł do posągu rycerza. Dało się go obrócić. Jego obrazek teraz pokazywał różdżkę. Wojownik obrócił go jeszcze raz a obrazek ukazał miecz. Bohater wrócił na pozycję przy posągu kapłana. Obrócił go po raz kolejny. Obrazek ukazał strzelca.
- Kar podejdź do strzelca - powiedział a chłopak usłuchał i przekręcił obrazkiem według jego poleceń. Na posągu widniał teraz łuk. Szkarłatny obrócił obrazek przy kapłanie i ukazała mu się różdżka. Wysłał osiemnastolatka pod posąg maga i kazał mu obracać dopóki nie znajdzie symbolu różdżki. Potem przekręcił obrazek posągu kapłana jeszcze raz i ukazał się obrazek topora. Kar podszedł do ostatniego posągu i przekręcił obrazkiem wojownika ujawniając topór.
- Nic się nie dzieje - stwierdził chłopak. Po chwili zastanowienia się, Ergo przekręcił obrazek kapłana. Mechanizm ujawnił pierwszą gładką ściankę, która była tam jako pierwsza i nagle ściana za posągami, naprzeciwko schodów, zaczęła się rozsuwać. Hałas i coś co mogło komuś przypomnieć skrzypienie wypełniło pomieszczenie. Ziemia zatrzęsła się gdy rozsuwające się ścianki zaczęły zwalniać, po czym stanęły.

- A więc, chodziło o to, aby ustawić właściwy - wyjaśnił Szkarłatny - Można było przestawiać tylko jeden na raz. Pomieszane obrazki były wskazówkami, który można ruszyć. Idziemy!

Szli po jeszcze szerszych schodach. Z daleka było widać trzy wielkie na dwadzieścia stóp obrazy. Były one na samym dolę i zostały wyrzeźbione z kamienia. Obrazy przedstawiały trzy istoty znane w Argonie.
Stanęli na dolę i zaczęli się rozglądać. Pierwszy z lewej obraz ukazywał smoka, najprawdopodobniej w locie. Drugi, środkowy przedstawiał Armoraka. Wysokie na dwadzieścia stóp stworzenie występujące w lasach. Ostatni po prawej to Leviatan. Przypominało to wieloryba ze skrzydłami. Poniżej był znak identyczny jak na klejnocie bohatera. Jeszcze niżej były dwa otwory. Kar zauważył jakieś wyjście. Pozostawili obrazy i udali się w jego stronę. Przeszli przez parę korytarzy. Wyszli w jakimś wielkim pomieszczeniu. W dół rozciągała się przepaść, w której były kolce. Jednak to nie one zwróciły ich uwagę. Wpatrywali się w długi most, który był zagrodzony ostrzami uniemożliwiającymi przejście. Ostrza się obracały wokół osi mostu i choć były koliste co chwila można było ujrzeć wybrakowany element ostrza, przez który dało by się przejść, jednak prędkość z jaką się obracały częściowo to wykluczała.
- Hej! Stójcie! - usłyszeli jak ktoś ich woła. Obracali się i rozglądali, lecz nic nie widzieli.
- Tutaj! Na dolę! – z pomiędzy dźwięków wydawanych przez ostrza przebijał się jakiś żeński głos. Oboje spojrzeli w dół i spostrzegli dziewczynę stojącą na środku pomieszczenia na małej platformie, zrobionej z tego samego podłoża co most.
Była to Rebeka.


Platforma przywierała do lewej ściany. Rebeka stała tam i wołała do nich:
- Nie wchodźcie na most, bo uruchomicie mechanizm. Po waszej prawej są trzy dźwignię. Przełączcie je tak, aby środkowa była na górze, lewa na środku a prawa na dolę. Wtedy przejdziecie przez most.
Stali zdziwieni przez chwilę. W końcu Kar zapytał się bohatera:
- Powinniśmy zrobić jak mówi?

- Odsuń się! - odrzekł mu Wojownik odpychając go tak, że poza pomieszczeniem. Ergo cofnął się, wychylił i wystrzelił serię ognistych kul, których wybuch przełączył dźwignię i ustawił je według wskazówek dziewczyny, która raczyła je przypomnieć.

Odsuwając się obserwował jak ostrza się zatrzymują. Usłyszał jak platforma podnosi się w stronę mostu. Podeszli trochę bliżej. Rebeka czekała aż platforma dojedzie do mostu i gdy tylko zrównała się z nim dziewczyna zeszła z niej.
- Po waszym wyglądzie wnioskuję, że nie jesteście czarnymi szablami - stwierdziła.
- Ty jesteś Rebeka? - zapytał Ergo.
- Skąd wiesz? - spytała - Ktoś z mojej grupy przeżył?
- Już nie - odparł Wojownik a mina dziewczyny posmutniała - Jeden z nich przez chwilę żył i powiedział nam co tu się stało. Gdzie pozostali z czarnych szabli.
- Przeszli przez most - odpowiedziała brunetka - Ja się ukryłam, ale jak wracałam, wpadłam w pułapkę i wylądowałam tam. Co wy tutaj w ogóle robicie?
 - To nie jest istotne - odparł bohater - Jeśli zamierzasz wrócić to droga jest wolna. Wszystkie szable odeszli, lub są martwi.

- Poszukujecie czegoś tu. Czyż nie tak? - drążyła temat dziewczyna. Ergo starał się nie dać poznać po sobie, że ma rację - Jeśli chodzi o zagadki to i tak nic z tego. To co jest tu ukryte wymaga dwóch kluczy. Jeden z nich wziął Kevers. Przywódca szabli.
- Do czego niby zmierzasz? - spytał Czarnoksiężnik.
- Do układu - odparła - Ja wam pomogę z zagadkami a wy mi pomożecie z Keversem. Trzeba go zatrzymać.
- Dlaczego? - zadał pytanie Szkarłatny.
- To długa historia - odrzekła - Najpierw zajęlibyśmy się kluczem wewnątrz świątyni. To jak?
- Niech będzie - odpowiedział Wojownik po chwili zastanowienia - Prowadź! Potem zajmiemy się Keversem, z tego co mówili szable jest teraz w...
- W Mornie! - powiedzieli przypadkowo i jednocześnie Kar i Rebeka, przerywając Czarnoksiężnikowi. Osiemnastolatek się zarumienił.
- Nazywam się Karson - rzekł - Możesz mówić mi Kar. A to Ergo.
- Świetnie. Chodźmy! - rzekła Rebeka.
Gdy dziewczyna ruszyła jako pierwsza i skupiła uwagę na podłożu w obawie o większą ilość pułapek, chłopak szepnął do bohatera:
- Ale ona jest przepiękna.
Ergo nie skomentował a oboje ruszyli za brunetką.




Część 3

- Jesteś królewską odkrywczynią? Co to znaczy?
- W imieniu króla zachodu podróżuję i badam różne obiekty i lokalizację - odpowiedziała na pytanie Kara Rebeka - Jest nas aktualnie sześciu. Dzięki Algbertowi mamy fundusze i często przeznaczaną ochronę. Jednak ten projekt był mój. Chciałam... Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu.
- Jak się zostaję takim królewskim odkrywcą? - zapytał chłopak.
- Różnie - odparła - Ja ten tytuł odziedziczyłam po moim ojcu. On też był królewskim odkrywcą. Jest możliwość otrzymania tej funkcji, ale trzeba oczywiście mieć odpowiednie nazwisko.
- Jak ty masz na nazwisko? - zapytał Karson.
- Rivers - odrzekła Rebeka - Na szczęście dla mnie król popiera, pozostawanie tym kim byli twoi rodzice.
- W czym niema sensu - odparł Kar - Każdy powinien robić to co chcę a nie to co robi jego rodzic.
- Ten system nie jest uczciwy, ale ma pewien sens - odpowiedziała. Cały czas szła z przodu. Teraz zatrzymała się, aby poszukać czegoś co otworzy kolejną bramę, która blokuję przejście - Co wasi rodzice robią?
- To i tak niema znaczenia - Kar nie posmutniał. Już dawno pogodził się ze śmiercią rodziców. Zachował obojętny wyraz twarzy - Oni i tak nie żyją.
- Przykro mi - odpowiedziała brunetka - A twoi Ergo?
- Moi zostali zabici przez króla któremu służysz - odparł zimno Czarnoksiężnik.


Rebeka zniżyła się i przycisnęła mały przycisk otwierając tajne przejście. Drzwi rozsunęły się. Przekroczyła próg, znajdujący się trochę wyżej i rzekła:
- Nigdy nie twierdziłam, że podoba mi się monarcha zachodu rządzi i co robi. Niestety nikt tego nie może zmienić. Możemy jedynie liczyć na to, że następny król będzie lepszy.
- Znając tego idiotę Azurela to wątpię - odrzekł bohater przechodząc przez przejście jako ostatni.
Szli przez jaskiniowe korytarze. Według dziewczyny ostatni klucz znajduje się w następnej świątyni. Brunetka szła pierwsza. Lekko się obracała zapewne nie ufając im od końca. Kar cały czas wpatrywał się w dziewczynę i pewnie wydawało mu się, że ona na niego zerka. Szkarłatny uznał, że to dlatego, że im nie ufa. Osiemnastolatek ciągle próbował nawiązać rozmowę z Rebeką, która była skora do rozmowy, jednak cały czas rozglądała się skupiając uwagę na potencjalnych pułapkach i na tym czy jej towarzysze podróży czegoś nie kombinują.


- Można chociaż wiedzieć po co ryzykujecie życie - zapytała - Co według was tutaj jest takie cenne?
- Nie - odparł szybko Ergo - To nasza sprawa.
- Dobra jak nie chcesz to nie... AAA! - dziewczyna przerwała krzykiem, gdyż podłoże nagle się zapadło. W tym samym momencie krata zasłoniła tą przepaść. Mechanizm musiał być połączony. Dwójka podbiegła i zobaczyła jak dwadzieścia stóp niżej Rebeka wstaje i
otrzepuje się z kurzu. Mieli wgląd na całe pomieszczenie, które było szerokie i rozciągało się daleko. Było też dobrze oświetlone pochodniami. Szybko zauważyli, że brunetka nie jest sama. Grupa mężczyzn zaczęła ją otaczać.

- No proszę - rzekł jeden z nich. Po ubiorze można było założyć, że to czarne szable - Wreszcie ją mamy.

- Jest jeszcze ładniejsza niż wcześniej - rzucił ktoś z tyłu.
- Witaj mała - rzekł ten, który odezwał się pierwszy - Teraz pomożesz nam stąd wyjść, ale najpierw... się zabawimy.


Stare zardzewiałe metalowe kraty oddzielały ich od dziewczyny i napastników. Ergo chwycił kraty w dłonie i zaczął je rozgrzewać. Wiedział jednak, że nie zdąży pomóc Rebece, która już była otoczona przez pięciu zbirów. Ośmiu kolejnych stało w tyle. Dwóch z nich trzymało w rękach kusze. Przemytnik chwycił brunetkę za rękę i ją pociągnął.
Zanim jednak Ergo i Kar zorientowali się co się stało mężczyzna leżał już na ziemi. Następny chwycił ją oburącz, ale dziewczyna kopnęła go w kroczę i zadała kilka szybkich ciosów. Nie wyglądały na silne. Mimo to mężczyzna padł zwijając się z bólu. Osłupieni mężczyźni rzucili się na nią. Zasłoniła się pierwszym, który ją złapał za ramię. Blokując całe jego ramię swoim uderzyła go w twarz otwartą dłonią a następnie wykonała trzy szybkie ciosy w jego przeponę. Kopnęła jego nogę a ten upadł. Kopnięcie w krocze i kila szybkich ciosów w głowę rozbroiło czwartego. Piąty minął kolegę i chwycił dziewczynę za gardło prawą ręką. Rebi uderzyła rozwartą dłonią w jego gardło chwytając za jego prawy nadgarstek i pociągnęła go w dół kopiąc w krocze kolanem. Reszta dołączyła się do walki. Zbir chciał ja kopnąć poniżej pasa, ale ta odsunęła się w bok, spychając jego nogę i uderzając go w twarz po czym powtórzyła cios, tym razem łokciem i wykonała dwa niskie kopnięcia a następnie pocięła zbira, który wylądował na ziemi.
Uniknęła kolejnego kopnięcia i jednym ciosem w gardło zatrzymała przeciwnika, po czym przewróciła go popychając. Ktoś chwycił ją od tyłu i podniósł, ale ta obróciła się w powietrzu i jednym łokciem ogłuszyła napastnika, który ją puścił. Dwoma uderzeniami pokonała następnego a trzeciego idącego na nią ze swą szablą, zablokowała łapiąc jego broń. Posłała kilka uderzeń i wykręcając szable dodała kilka kopnięć przejmując broń i powalając następnego zbira. Rozpędzony mężczyzna staranował ją. Gdy inny chciał zadać cios szablą, gdy ta leżała na ziemi, dziewczyna zablokowała atak podnosząc nogi. Zanim bandyta zadał następne uderzenie ta rzuciła się na jego nogę sprowadzając go do parteru. Uderzając go łokciem, odebrała mu szable i przecięła udo następnego napastnika, wstając.
Odrzuciła broń. Uchyliła się przed kolejnym atakiem uzbrojonego mężczyznę i zbliżyła się do niego łapiąc również jego ostrze. Rozbroiła go i uderzyła tępą stroną w nos, po czym podcięła jego nogi swoją. Trzech następnych nie miało szans. Pokonani w mgnieniu oka leżeli na ziemi i zwijali się z bólu. 

Czarnoksiężnik kończył przepalać kraty. Karson mimo wielkiego zdziwienia przemówił:
- Ona walczy lepiej od ciebie - Ergo rzucił mu spojrzenie stwierdzające, że dowcip mu się nie spodobał.
- Zastrzelcie ją idioci - wrzasnął mężczyzna wijący się na ziemi z bólu. Przemytnicy z kuszami, którzy stali osłupieni unieśli bronie. Jeden z nich się zawahał, lecz drugi strzelił. Wojownik w tym momencie wskoczył w dół w końcu rozwalając stopione kraty. Nie był pewny co zobaczył, ale pocisk odbił się a dziwna przeźroczysta fala skumulowała się przed dziewczyną. Osłupieni bandyci byli zdezorientowani. Rebeka wycelowała w strzelców dłońmi, z których
wyleciały niebieskie cienkie błyskawice. Mały wybuch odrzucił ich do tyłu. Czarnoksiężnik przez chwilę zastanawiał się czy coś mu się nie przewidziało, ale gdy brunetka skierował rękę w stronę podnoszącego się przemytnika, który nakazał ja zastrzelić a niebieska błyskawica pojawiła się na jej dłoni, bohater już nie miał wątpliwości. Gdy uderzenie pioruna rzuciło członkiem czarnych szabli o ścianę, wiedział co się stało. Rebeka... używała magii.

***

Szli przez korytarz łączący się z pomieszczeniem gdzie spotkali członków czarnych szabli i
gdzie zostawili ich pobitych Brunetka rozwiązała zagadkę wyjścia. Po pokazie umiejętności walki Kar nie przestawał ukrywać swego zdziwienia.
- To nic wielkiego - odrzekła Rebeka.
- Pokonałaś dwudziestu na raz! - prawie krzycząc wypowiedział Kar - I ty mówisz, że to nic wielkiego! Dziewczyno ty walczysz lepiej od Ergo!
- Nie było ich tak dużo - odparła - Mój ojciec uważał, że Argon to bardzo niebezpieczne miejsce, więc polecił mi ćwiczyć samoobronę, na wypadek gdyby ktoś mnie napadł.
- Twój ojciec miał rację - odrzekł bohater - Argon to jest bardzo niebezpieczne miejsce.

Siedział cicho. Dziewczyna zauważyła, że widział jak używa magii. Starała się udawać, że to nie miało miejsca. Z pewnością myślała, że ta tajemnica w rękach nieznajomych może sprawić, że zginie. Być może umierała ze strachu mając nadzieje, że Czarnoksiężnik uzna to za przywidzenia.

- Jesteśmy na miejscu - stwierdziła Rebeka.

Weszli do podniszczonego pomieszczenia, gdzie zobaczyli trzy posągi. Elfa, człowieka i trytona. Każdy trzymał kielich w prawej ręce. Na środku było małe oczko wodne ogrodzone murkiem o wysokości dwóch stóp, otaczane przez te trzy posągi. Rebeka podeszła do posągów i przeczytała coś, co było na nim zapisane w jakimś niezrozumiałym języku. Po chwili cofnęła się i powiedziała:

- Tam jest napisane "Bogowie trytonów pozwalają napoić swych gości tyle ile im się należy" Trochę to dziwnie brzmi, ale tłumaczę dosłownie. Nie wiem co tu trzeba zrobić, ale na razie spróbujmy wlać wodę do ich kielichów.
Brunetka wzięła stary puchar leżący na dnie oczka wodnego. Po sześciu kursach trzy naczynia posągów były wypełnione po brzegi.
Nic się nie stało.

- Zagadka mówi, żeby napoić ich odpowiednio - odezwał się Ergo.
- Wiem - odrzekła - Myślę nad tym.
- Zacznij może od tego, że elfy są neutralne dla trytonów a ludzie to ich wrogowie - powiedział bohater - Spróbuj nie napełniać kielicha człowieka. Elfowi daj pół a trytonowi zostaw ile ma.
- Obejrzyjcie posągi z tyłu i przestańcie mnie rozpraszać. Dobrze? - zaproponowała.
- Dobra - odparł Kar - A czego szukamy?
- Czegokolwiek niezwykłego - odrzekła.
Dwójka uczyniła jak dziewczyna chciała. Ergo ustawił się tak, żeby obserwować jej zachowanie. Widział jak woda sama wypada z kielichów. Po raz kolejny używała magii.

Dobiegł ich hałas. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy.
- Co jest? - zapytał Karson - Co to za odgłos?
- Co zrobiłaś? - zapytał Wojownik.
- Wlałam tyle wody ile trzeba było - odpowiedziała - Tylko dolałam do kresek w pucharach. Tak jak mówiłeś. Najwięcej dla trytona. Do pośredniej kreski dla Elfa i do najniższej dla człowieka.

Grzmot uderzył w ścianę za posągami. Nagle z pękniętych otworów zaczęła wylewać się woda.
- Hej! - zawołał chłopak - Tam na górze! Patrzcie!
Spoglądając w stronę głowy posągu trytona zauważyli, że jego twarz się rozsunęła a wewnątrz jego głowy znajduje się coś co przypominało fioletową buteleczkę.
- To klucz! - zawołała dziewczyna - Musimy go stamtąd wyciągnąć! Ktoś tam musi wejść!
- Nie musi - Ergo rozłożył kuszę i wystrzelił w posąg swym ogniem. Butelka spadła a Wojownik złapał ją i schował kuszę.
Rebeka ze zdziwiona miną spojrzała na niego.
Ściana pękła. Wielki strumień wody wlał się do pomieszczenia.
Trójka nie zdążyłaby dobiec do korytarza, więc rzucili się w stronę schodków. Stara drewniana brama blokował wyjście. Czarnoksiężnik rozsadził ją wytwarzając większą kulę ognia.
Wbiegli do środka. Fala wody zalała pomieszczenie za nimi. Byli uwięzieni. Szkarłatny spostrzegł świetlik nad nimi, ale było już za późno. Obrócili się by zobaczyć wielką falę, idącą prosto na nich. Rebeka jako jedyna zareagowała. Uniosła obie ręce a fala wody zatrzymała się jak posłuszne zwierzę, dziesięć stóp od miejsca gdzie stali. Chłopak i bohater patrzyli jak ściana wody stanęła w miejscu, tylko lekko falując. Brunetka utrzymując ją, obróciła się i spojrzała na nich.

***

Rebeka stała i patrzyła jak ciało Erquela leży w kałuży krwi.
- Jeśli go nie zatrzymamy to on skrzywdzi wiele innych ludzi - rzekła - Artefakt który ma ze sobą już sprawia, że jest bezkarny.
- Mamy drużynę dwóch magików - stwierdził Karson - Nie mają z nami szans.
- Elisen, czyli magia którą władam - tłumaczyła Rebeka - Polega na używaniu wewnętrznej aury do manipulowania otoczeniem. Mogę pokonać kilku przemytników, ale ich tam będzie cała armia a Kevers ma włócznie. Musimy mieć jakiś plan.
- Niekoniecznie - odezwał się Ergo.



Część 4

Czarne Szable siedziały w karczmie i bawili się jakby świat należał do nich. Teraz kiedy ich przywódca miał potężny artefakt, Morna, niewielka wioska w Atleanenie była pod ich władaniem. Nie było tu srebrnych rycerzy. Niebiescy strażnicy zostali pokonani więc dzięki nowej broni ich przywódcy, mogli robić co im się podobało. Brali co chcieli. Od piwa do córki karczmarza.
Do pomieszczenia wszedł jakiś młodzieniec. Nawymyślał im i powiedział, że zabił kilku z nich. Wybiegł z karczmy a Czarne Szable udały się za nim. Dwudziestu mężczyzn stało na zewnątrz i rozglądali się na wszystkie strony, nie mogąc odnaleźć chłopaka. Nagle go spostrzegli. Stał na dachu. Był to Kar. Miał zasłoniętą szmatą dolną część twarzy. Trzymał w rękach wiadro wody.
Biorąc zamach wylał całą zawartość na stojących niżej przemytników. Woda zatrzymała się w połowie drogi. Zaczęła formować się w kształt strzał. Osłupieni mężczyźni nie wiedzieli co robić. Wodne strzały ruszyły w ich stronę...


***

Nie jest dziwne, że o tej późnej porze jest tak ciemno. Niezwykłym widokiem jest to, że na środku ulicy klęczy siedmiu mężczyzn, otoczonych przez dziesięciu innych. Trzymający błękitno-białą lancę oprych, ubrany w czarny, męski żakiet i czarne brązowe spodnie, stał i wygłaszał mowę na temat tego jaki to teraz jest potężny.
- Nie ujdzie ci to na sucho Kevers - powiedział wójt, który był jednym z klęczących - Srebrni rycerze niedługo tu będą.
- Zanim tu dotrą my już będziemy daleko - odparł Kevers - Żegnaj wójcie.

Uniósł błękitną włócznię i zrobił zamach w prawo. Ostrze nie dosięgło gardła wójta, gdyż ognista kula rozbiła się o plecy przywódcy szabli.
Zanim przemytnicy spostrzegli zakapturzonego Ergo, ten zeskakiwał już z dachu z następną trzymaną oburącz kulą ognia. Posłał ją w grupę blisko stojących siebie przestępców. Celne uderzenie zabrało życie trzem Szablą. Bohater z kolei wylądował na czwartym, ogłuszając go.
Rozłożył swój krótki miecz napędzany czerwonym ogniem i rozciął dwóch następnych ludzi Keversa. Zrobił unik przed trzecim i kopnął go w staw kolanowy, od boku. Uderzył ostrzem broni w jego głowę zabierając następny żywot. Cisnął żarem w oczy kolejnego i w czterech ciosach i trzech cięciach pokonał innego. Z trzymającym się za oczy bandytą poradził sobie jednym cięciem.
Korzystając z okazji klęczący ludzie zaczęli uciekać.
- Nie wiem czego chcesz, ale właśnie podpisałeś na siebie wyrok śmierci - powiedział Kevers po czym okręcił się efektownie wokół własnej osi, robiąc piruet i przejechał ostrzem po ziemi wytwarzając falę wodną, która szła wprost na Ergo. Ten podniósł lewą rękę i z jego ciemnozłotej bransolety z czerwonym rubinem w środku, wyłoniła się czerwona tarcza, jakby ze szkła. Zasłoniła ona Czarnoksiężnika przed uderzeniem. Kevers doskoczył do bohatera i zaczął atakować go włócznią. 
Zadawał proste uderzenia chcący pociąć go ostrą końcówką lancy. Wojownik parował ciosy swoim krótkim mieczem odbijając je na boki. Po każdym ciosie przestępca cofał włócznie co utrudniało szybki kontratak. Przywódca przemytników wykonał kilka piruetów w powietrzu, obracając szybko włócznią i zadając szybkie ciosy z zaskoczenia. Szkarłatny cofał się żeby łatwiej było mu uniknąć ataków, lub je sparować. Dwukrotnie zniżył się przed dwoma kolejnymi szybkimi, okrężnie wykonanymi cięciami Keversa, który następnie zaczął atakować z bliska, lecz jego ciosy zostały sparowane.

Wsparcie nadchodziło. Jeden z zbliżających się został zastrzelony z dachu pobliskiego budynku. Ergo po kolejnym uniku zobaczył Kara z kuszą. Z pomiędzy budynków wyszła Rebeka. Miała chustę na twarzy. Wystrzeliła błękitne błyskawice w stronę napastników. Gdy Ergo wznowił walkę z Keversem, ona zdążyła zestrzelić jeszcze trzech.
Jeden chwycił ją, lecz nagle został porażony, gdyż brunetka strzelała kolejną błyskawicą. Kopnęła w przeponę przemytnika, który się skulił. Chwyciła jego głowę i strzeliła w następnego. Oboje porażeni upadli. Kar zastrzelił kolejnych kilku w międzyczasie, ułatwiając walkę dziewczynie. Dwa ciosy, jeden w twarz a drugi w przeponę, ogłuszył wroga Rebeki. Doskakując do niego uderzyła go łokciem, nokautując go. Otoczona przez trzech stanęła na rękach wykonując kopnięcie, którym znokautowała jednego z napastników. Pozostając w tej samej pozycji okręciła się używając rąk i kopnęła z tej pozycji kolejnego atakującego. Trzeciego kopnęła prawą nogą, pokonując go i odbijając się od ziemi ręką.
Gdy wylądowała ma ziemi stanęła jak wryta. Uzbrojeni w kuszę i łuki bandyci celowali do niej. Było ich za dużo, żeby się ruszyć. Otoczona dziewczyna rozglądała się po Szablach.
Ergo w tym momencie trzymał włócznie Keversa pod pachą, dzięki wykonanym w dobrym momencie uniku. Przywódca Szabli próbował ją wyrwać. Czarnoksiężnik kątem oka zauważył w jakiej sytuacji znalazła się dziewczyna.
Podejmując szybką decyzję, wysłał szybkie niskie kopnięcie w kolano przeciwnika, po czym machnął w jego twarz mieczem. Zaledwie go drasnął, ale to nie o to teraz mu chodziło.
Wojownik wyszarpał jego artefakt i rzucił go nieopodal brunetki.
- Rebeka! Łap! - krzyknął a wszyscy spojrzeli w jego stronę, co dało moment by dziewczyna przetoczyła się po niego. Zanim go podniosła, padło kilka strzałów, ale niewidzialna tarcza, którą wytworzyła zdołała zablokować bełty i strzały.

Dziewczyna od razu przejechała ostrzem po ziemi. Wytworzyło to falę wody zmiatającą wszystkich obecnych. Czarnoksiężnik domyślił się, że widziała jak Kevers używa tej broni wcześniej. Wiedziała dobrze co robi. Tych nieszczęsnych przemytników, którzy postanowili wstać potraktowała ostrzem. Jeden z nich rzucił się na nią z szablą. Jeden efektowny piruet i obrót włócznią zapewnił mu wieczny spoczynek. Ostrze lancy trafiło go w twarz. Czarne Szable widząc to zaczęły uciekać. Kevers jako jedyny biegł wprost na brunetkę.
Rebeka obróciła się wykonując machnięcie lancą, więc przemytnik zaczął się cofać. Na jego szczęście przybyli inni z czarnych szabli. Ich przywódca próbował atakować, ale piruety królewskiej odkrywczyni uniemożliwiały mu podejście.

Ergo i Kar zajęli się uciekającymi. Brunetka atakowała, zadając ciosy włócznią. Kevers parował mieczem i nadal próbował się zbliżyć, ale dziewczyna z łatwością odskakiwała. Kolejne ciosy przemytnika tylko go męczyły a Rebeka z łatwością robiła uniki, lub parowała. Walczyła tą bronią jakby miała ją od dziecka.
Gdy przywódca odbił jej włócznię i zaryzykował zbliżeniem, ta wykonała unik podcinając jego nogę. Przemytnik klęknął. Jego przeciwniczka wykonała jeszcze jeden obrót i zadała cios, który podciął mu gardło. Kevers powoli opadł dusząc się własną krwią.
Szkarłatny z łatwością pokonał pozostałych napastników. Przemytnicy leżeli martwi. Dwóch uciekało paląc się czerwonymi płomieniami krzycząc w agonii. Wojownik spojrzał na dziewczynę. Była piękna i zabójcza jednocześnie, stojąc nad trupem Keversa z błękitną włócznią w ręku. W końcu odwzajemniła spojrzenie.


***

We trójkę stali przed trzema wykutymi obrazami. Rebeka podeszła i wbiła włócznię w głaz przekręcając ją. Następnie podszedł Karson i zgodnie z jej instrukcjami wylał na ostrze płyn, który znaleźli w zalanej już komnacie.
- Mam nadzieję, że tym razem nic się nie zawali - powiedział i w tym momencie obraz zaczął się zapadać, odsłaniając drewnianą szkatułkę, umieszczoną na skalnej półce. Wojownik podszedł i otworzył ją. W środku był srebrny medal przedstawiający smoka w locie.
- Co to ma być? - zapytał Ergo tonem jakby właśnie dostał prezent urodzinowy, który okazała się bezużyteczny.
- Trzy Emblematy Atleanenu - odpowiedziała Rebeka - Znam tą legendę. To co znalazłeś to tylko jeden z kluczy.
- Co!? - zapytał oburzony bohater.
- To co słyszałeś - odparła - To jeden z kluczy i nie wiem gdzie znajduje się reszta a nawet nie wiem gdzie jest zamek, który otwierają.


***

- Dlaczego miałbym ci zaufać? - zapytał brunetki siedzącej na skradzionym przemytnikom koniu, osiodłanym przez nią samą. Złożona włócznia była schowana i przywiązana do siodła. Przypominała tobół z bagażami.
- Właśnie pokonaliśmy razem grupę groźnych przestępców i dowiedzieliśmy się, że drugie z nas posiada magię - odparła - Przeszliśmy razem na tyle, że chyba powinieneś.
- Byłem zdradzany przez tych, z którymi przeszedłem przez więcej - zripostował Czarnoksiężnik.
- Dlatego to ty masz emblem - odrzekła - Znajdę jak najwięcej informacji na ich temat. Z tego co wiem muszą mieć coś wspólnego z grobowcem Aselanii. Jedyne co musisz zrobić to zaczekać na mnie. Zbadam to a potem spotkamy się w Riverbound. W starym krzemieniu. Dajcie mi czas do piątku, może soboty. Wtedy się tam zjawię.
- Lepiej żeby tam nas nie odwiedziła armia srebrnych - powiedział Ergo
- Do widzenia nieufny wojowniku - rzekła Rebeka uśmiechając się i ruszyła w stronę wschodu.
- A ze mną się nie pożegnała - rzekł Karson i spojrzał podejrzliwie uśmiechając się do bohatera - Ale włócznie jej zostawiłeś.
- Przecież mówiłem, że nie lubię artefaktów, bo większość nie da się napełnić moją magią - odparł - Poza tym się nie składają. Ile razy mam powtarzać.
- Phh - prychnął Kar - Ten się składał.
- Nadal za duży - odrzekł Szkarłatny.

- Wymówki - odpowiedział chłopak dosiadając swego konia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz