Rozdział Szósty



Wulkaniczne Próby


Widok trojga ludzi, niosących kogoś na leżach, nie jest wcale dziwny. Jednak ten widok w regionie Infernika jest dość niespotykany. Region ten jest złożony z lawowych terenów, wulkanów i pustkowi. Niebo pokryte czerwonymi chmurami, jakby było ogarnięte płomieniami.
Grupa niosących leże szła przez półkę skalną, która jest naturalnie wytworzoną drogą na szczyt wulkanu. Bezimienny wulkan, jest miejscem do którego owa grupa zmierza. Młody mężczyzna, mający ponad osiemnaście lat, bujne czarne, kręcone, włosy, opadające prawie do ramion i posturę, która niegdyś przypominała jeszcze chłopięcą a dziś jest bardziej podobna do męskiej. Jego ciemne ubranie, przykrywał ciemnozielony płaszcz. Szedł z tyłu utrzymując leże. Z przodu szła kobieta w średnim wieku. Jej głowa była przykryta chustą a jej ciało okrywały szaty, przypominające ubranie kobiet mieszkających w miasteczkach. Jej smukła blada twarz, była mokra od potu. Trzymała jedną z rączek leża a drugą trzymał jedenastoletni chłopiec, ubrany na brązowo z podobną peleryną do młodzieńca z tyłu. Obydwóch chłopaków miało przy pasie bronie. Młodszy miał szpadę a starszy krótki miecz. W leżu, zakryta płótnem, ułożona była śpiąca młoda dziewczyna. Była blada a część jej twarzy pokrywały blizny. Gdyby nie one, wyglądałaby całkiem ładnie. Oddychała lekko i powoli.

Grupa szła szeroką półką skalną z wieloma kamieniami. Zatrzymali się na krótki odpoczynek. Młodszy chłopak popatrzył w lewo.
- Patrzcie! Bracie! Matko! - wołał - To wyvern!
Oboje popatrzyli na lewo. W oddali widać było wyverna. Latającą bestię, która pochodziła od smoka. Wyglądała nawet jak on, tyle że był mniejszy od smoka i nie zionął ogniem. Poza tym od smoków różniły się niewiele. Głównie wzrostem i tym, że miały cztery kończyny a nie sześć. Wielkie skrzydła rozpostarte na wietrze miały wyrastające ze skrzydeł ręce. Ten tutaj miał potężny szary grzbiet i długą szyję.
- Nie widzi nas - odpowiedział starszy brat.
- Jesteś pewny Robionie? - zapytała matka.
- Tak - odrzekł Robion - One nie atakują, chyba, że jest się blisko ich gniazd.
- Nie. One nie zaatakują - powiedział głos jakiegoś mężczyzny za nimi. Rodzina odwróciła się. Z za skał wyłoniło się czterech mężczyzn ubranych w czarno-czerwono srebrne ubrania, ze złotymi elementami, wyglądające na bardziej wytworne - W przeciwieństwie do nas.
- Kim jesteście? - zapytała matka.
- To łowcy smoków matko - powiedział Robion - Pracują dla wschodu.
Grupa otoczyła rodzinę. Dwóch z nich miało kuszę. Ten, który przemówił zdawał się przewodzić grupie. Rzekł:
- Zabijcie starszego a młodszy zostanie naszym sługą. Matkę i tą dziewczynę zgwałcimy.
- Szefie - przemówił jeden z łowców patrząc się na leżącą dziewczynę - Ona jest jakaś chora i poparzona.

- W takim razie ją też zabijcie - gdy przywódca wypowiedział te słowa, z za innego kamienia wyskoczył czerwony tygrys. Zwierze znane ze swojej obecności w tym regionie. Zwierzę natychmiast rzuciło się na przywódcę i zaczęło go atakować. Korzystając z okazji, Robion uderzył łokciem jednego z trzymających broń. Wyjął miecz i zaatakował jednego z łowców. Ten, użył swojego miecza i zaczęli się pojedynkować. Chłopak parował ciosy a jego przeciwnik atakował. Otumaniony trzeci łowca nie mógł się zdecydować, czy celować bronią w walczących, czy w czerwonego tygrysa. Gdy przewrócony kusznik wstawał i wycelował w matkę, Robion odepchnął przeciwnika, z którym siłował się mieczem i zadał szybkie cięcie w jego gardło. Łowca padł trupem. Ten od miecza znów podjął walkę z Robem. Drugi z kuszą stał jak wryty. Na linii strzału walczył jego towarzysz i młody chłopak. W końcu Robion ześlizgnął mieczem po ostrzu przeciwnika, z którym walczył, przecinając ramię łowcy. Widząc to oprych z kuszą, wycelował w niego. Matka podniosła kamień z ziemi i rzuciła w łowcę trafiając go w głowę. Rob podbiegł do niego, chwytając go za broń i szarpiąc się z nim. Łowca zaciągnął go pod krawędź skarpy. Szarpali się, aż wreszcie udało się chłopakowi wyrwać broń, odpychając łowcę, który upadł w dół. Pierwszy łowca z bronią zaczął wstawać. Robion wycelował kuszą i strzelił bez namysłu zanim ten zdążył ocenić sytuację, trafił w gardło napastnika, zabijając go. Czerwony tygrys nadal pożerał ciało zagryzionego przywódcy łowców. Rodzina podniosła leżę i korzystając z tego, że zwierze nie zwraca na nich uwagi, pomaszerowali w górę drogą w stronę szczytu wulkanu.

 ***

Przystanęli dopiero na szczycie wulkanu. Położyli leżę, by dać odpocząć ramionom. Matka chłopaków przemówiła:
- Jesteś pewny Rob, że dasz sobie radę?
- Tak matko - odrzekł Robion. Spojrzeli we dwoje w dół wulkanu, gdzie wrząca magma, bulgotała złowrogo.
- Powodzenia Rob - powiedział młodszy brat. Robion nachylił się do niego i szepnął. "Opiekuj się nimi", po czym pożegnał wszystkich i wszedł do jaskini, która prowadziła ciasnym korytarzem w głąb wulkanu.
Rob minął korytarze i doszedł do miejsca którego szukał. Coś w rodzaju drzwi stojących przed nim, z wygrawerowanym symbolem, wyglądającym jak liść klonu, tylko że zamiast liści, miał płomienie. Wyjął z wewnętrznej części swojego płaszcza amulet z identycznym znakiem. Przyłożył ciemno czerwono-brązowy amulet do znaku. Symbol się rozświetlił światłem w kolorze lawy a wraz z nim całe drzwi, które zaczęły się ruszać, niczym
rozplątujące się korzenie. Chłopak choć nie mógł uwierzyć, że są z kamienia, patrzył jak kamienne korzenie rozplątują się, wnikając w otaczającą tę drzwi ścianę. Rob przeszedł przez nie ostrożnie, jakby obawiał się, że mogą się w każdej chwili zamknąć. Wszedł do wnętrza wulkanu. Jaskinia była pozbawiona otworu w suficie, więc było to inna grota niż ta, na którą spoglądali z matką. To wnętrze wulkanu było wielkie i szerokie. Stał na niewielkiej skarpie, pod którą znajdował się basen magmy. Zaczął się rozglądać. Nie było nigdzie wyjścia. To oznaczało, że to czego szuka musi być tutaj.
- Gorahk Wspaniały! - krzyknął Rob - Wiem, że tu jesteś! Pokaż się!
W basenie magmy zaczęło coś bulgotać. Potem wyłonił się z niej spiczasty kamień. Kamień wynurzał się, aż wreszcie ukazała się kamienna wyspa, która wypływając z magmy miała przytwierdzoną dużą ilość takich samych spiczastych kamieni różnej długości. Chłopak zrozumiał, że to golem, gdy zobaczył długie kamienne ręce, głowę i nogi.


Stwór wyłonił się ukazując swoje ciało z kamienia. W niektórych miejscach po jego ciele, spływała lawa. Miał okrągłą głowę a w niej zamiast źrenic, miał żółto-czerwoną magmę. Znajdowała się również w jego paszczy. Jego kamienne ciało było ukształtowane tak, że przypominało ludzkie, tyle że przygarbione. Z każdego kręgu kręgosłupa wyłaniały się spiczaste kamienie. Bestia przemówiła potężnym, nieludzkim, roznoszącym się po całym pomieszczeniu głosem:
- Czemu ty, białe stworzenie mnie wzywasz!? Czemu zakłócasz mój spokój!?
- Przybyłem tu by cię odnaleźć! - mówił głośno Rob - Twoja wiedza jest legendarna! Potrzebuje twojej pomocy!

- Jestem Gorahk Wspaniały - przedstawiało się stworzenie - Jestem golemem. Mam prawie dwa tysiące lat. Byłem szkolony w magicznej wiedzy przez oryginalnych właścicieli tej ziemi. To ja powinienem nią teraz rządzić! Czemu miałbym ci pomagać!?
- Bo posiadam pieczęć Eriktoli! - Robion wyciągnął amulet, którym otworzył magiczne drzwi - Musisz mnie słuchać!
Golem się poruszył wzburzając magmę. Przez grotę przetoczył się jego niski i twardy śmiech. Odrzekł:
- Ta pieczęć tylko pozwala ci tutaj wejść, by ze mną porozmawiać. Nic nie daje ci prawa, by być moim panem.
- W takim razie proszę cię o pomoc! - powiedział Rob opuszczając rękę - Moja siostra Mikena została zraniona przez magiczny ogień! Cierpi przez rany i zostało jej niedużo czasu! Ona umiera! Próbowaliśmy ją uleczyć, ale żaden uzdrowiciel i żadna alchemia nie pomaga. Powiedziano mi, że jest przeklęta. Potrzebuję twojej wiedzy, by ją uleczyć.

Gorahk ponownie poruszył się zmieniając pozycję, jakby było mu niewygodnie. Jego stopy cały czas zaniżone były w magmie.
- Tak - magma w oczach golema zmieniła kolor na czerwono-pomarańczowy. Bestia użyła swych mocy, aby obejrzeć siostrę Roba z daleka, używając swojego wewnętrznego oka, które pozwala widzieć na odległość, bez opuszczania ciała. Gdy skończył, jego oczy powróciły do zwykłego stanu - Widzę. Twoja siostra została zaklęta przez zły ogień. Mogę zatrzymać ten proces używając białego ognia. On oczyści wszystkie skazy. Te widoczne i te nie. Twoja siostra będzie uleczona.
- Więc zrób to! - rzekł Rob.
- NIE! - odparł Gorahk, przeciągając wyraz tak, że echo roztoczyło się przez jaskinie - Nie zrobię tego. Nie za nic.
- W takim razie czego chcesz!? - zapytał Robion – Nie jestem zbyt bogaty, ale mogę zdobyć wiele rzeczy! W tym pieniądze!
- NIE! - przeciągnął ponownie słowo Gorahk – Nie potrzebuję pieniędzy, skarbów, czy sławy. Co miałbym zrobić z pieniędzmi. Widzisz tu jakiś sklep istoto? Nie. Musisz udowodnić, że jesteś godzien. Musisz przejść próby wulkanu.
- Co to jest!? - zapytał Rob.
- W pradawnych czasach, gdy my Golemy wraz z innymi rasami rządziliśmy tymi ziemiami, mój mistrz Arak-thol usługiwał radą, ale tylko dla najdzielniejszych. Nawet po upadku naszych władców, nadal to robił. Zanim mroczna, potężna i zła magia zabiła go i ja zająłem jego miejsce, pomagał istotą, również ludziom, ale tylko gdy wykonali jego wyzwania. Jedynym, które zachowało się z tamtych czasów są próby wulkanu. Przejdź je wszystkie pięć a uleczę twoją siostrę.

Robion wziął głęboki oddech. Był gotowy na wszystko dla siostry. Zapytał:
- No to kiedy mam zacząć!?




Część 1

Czerwone chmury roztaczające się na czerwonym niebie spowijały ziemie w karmazynowo- szkarłatnym świetle. Ognisty Czarnoksiężnik Ergo, szedł w górę kamienną ścieżką, podziwiając krajobraz jaki dawał spacer po Infernice. Patrzył na lewo, gdzie rozciągały się wulkaniczne pustkowia, nieosiedlone jeszcze przez nikogo. No, może poza armią wschodu, która tu stacjonowała i łowcami dzikich bestii. Wojownik wyszedł na górę i rozglądał się za jaskinią prowadzącą do wnętrza góry, na którą właśnie wszedł. Usłyszał za sobą ryk. Obejrzał się i ujrzał Czerwonego Tygrysa. Machnięciem dłoni wywołał czerwony płomień, który złapał w rękę. Tygrys warczał, lecz jak tylko zobaczył płomień, zaskamlał i zawrócił uciekając. Wydawało się mu dziwne, że tygrys, który żyje wśród ognia przestraszył się małego płomyczka. Uaktywnił swój ogień gdyż był gotowy na walkę ze stworzeniem.
- Coś za łatwo poszło - powiedział do siebie bohater. Nagle usłyszał coś za swoimi plecami.
 
Obejrzał się i zobaczył wielkiego smoka o szkarłatnej łusce, wyłaniającego się z za góry, trzymając się jej rękami. Ergo, Szkarłatny Wojownik spotykał wcześniej smoki, lecz żaden nie był aż taki duży. Gigantyczny smok dwa, albo nawet trzy razy większy niż te, które widział w innych regionach. Smok wyłonił się bardzo cicho jak na coś tak wielkiego. Ogromny czerwonego koloru łeb, rozwarł się i wyleciały z niego szkarłatne płomienie, wprost na bohatera. Wojownik zasłonił się ręką, na której miał ciemnozłotą bransoletę z rubinowym kryształem w środku. Wytworzył on małą tarczę wyglądającą jak czerwone szkło. Tarcza rozciągnęła się jak tylko płomień o nią uderzył. Krwistoczerwony płomień ogarnął Ergo. Gdyby nie jego tarcza, ogień spalił by go do cna. Smok nadal wysyłał falę ognia w stronę Czarnoksiężnika. Ten nie mógł uwierzyć, ale nie w to co teraz się dzieje, tylko w to, że smok posiada prawie identyczną odmianę ognia jak on. Płomień takiego koloru bohater widział tylko, gdy wytwarzał go osobiście. Była to moc rubinowego klejnotu, jednego z dwunastu, których szukał. Ten zwiększał jego umiejętność panowania nad ogniem. Z oddali lecący na wyvernie jeździec strzelił z kuszy magicznie wzmacnianym pociskiem, który uderzył w plecy smoka. To sprawiło, że smok zaprzestał ataku i udał się w pogoń za jeźdźcem. Czarnoksiężnik wcale nie zdziwiło nagłe pojawienie się jeźdźca, ani spotkanie smoka. W Infernice nadal było dużo smoków a także ludzi, którzy na nie polują. Ogniste smoki w tym regionie, takie jak ten, pojawiały się najczęściej.


***

Wszedł do jaskini którą wreszcie odnalazł. Chodził po niej i szukał pewnego symbolu. Miał nim być symbol jego magii. Argoroth. Rodzaj magii z zamierzchłych czasów. Syn znajomego Ergo, odnalazł na swoich wyprawach badawczych ten znak. To oznaczało, że za nim może znajdować się kolejny klejnot. Po godzinnych poszukiwaniach odnalazł symbol. Jednym ten symbol przypominał twarz z rogami. Innym przypominał tarczę ze skrzydłami. Szkarłatny znał go bardzo dobrze. Był on wyryty na jego broszce jego klejnotu. Wyciągnął go. Czerwony rubin wkuty w broszkę. Sam kształt przypominał symbol Argoroth. Brożka ta zrobiona była z metalu, koloru srebrnego i złota a także miała platynowe elementy. Symbol się rozświetlił a drzwi się lekko cofnęły i opadły powoli w dół, jakby osuwały się windą. Czarnoksiężnik wszedł do środka. W małym pomieszczeniu był piedestał, który miał zamiast podstawki jakby metalowe linie, wijące i plączące się wokół siebie nawzajem, a na środku był piedestał. Bohater przyjrzał się dobrze nie mogąc uwierzyć temu, co na nim zobaczył.

Piedestał był pusty.


***

Ergo wreszcie dotarł na szczyt bezimiennego wulkanu. Tutaj według legendy, można było poradzić się golema mędrca, znanego jak Gorahk Wspaniały. Według legendy bezimienny wulkan znajduje się obok białego wulkanu, którego nazwa pochodziła od białych skał na jego szczycie. Miał nadzieję, że wulkan, który miał po lewej był właśnie nim. Opis w każdym razie pasował. Odnalazł wejście do środka i idąc nim, trafił na symbol, który rozpoznał. Był to symbol Eriktoli. Posiadacz pieczęci Eriktoli mógł otworzyć takie przejście. Czarnoksiężnik nie miał takiej pieczęci. Przyłożył rękę do otworu i rozgrzał go swoim wewnętrznym ogniem. Symbol rozświetlił się a drzwi rozsunęły się. Szkarłatny Wojownik wszedł do groty, która była siedliskiem golema. Rozglądał się przez chwilę, aż zobaczył jak Gorahk wynurza się z magmy. Usłyszał jak wypowiedział coś w nieznanym mu języku. Odrzekł:
- Możesz to powiedzieć w języku ludzi, bo mnie w szkole nie uczyli głazowego.
- Kim jesteś i czemu bezcześcisz moje leżę swoją nieczystą magią Argoroth - powiedział rozwścieczony Gorahk - Użytkownicy tej magii zabili mojego mistrza Arak-thola
- Ty jesteś Gorahk Wspaniały? - zapytał drwiąco Ergo - Bardziej wyglądasz jak Gorahk Skamieniały.
- Przychodzisz do mnie arogancka istoto i jeszcze mnie obrażasz!? - zagrzmiał swym głosem Gorahk.
- Ty obraziłeś Argoroth pierwszy - powiedział bohater - To nie magia zabija, tylko ten, kto jej używa.
- Mądrze powiedziane biała istoto - odrzekł golem już spokojniej - Zatem co cię do mnie sprowadza.

Ergo wyciągnął swój klejnot. Gorahk zadrżał. Nie wiadomo czy z gniewu czy ze strachu.
- To nie należy do ciebie biała istoto - mówił - To należało do moich panów, ale Mroczny Imperator nam go skradł.
- Wiem - odrzekł Wojownik - Znam tę historię. Poszukuję wszystkich dwunastu. Jeden z nich był ukryty niedaleko. Jestem pewny, że z twoja wiedzą i mocami na pewno musisz wiedzieć kto go wziął i gdzie go wziął.
Oczy Gorahka zmieniły kolor. Ergo domyślił się, że właśnie używa swoich mocy, by odkryć kto skradł klejnot.
- Widziałem go - rzekł Gorakh - Mogę wniknąć do twojej głowy i pokazać ci jak wygląda a także gdzie go możesz znaleźć. Jednakże, Musisz mi udowodnić, że jesteś godny posiadania tych klejnotów. Musisz przejść próby wulkanu.
- Na czym to polega? - zapytał Czarnoksiężnik.
- Pięć prób - odpowiedział Gorahk - Próba odwagi. Próba zwinności. Próba walki. Próba siły. Oraz próba mądrości. Wykonaj je a pokaże ci jak znaleźć klejnot. Udaj się do białego wulkanu. Pierwszą próbą jest to, by dostać się do jego wnętrza. Następne znajdziesz się za drzwiami ze znakiem Eriktoli. Jak udowodniłeś, umiesz otworzyć ją bez pieczęci.
- Niech będzie - odpowiedział - Jak je wykonam to wtedy pomożesz mi odnaleźć zaginiony klejnot Argoroth.
- Wykonaj pięć prób wulkanu - powiedział golem - Jednak musisz o czymś jeszcze wiedzieć. Dzisiejszego dnia nie jesteś jedyną osobą, która mnie odwiedziła.
- Co? - zdziwił się bohater - Ktoś kto miał pieczęć? Domyślam się, że nie chciał wpaść do ciebie na herbatę.
- Wierz mi istoto - powiedział Gorahk - Jeśli on wykona próby przed tobą, to spełnię jego życzenie. Tylko ten kto wykona je pierwszy, będzie mnie mógł prosić o pomoc. Niewolno ci go zabić. Jemu również niewolno zabić ciebie. Temu kto spróbuje zabić drugiego, nie spełnię jego woli. Jeśli jednak któryś z was zginie przez próby, nie będę go winił jeśli nie pomoże drugiemu. Pamiętaj istoto. Będę was obserwował. Ruszaj.
Golem zanurzył się w magmie a Ergo opuścił jego grotę i wyszedł z wulkanu.



Część 2

Wojownik szedł w stronę białego wulkanu. Jego sorak, którym tu przyjechał musiał zawrócić, gdyż Czarnoksiężnik nie chciał go zmuszać do przeskakiwania przez lawę, na którą natrafili. Ergo pozostał więc bez transportu. Noc zapadła. Infernika nocą jest tylko trochę ciemniejsza niż dniem. Strumienie lawy i płomienie jarzące się, dają światło w prawie każdym miejscu tego regionu. Wojownik rozbił obóz w dolinie, przez którą szedł, znajdującą się pomiędzy wulkanami białym i bezimiennym. Zwykłe ognisko w nie odstrasza niebezpiecznych stworzeń mieszkających w Infernice, gdyż z ogniem obcują na co dzień. Szkarłatny otoczył się kręgiem swojego ognia. Następnego dnia wstał i ruszył dalej. Wspinał się stromymi ścieżkami na biały wulkan.
Szedł pomiędzy głazami i był już prawie w połowie drogi. Nagle zobaczył wyverna lądującego gdzieś w pobliżu. Na stworzeniu siedział jeździec. Postanowił podejść bliżej i zobaczyć w jakim celu jeździec tam wylądował. Przydałby mu się wyvern. Miał nadzieje, że może uda mu się go ukraść. Zbliżył się do skał otaczających niewielką kamienną polanę. Przyjrzał się ludziom, którzy tam stali. Około dziesięciu łowców, trzymali jednego człowieka. Najwidoczniej był ich więźniem. Obok stał osiodłany wyvern. Jeden z łowców trzymał dość grubą lancę, przyozdobioną szlachetnymi kamieniami.



***

Robion był trzymany przez dwóch łowców. Trzymający lance łowca był najwidoczniej ich przywódcą. To jego Ergo widział na wyvernie. Przywódca przemówił do Roba:
- To ty zabiłeś mojego brata? Zapłacisz mi za to. Opowiedział mi o tym nasz towarzysz, którego zrzuciliście ze skały. Przeżył i pokazał mi gdzie leżą zwłoki mego brata, zagryzionego jak zwierzę.
- Czy ja wyglądam na kogoś kto zagryza swych przeciwników? - odpowiedział Robion żartem, co nie spodobało się przywódcy. Uderzył tępym końcem lancy w chłopaka. Rob, gdy się otrząsł po uderzeniu, postanowił zmienić odpowiedź - Zabił go czerwony tygrys.
- Tak - rzekł łowca z lancą - Ale to wy zabiliście naszych pozostałych towarzyszy. I to przez ciebie mój brat dał się zaskoczyć tygrysowi. Wiesz kim jesteśmy? Jesteśmy łowcami smoków. W imieniu pięknej królowej Alektii, władczyni wschodu, łapiemy smoki, wyverny i inne bestie, które służą armią naszej przepięknej królowej.
- Powiedz mi - powiedział Rob - Czy wszyscy z waszej grupy łowców smoków kopulujecie z waszą królową czy tylko ty?
- O - łowca z lancą nie pokazał urazy - Wydaje ci się, że jesteś taki twardy. Za obrazę naszej królowej czeka cię śmierć. I tak mieliśmy cie zabić, ale teraz sprawdzimy twoja odporność na ból. Wydusimy z ciebie gdzie jest twoja rodzina a potem ich też zabijemy.

Łowca podszedł do Roba i miał zamiar spełnić swoje obietnice, ale ognista strzała właśnie trafiła w jednego z jego ludzi, zabijając go. Łowcy się obrócili. Spojrzeli na trupa. Nie minęło wiele a kolejny wystrzał padł, zabijając następnego łowcę. Jeździec z lancą kazał strzelać, ale zanim skończył zdanie, kolejny łowca padł martwy, zabity przez ognistą strzałę. Łowcy wyjęli łuki i kuszę. Strzelali między skały, próbując trafić na ślepo, ale Ergo ciągle się przemieszczał. Wystrzelił z innego miejsca zabijając kolejnego łowcę. Roba trzymał tylko jeden łowca. Korzystając z okazji uderzył łokciem w jego twarz i rzucił się na niego.


Szkarłatny zastrzelił kolejnego łowcę i wyszedł z za kamieni. Złożył kuszę, chowając ją za plecami i rozłożył miecz trzymany za dolną częścią pleców. Była to broń wzmacniana czerwonym ogniem Ergo, płynącym wewnątrz ostrza, gdzie normalnie wlewa się płyn alchemiczny. Zasłonił się swoją tarczą przed wystrzałami z kusz i łuków. Pociski obiły się o magiczną tarczę. Łowcy otrzęśli się ze zdumienia i trzech z nich podbiegło, wyciągając miecze.
Czarnoksiężnik sparował cios pierwszego i zadał cios drugiemu. Uderzało dwóch na raz a bohater był dosyć szybki, by parować ciosy obydwóch. Znajdując odpowiedni moment, przeciął palce jednego ześlizgując się po jego mieczu i zadał cios drugiemu mieczem, podcinając mu gardło, po czym zadając trzeci cios, zabijając pierwszego. Te kilka ciosów wykonał tak szybko, że pierwszy nawet nie zdążył się odsunąć po ucięciu palców. Trzeci rzucił się z mieczem dopiero teraz, gdyż nie było na tyle miejsca, by atakować we trzech. Łowca zaatakował, ale Ergo był za szybki popychając go swoim ciałem zanim ten zdążył zadać cios. Potem jedno cięcie w odepchniętego łowcę wystarczyło, aby ten padł. Atakując z zaskoczenia, jeździec wyverna ze swoją włócznią, wbiegł na Czarnoksiężnika próbując go dźgnąć, ale ten zrobił unik, zmieniając strony walki. Jeździec atakował włócznią a Wojownik odpierał ataki mieczem. Pomimo przewagi włóczni, bohater radził sobie nieźle. Rob właśnie pokonał przeciwnika i odebrał mu miecz. Ostatni z łowców, który się przyglądał, najwidoczniej bojąc się zaatakować Szkarłatnego Wojownika, wyjął krótki miecz i zaczął walczyć z Robem.

Ergo parował ciosy jeźdźca. Niektórych unikał. W końcu złapał włócznie, gdy łowca za bardzo się wystawił obrócił się uderzając trzonkiem miecza w jego twarz, nie wypuszczając włóczni z ręki, w przeciwieństwie do łowcy. Szkarłatny odrzucił jego broń a ten zaszarżował. Czarnoksiężnik unikając, wykonał kopnięcie wyprostowaną nogą i odepchnął za siebie pędzącego łowcę. Wtedy wyvern łowcy zaatakował. Wojownik bronił się przed zębami bestii. Przyjmował jego ataki swoim mieczem. Rob pokonał swojego wroga po krótkiej walce na miecze. Zabił go, wbijając mu ostrze w okolice wątroby. Patrzył teraz jak jeździec szarżuję na Ergo z włócznią, którą podniósł, lecz ten zrobił unik, łapiąc jego broń, pomiędzy tułów i ramię, pomimo atakującego wyverna. Podciął swoim ostrzem gardło jeźdźca i obrócił włócznię, odrzucając miecz na bok i padając na plecy, celując w stworzenie. Wyvern uzyskując rozpęd, sam się nabił na ostrze włóczni. Bohater wygramolił się spod cielska stwora. Podniósł swój miecz z ziemi i złożył go chowając. Zobaczył jak z za kamieni wyskakuje kobieta i jakiś chłopiec. Podbiegli do chłopaka i zaczęli go ściskać. Była to matka chłopca i jego brat. Szkarłatny odwrócił się i ruszył. Rodzina przerwała uściski i popatrzyła się na niego. Robion powiedział:
- Zaczekaj chciałbym ci podziękować.
- Nie musisz - odpowiedział Ergo, nie obracając się.
- Chciałbym chociaż podzielić się z tobą posiłkiem - powiedział do odchodzącego bohatera, Rob - Mamy mięso czerwonego tygrysa. Chętnie się z tobą podzielimy.
Czarnoksiężnik zatrzymał się i zastanowił przez chwilę. Możliwość zjedzenia za darmo, na takim pustkowiu i oszczędzenia w ten sposób zapasów, wydawała się kuszącą propozycją...

***

Dojadali mięso upieczone przy ognisku pod jakimś łukiem skalnym. Ergo kończył jeść. Nie mówił dużo. Zaledwie tylko się przedstawił. Matka chłopaka opowiadała historię o ojcu chłopaka zabitego przez żołnierzy królowej Alektii, monarchini ze wschodu i o jego mieczu, który jej mąż odnalazł a jakiś zazdrosny o potężny artefakt człowiek, powiedział, że ich ojciec go skradł. Opowiedzieli też jak ich córka została zaklęta przez złego czarownika, gdy chcieli uzyskać schronienie w jego domu, przed ścigającymi ich ludźmi Alektii.
- Nienawidzę jej - mówił Robion - Kazała zabić naszego ojca i to przez nią Mikena teraz umiera. Tylko Gorahk Golem może teraz nam pomóc. Muszę wykonać próby wulkanu. Jeśli mi się uda to on ją uleczy.
Szkarłatny wstał. Domyślał się tego wcześniej, ale do teraz nie był tego pewny. To Robion był jego rywalem o pomoc Gorahka.
- Co się stało? - zapytał Rob - Uraziłem cię czymś?
- Nie tylko ty musisz wykonać te próby - odrzekł - Ja też potrzebuję wiedzy Gorahka i zamierzam wykonać wulkaniczne próby.
- To nawet lepiej - przez chwilę zdziwiony Rob, uśmiechnął się i odpowiedział - Możemy wykonać je razem.
- Nie - odpowiedział Wojownik - Golem spełni prośbę tylko jednego z nas. Tylko temu, który wykona próby szybciej. To sprawia, że jesteśmy rywalami. Żaden z nas nie może zabić drugiego. Nie musimy sobie pomagać, ale nie możemy celowo przeszkadzać. Gorahk nas obserwuję.

Nie czekał na odpowiedź. Odszedł. Rob rzekł do matki:
- Jeśli to co on mówi to prawda, to muszę ruszać. Schowajcie się w tej jaskini. Tylko tym razem z niej nie wychodźcie.
- Zaczekaj - rzekła matka. Podeszła do leży Mikeny. Zaczęła gmerać przy bocznej części leża. Otwarła boczną ściankę i wyciągnęła ze środka miecz. Długi miecz o cienkim ostrzu, miał cztery fioletowe kryształy kolejno na rączce, na jelcu i dwa na ostrzu rozłożone w podobnej odległości. Jeden bliżej rękojeści a drugi bardziej oddalony.
- To miecz, przez który twój ojciec musiał zginąć - rzekła Matka - Weź go. Będzie ci służył. Wzięłam go, gdyż wiedziałam, że może ci się przydać. Widzieliśmy co ten czarnoksiężnik potrafi. Ten miecz będzie ci niezbędny.
Robion zastanawiał się przez chwilę czy wziąć miecz, który przysporzył tyle kłopotów jego rodzinie. W końcu podjął decyzje.



Część 3

Ergo zbliżał się do szczytu białego wulkanu. Białe skały, które mijał nadawały przydomek temu wulkanowi. Skaliste tereny nie miały żadnej zieleni, ale do tego bohater już zdążył się przyzwyczaić. W Infernice prawie wcale nie było roślinności.
Usłyszał jak ktoś próbuje go dogonić. Wojownik obejrzał się za siebie i zobaczył Roba. Nowy miecz chłopaka był schowany w jego pochwie, założonej na jego plecach. Chłopak dogonił go i od razu zapytał:
- Dlaczego mam ci wierzyć w to, że nie mogę cie zabić?
- Spróbuj to się dowiesz  - odrzekł bohater - Przegrasz automatycznie i nie będę się musiał tobą martwić.
- Co ty w ogóle chcesz od golema? - zapytał chłopak.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział Wojownik.
- Ale... - zaczął Rob, jednak nie dokończył, gdyż spostrzegł stado wyvernów krążących nad nimi. Czarnoksiężnik spojrzał w górę. Jeden z nich zbliżał się do nich. Oboje odskoczyli, lądując na ziemi, gdy ten zaatakował. Odleciał z powrotem do grupy krążących w powietrzu stworzeń.
- Jest ich tu trochę - mówił Rob wstając z ziemi - Atakują nas. Pewnie jesteśmy blisko gniazda.
- Albo są głodne - dodał bohater.

Kolejny podleciał, by zaatakować. Ergo wyjął swój miecz, rozkładając go. Rob wyciągnął swój miecz z za pleców. Jego fioletowe kryształy rozbłysły energią i jakby fioletowymi błyskawicami. Przyciągnęły one uwagę Czarnoksiężnika. Przez to, że się na nie zapatrzył, nie zauważył atakującego wyverna. Przyjął ataki zębów stwora na miecz w ostatniej chwili. Blokował ataki jego zębów ostrzem krótkiego miecza, przy każdym uderzeniu. W końcu zadał mu cios w oko i zadał mu jeszcze parę cięć w twarz. Rob dokończył atak odcinając głowę stwora. Następny nadlatywał ze strony Roba. Ten skumulował energię miecza i zamachnął się nim, jakby chciał, żeby ostrze wyleciało z rękojeści. Jego miecz zajarzył się fioletowymi błyskawicami, której fala poleciała w stronę nadlatującego poziomo wyverna. Uderzenie trafiło i zabiło stworzenie od razu.
- Niezły miecz - rzucił Ergo.

Zanim Rob odpowiedział, wyverny zaczęły zataczać krąg nad nimi coraz niżej, niczym sępy nad ofiarami. Obydwoje stanęli plecami do siebie. Rob wskazał na jednego z nich i powiedział:
- Ten biały lata nad nimi. To ich przywódca.
Wyverny okrążały ich i atakowały szarżując poziomo, jakby każdy z nich chciał zadać szybkie uderzenie i od razu odlecieć. Są one dalszymi kuzynami smoków, więc ich inteligentne zachowania wcale nie dziwiły Czarnoksiężnika. Złożył miecz, chowając go i wyjął swój chakram. Okrągłe ostrze z wystającymi dodatkowymi ostrzami. Rzucił nim i wbił go w wyverna. Ostrze było połączone z rączką, którą trzymał. Przyciskając przycisk ostrze zaczynało wirować rozcinając skórę stworzenia. Krótki ledwie widoczny sznur pozwalał mu na wyciągnięcie ostrza. Chakram powrócił do jego ręki. Powtórzył tę czynność jeszcze raz na następnym wyvernie, który zleciał na dół, by go zaatakować. Ostrze swym okrężnym torem lotu
przypominało bumerang. Zawsze wracało w ten sam sposób, tylko że leciało drugą stroną. Wyvern nie przeżył tego ataku. Ergo powtórzył proces z paroma następnymi stworzeniami. W międzyczasie Rob zabił nadlatującego stwora, uderzając w odpowiednim momencie. Czarnoksiężnik schował chakram. Wytworzył płomienie machnięciem ręki. Rzucił je w powietrze po czym uformował trzy kulę z płomieni, które zawisły nad nim w powietrzu. Wskazał rękami, aby poleciały one w stronę nadlatującego stworzenia. Kule usłuchały jakby miały własny umysł. Pozostawiając za sobą aurę szkarłatnego ognia poleciały w stronę stworzenia, rozbijając się na nim. Wyvern zapłonął.

Czarnoksiężnik ponownie machnął dłonią wytwarzając falę ognia i podzielił je na dwie części na każdą rękę. Uformował z nich dwa ciągłe strumienie czerwonego ognia, które wystrzeliwały na odległość, niczym miotacza ognia. Skierował strumienie na latające stworzenia. Dwa z nich zapaliły się i odleciały jak najdalej szarpiąc się w powietrzu, jakby w ten sposób mogły ugasić płomienie, które je paliły. Ta strategia walki z nimi okazała się najskuteczniejsza, więc Wojownik kontynuował.
Wyverny nie podlatywały a te, które próbowały, szybko się cofały. Biały wyvern wydał głośny krzyk. Stado odleciało pozostawiając dwójkę samych sobie. Bohater zdławił płomienie w jego rękach. Rob rzucił "Odleciały". Szkarłatny bez słowa udał się dalej.

***

Wojownik był już prawie na szczycie. Robion szedł za nim. Nie odzywali się do siebie. W końcu Rob zapytał:
- Pamiętasz jaka była pierwsza próba?
- Próba odwagi - odpowiedział chłodno Czarnoksiężnik.
- Podobno polega na tym, aby zejść do wulkanu - powiedział Rob - Nic trudnego.
- Tak uważasz? - zapytał bohater, gdy właśnie stanęli na krawędzi i popatrzyli w dół - To się przypatrz. Niema żadnych dróg i w okolicy niema też jaskiń, które prowadzą do wulkanu. Domyśl się co znaczy próba odwagi. Będziemy musieli zejść w dół.
Rob spojrzał na strome skałki, po których musiałby schodzić na dół.
- Nie. Dzięki - powiedział - Ja wolę poszukać wejścia.
- To szukaj - odrzekł Szkarłatny - Ja schodzę. Zobaczymy kto będzie szybszy.


Rob wziął sobie te słowa na poważnie. Ergo rozpoczął "wspinaczkę w dół". Rob poszedł w jego ślady. Opuszczając się po skałkach, kładli nogi na niższych półkach. Patrząc w dół, można było zobaczyć basen magmy, bulgoczącej złowrogo. Magma wypluwała małe płomienie, które podskakiwały wystrzeliwując w powietrze. Obydwoje znajdowali się zbyt wysoko, aby się tym na razie przejmować. Bohater puścił się skałek zeskakując kawałek niżej. Złapał się krawędzi. Przyśpieszyło to trochę schodzenie. Rob widząc to postanowił przyśpieszyć swoje zejście, ale jak tylko się ruszył z magmy coś zabulgotało. Obydwoje spojrzeli w dół. Z basenu magmy zaczęło się coś wyłaniać. Ujrzeli głowę a następnie szyję stwora. Był to wulkaniczny smok. Pokryty odstającą czerwoną łuską, jakby najeżoną, wyglądającą niczym kamienne igły, występujące u niego na głowie i szyi. Jego czerwone oczy wyglądały jakby lawa płynęła mu w oczodole. Średniej długości paszcza wyglądająca jak orla. Długa szyja z żółtym podbrzuszem. Reszta ciała była zanurzona w lawie.
Smok wyłaniając się z magmy zaryczał. Szkarłatny krzyknął do Roba i obydwoje rozeszli się w swoje strony, starając się jak najszybciej przedostać po ścianie w dół. Smok najpierw zaatakował bohatera. Zbliżył się do niego i cofnął lekko szyję, naprężając ją do ataku, po czym jego głowa wystrzeliła. Stwór spróbował go ugryźć. Wojownik puścił się i zeskoczył kawałek niżej, chwytając się krawędzi. W ten sposób uniknął uścisku szczęk potężnego smoka. Bestia odgryzła kawałek skały a kamienie, które odpadły posypały się w dół. Smok nie zauważył
Czarnoksiężnika pod sobą, więc zajął się Robem. Wykonał następny atak polegający na tym samym a Rob w idealnym momencie, puścił się spadając na niewielką półkę skalną. Siła upadku sprawiła, że Rob się przetoczył i spadł. Chwycił się krawędzi półki w ostatnim momencie. Smok go zobaczył. Zanim jednak zaatakował po raz drugi, Wojownik rozłożył kuszę i wystrzelił ogniowym pociskiem w smoka, co zwróciło jego uwagę na Wojownika.
 

Powtórzył swój atak zębami, tym razem odwracając pysk o dziewięćdziesiąt stopni. Ergo zeskoczył na poniższą półkę skalną. Była wąska, ale znajdowała się tuż pod nim, więc wylądował na nogach. Niestety półka pękła, rozpadając się na kawałeczki. Czarnoksiężnik zsunął się i ledwo zdążył złapać za krawędzie. Bestia zaatakowała jeszcze raz, ale udało mu się uskoczyć w bok. Smok chuchnął swoim gorącym oddechem na niego. Bohater ponownie zrobił unik puszczając się i łapiąc półki poniżej. Gorący oddech smoka lawowego był parą tak gorąca, że u ludzi wywołuje poważne oparzenia. Smok zerknął na Roba. Znowu jego głowa powędrowała do chłopaka. Ten wspiął się już, ale smok zionął swym gorącym oddechem ponownie. Robion zasłonił się swym płaszczem. Szkarłatny patrzył jak oddech smoka nawet nie narusza płaszcza, chociaż zionie nim już przez chwilę.

Wojownik docierał do samego dołu. Wystrzelił z kuszy do smoka a następnie chowając ją, ześlizgnął się po skale. Rob zszedł z półki i ześlizgiwał się do następnej. Ergo uniknął kolejnego ugryzienia smoka zeskakując na ziemię. Pobiegł po wąskim gruncie w lewo i był już prawie w miejscu, gdzie musiał wykonać skok, aby przedostać się przez basen magmy i uciec między skały. Krzyknął do Roba "Skacz!". Chłopak znajdował się daleko od podłoża, ale odważył się skoczyć. Wylądował, upadł i próbował wstać. Czarnoksiężnik wykonał skok i znalazł się przy nim. Smok wychylił paszczę. Tym razem z jego gęby wystrzeliła żółto-czerwona lawa. Bohater zasłonił się bransoletą, która wytworzyła tarczę. Uchronił w ten sposób wstającego Roba, przed ciekłą cieczą o zabójczej temperaturze. Smok zaprzestał ataku a obydwoje pobiegli w stronę kamieni. Smok zaczął powoli wychodzić z magmy. Starali się schować przed oddechem za wielkim kamieniem i wskoczyli za niego uchylając się przed kolejnym strumieniem lawy. Smok opluł lawą ich skałę. Obydwoje zauważyli mały otwór, przez który smok się nie przeciśnie. Gdy smok zaczął obchodzić kamień, obydwoje pobiegli w stronę otworu. Wulkaniczny minął głaz i zaczął zionąć kolejnym strumieniem lawy w biegnących. Ergo i Rob wskoczyli do groty unikając niechybnego końca poprzez śmierć w lawie.

Odeszli kawałek od wejścia do groty i zobaczyli symbol Eriktoli. Robion przysiadł na skalę. Rzekł:
- Smok w wulkanie. Tego chyba próba nie obejmowała. Co to w ogóle za próby?
- Smoki wulkaniczne wylegują się w wulkanach - powiedział Szkarłatny - Być może jest tu przypadkiem, albo rzeczywiście jest częścią próby. Moim zdaniem obie możliwości mogą być brane pod uwagę - Czarnoksiężnik spojrzał na Roba - Oddech wulkanicznego smoka jest gorący niczym lawa. Jak ci się udało przeżyć jego oddech?
- To ten płaszcz - odrzekł - Chroni przed ogniem i ciepłem. Przyszedłem przygotowany.
- Lawy by nie zablokował - odrzekł Ergo.
- Chroni mnie przed ogniem - odpowiedział - Przynajmniej do pewnego stopnia.
- W porządku. Czas na drugą próbę - rzekł Czarnoksiężnik - Teraz próba zwinności - popatrzył na symbol - Otworzysz?
- A co sam nie możesz? - zapytał Rob.
- Nie mam pieczęci - odparł.
- To jak ty wszedłeś do Gorahka? - zapytał, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Rob wstał i użył swojej pieczęci, aby otworzyć drzwi, które rozsunęły się w identyczny sposób, jak te u golema. Przeszli przez nie obydwoje.


Weszli do kolejnej groty. Stanęli i zobaczyli, że znajdują się w korytarzu, który prowadzi w dół stromą ścieżką, na lewo. Na prawo znajdowała się tylko ściana. Drzwi zasunęły się za nimi, gdy weszli. Stanęli w korytarzu i spojrzeli w dół korytarza. Nagle skała za nimi rozsunęła się. Usłyszeli dźwięk, jakby coś się tam przesuwało. Było coraz głośniejsze. W końcu zrozumieli, że z otworu zaraz coś wypadnie. Zaczęli biec w dół natychmiastowo. Z otworu wytoczył się głaz. Spadł na ziemie i zaczął zmierzać w ich stronę. Nacierał na nich, przyśpieszając na stromej drodze. Toczył się równo. Ergo i Rob biegli w dół. Udało im się nadrobić drogi. Nagle Rob, który lekko wyprzedził bohatera, nadepnął na płytę, która pod ciężarem jego nogi się zapadła. Ze ściany wyskoczyło ostrze, wyglądające jak halabarda, która przecięła by Czarnoksiężnika, lecz ten zrobił unik w ostatnim momencie. Biegli dalej i znowu ostrze wyłoniło się z ziemi, celując w nogi obojga biegnących. Obydwoje przeskoczyli. Robiona prawie przewrócił się podczas lądowania, ale udało mu się zachować równowagę i biec dalej. Kolejna naciśnięta płytka przez Roba uaktywniła ostrze, które przecięło by obydwóch, jednak Rob uchylił się a Wojownik
padając na plecy prześlizgnął się pod nim, a następnie wstał i powrócił do biegu automatycznie.

- Przestań przypadkowo uruchamiać pułapki! - krzyknąłł do Roba Ergo.
Biegli dalej a kula zbliżała się do nich, gdyż stracili cenne sekundy na uchylanie się przed pułapkami. Tym razem bohater poczuł jak wstępuje nogą na płytkę i musieli tym razem obydwoje się wślizgnąć, aby uniknąć dwóch ostrz. Jedno na średniej wysokości a drugie na poziomie szyi. Wstali i biegli dalej a kula, rozgniatająca ostrza za nimi doganiała ich. Korytarz dobiegał końca. Przed nimi zobaczyli ścianę. Pusty zaułek. Wojownik spostrzegł, że na lewo jest niewielka grota. Pociągnął Roba i razem wskoczyli do niej unikając głazu, który roztrzaskał ścianę i przetoczył się dalej.
Rob odetchnął. Naglę ze ścian małej groty, w której byli, zaczęły wyłaniać się kolce. Ergo i Rob wygramolili się z niej a kolce wyskoczyły ze ściany, zgniatając wszystko pomiędzy nimi. Rob, rzucił złe spojrzenie, jakby zaczęło go irytować, że
Czarnoksiężnik ciągle mu pomaga i ratuje go. Wolał wykonać test osobiście. Oboje przeszli przez otwór, który wytworzył głaz.

Znaleźli się w kolejnej grocie, większej niż poprzednia. Rozejrzeli się po niej. Przed nimi leżał kamień, który zatrzymał się w pół drogi do ściany. Po prawej zaczynał się ocean magmy, ciągnący się przez spory kawał drogi. Znajdowało się na niej kilkanaście kamieni dryfujące po niej. Po drugiej stronie w oddali, widać było drzwi z wyrytym symbolem Eriktoli. Jedyna droga prowadziła przez magmę.
- Próba walki -  rzekł Szkarłatny - Wygląda na to, że będziemy musieli przedostać się po kamieniach.
- I gdzie tu walka? - zapytał modzieniec. Czarnoksiężnik zeskoczył pierwszy. Kamień lekko się przesunął, po czym zaczął tonąć. Bohater przeskoczył na następny. Rob zrobił to samo, o mało nie ochlapując się magmą. Zaczęli skakać po nich, by dotrzeć do brzegu.

Skakali ostrożnie na kolejne.
Czarnoksiężnik trzymał się lewej strony a Robion prawej. Coś zabulgotało. Z magmy wydostała się czerwono-pomarańczowa jaszczurka. Wyskoczyła na kamień Roba i prysła kulą ognia z ust. Chłopak uchylił się i nieomal wpadł do magmy. Wyjął miecz i zadał cios jaszczurce zabijając ją. Taka sam wyskoczyła na kamień Ergo. Ten rozłożył swój miecz i przeciął nim ciało jaszczurki, zanim zdążyła zaatakować.
- To salamandry! - wołał bohater do Roba - Strzelają ogniem! Pamiętaj, aby nie zostawać za długo na kamieniu!
Rob przeciął kolejną salamandrę zabijając ją. Szkarłatny odciął łeb kolejnej i przeskoczył na następny kamień. Schował miecz i wyjął kuszę. Salamandra wyskoczyła na jego kamień plując ogniem. Przyjął jej cios. Ognista kula nic mu nie zrobiła. Nawet nie spaliła ubrania. Ustrzelił jaszczurkę i przeskoczył na następny kamień.

Zbliżali się do celu. Przeskakiwali i zabijali kolejne salamandry. Kusza Ergo bardziej tylko je spychała, wiec raz wyjmował miecz, raz odpychał je wystrzałami. Roba otoczyły trzy salamandry naraz. Zadźgał jedną, ale druga zadała mu cios od tyłu kulą ognia. Trafiła w płaszcz, więc nic mu się nie stało. Kopnął jedną i ta ześlizgnęła się do lawy a trzecią zarąbał mieczem.
Czarnoksiężnik natomiast, który zabijał je zbyt szybko, nie pozwolił się im otoczyć. Był już prawie przy brzegu z drzwiami. Rob w ostatniej chwili odskoczył z tonącego kamienia. Bohater wziął rozpęd i skoczył chwytając się krawędzi i podciągając się. Stanął na krawędzi, by obserwować Roba. Chłopak zadźgał kolejną salamandrę i rozpędził się, by skoczyć na kolejny kamień. Był na najbliższym kamieniu od brzegu, ale znajdował się dość daleko od krawędzi. Robion zastanawiał się czy skoczyć. Gdy kamień zaczął tonąć, podjął decyzję skacząc w ostatnim momencie, chwytając się krawędzi rękami. Gdy Czarnoksiężnik podszedł by go wyciągnąć, ten sapnął "Nie pomagaj mi!", wściekły o to, że coraz bardziej zaczyna go niańczyć. Odsunął się i z założonymi rękami czekał, aż Rob się wdrapie.


- Przestań mi pomagać! - sapał ze zmęczenia chłopak - Sam sobie poradzę!
Odczekali chwilę i podeszli do drzwi. Obok nich leżały spiczaste ciemno-białe kamienie porozkładane w kupkach. Gdy byli w połowie drogi, kamienie zaczęły się ruszać. Okazało się, że to nie kamienie, tylko małe stwory przypominające grovele. Grovel to stwór z Argonu wyglądający jak połączenie nosorożca z dzikiem.
Pierwszy z nich rzucił się na Roba. Ten wytworzył swój fioletowy atak specjalny, zmiatając kamienne stworzenie i roztrzaskując go na kawałki. Kolejny doskoczył do Ergo, który zrobił unik i zaatakował swoim mieczem, ale ten nie zadawał, żadnych uszkodzeń. Gdy ten próbował go ugryźć, zadał mu cios w szyję, która niebyła mocno opancerzona kamieniem. Powtórzył kilka ataków odcinając bestii głowę. Wyjął swój chakram i rzucając wbił go w następnego. Przycisnął mały przycisk na rączce broni i ostrze zaczęło się obracać. Obrotowy chakram rył po stworze aż bohater uznał, że broń nie jest efektywna, więc ja wycofał. Tyle, że zanim ją schował podbiegł do niego już inny kamienny grovel taranując go. Odepchnął go do tyłu. Bohater przetoczył się wstał i wyjął swój miecz w międzyczasie, gdy kamienny stwór próbował go zagryźć, ujawniając zęby z kamienia, zapewne tak samo ostre jak prawdziwe. Wojownik wbił miecz w środek paszczy stwora. Bestia szarpała się a
Czarnoksiężnik ruszał ostrzem. W końcu padła a kamienie rozpadły się luźno jak i w przypadku pierwszej bestii. W międzyczasie Rob zabił kilka swoim specjalnym atakiem. Również rozwalił nim tego po stronie Szkarłatnego, chwaląc się potęgą miecza i odgrywając się na Czarnoksiężniku za pomaganie. Pozostał tylko jeden kamienny stwór. Gdy chłopak próbował wykonać atak, jego ostrze tylko się zajarzyło fioletową aurą. Jego atak nie został wykonany. Zamiast tego na ostrzu pojawiło się parę cienkich fioletowych błyskawic. Rob się zdziwił. Kamienny grovel podbiegł do niego a ten musiał się trochę pomęczyć, próbując zatłuc go normalnie mieczem. W końcu bestia się rozpadła. Po wykonanym procesie Robion oglądnął swój miecz. Ergo się zaśmiał i powiedział:
- Tak jest z magią. Jeśli zużyjesz manę to już nie postrzelasz. Jak myślisz? Dlaczego ja nie używam jej cały czas?
- Przecież strzelasz z kuszy ile wlezie - powiedział - Jakbyś nie miał żadnego limitu.
- To dlatego, że mam dużą manę - odpowiedział.
Usłyszeli coś za sobą. Gdy się odwrócili, zobaczyli jak salamandry wychodzą z brzegu magmy.
- Otwieraj! Ja je czymś zajmę - powiedział
Czarnoksiężnik. Rob zaglądnął do kieszeni i zaczął się przeszukiwać.
- Zgubiłem pieczęć! - powiedział.

Czy ja muszę robić wszystko sam? - rzucił, po czym wytworzył kulę czerwonego ognia oburącz i cisnął nią w grupę jaszczurek. Kula trafiając w ziemię, rozpadała się i odepchnęła kilka z nich. Potem machnął dłonią i wytworzył duży płomień, który zaczął rozszerzać. Podrzucił go lekko w górę i rozłożył ręce na bok. Płomienie uformowały się w trzy ogniste kule. Ergo cisnął każdą z kul a one pozostawiając za sobą czerwoną, ognistą aurę uderzyły w jaszczurki. Salamandry zostały odepchnięte. Czarnoksiężnik podbiegł do symbolu i przyłożył dłoń by uruchomił proces otwarcia swoim czerwonym ogniem.
Ruszył na jaszczurki, wyjmując bicz, który zapłonął czerwonym ogniem wewnątrz. Była to kolejna broń bohatera, normalnie wypełniana alchemią a napędzana przez jego magiczny ogień. Uderzył nim pokonując kilka salamander na raz, zabijając je, lub odpychając. Ciosy biczem zmiatały jaszczurki, jak liście wiatr. Strzelił z bicza w jednego a mały wybuch wręcz rozwalił ognistą jaszczurkę na kawałki. Drzwi się kończyły otwierać a Wojownik obrócił się wokół własnej osi i okręcił biczem nad głową, co spowodowało, że wytworzyła się fala czerwonego ognia na biczu, którą posłał w grupę salamander. Fala ognia idąca po ziemi zmiotła je, lub wysyłała w powietrze. Powtórzył proces zmiatając jaszczurki z prawej i lewej. Rob przeskoczył przez drzwi a Czarnoksiężnik zaraz za nim. Jaszczurki prawie dopadły wejścia, gdy zaczęło się zamykać. Tylko jednej udało się przedostać. Szkarłatny jednym strzałem bicza rozsadził intruza.


Spojrzeli na to co czeka ich na końcu korytarza. Były to drzwi. Najnormalniejsze drzwi. Takie coś przeważnie nie występuje w wulkanach. Czerwone, otwierające się w dwie strony, mające dwie żelazne klamki drzwi.
- Co tu robią drzwi? - zapytał Robion.
- Po smokach wulkanu i kamiennych grovelach, podczas mistycznych prób, zadanych nam przez golema, to akurat mnie nie dziwi - odpowiedział. Odpoczęli na chwilę a Ergo wyjął zielony płyn leczący i go użył by uleczyć ugryzienie, nabyte podczas walki z kamiennymi stworzeniami.


***

Po odpoczynku i leczeniu ruszyli, by otworzyć drzwi. Rob chwycił za klamki. O dziwo, niebyły gorące.
- Próba walki zaliczona - rzekł
Czarnoksiężnik, kiedy Rob zatrzymał się przed otwarciem drzwi, jakby się zastanawiał czy je otworzyć - Teraz próba siły. Ciekawe czy polega na tym, by otworzyć te drzwi. Może są aż takie ciężkie?
Chłopak ignorując drwienie bohatera otwarł drzwi i oboje weszli do środka. Drzwi zatrząsnęły się gdy Rob je puścił.

Ich oczom ukazała się wielka komnata. Nie mogli uwierzyć w to co widzą. Komnata była bogato przyozdobiona, jakby niebyli w wulkanie. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole. Po pomieszczeniu było rozłożonych też wiele kandelabrów. Na ścianach były drogie obrazy przedstawiające jakieś sceny, najprawdopodobniej historyczne. Pełno było zieleni przyozdabiającej wystrój. Całe pomieszczenie utrzymywały dwa białe filary a pośrodku nich stał pozłacany tron. Na lewo widniał balkon, z którego roztaczał się widok na Infernikę. Nagle doszły ich śmiechy jakiś kobiet.
- Kto tam jest! - zawołał w tamtą stronę Robion. Z za półki z doniczkami z zielonymi paprociami, wyłoniły się skąpo ubrane kobiety. Ubrane były w prześwitujące cienkie podomki, przypominające żeńskie koszule nocne, odsłaniające niepoprawnie dużo ciała. Każda z nich była nie tylko bardzo piękna, ale też seksowna. Osiem młodych, pięknych kobiet o różnych kolorach włosów. Od razu podeszły do Roba, który się nie bronił, oczarowany ich pięknem i pozwolił im podejść. Ergo stał w tyle i się przyglądał.
- Złóż swą broń piękny młodzieńcze - powiedziała jedna z kobiet.
- Młodzieńcze? - zwróciła się do niej druga - On jest już mężczyzną. Pięknym i silnym.
- Prosimy zostań z nami na chwilę - powiedziała trzecia - Czujemy się takie samotne.
- Ale ja muszę ratować moja siostrę - odrzekł Rob.
- Nie poświęcisz nam nawet chwili? - powiedziała pierwsza - Ona zaczeka.

Kobiety zauważyły Ergo. Trzy z nich zwróciły się do niego. Jedna rzekła:
- A ty, przystojny towarzyszu, możesz dołączyć do nas - podeszła, lecz Wojownik się odsunął i je ominął idąc za pozostałymi kobietami, które wzięły Roba w kierunku tronu. Podały mu złoty puchar z winem.
- Proszę. Usiądź - powiedziała blondynka z wielkim dekoltem, nachylając się w jego stronę i lekko go popychając, aby usiadł - To tron dla naszego króla. Chcemy byś nim został.
Obsiadły go i zaczęły mu usługiwać. Wysoka rudowłosa kobieta przechyliła jego puchar z winem, praktycznie zmuszając go by się napił. Chłopak nie oponował. Dotykały go i uwodziły.
Czarnoksiężnik zerknął na druga stronę pomieszczenia. Znajdowały się tam drzwi, identyczne jak te, przez które weszli. Odsunął się odpychając natarczywe kobiety, które również jego zachęcały by im uległ. Robion próbował wstać. Kobiety lekko przytrzymując go nie pozwoliły mu wstać.
- Dokąd chcesz iść? My damy ci czego chcesz - rzekła brązowowłosa piękność.
- Muszę.. Muszę - Rob próbował sobie przypomnieć co musiał, ale nie mógł - Nie pamiętam.
Gdy bohater patrzył jak kobiety go przytulają sam nie zauważył jak pozostałe kobiety zaczęły oplątywać go rękami. Wściekł się i odpalił swoje czerwone płomienie, by je odpędzić. Krzyknął "Osuńcie się!" a zdegustowane kobiety to uczyniły. Czarnoksiężnik wiedział co tu się dzieje. To nie tylko urok kobiet tak na nich działa. To jakieś zaklęcie. Tak w ogóle, to nie kobiety. Jakie kobiety chciały by żyć w wulkanie i jak miałyby w ogóle tam przeżyć. To sztuczka. Kolejna próba. Nie chodziło o siłę fizyczna tylko o siłę woli. Czarnoksiężnik wytargał z rąk kobiet Roba i zaciągnął go pod drzwi. Jednak gdy sięgnął po klamkę, drzwi już tam nie było.


- Co to za sztuczki? - zapytał - Oddawać drzwi!
- Nikt kto nie chce stąd wyjść, nie wyjdzie -  blondynka przemówiła, tym razem już nie uwodzącym tonem, po czym zwrócił się do Roba wracając do słodkiego głosu - Prawda mój chłopcze?
Rob wstał i poszedł w stronę tronu, by dalej kosztować przyjemności z życia. Wściekły Ergo rzekł do niego:
- Rob co ty robisz!? Pamiętaj o swojej siostrze! Chciałeś jej pomóc!
Rob nie słuchał! Zasiadł na tronie a kobiety zaczęły mu znów podawać wina, robić masaże i tulić się do niego.
- To nie jest prawdziwe Rob - wałkował temat Szkarłatny - Otrząśnij się z tego. Twoja rodzina cię potrzebuję.
- Jaka rodzina - odpowiedział nieprzytomnie Rob. Wojownik wiedział, że mu nie pomoże. Skoro chłopak sam sobie życzył, aby przestał mu pomagać, tak też uczynił. Obrócił się. Drzwi były już na swoim miejscu. Opuścił komnatę czwartej próby.


 ***

Szkarłatny Wojownik wszedł do kolejnej groty i od razu zobaczył czerwony puchar. To jego kazał przynieść Gorahk na dowód wykonania próby. Oczywiście było to bezsensowne skoro on i tak oglądał wszystko. Podszedł do pucharu, ale zaraz kilka metalowych krat wyskoczyło z pod ziemi, zanim zdążył się jeszcze zbliżyć. Zasłoniły one dostęp do pucharu. Usłyszał coś za sobą. W pustej grocie był tylko stos zawalonych kamieni pod ścianą. Mógł się domyślić, że z niej też coś powstanie. Ostatnia próba. Próba wiedzy. Ergo parzył jak skały podnoszą się i formują w podobnego do człowieka golema. Ten golem nie tylko był postury ludzkiej, ale też podobnego wzrostu. Jego przygarbienie i kamienna skóra przypominały Gorahka. Golem zaatakował szarżując w stronę Wojownika.

Potwór z kamienia nie próbował staranować Wojownika. Zatrzymał się i zaatakował pięścią z kamienia jak młotem. Ergo zrobił unik, gdyż nie było sensu blokować ciosów. Golem próbował uderzać na różne sposoby. Bohater uchylał się i unikał. Nie zadawał ciosów, bo było by to bezsensowne. Zamiast wroga zraniłby samego siebie. Golem w końcu trafił w jego tułów, odpychając go boleśnie w bok. Wojownik upadł i przetoczył się, wstając natychmiastowo. Golem podszedł zadając atak pięścią z góry w dół, prosto w ziemię. Czarnoksiężnik przetoczył się po ziemi w prawą stronę golema, unikając ciosu i wyciągając miecz. Zadał szybki cios w szyję golema i powtórzył go dwa razy. Nic to nie dało. Golem kontynuował ataki masywnymi pięściami.

Powtarzał atak a Ergo, albo unikał ciosu, albo uderzał mieczem kontratakując cios golema. Zadawał celne ciosy, ale były bezużyteczne. Golem po kolejnym ataku, gdy jego przeciwnik podszedł zbyt blisko, odepchnął go ramieniem. Wojownik przetoczył się dalej i wyciągnął charkam. Rzucając go wbił mu go w szyję i zaczął nim kręcić. Ostrze przestało wirować. Zawrócił je i obejrzał. Było uszkodzone. Zagapił się i golem prawie go uderzył. Tym razem unik na lewo nie poskutkował. Kamienny stwór złapał Szkarłatnego w masywną pięść. Czarnoksiężnik zaczął okładać jego szyję mieczem, ale kamienie ledwo się odłupywały. Gdy Wojownik włożył mu miecz do oka, wyglądającego jakby był wypełniony magmą, potwór rzucił nim. Bohater trzymał tak mocno miecz, że go wyciągnął, gdy golem nim cisnął ten wylądował na ziemi, wypuścił go z ręki. Miecz upadł dość daleko. Tym razem zanim golem doszedł do niego, zdążył wyjąć i rozłożyć kuszę. Strzelił w golema trafiając w głowę, ale to również nie zadziałało. Powtarzał proces, aż stwór podszedł i zrobił kolejny unik. Czarnoksiężnik odrzucił kuszę i wytworzył kulę ognia. Skumulował ją obiema rękami. Obrócił się, ale golem był już za blisko. Kopnął go swoją wielką kamienną stopą w tułów, rozbijając kulę ognia i odpychając go na ścianę. Podszedł i chwycił Wojownika za gardło przypierając do ściany. Wojownik podciągnął się jednym ruchem na jego ręce, trzymając się za jego nadgarstek oburącz. Zaczął kopać go po twarzy. To była tylko desperacka próba. Takie ataki nie działały na kogoś kto jest ze skały.

Golem cofnął rękę by móc uderzyć nim o ścianę, do której go przypierał. Szkarłatny był bezradny. Pomyślał jednak, że spróbuje jeszcze czegoś. Wyciągnął ze skrytki dwie bomby dymne i wetknął je do lekko rozchylonych ust potwora, ówcześnie je aktywując. Zaczęły parować wewnątrz stwora. Dym zaczął wyskakiwać z głowy golema. Stwór go puścił. Zaczął trzymać się za głowę, jakby to mu mogło pomóc. W końcu jego głowa zaczęła pękać. Magma w oczodołach i ustach golema zmieniła się na dym. Coraz więcej pęknięć było widocznych na jego głowie. W końcu stwór zatrzymał się i jego głowa pękła rozpadając się na małe kamyczki. Jego kamienne ciało osunęło się na ziemię.


***

Ergo otrząsł się, pozbierał bronię i wziął czerwono-pomarańczowy puchar przyozdobiony kamieniami szlachetnymi. Nagle w ścianie groty po lewej głazy zaczęły się rozsuwać. Otwór miał kształt drzwi a za nim formował się korytarz. Bohater podszedł i zobaczył z daleka wyjście. Popatrzył na puchar a potem na korytarz. Nie mógł jeszcze wyjść. Musiał po kogoś wrócić.
Wyjął z ekwipunku "białą aurę". Ten płyn dezaktywuję wszystkie efekty optyczne. Wszystkie wizje, halucynację, iluzje i miraże. Wypił ją. Jego oczy przybrały ciemną białą barwę. Wkroczył do miejsca czwartej próby. Tym razem zobaczył ciemną grotę. Na środku stały obrzydliwe stworzenia. Górskie syreny to niebezpieczne istoty. Poszarpane włosy i niebieska skóra. Czarne postrzępione szmaty i zęby długie jak u wilka a także szpony długości palców. Wszystkie otaczały Robiona, który siedział na jakimś drewnianym krześle, przypominającym tylko kształtem wspaniały złoty tron. Wszystko to
Czarnoksiężnik widział z lekką białą poświatą, którą dodawał do widoku eliksir alchemiczny, znany jako "biała aura". Syreny popatrzyły na Wojownika, który machnięciem obu rąk wywołał w nich czerwone płomienie.
Syreny zasyczały.


Część 4
 
Matka i brat Roba czekali w umówionej jaskini. Nagle młodszy brat dostrzegał kogoś zbliżającego się. Był to Ergo i Rob. Chłopak zatrzymał się. Nie wyglądał najlepiej. Wojownik minął rodzinę. Gdy matka młodzieńców zapytała co się stało, Szkarłatny w milczeniu wyjął i pokazał czerwony puchar, następnie odchodząc w stronę wulkanu Gorakha. Rob tylko stał zasmucony jakby wyssany z energii.
Czarnoksiężnik szedł przez dolinę pomiędzy wulkanami. Z daleka widział jak rodzina Roba podąża w tym samym kierunku. Wiedział, że szli do golema. Domyślał się, że chcę błagać o drugą szansę. Nie obchodził go to. Rob poddał się przy czwartej próbie. Mimo to, że Wojownik mu pomagał. W nocy założył obóz okolony czerwonymi płomieniami. Przed snem rodzina Roba go minęła. Rzucił im zimne spojrzenie i powrócił do odpoczynku. Następnego dnia kontynuował podróż. Dotarł do wulkanu i otworzył przejście. Rob już tam czekał. Wmaszerował za nim. Bohater udawał, że go ignoruję. Podszedł do Gorahka, który zajmował się czymś po drugiej strony swojej jaskini. Odwrócił się i przydryfował do krawędzi. Wojownik zaczął:
- Próba mądrości? - zapytał oskarżającym tonem - Uważasz zabicie golema, za wiedzę?
- W tym właśnie była próba - odpowiedział golem - Musiałeś go zabić myśląc. Była ostatnia, bo najtrudniejsza.
- A jakbym nie miał czym go zabić? - kontynuował Szkarłatny - To niby co miałbym zrobić? Tamta próba była idiotyczna.
- Nikt nie mówił, że będą proste - odrzekł - Teraz wrzuć puchar do ognia mego wulkanu a spełnię twoje życzenie.
- Zaczekaj! - krzyknął Robion - Daj mi drugą szansę! Proszę! błagam! Moja siostra umrze!
- Jak wiele innych istot - odrzekł Gorahk - Zawiodłeś na próbie czwartej a kto wie czy nie zawiódłbyś wcześniej, gdyby nie mag.
- Prószę daj mi jeszcze jedną szansę! - powtarzał się Rob.
- Hmm - zamyślił się golem - Jednak tylko jeśli Czarnoksiężnik się zgodzi.



Rob popatrzył na Ergo a on wyraził zgodę.
- Dobrze - powiedział golem - W takim razie walczcie. Ten kto zwycięży dostanie puchar. Jeśli pokonasz tego, kto wykonał próby, spełnię twoją prośbę.
Obydwoje popatrzyli na siebie. Ognisty Czarnoksiężnik pożałował, że zgodził się na coś w ciemno.
- Zaczekaj! - wtrącił bohater - Powinieneś się mnie najpierw zapytać.
- Przecież pytałem - odpowiedział Gorahk - Rozpocznijcie walkę. Nie musi być do krwi. Wystarczy zmusić przeciwnika do poddania się.
Rob wyjął miecz i zaatakował. Wojownik musiał wyjąć swój i się bronić. Ciosy chłopaka były silne. Jego miecz był potężnym artefaktem. Atak magicznego miecza, był bardzo potężny. Wojownik przyjmował ciosy i starał się przemieszczać. Fioletowo-czerwone iskry sypały się na podłożę. Gdy Rob przygwoździł Ergo do głazu, Wojownik odepchnął go mieczem. Obszedł go i zaatakował. Teraz Czarnoksiężnik atakował. Umiał w walce skorzystać z przewagi wzrostu i siły. Rob prawie znalazł się na krawędzi. Gdy odepchnął przeciwnika kolejnym ciosem, miecz bohatera został odbity w bok. Młodzieniec spróbował go kopnąć. Ten zablokował kopnięcie swoją ręką do wewnątrz i zadał cios tyłem rękojeści swojego miecza w twarz chłopaka. Rob machnął mieczem, ale Wojownik uchylił się w dół. Następne dwa ciosy zablokował swoim ostrzem.

Rob przystąpił do ataku. Jego przeciwnik przyjmował ciosy, które były wyprowadzane skutecznie. Było ciężki do pokonania a sposób w jaki posługiwał się mieczem był zbyt zaawansowany dla niego. Czarnoksiężnik wyczuł odpowiedni moment i kopnął w tułów chłopaka, odpychając go. Robion zaatakował swoim specjalnym magicznym atakiem. Ergo zablokował swoją bransoletą. Magiczna szklana tarcza się rozłożyła, blokując cios. Chłopak rzucił się jakby z dawką nowej siły. Atakował szybko i brutalnie. Jego ataki ledwo dało się sparować. Wojownik nie wyleczył się do końca po walce z golemem. Poza tym stracił dużo siły podczas prób co utrudniało mu walkę.
Chłopak miał w rękach potężny artefakt, którym skutecznie się posługiwał. Cios za ciosem Czarnoksiężnik tracił siły. Wpadł plecami na kamień. Rob uderzył z całej siły. Jego ostrze roztrzaskało pół kamienia, gdy Ergo wykonał unik. Wykorzystał moment i podczas uniku, uderzył w jego staw kolanowy stopą a także zadał cios tyłem rękojeści, trzymanej oburącz. Stanął plecami do magmy. Rob wstał. Zadawał ciosy tym razem wolniej. Po każdym robił pauzę, jakby w każdy wkładał dużo siły. Szkarłatny zablokowywał je wszystkie mieczem. Był już prawie przy krawędzi.
Robion uderzył z góry a Czarnoksiężnik przyjął cios na swój miecz, popychając chłopaka i chwytając jego dłonie. Obrócił się i rzucił nim o ziemię przez plecy, rozbrajając go. Swój własny miecz już przyłożył na gardło chłopka, który nogami zwisał poza krawędź przepaści, prowadzącej do basenu magmy.
- Poddajesz się? - zapytał Ergo. Rob dyszał ciężko. Wiedział, że to koniec.
- Tak. Poddaje się - odparł. Szkarłatny wycofał ostrzę. Pozwolił mu wstać. Chłopak poszedł po swój miecz. Czarnoksiężnik wyjął czerwono-pomarańczowy puchar i podszedł do krawędzi. Robion siedział ze smutną miną. Wiedział, że to koniec.
- Wrzuć puchar do magmy i wypowiedz swoją prośbę - powiedział do niego Gorahk a on wrzucił puchar.


To był ten moment, w którym zastanawiasz się o co walczysz. O ludzi którzy umierają? O czyjś honor? Czy warto poświęcać jednostkę dla większego celu? Ergo nie miałby wyrzutów sumienia. Juz nieraz poświęcał życie niewinnych ludzi. Odchodził gdy oni ginęli, bo to było konieczne. Nie chodziło więc o sumienie. Wojownik walczy o lepszy świat dla każdego. Musi teraz poprosić o odnalezienie kryształu. To jedyny wybór. Zadecydował. Upuszczając puchar rzekł:
- Chcę żeby Mikena, siostra Roba, wróciła całkowicie do zdrowia i wszelka klątwa został z niej zdjęta.
Zapadła cisza. Słychać było jedynie dźwięk pucharu upadającego w ocean magmy. Gorahk w końcu zapytał:
- Jesteś pewny?
- Tak - odrzekł i udał się do wyjścia - Spełnij to życzenie.
- Nie będziesz żałował? - zapytał golem.
- Już żałuję - odpowiedział Ergo nie odwracając się.
- W takim razie niech będzie - rzekł golem i zwrócił się do Roba - Daj swój miecz.
Rob podszedł i podał miecz Gorahkowi. Golem dmuchnął a z jego ust wydobył się biały ogień. Płomień powędrował delikatnie na miecz chłopaka, okalając jego ostrzę.
- Dotknij ostrzem siostry a efekt złego ognia przestanie działać - powiedział Gorahk.


***

Ergo, już na zewnątrz patrzył jak biały ogień leczy rany Mikeny. Dziewczyna się obudziła i uśmiechnęła do rodziny. Czarnoksiężnik ruszył w swoją stronę pozostawiając uszczęśliwioną rodzinę samym sobie.
Rob dogonił go na zejściu przy skarpie.
- Zaczekaj! - powiedział - Chciałbym ci coś dać!
- Nie chce twojego miecza - odrzekł Wojownik - Jest za ciężki. Nie mam gdzie go schować. Zachowaj go dla siebie.
- Nie! To co innego - podszedł do bohatera i wręczył mu platynowy medalion, przewiązany srebrnym łańcuszkiem - Ten medalion pozwalał nam się ukrywać. Ma magiczne moce. Każdy kto go założy, będzie niewidoczny, ale tylko tożsamością. Gdy masz go na sobie, nie pozna cię nawet własny brat, lub matka. Jego magiczna moc sprawi, że będziesz widziany przez ludzi nawet tych, którzy cię znają. Będą cię rozpoznawać jako kogoś obcego. Nawet ludzie, którzy znają cię całe życie.
- Jak to działa? - zapytał
Czarnoksiężnik po chwili obracając się. Wziął do reki medalion, by go obejrzeć. Wyryte z platyny symbole, przypominały jakby jakiegoś ptaka.
- Dopóki masz go na sobie, jesteś rozpoznawany jako ten za kogo się przedstawisz, albo ktoś cię przedstawi - tłumaczył Robion - Jakbyś był zupełnie nowym człowiekiem. Nie musisz się przebierać. Tylko nie możesz się przedstawić swoim prawdziwym imieniem, lub nazwiskiem. To znaczy jakbyś miał nazwisko.

Szkarłatny spojrzał na chłopaka niedowierzająco.
- Jeśli to zrobisz - kontynuował chłopak - Albo ktoś zobaczy jak zakładasz medalion, czar na niego nie zadziała. Jeśli ktoś raz się dowie, nawet jak zdejmiesz i założysz go ponownie, czar na niego nie zadziała. Dlatego niemów najlepiej nikomu o nim i nie zakładaj, żeby zniknąć na czyichś oczach. To tak nie działa.
- Niech będzie. Może mi się przyda - odpowiedział i wziął medalion od Roba - Jeśli działa.
- Możesz go najpierw przetestować - powiedział Rob - Tak nauczysz się go obsługiwać. I Ergo - dodał gdy Wojownik zaczął odchodzić - Dziękuję.



***

Ognisty Czarnoksiężnik rozstał się z Robionem, który wrócił do rodziny. Poszedł w stronę miejsca, gdzie walczyli z łowcami smoków. Gdy się tam znalazł, podszedł do zabitego wyverna i zdjął z niego siodło.



***

Biały wyvern siedział na białym kamieniu. Pilnował gniazda, siedząc na skale. Nagle zobaczył wielką ognistą kulę, zmierzająca w jego stronę...



***

Ergo, Szkarłatny Wojownik obezwładnił i osiodłał białego wyverna. Stwór musiał mu teraz służyć. Bohater stracił kolejny trop. Jednak nadal mógł odnaleźć pozostałe. Teraz dzięki nowemu transportowi, mógł powrócić do zachodniego królestwa.


Wzbijając się na białym wyvernie, ponad dymiące wulkany Inferniki, oddalał się od królestwa wschodu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz