Rozdział Trzeci


Kopalnia Dagrantium



Dast uderzał kilofem raz po raz. Skałki powoli przestawały się odłupywać. Dzień w kopalni był bardzo duszny. Tracił siły. Wiedział, że musi chociaż udawać, że coś robi. Jego współtowarzyszowi to nie wychodziło. Młody człowiek podparł się kilofem. Dast wiedział co się zaraz stanie i tylko czekał, aż dźwięk świstu bata, rozlegnie się w powietrzu.
Mężczyzna nie mylił się. Młody człowiek krzyknął. Pracował tu dostatecznie długo, aby wiedzieć jak to się skończy. Widział to prawie codziennie. Strażnicy bili za wszystko. Gdy tylko ktoś zwalniał, oni nawet nie wahali się używać biczów. Pracownicy często obrywali nawet za nic. Stojący nad nimi Kelet, był najgorszym ze wszystkich strażników. Bił bez ustanku, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Wszyscy go nienawidzili. Dast miał czterdzieści trzy lata. Był dobrze zbudowanym górnikiem o siwiejących włosach. Ubrany był w szmaty, które były  zniszczone i podarte. Ciężko było dostać nowe będąc tylko więźniem. Był raczej miły, pogodny i wesoły. Na tyle, ile można być w takim piekle, jakim była Ekra, kopalnia dagrantium.

Młody człowiek wrócił do pracy. Było mu ciężko. Był cały spocony i nie miał już sił. Widać było, że zaraz osłabnie. Strażników to nie obchodziło. Dla nich mógł nawet umrzeć. Kelet uderzał lekko biczem w plecy chłopaka, chociaż młody mężczyzna zaczął już normalnie pracować. Lekkie uderzenia bolały mniej, ale i tak nic w tym przyjemnego. Zwłaszcza gdy się jest o krok od zasłabnięcia.
- Zostaw go Kelet! - powiedział strażnik obok, chłodno - Wystarczy. Przecież już pracuje.
- To tylko takie małe zapewnienie - odpowiedział Kelet - Żeby mu się znowu nie przestało chcieć pracować.

Kopalnia Ekra znajdowała się we wschodniej części regionu Orthanos. Wydobywano w niej cenny surowiec dagrantium, który używany był w alchemii. Pracownicy tej kopalni, byli podzieleni na dwa rodzaje. Więźniowie i mieszkańcy. Mieszkańcy żyli w wiosce, nieopodal kopalni, nazywaną również Ekra. Wioska była zresztą częścią kopalni. Byli źle traktowani i musieli ciężko pracować. A wynagrodzenie, które dostawali nawet w połowie nie było zasłużone.
Z kolei więźniowie mieli jeszcze gorzej. Mieszkali w ciasnych grotach, przerobionych na więzienie. Ciasne, cele, nie sprzyjały zdrowiu. Podobnie jak prace w ciężkich warunkach i biczowanie a także presja ze strony strażników sprawiała, że więźniowie szybko umierali. O to chodziło strażnikom. Ich celem między innymi było pilnować mieszczan i gonić ich do pracy, ale większość uwagi mieli skupiać na więźniach. Nieważne, że pochorują się i umrą. Najważniejsze, aby odpracowali karę. Nielicznym udawało się ją skończyć. Cierpienie i ból były na porządku dziennym. Kelet był jednym ze strażników. Wszyscy byli sadystami, ale Kelet był najgorszy. Ostrzejszy nawet od naczelnika. Ten, zresztą pozwalał mu nadużywać swojej władzy. W końcu chodziło o to, aby wykończyć skazańców i wzbogacić się na ich pracy, zużywając ich do cna. Dast na swoje nieszczęście był więźniem.

Chłopak bladł z każdą chwilą i był cały spocony. Uderzał kilofem, ale widać, że zaraz skończy mu się siła. Młodzieniec upadł. Kelet tylko na to czekał. Uderzył go biczem. Młodzieniec podpierał się na rękach. Po kolejnych uderzeniach padł na twarz i rozciągnął się na całą długość. Chłopak stracił przytomność. Strażnika sadyste to nie obchodziło. Uderzał w chłopaka raz po raz swoim długim biczem z całej siły. Uderzenia rozcinały jego skórę. Kelet był jak w transie. Szaleńczym, demonicznym transie. Nie zważał nawet, na upomnienia i krzyki kolegi strażnika. Dast nie mógł na to patrzeć. Nie bezczynnie. Musiał zareagować. Podniósł swój kilof i zablokował następny atak tak, że bicza strażnika zawiązał się, okręcając wokół kilofa. Górnik wiedział, że będzie za to cierpiał, ale musiał zareagować. Nieważne kim był jego młody towarzysz niedoli i co zrobił.
Według Dasta nikt nie zasłużył na takie traktowanie.

Kelet był wściekły tym, że ktoś mu się przeciwstawił. Dast nie pamiętał nawet co się stało potem. Skończył zakuty w kajdany obok młodzieńca, któremu pomógł. Ktoś opatrzył chłopakowi rany. Pewnie był to jeden z innych więźniów. Może mieszkaniec. Obydwoje leżeli w mrocznej ciasnej grocie. Karcer, który niewiele różnił się od celi. Może był jeszcze zimniejszy i ciemniejszy. Chłopak w końcu się odezwał:
- Dziękuje. Opowiedzieli mi co dla mnie zrobiłeś. Nawet nie wiem, jak ci mam za to dziękować.
- Nie musisz - odpowiedział Dast - Jestem Daston, ale mów mi Dast. Jak się czujesz?
- Jestem Tex - odrzekł młodzieniec - Okropnie, ale dzięki małej pomocy kilku nieznanych mi pracowników kopalni i odpoczynkowi już lepiej. Zasłabłem z przemęczenia. Już jest mi lepiej.
- To dobrze - powiedział Dast - Ile masz lat.
- Dziewiętnaście - odrzekł Tex - A ty?
- Czterdzieści trzy - udzielił odpowiedzi górnik.
- Ile tu pracujesz? - zapytał młodzieniec.
- Trzy miesiące jako więzień - odpowiedział - I dwadzieścia pięć, jako mieszkaniec.
- A więc jesteś górnikiem i to tutejszym? - zapytał Tex
- Tak - odrzekł - Nawet lubiłem tą pracę. Mimo, że nie miałem wyboru. Jak większość mieszkańców.
- A za co siedzisz? - zapytał.
- To długa historia - odrzekł Dast.
- Mamy czas - zasugerował Tex.
Dast przypomniał sobie jak to kiedyś przez współczucie wylądował jako więzień, pozostawiając swoja żonę samą. Rozmawiali długo. Opowiadał o swojej córce, która żyje u ciotki bezpieczna. O synu, który wyjechał i o wielu innych rzeczach.



***

Nazajutrz strażnicy przyszli po nich i zabrali ich w inne miejsce, niż zwykle. Czekał tam na nich zarządca kopalni i naczelnik. Zarządca był jak wójt w wiosce, czy burmistrz w miasteczku. Naczelnik odpowiadał funkcji komendanta. Pierwszy władał i zarządzał kopalnią a także wioską. Z kolei naczelnik pilnował porządku i swoich strażników. Strażnicy więzienni byli jak niebiescy strażnicy. Z taką różnicą, że pilnowali więźniów i w przeciwieństwie do nich, byli zwykłymi ludźmi, którzy zostali wybrani do tej pracy. Niebiescy strażnicy dziedziczyli funkcję po ojcach. W nielicznych przypadkach byli nimi również ci, którzy do tej roli się nadawali i przeszli szkolenie. Często, potomkowie niebieskich strażników, byli zsyłani do pracy w więzieniach jako straż więzienna, jeśli nie spełniali odpowiednich warunków. Przechodzili też inny typ szkolenia. Poza tym strażnicy więzienni różnią się też mundurem, który ma mniej ozdób i jest ciemno szary w kolorze. Nie licząc tych szczegółów ich mundury nawet wyglądają podobnie.

Dast, Tex i jeszcze kilku innych więźniów było tam zebranych. Ustawili ich w szeregu przed zarządcom. Naczelnik stał po jego prawej, obrócony twarzą do niego. Był on siwym, chudym, wysokim, wzbudzającym szacunek człowiekiem o dumnym wyrazie twarzy. Zarządca był niższy i tęższy, miał brązowe siwiejące włosy, ale podobnie jak naczelnik, też budził strach w pracownikach kopalni dagrantium. Zarządca przemówił:
- Wszyscy tutaj zasłużyliście na karę. Mam jednak co do was inne plany. Zostaniecie przydzieleni do specjalnego miejsca. Tam sobie popracujecie. Czy jednak będzie to tak dla was lepsze, czy gorsze, sami zobaczycie. Chociaż mnie już to nie obchodzi. Werenger - zwrócił się do naczelnika - Zaprowadźcie ich na miejsce. Ja już skończyłem.
- Ruszać się! - rozkazał naczelnik Werenger - Już, albo pokaże wam co znaczy prawdziwe biczowanie.

Grupa sześciu więźniów w asyście ośmiu strażników i naczelnika ruszyli. Dastowi przebiegło przez myśl, aby rozbroić strażników i spróbować uciec. Wyrwać się chociaż na chwilę, aby zobaczyć jego żonę. Pewnie się zamartwia. Cierpi z każdym dniem. Jak sobie radzi. Czy ktoś nie zrobił jej krzywdy. Szybko porzucił myśl ucieczki. Co prawda w sześciu na dziewięciu, mieli całkiem niezłe szanse i niebyli zakuci w kajdany, gdyż nie mieli statusu groźnych przestępców. Problem w tym, że są szóstką ranionych, osłabionych i wycieńczonych więźniów. A nawet gdyby byli w pełnej formie, są tylko wieśniakami a strażnicy przechodzili szkolenie. No i jeszcze naczelnik, który miał duże umiejętności walki. Przez całe swoje życie pracy, udało się raz Dastowi być świadkiem, jak sam naczelnik pokonuje zbuntowanego więźnia bez użycia żadnej broni, chociaż mógł jej użyć. Nawet bez niego to i tak było by za trudne. Strażnicy w końcu mieli broń. Inne wersje, niż niebiescy strażnicy, broni o nazwie "rozjemca". Mieli też bicze i często miecze, zabezpieczone tak, aby szybko nie dało się ich wyrwać. Najpierw trzeba odpiąć skomplikowany pasek. Więzienni strażnicy są trenowani, aby zrobić to jak najszybciej. Komuś, kto nigdy nie miał z nim do czynienia, może to sprawić nie lada problem.
Wyszli na zewnątrz. Szli naturalną skarpą kamienną, przez szeroka ścieżkę. Tam kolejna myśl na temat ucieczki a raczej jej trudności, wpadła górnikowi do głowy. Co z tego, że uwolniliby się od tamtych strażników? Na zewnątrz jest ich z parę setek. Więzienne kopalnie zawsze były specjalnie pilnowane. Ekra nie była wyjątkiem. Strażnicy na wieżach strażniczych z kuszami i łukami jak i broniami palnymi. Nie mieli by szans, ani się prześlizgnąć, ani uciec. Strażnicy zauważyli by ich od razu. Walka była jeszcze bardziej bez sensu. Dodatkowo obszar kopalni poza ścieżkami, był otoczony naturalnym murem, którymi były strome skałki. Nawet z liną, wspinanie było by ciężkie i niebezpieczne a strażnicy z łatwością wypatrzyliby wspinających się.

Ucieczka z Ekry była niemożliwa i Dast wiedział o tym bardzo dobrze.
Weszli do jednego z idących w dół korytarzy, rozświetlanych przez niebieskie pochodnie. Płomień był efektem małego dodatku dagrantium. Zeszli na dół po schodach i poszli w stronę jaskiń. Dast, podobnie jak inni więźniowie, pracowali na zewnątrz. Jednak zdarzało im się zmieniać z pracującymi wewnątrz. Mężczyzna dawno tu nie był, ale znał to miejsce dobrze. Szli przez mieniący się niebieskim kryształem i niebieskim pyłem na ścianach, korytarz. Dagrantium rozświetlało ciemność. Nie były tam potrzebne nawet pochodnie. Wyszli z korytarza i przeszli do większej części jaskini. Pracowali tu mieszkańcy jak i skazańcy. Dast znał to miejsce. Było tu pełno pyłu na ścianach. Wydobywanie go polegało, na zdrapywaniu go ze ścian. Była to najłatwiejsza robota jaką można było znaleźć w Ekrze. Inni jednak, kopali kilofami łupiąc kamienie. W jaskini było to o wiele gorsze niż na zewnątrz, gdyż nie było dostępu do świeżego powietrza. Było więc jeszcze bardziej duszno i ciężej się oddychało. To z kolei jedna z gorszych prac. Poza tym, więźniowie wozili pył, lub odłupywane kryształki na taczkach.

Przeszli jaskinie, całą oświetloną silnym niebieskim światłem i skierowali się do nieznanego mu korytarza. "Musiał powstać niedawno", pomyślał Daston. Dagrantium było surowcem alchemicznym, używanym w wielu płynach. Jednak najsłynniejszym zastosowaniem był płyn, który jest głównym składnikiem mikstury używanym w mieczach i innych broniach srebrnych rycerzy a także ich zbrojach. Srebrni rycerze byli dumą i elitą króla Algberta, władcy zachodniego królestwa. Dagrantium było pyłem, który po krystalizacji zmieniał się w kryształ. Następnie kryształ ten, był roztapiany. Pod wpływem temperatury zmieniał się w ciecz a później był obrabiany. Pył był mielony i suszony. Następnie dodawano mikstur alchemicznych. Pył i kryształ różniły się kilkoma elementami w ich użyciu. Dagrantium błyszczało na niebiesko i świeciło w ciemności a także emitowało promieniowanie w niewielkich ilościach, co bardzo często powodowało różne choroby. Dast też cierpiał na kilka z nich, chociaż miał szczęście, że żadna z tych, które posiadał, nie była poważna. 

Przeszli przez kilka kolejnych korytarzy, jakby labiryntu. Mijali małe strażnice i punkty kontrolne. W końcu weszli do największego pomieszczenia w kopalni. Dast był tu po raz pierwszy. Nawet nie podejrzewał, że w tej kopalni, może być miejsce aż tak wielkie. Było trzy, albo cztery razy większe od największej jaskini, jaką dotąd mężczyzna tutaj widział. Popatrzył w górę. Jakieś miliony stóp nad nimi znajdowała się dziura w suficie jaskini. Otwór był wielki, choć i tak był dwa razy mniejszy od pomieszczenia.
- Lepiej się przyzwyczajajcie do tego miejsca! - powiedział Werenger i zwrócił się do jednego najwidoczniej, wyższego rangą strażnika - Naltrim zajmij się nimi! Ja mam sprawy do załatwienia.
Więźniów ponownie ustawiono. Po prawej stronie, gdzie stali, można było zobaczyć kilku innych więźniów, pracujących przy wydobywaniu czegoś dziwnego. Górnik nie potrafił powiedzieć co to było.
- Nazywam się Naltrim i od dzisiaj ja wami rządzę - zaczął wysoki rangą strażnik o bladej cerze i ciemnobrązowych włosach - Nie tylko będziecie tu pracować, ale też mieszkać. Za niesubordynację czekają was takie same kary, jak na zewnątrz. Dosyć objaśniania. Ruszać się.
Strażnicy popchnęli więźniów i wtedy rozległo się burknięcie. Dochodziło z dołu groty i było tak głośne, że echo z łatwością odbijało się od ściany do ściany. Coś takiego mógł wydać tylko naprawdę potężny stwór.
- A tak. Pokażcie im go - na widok przerażenia więźniów, Naltrim nakazał strażnikom popchnąć ich, aby podeszli do krawędzi. Na dole zobaczyli coś, co nie tylko jest bardzo rzadkie w Argonie, ale też jest chyba najniebezpieczniejszym stworem na całym kontynencie. Zielone ogromne cielsko, drzemało przykute łańcuchem do skał. Dasta ogarnęło przerażenie i podniecenie jednocześnie.

Był to smok.


Część 1

Czarna noc spowiła już dawno Orthanos. Ta część regionu była skalista i prawie całkowicie pozbawiona roślinności. Górzyste ścieżki i skaliste tereny, pokrywały znaczną część regionu. Było tu mniej pól, czy lasów jak w Korenie. Mimo to występowały miasta i liczne ruiny. W nocy ta część Orthanosu była bardzo ciemna. Księżyc w późnej fazie, dawał dostatecznie światła, aby nawigować przez kamienne ścieżki. Cały region należał do króla Algberta, władcy zachodniego królestwa. Orthanos znajdował się na północ i północny wschód od Koreny. Służył królowi ze względu na liczne kopalnie.
Ergo pędził na koniu, którego wynajął w mieście Erkhan. Wiedział, że przed nim znajduje się jeszcze daleka droga. Konie były dobre na długi dystans a Ergo potrzebował się szybko dostać do wioski Ekra. Tam czekał go kolejny krok w swojej podróży. Dystans był daleki, więc użycie dodatkowego transportu było rozsądne. Zapłacił za niego pieniędzmi zdobytymi przez wyzwania, które wykonał w Erkhan.

Wojownik zatrzymał się na resztę nocy i rozbił obóz. Jego transport musiał odpocząć. Dał trochę wody i siana dla zmordowanego całym dniem i znaczną częścią nocy konia. Ułożył stosik z patyków i siana. Zabrał to wszystko wcześniej ze sobą. Wziął je, gdyż wiedział, że będą mu potrzebne w tym regionie. Strzelił palcami. Po strzale siano i patyki ogarnął krwistoczerwony płomień. Ergo machnął ręką i jeden z płomieni przeskoczył do jego ręki, po czym złapał go w dłoń. Nie palił go, ani nawet nie parzył. Czarnoksiężnik był panem tego ognia. Zamknął dłoń a płomień zniknął.
Był już daleko. Pozbył się natrętnego chłopaka, który chciał z nim iść.
- "Co on sobie myślał" - pomyślał Ergo - "Ja tutaj nie urządzam miłej i pogodnej wycieczki. Nie. To niebezpieczna misja a ja nie zamierza nikogo niańczyć. Poza tym pracuje sam."

Wyciągnął swój rubinowy klejnot, który trzymał schowany głęboko w kieszeni koszuli. Zaczął go oglądać. Klejnot koloru ostrej czerwieni, wystający z brożki, ozdobionej metalami, które wyglądały jak kombinacja srebra, złota i platyny. Dolny róg się zaokrąglał a z boku widać było jakby skrzydła. To on był największą tajemnicą bohatera. To on czynił go Ognistym Czarnoksiężnikiem, jak go nazywali. Szkarłatny Wojownik. Człowiek, który niema nic do stracenia. Schował klejnot i zaczął bawić się płomieniem z ogniska. Zwężał go i rozszerzał. Nakazywał za pomocą swoich ognistych umiejętności, skręcać się i wykręcać. Zataczać koła i falować. Płomień był dla niego jak tresowane zwierzę w cyrku, nad którym Ergo miał całkowita kontrolę. W końcu się znudził i przestał. Poszedł spać nie gasząc ogniska, które miało odstraszać, nieproszonych gości jak zwierzęta, czy inne istoty.


***

Nazajutrz wstał zjadł szybko śniadanie i odjechał, nie gasząc nawet żarzącego się ogniska, gdyż i tak nie było w pobliżu niczego, co mogłoby się od niego zapalić. Pędził na swoim śniadym wierzchowcu przez skaliste ścieżki prowadzące w góry Tokhan. Tam znajdowała się między innymi kopalnia Ekra i wioska należąca do niej. Wioska Ekra była celem jego podróży. Wojownik zmierzał w jej stronę przez górzyste tereny i zajęło mu to cały dzień. Wieczór powoli zapadał i znowu zrobiło się ciemno.
Ergo zostawił konia w bezpiecznym miejscu i udał się do Ekry. 
Przechodził między budynkami starając się uniknąć niebieskich strażników. W wioskach górniczych było ich mniej. Strażnicy więzienni pomagali im czasami. Występował również podkomendant, który kierował ich działaniami. Małe wioski górnicze jak ta, nie posiadała wójta. Wioską decydował zarządca, lub jego zastępca. Było to łatwe w porównaniu do kierowania kopalnią. Wszystko to należało oczywiście i tak do króla Algberta, jednak zarządca miał wysoką pozycję i był bardzo bogaty. Zarządcy nawet częściej niż wójtowie przebywali w miastach, najczęściej w celu odpoczynku. W wiosce mieszkali górnicy, którzy tu pracowali. Potomkowie górników, którzy z kolei byli synami górników i tak od dawna. Więźniowie przebywali w celach a normalni pracownicy mieszkali tutaj wraz z żonami i dziećmi, przyszłymi górnikami. Gdy mężczyźni pracowali, kobiety utrzymywały wioskę prowadząc sklepy i inne. Poza tym mieszkali tutaj niebiescy i więzienni strażnicy. Oni zarabiali lepiej i mieli łatwiejszą pracę, ale byle kto nie mógł nimi zostać. Jeśli byłeś mężczyzną i urodziłeś się w tej wiosce to twój los był przesądzony. Podobnie jak w większości wiosek.

Szkarłatny Wojownik przylegając do jednej ściany, przeszedł cicho pod drugą, będąc cały czas za plecami strażników. Jeden z nich się obrócił gdy coś zauważył, ale Ergo był już za ścianą. Poszedł sprawdzić w miejsce, gdzie teraz był Wojownik. Nie było tam jednak nikogo. Zanim strażnik tam podszedł, nikogo tam nie było.


Ergo zapukał do drzwi. Miał tylko nadzieje, że osoba którą szuka nadal tam mieszka. Zasuwka na drzwiach po chwili czekania odsunęła się. Wojownik zobaczył oczy jakiejś kobiety. Odryglowała i otworzyła drzwi. Ukazała się w nich mająca około trzydzieści pięć lat, kobieta. Brązowe włosy, ubrana w stare łachmany. Widać było, że jest niedożywiona i blada. Widząc Wojownika rozpoznała go. Powiedziała:
- Co ty tu robisz? Wchodź, bo ktoś cie zobaczy. Szybko.

Wszedł a kobieta zamknęła drzwi. Wskazała mu na fotel, ale bohater nie planował siedzieć.
- Muszę porozmawiać z twoim mężem - zaczął - Gdzie jest?
- W kopalni - odpowiedziała.
- Kiedy wraca? - zapytał Wojownik.
- Nigdy - odpowiedziała kobieta a jej oczy zajęły się łzami.
- Co się stało? - zapytał.
- To długa historia - powiedziała próbując się ogarnąć - Może się jednak rozgościsz. Chcesz herbatę?
 
Ergo potwierdził i usiadł. Kobieta przyniosła herbatę. Bohater czekając aż ostygnie, zadał pytanie:
- Co się stało Marika? - zwrócił się do niej po imieniu - Dlaczego Dast jest teraz więźniem?
- Wszystko zaczęło się ponad cztery miesiące temu - usiadła na przeciwko i zaczęła opowieść - Mąż jak co dzień chodził do pracy.  Deko, syn znajomej, która niedawno umarła, miał jeden z pierwszych dni w pracy. Nie miał odpowiedniego wieku, ale bez rodziców nie mógł pozostać w wiosce. Miał do wyboru wygnanie i pewną śmierć, albo pracę. Chociaż nawet nie wiadomo czy pozwolili, by mu odejść. Z mężem pomagaliśmy mu jak mogliśmy. Przyrządzałam mu posiłki i wzięliśmy go do siebie. A Dast miał na niego oko w kopalni. Chłopak tak przypominał naszego syna. Pewnego dnia zdarzył się wypadek. Chłopak przez swoją nieuwagę zranił siebie i kilku innych górników. Mój mąż próbował go bronić, ale chłopak i tak został wychłostany. Zaczął się wręcz bać kopalni. Musieliśmy go ściągać siłą z łóżka. Wiedzieliśmy, że to dla jego dobra. Nawet sobie nie wyobrażam, co strażnicy by z nim zrobili, gdyby nie poszedł do pracy.
 

Kobieta westchnęła. Ergo napił się łyka a ona kontynuowała:
- Pewnego dnia miał przyjechać jeden z lordów ze swoją świtą. Daston, jako zaufana osoba, został wysłany do nadzorowania jego koni. Ucieszył się, bowiem jeden dzień bez pracy w kopalni, był czymś wspaniałym i rzadko się trafiał. Udało mu się przekonać, że potrzebuje pomocy i pozwolono mu wybrać sobie kogoś do pomocy. Wziął oczywiście Deko. Jeden dzień nie pomoże mu przezwyciężyć strachu, ale to zawsze coś. Mieli tylko odprowadzić konie lorda a potem je pilnować stojąc na zewnątrz i raz je nakarmić. Tyle, że Deko chciał jednego dosiąść. Dast w końcu dał się przekonać. Nikt miał tego nie wiedzieć. Deko bawił się świetnie, ale schodząc potrącił nogą jeden z przywiązanych do konia pakunków. Ten upadł na ziemie i wypadł z niego brylant dużych rozmiarów. Dust szybko go schował, zawiesił z powrotem i opuścili stajnię. Mało brakowało, ale wszystko dobrze się skończyło. Tyle, że to nie był koniec. Daston i Deko spędzili czas przy pilnowaniu z radością, zapominając o problemach. Wizyta lorda zakończyła się i odjechał a obydwoje mieli wolne do końca dnia. Po południu mąż, miał dobry humor. Pomógł mi sprzątać. Kiedy układałam rzeczy, z jednego z ubrań, wypadł brylant. Mąż od razu go poznał. Zawołaliśmy Deko i zaczęliśmy go wypytywać. Przyznał się do kradzieży. Gdy mąż nie patrzył, chłopak podszedł do konia i go ukradł. On jest jeszcze młody i głupi. Myślał, że lord nie zauważy nawet braku. Nie wiedział co zrobił. Mąż wziął brylant i pobiegł w stronę domu zarządcy. Było jednak za późno. Strażnicy go pochwycili, przeszukali i znaleźli brylant a zanim cokolwiek zdążył wytłumaczyć, zaprowadzili go przed oblicze zarządcy i lorda. Tam zarządca kazał mu się przyznać. On zrozumiał, że nie może powiedzieć prawdy. Deko nie wytrzyma, ani biczowania, ani pracy w kopalni jako więzień. Powiedział, że to on, ale chciał go zaraz zwrócić. To nic nie dało. Lord domagał się surowej kary. Dast. Biedny Dast. Został wychłostany jak zwierzę - Marika z trudem, powstrzymywała płacz - I wtrącili go do więzienia. Teraz musi ciągle cierpieć. To był jedyny sposób. Rozumiem, że nie mógł pozwolić, aby ten chłopiec cierpiał. Przecież to jeszcze dziecko. Tylko to wszystko niesprawiedliwe. Dlaczego musimy żyć w takim strasznym miejscu. Przynajmniej nasze dzieci są bezpieczne. Devonowi udało się wyrwać a Akila dzięki tobie Ergo, już jest bezpieczna. Gdy mąż był górnikiem, jak wiesz było ciężko, ale teraz kiedy nic nie zarabiamy, jest jeszcze gorzej.
Kobieta się rozpłakała. Czarnoksiężnik nie pocieszał jej, ale był cierpliwy i poczekał aż skończy.
- Wiesz, że muszę z nim porozmawiać - zaczął mówić - Nieważne gdzie się znajduje. Wiesz chociaż coś o tym, co miał zrobić dla mnie?
- Nie - Marika przestała płakać – Nie rozmawialiśmy o tym. Przepraszam Ergo, ale to wszystko stało się tak szybko. Jesteśmy wdzięczni za to co zrobiłeś dla nas i naszej córki, ale nie możemy ci pomóc. Niestety odkąd jest więźniem nawet z nim nie rozmawiałam, chociaż próbowałam. Może gdybyś trochę poczekał.
- Nie! - odpowiedział Szkarłatny – Nie zamierzam czekać. Dostane się do kopalni i sam porozmawiam z Dastem. Potem go uwolnię i razem uciekniecie.
- To zbyt niebezpieczne - powiedziała Marika - Można tam się dostać, ale uciec się nie da. Dast zawsze to powtarzał. W przeszłości udało się uciec kilku, ale ostatnim razem udało się to piętnaście lat temu. Od tego czasu zabezpieczenia są...


Przerwał jej wchodzący tylnymi drzwiami młody na oko dwunastoletni chłopak. Zdziwił się na widok Ergo. Przez chwilę stał w milczeniu a potem powiedział:
- Pani Mariko! To on! Intruz którego szukają! On może być niebezpieczny! Biegnę po strażników!

- Nie - zawołała Marika, podbiegła do chłopaka i go zatrzymała - To znajomy. Nic nam nie zrobi, ale nikt nie może wiedzieć, że on tu jest.
Chłopak się uspokoił. Czarnoksiężnik wstał a chłopiec mu się przyjrzał. Młodzieniec rzekł:
- Dziwne. Wcale nie jest niski i ubrany na szaro. Strażnicy mają ten opis jakiś niedokładny.
- Co? - zapytała Marika - O czym ty mówisz? - Ergo zrozumiał natychmiast.
- Jest jeszcze jeden intruz – odpowiedział Wojownik - Dlatego opis się nie zgadza.
Bohater rozejrzał się za strychem po suficie, który był w domu Dasta. Przemówił:
- Potrzebuje map kopalni i to możliwie jak najwięcej i jak najdokładniejszych. Dasz rade je zdobyć?
- Tak - odpowiedziała Marika - Nawet jeszcze dzisiaj, ale nadal uważam, że to szaleństwo
- Zdobądź mapy - powiedział - Ja się zajmę resztą - zaczął otwierać drzwiczki w suficie - Dopilnuj też, aby nikt o tym nie wiedział - tu spojrzał w stronę chłopaka, po czym podciągnął się na strych i wyszedł na dach.

Przeskakiwał z dachu na dach, starając się zachowywać cicho. Z daleka zauważył strażników prowadzących kogoś. Najwidoczniej złapali intruza. Podkradł się bliżej dachami tak, że nie tylko mógł widzieć akcje z bliższa, ale i słyszeć. Wychylił się i ujrzał jak strażnicy popychają kogoś na ścianę jednego z domów i zadają mu pytania  typu "Kim jesteś?!" i "Co tu robisz?!". Ergo przyjrzał się złapanemu.

Był to Kar.

Karson to chłopak którego poznał w Erkhan. Ten sam, który chciał z nim podróżować. Ubrany w szarą koszulę i ciemne spodnie, stał otoczony przez strażników pod ścianą. "Co on sobie myśli?", "Jak mu się udało mnie znaleźć?", myślał Wojownik. Wiedział, że przybył za nim. Kar był przestraszony a Wojownik wiedział, że chłopaka nie czeka nic ciekawego. Zastanawiał się czy mu pomóc. W końcu zdecydował.
Strażnicy kontynuowali przesłuchanie. W końcu, gdy któryś kazał go zabrać i wspomniał coś o biczowaniu, nagle wylądował obok nich mały przedmiot, niewiele większy od kostki do gry. Popatrzyli na niego a ten rozchylił trzy małe otwory i wytoczył się z niego dym. Zrobiło się go tak dużo, że strażnicy zaczęli się dusić. W końcu było go tak wiele, że niebiescy już nic nie widzieli. Ergo zeskoczył z budynków chwycił Kara za rękę i pociągnął go za sobą. Oszołomiony chłopak, gdy tylko się zorientował, zaczął uciekać za bohaterem. Strażnicy wyszli z dymu i zaczęli się rozglądać
, ale nigdzie nie było ich widać.


Część 2

- Co ty tutaj robisz? - spytał Kara Wojownik, stojąc naprzeciwko niego na skalistej polanie, z daleka od wioski - Jak mnie znalazłeś? 
- To jest moja mała tajemnica - odpowiedział. Ergo rozłożył swój miecz, który zabłysnął czerwonym ogniem, w niektórych miejscach ostrza zamiast stali, jakby płynący za szybą. Przyłożył mu go w pobliżu gardła a ten się zreflektował i zmienił zdanie - Ten od którego wynająłeś konia, to mój znajomy. Miał drugiego. One były rodzeństwem. Konie nie miały problemu ze znalezieniem siebie, więc wynająłem drugiego i tak się znalazły.
Szkarłatny wiedział, że konie posiadały świetną nawigację i łatwo odnajdywały drogi do domów, czy innych obiektów, lub właścicieli. Postanowił schować broń.
- Czy tobie się wydaje, że to zabawa - powiedział Ergo - Gdyby nie ja, już byś był biczowany a jeszcze dziś, pracował w kopalni i to dożywotnio.
- Byłem sprzedawcą w sklepie więc..
- Praca w mieście to jak leżenie, w porównaniu do pracy w kopalni - przerwał mu Ergo - Ludzie tam umierają szybciej niż towar schodzi w sklepie.
- Zostawiłeś mnie a powiedziałeś, że mogę z tobą iść.
- Powiedziałem tak, żebyś się odczepił - odparł - Nie zamierzam cię niańczyć albo uczyć. Działam sam.
- W Erkhan uratowałem ci życie.
- Ja uratowałem cie teraz. Nie wytrzymałbyś długo w Ekrze. To by była powolna i bolesna śmierć. Więc jesteśmy bardziej niż kwita. Wracaj do domu.
- O nie! - zaprzeczył - Będziesz musiał mnie
do tego zmusić!
Wojownik spojrzał na Kara jakby to było wyzwanie. Chłopak pożałował tego co powiedział.
- Dobra - rzekł Ergo - Jak chcesz się bić, to niema sprawy. Zaczynaj!
Kar pomyślał chwile i doszedł do wniosku, że to nie taki zły pomysł. Nie pokona Szkarłatnego Wojownika, ale może udowodni mu, że jest dość dobry, żeby go uczyć.
- Wiesz co. Czemu nie.
Ustawili się i Ergo kazał Karowi uderzyć. Chłopak uderzył prawą ręką w jego brzuch. Ten nie blokował. Przyjął cios nawet się nie poruszając. Kar powtórzył cios, ale stało się to samo.
- Widzisz. Nawet nie muszę cię blokować - powiedział bohater - Twoje ataki są za słabe.
- To przez twój pancerz! Jest za silny! - usprawiedliwiał się Kar.
- Nie sądzę - odrzekł. Kar, w końcu się zdenerwował i zaatakował. Wojownik tylko go chwycił i wykonał prosty ruch a chłopak poleciał na ziemie. Wstał i podjął kilka kolejnych prób ataku, ale zostały one odparte z łatwością a chłopak, za każdym razem lądował na ziemi. Zrezygnowany się podniósł. Ze smutną miną opuścił głowę.
 

***

Ergo rozbił kolejny obóz i pozwolił zostać Karowi na noc. Rozpalił ognisko tak samo jak wczoraj, co zdziwiło chłopaka.
- Ty naprawdę umiesz wytwarzać ogień z niczego? Jak to robisz? - zapytał. Wojownik nie odpowiedział. Zjadł spóźnioną kolację i podzielił się z Karsonem. Po kolacji, kazał mu pilnować koni i poszedł do Mariki po mapy. Już w wiosce przemykając się zobaczył jak chłopak, który go nie posłuchał, nieudolnie go śledzi. W końcu, gdy jego głowa wystawała z za worków, obrócił się i podparł o skrzynie, patrząc na niego.

- Widać mnie? - Kar zrobił głupkowatą minę, gdy się zorientował, że jest widoczny, po czym zrobił się czerwony jak burak.
- Coś ci nie wyszło to skradanie - powiedział bohater drwiąco - Idzie ci to prawie gorzej niż walczenie - zmienił ton z drwiącego na poważniejszy - Co tu w ogóle robisz?
- Myślałem, że możesz wpaść w tarapaty a ja ci będę mógł pomóc - odpowiedział.
- Z twoimi umiejętnościami, to jeszcze mi dodasz roboty - odrzekł Wojownik.

Ergo mimo to wziął Kara i poszli do chaty razem. Marika otworzyła a Szkarłatny przedstawił go jako pomocnika, któremu można zaufać, co chyba się mu spodobało. Czarnoksiężnik wziął mapy i przekazał kilka informacji na osobności kobiecie. Następnie wrócili do obozu.

Ergo długo przeglądał mapy. Kar siedział w milczeniu, aż w końcu zapytał:
- Nazwałeś mnie zaufanym pomocnikiem. Czy to znaczy, że...
- Nie - przerwał - Musiałem to powiedzieć, żeby ją nie niepokoić.
- Czemu w ogóle jej pomagasz? - zapytał Kar - Chcesz uwolnić jej męża z więzienia? Po co?
- Dast - zaczął Czarnoksiężnik - Jej mąż. Ma cenną dla mnie informacje, którą miał zdobyć. Normalnie wszyscy urodzeni tutaj mężczyźni, pracują jak górnicy. Ich synowi jako jednemu z nielicznych udało się wyjechać. Ich córka miała mniej szczęścia. Spodobała się jednemu ze strażników więziennych. Uratowałem ją. Na prośbę Dasta wywiozłem ją do cioci w miasteczku, gdzie będzie miała lepsze życie. W zamian, zgodził się zdobyć dla mnie tę cenną informację.
- Co to za informacja? - spytał.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział - Muszę z nim porozmawiać. A skoro i tak tam będę, to czemu by go nie uwolnić.
- W takim razie, jeśli mi nie ufasz, to po co mi to mówisz? - zapytał Karson.
- Gdyż do mojego planu potrzebuje drugiej osoby - powiedział Ergo. - Mam dla ciebie propozycje. Udzielę ci lekcji jak walczyć, a ty wykonasz moje polecenia. Nie będzie to nic trudnego. Tylko parę dostarczeń. To jak zgadzasz się?
- Pewnie - odpowiedział - Co to za plan?
- Myślałem, żeby podać się za strażnika, albo zrobić atak na kopalnie i odbić go przy użyciu brutalnej siły - odparł bohater - Tylko te sposoby są dość ryzykowne. Zwłaszcza drugi. W pierwszym i tak potrzebuje drugiej osoby, aby mi dostarczyła mój sprzęt. Nie przemycę go jako strażnik.
- A więc chcesz udawać strażnika? - zapytał chłopak.
- Nie - odrzekł - Więźnia. Strażnicy się znają i jest to dość ryzykowne. Kopalnia jest duża i będę potrzebował czasu, aby znaleźć Dasta. Zaczynamy jutro więc się wyśpij.
- A co z moją lekcją? - upomniał się Karson.
- Kiedy chcesz to zaczniemy - odpowiedział - Nawet teraz.
- Dobra w takim razie zacznijmy od razu - wstali i poszli kawałek dalej, gdzie sięgało światło ognia a było bezpieczniej w razie nieprzewidywanych upadków. Ergo kazał mu zaatakować. Kar uderzył. Wojownik zablokował cios do wewnątrz, odbijając rękę Kara.
- Au. To bolało - powiedział chłopak.
- Bo miało boleć - odrzekł - Blokuj tak, aby przeciwnik cierpiał kiedy cię uderza. Wtedy mu się odechce. A jak nie, to przynajmniej będzie bolała go ręka. Po razie się tym nie przejmie, ale po paru razach, to już co innego.
Kontynuowali trening. Czarnoksiężnik uczył go jak zadawać ciosy. Chłopak źle je wyprowadzał, gdyż uderzał bez celowania i to tylko samą ręką. Szkarłatny powiedział mu, aby zniżał się lekko i wyprowadzał cios z ramienia. Uczył go jak stać i jak nie stać. Jak trzymać ręce, aby mógł łatwo zablokować atak i ochraniać słabe punkty.
Trenowali Jeszcze przez jakiś czas podstawy, aż wreszcie Karson miał dość i poszli spać.



 Część 3

Następnego dnia obejrzeli teren w okolicach kopalni. Starali się być niezauważalni. Ergo wtajemniczył Kara we wszystkie szczegóły, które mu były niezbędne, aby wykonać swoją część zadania. Po południu obydwoje pojawili się w miejscu obozu. Kar przyszedł, gdy Wojownik był już przebrany. Miał na sobie szarą długą koszule i brązowe spodnie a także ciężkie brązowe buty, podobne do jego własnych. Złożył ubranie i cały swój sprzęt w dwie kupki i zawinął. Potem wyciągnął z kieszeni swój rubinowy kryształ.
- Pamiętaj. Ten klejnot jest najważniejszy. Jeśli go zgubisz, ukradniesz, lub sprzedaż, znajdę cię i zabiję. Podobnie jak w przypadku każdej innej części moich rzeczy, ale w przypadku tego, zginiesz powoli i boleśnie. Najlepiej w ogóle go nie ruszaj.
- Dobra - odpowiedział - Cierpienie i bolesne męki a potem bolesna śmierć jeśli coś zepsuję. Zero presji - zachichotał.
- Kar - powiedział Ergo i spojrzał na niego poważniej - To nie był dowcip.
- Hej! - zawołał Kar gdy spojrzał Wojownikowi w oczy i zauważył, że są szare - Czy mi się zdawało, czy ty miałeś czerwone oczy?
Ergo westchnął i wstał oddając mu swoje rzeczy. Po drodze wspomniał jeszcze raz o klejnocie i o tym, żeby go pilnował najlepiej nie wyjmując. W końcu zostawił go i poszedł w stronę wioski. Zauważył niebieskich strażników i podszedł do nich.

Czas rozpocząć przedstawienie.
- Witam drogich panów - powiedział udając kompletnie pijanego - Mam dzisiaj potrzebę, aby z wami zatańczyć. Czy mogę prosić panów do tańca - Chwycił jednego z nich jakby faktycznie miał zamiar z nimi tańczyć. Posmarował się nawet płynem zn alkoholem, żeby być bardziej wiarygodnym. Niestety, albo raczej na szczęście dla bohatera do tańca nie doszło. Jak tylko chwycił strażnika, ten uderzył go łokciem w twarz. Udawał pokonanego i leżał na ziemi udając, że zwija się z bólu. Jego plan podziałał. W mniej niż godzinę później, czekał już w celi i miał gwarantowany pobyt w kopalni dagrantium. Przyszedł strażnik i wylał mu wiadro zimnej wody na twarz. Zabrał go do korytarza budynku a tam już na niego czekał zarządca. Choć go nie znał, domyślił się kim jest. Wojownik nie był zakuty w kajdany i prowadziło go dwóch strażników. Najwidoczniej nie uznano go za niebezpiecznego. Pomyślał, że gdyby jego celem było zabić zarządcę, była by to całkiem łatwa misja.
 

- Nazywam się Henrin i jestem zarządcą tego miejsca. Od teraz będziesz jednym z naszych pracowników i przyzwyczajaj się, bo tutaj zostaniesz długo - zarządca zaczął iść a strażnicy popchnęli Ergo, aby szedł za nim – Nie wiem skąd się tu wziąłeś i czego chcesz, ale kiedy przekroczyłeś próg mojej wioski i znieważyłeś moich żołnierzy, wydałeś na siebie wyrok dożywotniej pracy w tej kopalni - szli przez korytarz strażnicy, z której rozciągał się widok na kopalnie. Całkiem ładny widok. Nieźle, jak na obóz śmierci. Henrin szedł dalej i kontynuował - Wydobywamy tu dagrantium. Jest to cenny alchemiczny produkt. Rycerze króla Algberta go używają w swoich broniach. To niebieskie w ich mieczach - wytłumaczył prostym językiem - Tyle, że zmieszane z czymś innym. Nie da się uciec z naszej kopalni, jak chcesz to spróbuj a się przekonasz. Tyle, że zapłacisz za to już swoim życiem.

Zatrzymali się i bohater zobaczył mężczyznę, ubranego w specjalny czarny mundur, odznaczony znakami i symbolami. Domyślił się, że był on naczelnikiem.
- O to naczelnik Werenger - powiedział Henrin - Od dzisiaj on będzie twoim bogiem. Jeśli każe ci skakać to skaczesz. A jeśli - tu skinął na strażnika, który uderzył Ergo od tyłu tak, że Czarnoksiężnik upadł na kolana - Jeśli będziesz się obijał, lub rozrabiał to czeka cię kara, t r o c h ę  g o r s z a, niż to uderzenie.
Prowadzono Wojownika w towarzystwie naczelnika, aż wreszcie wprowadzono go na plac. Naczelnik rzucił jeszcze parę uwag na temat kary. Wskazali mu miejsce pracy i nawet nie pokazali jak ma pracować. Po prostu dali mu kilof i kazali odłupywać dagrantium od skały. Pracował w jakimś dolę. Ergo machał kilofem i się rozglądał. Gdy chciał wejść trochę wyżej, strażnik zareagował od razu. Uderzył go biczem w plecy. Piekący ból przeszył jego plecy, rozcinając jego ciało. Wojownik krzyknął z bólu. Zapomniał już, jak biczowanie boli. Strażnik rzucił "Hej! Wracaj na miejsce!" a ten nie miał wyboru.


Było południe a Ergo nadal odłupywał dagrantium w jednym miejscu. Naprawdę nie chciał oberwać biczem, więc starał się pracować "sumiennie". Co prawda było zimno a nie gorąco, ale zapylone duszne i ciężkie powietrze utrudniało oddychanie. Pracował obok kilku innych ludzi, ale domyślał się co grozi za próby konwersacji. Wreszcie kazano mu się przenieść.

Wojownik zmieniał miejsce jeszcze dwa razy i dzięki temu mógł rozglądnąć się po kopalni.
- "Nie sadziłem, że znalezienie tu kogoś, może sprawić mi taką trudność" - pomyślał. Starał się rozglądać tak, aby nie dostać biczem. Kopalnia faktycznie była ogromna i nie dało się zobaczyć wszystkich dokładnie. Przejeżdżający obok z taczkami ludzie, starali się nie zwalniać, chociaż mieli już coraz mniej sił. Ergo dalej nie był w stanie wypatrzyć Dusta. Rąbał kilofem kolejne skałki i zaczął faktycznie czuć się zmęczony. Co prawda trenował i walczył dużo, ale praca zwłaszcza w takich ciężkich warunkach męczyła go szybciej. Współczuł tym, którzy musieli tu pracować, ale nie mógł wyciągnąć stąd wszystkich. Ten dzień nastanie, gdy zdobędzie wszystkie dwanaście klejnotów. Na razie jest za słaby, aby przeciwstawić się całej armii króla zachodu. Musi tylko...
 

Ktoś popchnął go od tyłu tak, że wylądował na twarz ledwo zdążając się podtrzymać. Upadł, nie wypuszczając kilofa. Obrócił głowę i zaczął się podnosić. Pierwszym co zobaczył była czyjaś pięść, uderzającą go w twarz. Cios był tak silny, że upadł, podtrzymując się rękami, upuszczając tym razem kilof. Usłyszał głos strażnika:
- Co tam się dzieje Finch - Ergo obrócił głowę i zobaczył mężczyznę, który go uderzył. Był jakby chodzącą górą mięśni. Obok zobaczył mężczyznę do którego strażnik się zwrócił, Fincha. Był średniej wysokości, miał ciemne włosy.
- Ten tutaj się przewrócił - powiedział Finch - Chcieliśmy mu pomóc - za nim stało jeszcze dwóch ludzi. Wszyscy byli ubrani jak pracownicy kopalni. Strażnik krzyknął "Wstawaj!" i uderzył batem w plecy Ergo. Wojownik się przewrócił, zaciskając zęby z bólu. Uderzanie osłabionego pracownika wydawało się idiotycznym sposobem, aby zmotywować kogoś do wstania. Czarnoksiężnik musiał przyznać, że jednak był efektywny, gdyż już się podnosił. Wstał i zobaczył grupę Fincha i jego kolegów, odchodzących i śmiejących się. Zabrał się do pracy automatycznie, po tym jak poczuł kolejne uderzenie biczem.


Strażnicy kazali mu jeździć z taczkami. Przewoził ciężkie dagrantium w taczkach, Była to o wiele lżejsza robota od "kilofowania", jak nazywali tą czynność udręczeni górnicy. Jechał po kolejnym stromym zboczu i zobaczył grupę Fincha. Przyczepili się oni tym razem do kogoś innego. Młody chłopak, miał około piętnaście lat. Szedł z taczkami. Umięśniony kolega Fincha, podszedł od tyłu i uderzył go z boku ramieniem. Uderzenie wywróciło go i potoczył się po nierównym zboczu. Jego taczki wywróciły się i cała ich zawartość wysypała się.
- Patrz jak chodzisz łamago - powiedział Finch. Jego grupa śmiejąc się, odeszła. Ergo zostawił swoje taczki i podszedł do chłopaka, który już wstał i ze strachem w oczach ładował szybko towar. Zapewne bał się, że strażnik go zobaczy i oberwie batem. Szkarłatny pomógł mu ładować.
- Miłych masz kolegów - powiedział Wojownik.
- Tak - uśmiechnął się krzywo chłopak - Finch terroryzuje wszystkich. Myśli, że jak mieszka w wiosce, to mu wszystko wolno. Mimo, że jest wieśniakiem, on i jego przygłupy pozwalają sobie na znacznie więcej niż inni. Nie wiem nawet czemu strażnicy im na to pozwalają.
- Mam do ciebie pytanie - rzekł Ergo, ładując szybko towar, gdyż sam nie chciał oberwać – Nie wiesz gdzie mogę znaleźć więźnia imieniem Dast?
- Nie znam tu wszystkich - odrzekł chłopak - Ale Karl zna wszystkich. To ten na górze z kilofem - wskazał na opalonego umięśnionego i tęgiego mężczyznę pracującego w oddali - On zna tu wszystkich i też nie lubi, ani Fincha, ani jego kolegów. A zwłaszcza strażnika imieniem Kelet. On jest najgorszy. Zresztą spójrz!

Popatrzyli w lewo i zobaczyli jak w oddali jeden ze strażników, bardzo bije jakiegoś więźnia biczem.
Skończyli ładować. Chłopak podziękował a Ergo wrócił do pracy

Przyszedł czas na posiłek. Wojownik był już w jadalni. Zauważył Karla przy stoliku i wolne miejsce obok niego. Był głodny, więc dziwnie pachnącą owsiankę zjadł do połowy, zanim jeszcze usiadł przy stole.
- To miejsce jest zajęte - powiedział Karl, gdy ten usiadł na wolnym miejscu. Ergo jedząc zapytał:
- Szukam kogoś. Ma na imię Dast. Podobno znasz tu wszystkich. Wiesz gdzie on jest?
- Czy ja ci wyglądam na tablicę informacyjną? - odpowiedział Karl, ale zanim Czarnoksiężnik zdążył odpowiedzieć, ktoś zepchnął mu miskę z owsianką na ziemie. Gdy tylko popatrzył się, zobaczył Keleta, który uderza go w twarz backfistem. Szkarłatny spadł z krzesła na ziemie.
- Ty nowy! Nie spoufalaj się! - powiedział Kelet - Jeszcze się nie znamy. Nazywam się Kelet i zostanę twoim ulubionym strażnikiem - kopnął go, gdy ten próbował wstać - A tak. Dzisiaj nie dostaniesz jedzenia - kopnął go jeszcze raz - Masz przydział we wnętrzu kopalni. Jak cię zobaczę na zewnątrz to przytulisz się z moim batem.


Kelet odszedł i wskazał na innego strażnika, który zaprowadził Czarnoksiężnika do jaskiń kopalni. Było tam jasno i niebiesko. Wszystko błyszczało za sprawą dagrantium. Był to całkiem piękny widok. Ergo zobaczył więźniów jak zdrapują ze ścian pył dagrantium. Widział w innym miejscu innych machających kilofem i wykłuwających cenny niebieski surowiec. On woził na taczkach to, co oni wykłuwali, lub wydrapali. Po mimo imponującego niebieskiego naturalnego światła, praca w zapylonym miejscu z czasem robiła się coraz cięższa. Wojownik nie wiedział jakby wytrzymał, gdyby od razu kazali mu "kilofować" cały dzień w tym miejscu. Po kilku godzinnej pracy czekał już tylko na zmrok. Kazano mu wywieźć dagrantium na zewnątrz. Zawiózł taczki i zobaczył, że dzień dobiega końca. Patrząc na niebo nie zauważył jak muskularny kolega Fincha uderza go od tyłu w kręgosłup. Ergo upadł. Wstał, ale Finch popchnął go nogą tak, że przetoczył się kawałek dalej.
- Co tam u ciebie nowy - powiedział Finch - Dawno się nie widzieliśmy. Gork pokaż koledze jak jestem radosny, że go widzę.
Umięśniony kolega Fincha, Gork, podszedł do niego. Tym razem Wojownik nie zamierzał się dać bić. Wstał i przystąpił do walki.
 

Gork uderzył Ergo a ten zablokował i złapał rękę wroga, pociągnął ja i zakręcając nią w powietrzu, sprawił, że Gork wylądował na ziemi. Wieśniak wstał i ruszył dalej. Chwycił Wojownika dwoma rekami za koszule, ale bohater rozciągnął jego ręce na boki kopiąc go w kroczę i rzucając nim. Czarnoksiężnik zdarł z siebie porozcinaną przez baty koszulę, gdyż mu przeszkadzała. Gork znowu wstał a między nimi, zaczęła się gromadzić coraz większa ilość górników, którzy chcieli obejrzeć starcie. Siłacz zaatakował tym razem nie lekceważąc przeciwnika. Na początek uderzył w umięśniony brzuch Ergo. Wojownik przyjął cios. Potem kontynuował serię. Czarnoksiężnik blokował jego ciosy pięścią i oddał mu kilka. Ciosy wydawały się nie zadawać wiele uszkodzeń posiadającemu więcej masy przeciwnikowi. Bohater też nie wydawał się mieć problemów z przyjmowaniem ciosów, dlatego niektórych nawet nie blokował. Gork dostał parę ciosów w twarz, podczas gdy szkarłatny dostawał tylko w tułów. W końcu przechwycił cios, złapał rękę Gorka i pociągnął ją w swoją stronę, uderzając rąbnięciem otwartej dłoni w jego twarz. Następnie, obniżył go, trzymając za rękę i ramię, po czym kopnął kolanem w twarz.
 

Finch dołączył do zabawy popychając Ergo. Ten zablokował kilka jego średniej jakości ciosów pięściami i oddał serię swoich, zakończoną łokciem w twarz. Gdy ten się cofnął, bohater odepchnął go kopnięciem prostym w brzuch a potem potraktował trzema kopnięciami okrężnymi w twarz, zmieniając nogi za każdym kopnięciem. Gork podniósł się i zaczął atakować. Finch też ruszył. W tym czasie grupa walczących była już w środku kółeczka, otaczających ich górników. Czarnoksiężnik zaczął się przemieszczać tak, aby jeden z wrogów, był ciągle za plecami drugiego. W ten sposób nie musiał walczyć z obydwoma naraz. Odepchnął nacierającego Gorka, usuwając się w bok i uderzył prostym kopnięciem w twarz Fincha i wykończył okrężnym z prawej nogi, powalając przeciwnika. Gork zaczął nacierać, ale Wojownik podbiegł do niego i wyskoczył, chwytając się jego ramion, nokautując go kolanem przy wyskoku.
Obydwoje przeciwników leżało na ziemi. W końcu wszyscy usłyszeli głos naczelnika:
- Co tam się dzieje!?

Wszyscy się obejrzeli. Ergo odkrzyknął "Przewrócili się".



***

Ergo jeszcze tego dnia "kilofował" na powietrzu. Otrzymał gratulacje od kilku górników. Najwidoczniej Finch denerwował wielu ludzi. Fincha i Gorga wzięto do przychodni w wiosce. Byli wieśniakami, więc należała im się jakaś opieka medyczna, w przeciwieństwie do więźniów. Nawet strażnicy go już nie poganiali. Niektórzy z nich też oglądali walkę. Korzystając z odrobiny swobody, bohater podszedł do Karla, chociaż pracował dalej od niego. Karl zaczął:
- Niezła walka. Już dawno czekałem, aż ktoś mu dowali.
Czarnoksiężnik chciał odpowiedzieć, ale przerwał, gdyż zauważyli w oddali, kolejny pokaz brutalności Keleta.
- Jeszcze przy okazji możesz sprać Keleta - dodał Karl - Nikt po nim płakać nie będzie.
- To może teraz zechcesz mi pomóc odnaleźć Dasta? - zapytał Ergo.
- A co od niego chcesz? - zapytał.
- To mój przyjaciel - odparł - Muszę go o coś zapytać.
- Jest w niższej części kopalni - powiedział Karl - Normalnie to niemożna tam się dostać. No chyba, że pójdziesz tam pracować. Tylko, że stamtąd się nie wraca.
- Wiesz jak tam się dostać? - zapytał Wojownik.
- Mogę ci to załatwić - zaproponował Karl - Tylko, że potem nie wrócisz już tutaj. A nie sądzę, że praca tam jest bardziej lekka.
- Nie szkodzi - odpowiedział Ergo - Byle bym tam trafił.



Część 4

Noc z ranami na plecach była ciężka. Ergo nie mógł zasnąć. Jaskiniowa, zimna cela nie ułatwiała tego. Miał przynajmniej koszulę, którą dostał od chłopaka, któremu pomógł wcześniej, ale i tak było za zimno. Miał w myślach widok kopalni nocą. Na zewnątrz wyglądała imponująco. Wszędzie niebieskie światło rozświetlało kopalnie po całej szerokości. Ciężko mu było zasnąć, lecz w końcu się udało.
Nazajutrz strażnicy odprowadzili go w specjalne miejsce. Szkarłatny przeszedł przez tą samą konwersację i tą samą drogę co Dast. Domyślił się, że Karl dotrzymał słowa i właśnie zmierza tam, gdzie teraz znajduję się jego znajomy. Minęli dwie niskie strażnice idąc korytarzem, gdzie grota się rozszerzała, czyniąc to miejsce wielkie jak sala balowa. Próbował zapamiętać drogę. Po zastanowieniu się odkrył, że miejsce gdzie się znajduje, jest tunelami, których nie było na mapach od Mariki. Wprowadzono go i innych więźniów do wielkiej groty. Od razu poczuł powiew świeżego powietrza i popatrzył w górę. Pomieszczenie było bardzo wysokie. Na samym szczycie był wielki otwór. Jakby świetlik. Tyle, że bardzo duży. Czarnoksiężnik poznał Naltrima, który rządził w tym miejscu. Nie wydawał się przyjemniejszy od reszty. Wojownik został oddelegowany do pozostałych, już pracujących więźniów. Około sześćdziesięciu więźniów stało i patrzyło
się na nich. Wśród nich dostrzegł Dasta. Górnik od razu go poznał. Tak przynajmniej wynikało z jego miny.

- Co się gapicie. Do roboty - powiedział Naltrim po czym uderzył jednego z więźniów swoim biczem. Podczas pracy Ergo ustawił się tak, aby mógł pogadać z Dastem.
- Ergo - powiedział Górnik - Co ty tu robisz? Skąd ty się tutaj wziąłeś?
- Wpadłem pogadać - odpowiedział Ergo – Poza tym dawno nie miałem wakacji.
- Niemożliwe! - uderzając kilofem, powiedział Dast - Jak udało ci się tutaj dostać!?
Świst dwóch strzałów z bicza przeszył powietrze. Obydwoje oberwali od Naltrima.
- Do roboty! Nie gadać! - krzyknął. Czarnoksiężnik i górnik bezsłownie uznali, że poczekają z konwersacją. W końcu, gdy nastał czas przerwy, dwójka usiadła i podzieliła się niewielką dawką suchego chleba. Oparli się o zimną skałę, która łagodziła częściowo ich ból. Dast zaczął:
- Jak tu trafiłeś?
- Nieważne - odpowiedział Ergo - Ważne jak stąd uciekniemy.
- Stąd się nie da uciec Ergo - oznajmił smutno górnik - Nawet ty nie dasz rady.
- Mam mapy od Mariki - odparł - Na początku nie mogłem ich skalibrować, ale kiedy znalazłem...
- Widziałeś ją? - przerwał mu Dast - Co u niej?
- Samotna, biedna i czekająca na swojego męża - wymienił - Więc może wreszcie uciekniemy stąd i sprawisz, że przestanie taka być.
- Nie wiesz co bym dał, aby tylko móc ją zobaczyć - rzekł mężczyzna – Nie da się stąd uciec. To niemożliwe.
- Oglądałem mapy - odparł Czarnoksiężnik - Wynika z nich, że jesteśmy gdzieś u podnóża góry Tokhan.
- Sam się długo nad tym zastanawiałem - odpowiedział - Chyba masz rację.
Ergo wziął kolejny kęs chleba. Był suchy i chyba spleśniały, ale nie jadł śniadania, więc wydawało mu się, że to najlepszy chleb, który jadł w życiu. Zanim zdążył przeżuć, by odpowiedzieć rozległ się ryk niesiony echem.
- Co to było? - zapytał bohater.
- Smok - odpowiedział górnik.
- Mają tu smoka? - zdziwił się Czarnoksiężnik.
- Używają go do stapiania różnych rzeczy - rzekł Dast - Jest przywiązany, ale i tak mają mu wkrótce obciąć skrzydła. Tak na wszelki wypadek. Nie wiem Ergo co oni tu wydobywają, ale to coś jeszcze. Coś innego oprócz dagrantium. Jest czarne i raczej maziste. Nie wypuszczają stąd nikogo, więc chcą utrzymać to w tajemnicy.
- Ciekawe - odpowiedział - Ale teraz chce zobaczyć smoka.
- Hej - Dast dopiero teraz zauważył spoglądając na Wojownika z bliska - Czy ty nie miałeś czerwonych oczu?
Czarnoksiężnik zignorował pytanie i wstał, nadal jedząc. Podeszli by zobaczyć majestatyczne stworzenie. Zielono-skóry smok z rogami i paszczą wył i dmuchał na kamienie rozpalając je, zmuszony przez strażników w jakimś niewiadomym celu. Smok znajdował się niżej o jakieś kilka dobrych mil od Ergo i Dasta.
 

***

Oboje pracowali teraz w miejscu, gdzie mieli dobry widok na smoka. Istota drzemała. Ergo próbował przekonać górnika, że ucieczka to najlepszy pomysł i mogą ją rozpocząć od zaraz. Ten odmawiał. W końcu usłyszał ich Tex.
- Chcecie uciekać. Mogę z wami? - Tex powiedział to za głośno. Strażnik, który ich nadzorował usłyszał słowo ucieczka. Chwycił chłopaka i rzucił go na ziemie.
- Jaka ucieczka! Gadaj! - krzyczał na niego. Wyciągnął swój bicz - Jak nie chcesz powiedzieć, to wyduszę z ciebie odpowiedź!
Ergo przejął inicjatywę. Koniec przekonywania. Miał dość strażników, tej pracy i tego miejsca.
- To nie on chce uciekać, tylko my głuchy kretynie! - powiedział do strażnika z biczem - Znudziła nam się ta kopalnia i myślę, że czas się stąd wynosić.
Strażnik spojrzał na niego. Takiego śmiałego odzewu się pewnie nie spodziewał. Uderzył biczem. Wojownik był za blisko i udało mu się złapać bicz.
- Wiesz co idioto - rzekł do niego bohater - Mam już dość was i tego biczowania. Może dla odmiany się zamienimy.

Czarnoksiężnik doskoczył do strażnika i kopnął go szybko kopnięciem prostym, odpychając go. Strażnik uderzył lewą ręką a ten ją złapał i obwiązał biczem. Następnie obszedł strażnika od tyłu, zawiązując bicz na jego szyi i zaczął go dusić. Kolejny strażnik, wkraczający na scenę, zaatakował biczem, ale bohater uchylił się zasłaniając strażnikiem, którego trzymał tak, że ten oberwał za niego. Wyciągnął wolną, lewą ręką "rozjemcę", od trzymanego strażnika i rzucił nią w atakującego. Ostrze zakręcając się podczas lotu, trafiło idealnie w jego szyję, gdzieś w okolicy tętnicy. Duszony strażnik, stracił w końcu przytomność. Wojownik ściągnął po jego bat i ruszył na trzeciego strażnika, który właśnie się pojawił. Strażnik z batem zaatakował Ergo. Ten odparowywał jego broń swoim biczem. Kontrując trzeci atak, odbił od razu swój bicz od jego bicza, uderzając go w gardło. Strażnik chwycił się za gardło a Wojownik uderzył kilka razy w różne miejsca na jego ciele, co sprawiało, że zaczął zwijać się na ziemi z bólu. Na wyższym poziomie, pojawili się kolejni dwaj. Jeden miał kusze. Czarnoksiężnik uderzył tego po swojej lewej biczem a potem tego jednego z kuszą po prawej. Zawinął bicz
wokół nogi tego z lewej. Pociągając go w dół a strażnik stoczył się po skarpie. Bicz uwolnił się sam, dzięki temu mógł zaatakować nim drugiego i kilkoma uderzeniami znokautował również i jego. W między czasie, więźniowie orientując się co się dzieje, zaatakowali kolejnego strażnika, który chciał dołączyć do zabawy. Byli za blisko, by użył bicza, więc sięgnął po miecz, ale żądni zemsty więźniowie już go dopadli. Również następny ze strażników, który zaczął pojedynkować się z Ergo na bicze, został pochwycony przez nich. Przytłoczony liczebnością więźniów, łatwo został pokonany. Strażnicy z brutalnością byli bici przez więźniów, którzy z radością, wreszcie mogli się odegrać na oprawcach.

Na scenę wkroczył Naltrim. Zeskoczył na poziom gdzie zaczął się bunt, po drodze biczując kilku więźniów. Rozpoczęło się starcie. Ergo odpierał ataki bicza Naltrima swoim i próbował sam zaatakować, ale ten też odbijał jego ciosy. W końcu bicze się splątały. Przez chwile obydwoje się mocowali, próbując przeciągnąć drugiego na swoją stronę, ale
Czarnoksiężnik wykorzystał mocniejsze pociągnięcie strażnika i rzucił się na niego. Rzucając kolejnym "rozjemcą", tym razem prosto, pobiegł w jego stronę. Strażnik uchylił się przed ostrzem, ale dzięki temu jego przeciwnik miał dość czasu, by do niego dobiec. Wojownik natarł na przeciwnika popychając go. Naltrim wylądował na plecach i przetoczył się do tyłu, ale jak już wstał, zdążył dobyć miecz i machnął nim od razu. Bohater zrobił unik, potem zrobił kolejny i doskoczył do strażnika łapiąc jego rękę i posyłając krótki cios w twarz, backfistem. Pociągnął w bok rękę z mieczem Naltrima, trzymając go za ramię. Pochylił go i kopnął w tułów dwa razy, potem kopnął w rękę z mieczem wybijając go z niej. Zataczając do przodu nadal pochylonym strażnikiem, rzucił nim. Ten przetoczył się, wstał i wyciągnął "rozjemcę". Szkarłatny sam się przetoczył, aby sięgnąć leżący bicz, który zauważył nieopodal i w mgnieniu oka go podniósł. Po przetoczeniu zatrzymał się, klękając na jedno kolano. Zadał cios biczem w strażnika, wytracając mu broń. Powstał i zaczął biczować bezbronnego Naltrima. Zadawał ciosy tak, aby strażnik poczuł jak to jest być biczowanym na własnej skórze w najbardziej bolesny sposób, jaki się dało. W końcu jednym celnym ciosem bicza podciął gardło Naltrima. Strażnik padł na ziemie a Ergo pozostawił go, aby ten umarł szybką, lecz bolesną śmiercią.

Czarnoksiężnik zabrał Dasta i razem udali się w stronę korytarzy. Pędzili przez labirynt a Ergo szukał właściwego przejścia. W końcu biegnąc przez korytarz, zauważyli pole starcia przez jakieś naturalnie zrobione okienka, gdzie już zdążyło dostać się kilku więźniów.
Był to ślepy zaułek. Wojownik spojrzał w górę. To dokładnie tutaj chciał się znaleźć. Podniósł rękę na wysokość klatki piersiowej. Zacisnął rękę i rozłożył, wywołując małą falę ognia i formując ja w kulę. Nie był to jednak jego czerwony ogień. Był to zwykły żarzący się żółtopomarańczowy ogień, który można było zobaczyć po chociażby zwykłym zapaleniu zapałki. Ergo wystrzelił kulę ognia przez naturalny świetlik.
- Co teraz? - zapytał Dast.
- Teraz czekamy - odpowiedział Czarnoksiężnik. Czekali tak przez chwile, aż wreszcie ukazała się w świetliku twarz Kara. Bohater rzucił "Co tak długo!". Chłopak zrzucił mu zgodnie z planem część jego sprzętu. Ten rozwinął dwa paski, założył je na siebie. Założył również swoje ciemnozłote bransolety z rubinowymi kryształami w środku.
- Słyszę ich! Nadchodzą! - powiedział ze strachem w głosie Dast.

Szkarłatny przepatrzył małe kieszonki w paskach a potem popatrzył w górę na Kara.
- A gdzie mój klejnot!? - zapytał wściekły.
- Eee. Zostawiłem go przy tamtej skale - odpowiedział chłopak.
- Miałeś go nie ruszać! - krzyknął wściekły - Biegnij po niego.
Wtedy wparowało kilku strażników. Ergo rozłożył miecz, który trzymał przy dolnej części pleców. Tym razem nie zaświecił czerwonym ogniem jak zwykle. W ogóle nie zaświecił. Mimo to Wojownik odparł ataki i pokonał strażników. Wysłał kilka ognistych kul w stronę przeciwników podczas walki, ale te też były zwykłego koloru i
Czarnoksiężnik wydawał się wywoływać je wolniej. Gdy skończył spojrzał na twarz Kara wystającą z dziury.
- Na co czekasz!? - zapytał - Biegnij po niego!
- Dobra. Tylko, że to zajmie chwile! - odrzekł - Będę za pięć minut!
Odszedł a Ergo zaczął przeklinać pod nosem. Podeszli z Dastem do okienek, żeby obejrzeć pole bitwy i ocenić, czy się przemkną. Wyglądnęli przez okienko i ujrzeli jak strażnicy atakowali ile się dało a więźniowie próbowali walczyć, ale widać było, że byli bez szans. Ostrzeliwani byli przez dwóch strażników z kusz stojących na wieży strażniczej.
- Możesz im pomóc i ich zastrzelić? - zapytał Dast wskazując na jego kuszę.
- Czym? - odpowiedział - Nie mam strzał.
- Od kiedy ty w ogóle potrzebujesz strzał? Przecież strzelasz samym ogniem.

Ergo nie odpowiedział. Spojrzeli na pole bitwy. Zobaczyli Keleta i naczelnika. Obydwoje a zwłaszcza Kelet z łatwością i brutalnością radził sobie z więźniami. Nagle ich zauważył. Wskazał na kilku strażników i pokazał im drogę. Dwójka wycofała się.
Czarnoksiężnik wiedział, że jak najszybciej musi dostać swój klejnot. Tylko on może pozwolić im wydostać się z tej kopalni.
- Zmiana planów - powiedział - Tędy nie uciekniemy. Chodźmy. Muszę wsiąść mój klejnot.
Podeszli do świetlika. Kara nie było a w oddali słychać było krzyki strażników. Nadchodzili. W końcu Karson się pojawił. Zrzucił kryształ. Ergo go złapał. Strażnicy byli już za rogiem. Wokół stóp Czarnoksiężnika, zaczął zataczać się krąg rysujących się czerwonych znaków. Gdy skończyły otoczyła i rozświetliła go czerwona aura. Gdy ten krótki proces się skończył. Ubranie Wojownika zmieniło się. Jego spodnie były czarne a koszula ciemno czerwona.

Strażnicy wparowali. Wojownik wyjął swój miecz, który rozbłysnął krwistoczerwonym ogniem. Zaczął z łatwością siekać i atakować przeciwników. Wyglądało to dwa razy bardziej imponująco, niż poprzednio. Używał kuszy, kuli ognia i miecza. Wszelki ogień tym razem miał swój zwykły kolor. Tym, który Ognisty Czarnoksiężnik zazwyczaj się posługiwał.
- Kar! Idź po nią i spotkamy się przy wielkiej dziurze na zachód stąd! - zawołał do niego Ergo po tym, jak pokonał wszystkich strażników. Chłopak kiwnął głową i zniknął z pola widzenia. Dwójka więźniów zaczęła się cofać.

Wrócili korytarzem do dużej części jaskini ze smokiem. Strażnicy byli tuż za nimi więc musieli uciekać.
- Jesteśmy tutaj uwięzieni! - powiedział Dast - To był twój plan!? Dać się zabić!?
- Tędy! - orzekł ignorując jego pytania. Biegli w stronę przywiązanej linami dużej wzmacnianej deski, którą transportowano ciężkie przedmioty a czasami ludzi. Zanim się na niej znaleźli, Strażnicy wbiegli do groty, zobaczyli ich i rozpoczęli ostrzał z kusz i łuków. Pojawił się również Kelet. Bohater, zasłaniał ataki swoją magiczną tarczą, wytwarzaną przez bransoletę. Gdy znaleźli się na desce transportowej, wyjął i rozłożył swój miecz.
- Co ty chcesz zrobić? - z przerażeniem zapytał Dast.

Ergo wyciągnął z kieszeni szmatkę i chwycił przez nią linę jedna ręką. Drugą trzymającą miecz odciął kilka lin i zaczęli spadać. Zsuwali się szybko, pomimo prób spowolnienia windy szybkobieżnej. Za szybko. Bohater zauważył kanciapę zbudowaną z desek. Były w niej jakieś worki.
- Skacz! Nie damy rade zahamować! - wołał do Dasta. Ten rzucił tylko "Co!?". Popchnął go na kanciapę i skoczył za nim samemu, puszczając linę.
W międzyczasie Kelet, który nie mógł zapomnieć starcia Wojownika, które w oddali oglądał, musiał dorwać go pierwszy. Nieważne jak. Ważne, aby móc się z nim zmierzyć. Chciał go dopaść i pokonać a potem zadawać mu ból, łamiąc mu kości. Zeskoczył po skarpach i złapał się pobliskich skałek. Naczelnik i inni nie mogli uwierzyć w to co robi patrząc, jak ześlizgiwał się powoli w dół.

Ergo otrzepał się i pomógł wstać Dastowi. Strażnicy strzelali do nich, więc musieli szybko ruszyć dalej. Wojownik biegł w stronę smoka a Dast za nim podążał. Smok był odgrodzony naturalnymi półkami skalnymi z trzech stron. Dwie równoległe strony, kończyły się spadem, po którym można było bez problemu wyjść, lub zejść. Pierwsza strona była zaledwie murkiem, ale druga po lewej smoka, ciągnęła się i było tam tyle miejsca, że spokojnie dałoby się tam otworzyć bazar. Szkarłatny zmierzał właśnie tam, ale jeszcze zanim dobiegł do smoka, który rozwścieczony tylko czekał by ich spalić żywcem, zaatakował go Kelet. Smok skupił się na nich, więc Dast, któremu Ergo kazał uciekać, już wbiegał po prawej półce.
Wojownik wyjął bicz. Wraz z Keletem odsunęli się od smoka. Zaczęli wymieniać się atakami z bicza. Czarnoksiężnik zadawał ciosy, ale strażnik odpierał wszystkie ataki. Gdy sadysta zadał kolejny cios, ten sparował i uderzył go w ramię. Strażnik odparł cios i trafił w jego dłoń wytracając mu bicz. Potem Kelet zaczął atakować i Czarnoksiężnik rozbrojony, został zmuszony, aby się cofać. Strażnik celowo się tak ustawił, aby jego przeciwnik wpadł prosto na smoka. Zielony stwór zionął ogniem w Ergo. Bohater zablokował atak bransoletą, wytwarzając swoją magiczną tarczę. Smok zionął cały czas. Kelet wbiegł na lewą półkę i ruszył przez środkową za smokiem, w kierunku placu, na którym chował się za kamieniami Dast.

Kelet szukał Dasta pomiędzy skałami. Nikt mu jeszcze nie uciekł. Chciał najpierw uporać się ze słabszym a Ergo zostawić sobie na koniec. Szedł między skałami i rozglądał się. Wiedział, że jego więzień gdzieś musi się tu kryć. Nagle, górnik wyskoczył z ukrycia prosto na strażnika. Jego bicz wypadł mu z ręki a obydwoje się przetoczyli po ziemi. Wstali i Dast próbował uderzyć strażnika, ale Kelet zablokował i oddał. Cios niedożywionego górnika był za słaby na wyszkolonego strażnika sadystę. Mężczyzna próbował natrzeć na niego, ale ten go odepchnął. W końcu strażnik kopnął go w tułów tak mocno, że wylądował kawałek dalej na plecach. Kelet wyciągnął swój miecz. Zbliżał się do górnika, który próbował odczołgać się, ale na próżno. Uniósł miecz i przygotował się do zadania ciosu. Ergo był jednak szybszy. Pojawiając się znikąd, podniósł niezauważenie bicz Keleta i uderzył nim w jego właściciela, co zatrzymało uderzenie i skupiło jego uwagę na Wojowniku. Strażnik schował miecz i wyjął jasno-metalową rączkę. Przekręciła się i z niej wydostał się świecący na niebiesko bicz. Wojownik od razu zrozumiał, że to specjalny mechaniczny bicz ulepszony alchemią ze składnikiem dagrantium. Przesuwał się w prawo, nie spuszczając wzroku z przeciwnika, zataczając biczem w powietrzu. Czarnoksiężnik zadał cios swoim biczem pierwszy. Kelet odpowiedział atakiem i jednym ciosem przeciął jego bicz. Zadał następny cios, przecinając jego skórę na klatce piersiowej. Kolejne smagnięcie zablokował bransoletą. Chociaż one chroniły go przed magią i pociskami, to niektóre ataki fizyczne też dało się zablokować. Strażnik uderzał, ale bohater odkrył swoją przewagę. Mógł podchodzić bliżej. Blokował każdy cios zbliżając się, aż wreszcie był tak blisko, że podbiegł do Keleta popychając go na skałę i zadając mu kilka ciosów w twarz pięścią. Ten upuścił bicz a Ergo, zaczął okładać go pięściami w twarz i brzuch.

Szkarłatny zobaczył nadbiegających strażników. Nie było czasu, aby zastanawiać jak tam się dostali. Było ich tak dużo, że będzie mu ciężko ich pokonać. Pierwszy z nich już znajdował się przy Wojowniku. Ten zakręcił palcem w powietrzu. Krąg czerwonego ognia zaczął rysować się wokół strażnika. Wyskoczyło z niego pięć słupów ognia. Zaczęły się kręcić dosyć szybko wzdłuż kręgu. Strażnik bał się ruszyć. Był uwięziony. Było to ogniste więzienie. Jedno z zaklęć w jego arsenale. Czarnoksiężnik pomyślał o biczu Keleta. Widząc nadchodzących strażników chwycił leżący nieopodal bicz i go podniósł. Rozłożył broń i od razu przelał swoją moc w niego. Bicz zapłonął czerwonym, płynnym ogniem a bohater zaczął nim wymachiwać. Uderzył raz zmiatając trzech strażników z nóg. Potem jeszcze raz, zmiatając dwóch kolejnych. Dosłownie przeciął bicz następnego strażnika i uderzył go powalając jednym i tym samym ciosem. Smagnął nim w kusznika, odpychając go a potem uderzył czterech strażników i wszyscy padli po jednym ciosie. Obrócił nową broń nad głową obracając się samemu, wysyłając w ten sposób potężną falę ognia w stronę wroga. Fala czerwonego ognia przesunęła się po ziemi, przewracając i podpalając wszystkich w zasięgu. Jako ostatniego zaatakował uwięzionego w ogniu strażnika. Cios wypchnął go ze słabnącego ognistego więzienia i wyrzucił go w tył. Upadł nieprzytomny na głazy. Całe jego ubranie płonęło.

Ergo Spojrzał na nową broń. Nie było mu dane oglądać jej długo. Kelet rzucił się na niego, odpychając go. Ten upuścił przez to bicz. Strażnik miał wyciągnięty miecz i zadał cios od razu. Szkarłatny na leżąco wyciągnął swój, rozkładając go i odparł atak wroga. Kopnął go odpychając. Wstał i zaczęli walkę na miecze. Kilka wymienionych ciosów i Kelet uderzał z całej siły atakami z góry. Czarnoksiężnik przyjmował ciosy do momentu, gdy strażnik zabrał większy zamach. Wtedy Wojownik przejechał mu lekko po palcach. Okrężnym kopnięciem, wytrącił mu miecz z ręki. Zaczął kopać na zmianę nogami, okrężnymi kopnięciami w Keleta. Potem uderzył go parę razy z kolana i pięściom, po czym kopnął go, odpychając a ten wylądował na skale. Bohater podniósł alchemiczny bicz i zaczął nim go uderzać.
- Jak ci się teraz podoba, twoja ulubiona rozrywka rekreacyjna dla więźniów, Kelet? - rzekł Ergo raz po raz biczując sadystę, zadając mu rany w różnych miejscach. Strażnik krzyczał przy każdym ciosie. Wojownik podszedł do niego i kopnięciem prostym w tułów, wypchnął go poza kamienie. Kelet wylądował dokładnie obok smoka, który go natychmiastowo zaczął jeść. Odgryzł mu ciało od pasa w dół a potem, poprawił sobie resztę i wciągnął krzyczącego w agonii strażnika sadystę, przeżuwając go. Dast wyszedł z ukrycia w sam raz na przedstawienie.
- No dobra. To jak my się stąd wydostaniemy? - zapytał trochę skołowany sceną górnik.
- Wylecimy przez ten otwór w suficie - odpowiedział.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że latać też umiesz? - zapytał Dast.
- Nie - odparł - Ale smok tak - Wojownik rozłożył swój nowy ognisty bicz. Uderzył trzy razy w kłódkę łańcucha przy zasłoniętym skałą miejscu. Był to łańcuch grubości człowieka. Smok natychmiastowo wyrwał się ze swojego więzienia 

- Trzymaj się! To będzie szalona jazda - powiedział Ergo i zeskoczył na dół łapiąc się za łańcuch, po tym jak smok zaczął się wzbijać. Ognisty Czarnoksiężnik krzyknął i Dast chwycił się łańcucha w ostatniej chwili i razem ze smokiem wbili się w powietrze.

Zielony smok wzbijał się przez jaskinie w górę. Ergo zaczął biec nogami po ścianie, aby nie obić się niepotrzebnie, gdyż wznosili się obok półek skalnych, gdzie niedawno jeszcze była winda. Byli już na poziomie, na którym pracowali. Kilku strażników, w tym naczelnik, zaczęli strzelać z kusz. Wojownik krzyknął do Dasta, aby ten się schował za łańcuchem. Sam zrobił to samo. Na wyższych poziomach na półkach skalnych, pojawiali się strażnicy z biczami. Górnik oberwał kilka razy, gdyż nie mógł wystawić się na strzały z kusz. Szkarłatny zmienił pozycje i zablokował kilka strzałów kuszą, bransoletą. Manewrował tak, aby nie dostać, ani bełtem, ani z bicza. Gdy zobaczył wybiegających kuszników na bliskich poziomach, wyjął kuszę i strzelił do kilku z nich. Również ustrzelił kilku strażników z biczami. Wreszcie smok wyleciał przez otwór wraz z nimi. W odpowiednim momencie puścili się i spadli na ziemie. Podjechali do nich Kar, Marika i Deko na koniach. Teraz, dzięki planowi B, wymyślonym przez bohatera, nikt nie mógł ich złapać. Zanim ktokolwiek tam dotarł, oni byli już daleko.



***

Założyli obozowisko z daleka od wioski upewniając się, że nikt ich nie wytropi. Kar siedział przy ognisku z Mariką i Deko. Marika nalegała, by nie zostawiać chłopca. Ergo i Dast wyłonili się z za skały ciągnąc rozmowę.
- Ergo - mówił górnik - W Mechanicznym mieście jest teraz pełno srebrnych rycerzy. To zbyt niebezpieczne.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie cię wyciągnąłem z więzienia, z którego podobno niemożna uciec - zaczął Wojownik - Tylko po to, by cię o coś zapytać. Dla mnie to będzie zwykła wyprawa.
- Dziękuje ci Ergo - wtrąciła Marika - Dziękuje za wszystko.
- Ja też dziękuję - powiedział Dast - Chciałbym móc ci bardziej pomóc, ale to wszystko czego się dowiedziałem.
- Wystarczy - odpowiedział bohater - Idę się umyć i wyspać. Pogadamy jutro.
Opuścił ich i poszedł umyć się w pobliskim strumieniu i wziął ze sobą zielony eliksir leczący, który kupił w Kirre. Kar przyszedł i zobaczył jego zakrwawione rany na plecach.
- Oni naprawdę nie oszczędzają tam ludzi - powiedział ze współczuciem.
Ergo popatrzył na Kara swoimi czerwonymi oczami.
- Tych pamiątek - odkręcił eliksir i wylał sobie całą zawartość na plecy - Nie zamierzam sobie zostawić.
Kar obserwował jak rany bohatera zaczynają się leczyć. Proces ten potrwa całą noc, ale wiedział, że rano nie będzie miał już nawet śladów. Poszedł spać życząc Ognistemu Czarnoksiężnikowi dobranoc. Nie słyszał jednak, żeby ten odpowiedział.



***

Następnego ranka, Kar wstał i przeciągnął się. Nie wyspał się na zwijanym materacu za dobrze, ale przynajmniej wiedział, że Wojownik go zaakceptował. Miał rozpocząć kolejny dzień ze swoim bohaterem, który... Kar rozejrzał się i zobaczył śpiących. Deko, Dasta i jego żonę. Brakowało jednego konia i rzeczy Ergo.

Czarnoksiężnik znów go zostawił.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz